Hipotermia - historia Adasia

Historia dwuletniego Adasia z Racławic (woj. małopolskie), który w mroźną listopadową noc 2014 roku wyszedł z domu w samej piżamce i omal nie zamarzł, trafiła na czołówki wszystkich gazet.

04 listopad 2016
Artykuł na: 6-9 minut
Zdrowe zakupy

Nic dziwnego. Dziecko zostało znalezione w stanie śmierci klinicznej, wychłodzone do 12°C. Nigdy wcześniej nikomu na świecie nie udało się uratować pacjenta, będącego w tak głębokiej hipotermii.

- To dziecko praktycznie umarło. Wyglądało to tak, jakbyśmy przyjmowali zwłoki. Nie dawało żadnych znaków życia, było bez czynności serca, bez oddechu i bez odruchów. Z czystym sumieniem moglibyśmy stwierdzić zgon - mówił prof. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, gdzie ratowano i uratowano życie Adasia.

Ludzie mówili "cud". Ale to nie był cud. To była fantastyczna praca zespołowa prawdopodobnie najlepszych w Polsce fachowców, którzy wiedzieli, co i jak należy robić, oraz dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności. Jednym z nich było to, że dyspozytor krakowskiego pogotowia ratunkowego, który odebrał zgłoszenie o znalezieniu dziecka, szkolił się na okoliczność hipotermii i z lakonicznego zgłoszenia wyciągnął prawidłowe wnioski.

Adaś wyszedł z domu w środku nocy, w skarpetkach i tylko górze od piżamki. Już wcześniej zdarzało mu się lunatykować. Tym razem na dworze było minus 7 stopni. Chłopca znaleziono rankiem, nieopodal domu, nad rzeką. Był mokry. Leżał twarzą do ziemi i nie dawał najmniejszych oznak życia. Był w stanie głębokiej hipotermii.

Co to jest hipotermia?

Hipotermia to stan organizmu, w którym temperatura ciała jest niższa od bezwzględnego minimum normy fizjologicznej, czyli od 36°C. Spowodowany jest zbyt szybkim ochładzaniem organizmu w stosunku do jego zdolności wytwarzania ciepła. Przyczyną hipotermii może być długotrwałe oddziaływanie niskiej temperatury otoczenia (powietrza, wody) na organizm lub też zahamowanie procesów przemiany materii.

Hipotermia ma swoje charakterystyczne objawy. Pierwszym z nich jest pojawienie się dreszczy. Dreszcze to odpowiedź naszego organizmu na zimno - wywołując ruch, organizm stara się utrzymać normalną temperaturę ciała. Jeśli mu się to nie udaje i temperatura ciała nadal spada, pojawiają się kolejne objawy. Jednym z nich jest osłabienie. Dopóki są dreszcze, to można jeszcze mówić o walce organizmu z zimnem. Gdy zanikają, sytuacja staje się poważna. Zaczynamy tracić siły - najpierw w członkach, które najbardziej wystawione są na działanie zimna. Do tego pojawiają się objawy drętwienia oraz skurcze.

Jeśli temperatura spadnie poniżej 30°C, rozpoczyna się etap krytycznych objawów, takich jak utrata świadomości, słabnący puls, niewyczuwalne oddychanie, zanik reakcji źrenic na światło, sinozielona skóra itp. Praktycznie od tego momentu niewiele już można dla chorego zrobić. W każdej chwili może nastąpić śmierć w następstwie zbyt niskiej temperatury mózgu i serca.

Adaś znajdował się znacznie poniżej tej ekstremalnej granicy. Termometr do mierzenia w błonie bębenkowej głębokiej temperatury, którym dysponowali ratownicy medyczni w karetce, jako najniższą pokazuje temp. minus 20 stopni. U Adasia, zamiast cyferek wyświetlił się tylko napis "low". Ostatni stopień wyziębienia, po którym przychodzi śmierć, to temperatura poniżej 24 stopni!

 

Na ratunek

Dyspozytor, który wezwał karetkę, równocześnie zadzwonił pod numer alarmowy krakowskiego Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej, które od 2013 roku działa przy Szpitalu im. Jana Pawła II w Krakowie. Tego dnia dyżur miał dr Tomasz Darocha, jeden z pomysłodawców Centrum. On z kolei zaalarmował kardiochirurgów z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu, bo metody ratowania dziecka znacznie różnią się od ratowania dorosłych. Inny też, przystosowany do rozmiarów dziecięcych, jest sprzęt.

To był niedzielny ranek. Mimo to wszystko odbyło się jak w amerykańskim filmie. Dyżurujący lekarz natychmiast przygotował salę operacyjną i sztuczne płuco-serce ECMO, potem dopiero ściągnął do szpitala prof. Janusza Skalskiego i innych kardiochirurgów.

Adaś natychmiast trafił na salę operacyjną. Otwarto mu klatkę piersiową i podłączono go do płucoserca. Miał zaledwie 12,7°C. Ale lekarzy to nie zniechęciło. ECMO podnosi temperaturę ciała o 6-9°C w ciągu godziny. Metodami konwencjonalnymi w tym samym czasie można podnieść temperaturę najwyżej o 1-2°C.

W tej klinice wiele operacji wykonywanych jest w głębokiej hipotermii, do czego wykorzystuje się ECMO. Krew dziecka, schłodzonego do temperatury 12-15°C przepompowywana jest do maszyny, a kardiochirurg ma około 50 minut na operację. Potem trzeba dziecko ponownie ogrzać. Lekarze mają więc w tej dziedzinie olbrzymią praktykę.

- Adaś przeżył, ale co ważniejsze - także jego mózg wyszedł z tej opresji cało. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego on nie ma odmrożeń - mówi prof. Skalski. Nawet on sam przyznaje, że to był cud. Ale na ten cud złożyła się niewiarygodna praca dziesiątek ludzi w łańcuchu pomocy.

Wcześniej najbardziej wychłodzona osoba, której udało się pomóc, miała 13,7°C, czyli ponad stopień więcej niż mały Adaś.

Wczytaj więcej