To była ich pierwsza samodzielna wyprawa nad Rzekę. Co prawda rodzice zabronili chodzić Jasiowi nad Rzekę, a zwłaszcza ślizgać się po lodzie, ale w tak piękny, mroźny dzień nic nie mogło się stać. Niby zbliżała się wiosna, ale tu przy brzegu mróz jeszcze trzymał. Poza tym wszyscy chłopcy z klasy się ślizgali i nigdy nic się stało.
Człowiek jest jednak bezsilny wobec przeciwności losu. Jaś nie oddalił się od brzegu daleko, ale wystarczyło, by przemoczyć buty (niestety całkiem nowe) oraz spodnie, i kurtkę też. Bał się. Och, jak bardzo. Najpierw tego, że się utopi. Potem gniewu rodziców. Jaś schował się w krzakach i czekał. Nie bardzo wiedział na co. Zdjął mokrą kurtkę, bo była ciężka i nieprzyjemna, i czekał, a świat robił się coraz zimniejszy…
Do szpitala przywiozła Jasia karetka pogotowia. Nieprzytomnego i wymarzniętego chłopca zauważyli młodzi ludzie podczas wieczornego spaceru. W drzwiach izby przyjęć spotkali się wszyscy - ratownicy medyczni, rodzice i Jaś, który nadal miał na sobie przemoczone buty i T-shirt. Kurtka została w krzakach nad wodą. Był siny z zimna.
- Trzeba go ogrzać, może chociaż przyniosę gorącą herbatę. W korytarzu jest maszyna z napojami - zaoferował się ratownik medyczny, widząc przerażonych rodziców.
- Nie ma mowy - natychmiast i stanowczo zaoponował Pan Doktor - to nastolatek, nie wiadomo, może pijany, może naćpany, zaraz mi tu rzygać zacznie.
- Jaś nie jest nastolatkiem, jest wysoki jak na swój wiek, ale to mały chłopiec, ma dopiero 9 lat - odparła matka.
- O, to pani nic nie wie o dzisiejszej młodzieży - mówił Pan Doktor - a Jaś siedział i marzł. -
Więc, co? Będzie pan tak patrzył i siedział z założonymi rękami? A co do rzygania, to trudno, pacjenci robią różne rzeczy, prawda? Ale skoro szpital nie ma salowych, to ja posprzątam - odpowiedziała matka i poczuła, jak krew napływa jej do twarzy. Tylko spokojnie. CEL: bezpieczeństwo Jasia. Awantura niczego nie przyspieszy. Współpracuj. Na ewentualne skargi i żale przyjdzie czas.
- Imię i nazwisko - to głos pielęgniarki. Zupełnie wyprany z emocji.
- Moje czy dziecka?
- I jedno i drugie.
- Jan Zwyczajny - spokojnie odpowiedziała matka.
- OK, będziemy to robić równolegle - dodała, patrząc na pielęgniarkę - ja zajmę się swoim synem, a pani będzie zadawać pytania - i zaczęła zdejmować swoją kurtkę, buty i skarpetki.
- Data urodzenia, miejsce zamieszkania, imiona i nazwiska rodziców, nazwisko panieńskie matki (babci), przebyte choroby, przyjmowane lekarstwa…
Matka odpowiadała na pytania, zamieniając mokre ubranie Jasia na swoje suche, jednocześnie próbując wypytać syna o to, jak się czuje i czy nic go nie boli. Jaś reagował na głos matki, ale nie odpowiadał. Był niezbyt przytomny.
A Pan Doktor słuchał, patrzył i milczał.
Dobrze, że chociaż nie przeszkadza, pomyślała matka. Gdyby i on zaczął zadawać pytania, wszystko trwałoby jeszcze dłużej. I dobrze, że udało mi się wypchnąć męża za drzwi, dodała w duchu. W przeciwnym razie byłaby awantura.
Na koniec Pan Doktor wezwał innego lekarza i Jaś został przyjęty na oddział, zbadany, ubrany w ciepłą pidżamę, położony do ciepłego łóżka. Dostał też kroplówkę. Pani Doktor była miła, cierpliwa i kojarzyła się z bezpieczeństwem.
- Niech się pani nie dziwi - odpowiedziała żalącej się matce - taka procedura. Nic nie da się zrobić. NFZ… Bez tych danych nie można przyjąć dziecka na oddział. A nikt nie chce kłopotów, rozumie pani?
- Nie bardzo - odpowiedziała matka. - Zawsze myślałam, że lekarze, szpital, no, że w ogóle służba zdrowia jest po to, żeby leczyć, pomagać… że najważniejszy jest człowiek.
Miła Pani Doktor wzruszyła ramionami i poszła na oddział. Leczyć i pomagać… ale też spełniać wymogi NFZ.
Ta historia mogłaby potoczyć się inaczej. Zdenerwowani rodzice, często nie rozumiejąc zachowania lekarzy, wszczynają awantury. We wzajemnych oskarżeniach, żalach, gniewie umyka to, co najważniejsze: bezpieczeństwo, zdrowie, a nawet życie naszych bliskich.
Co pacjent powinien wiedzieć o relacji z lekarzem, żeby przetrwać?
1. Podobnie jak mama Jasia, skup się na tym, co w danej chwili najważniejsze - na bezpieczeństwie Twoich bliskich.
2. Zarządzaj własnymi emocjami, nie daj się ponieść gniewowi - to niczego nie ułatwi i nie przyspieszy. Nie daj się sprowokować, nie reaguj gniewem. To nie znaczy, że masz być bierna. Bądź stanowcza. Gniew, nawet najbardziej uzasadniony, prędzej czy później doprowadzi do katastrofy - agresji, złośliwości, większego stresu i straty czasu, który powinien być przeznaczony na pomoc potrzebującemu.
3. Staraj się współpracować.
4. Nie próbuj zrozumieć zarządzeń NFZ. Nie rozumieją ich nawet lekarze.