Laura Yarham ukończyła studia w Wyższej Szkole Medycyny Naturopatycznej w 2005 roku. Jej egzaminatorzy byli wyraźnie pod wrażeniem przypadku Kate, którym Laura się zajmowała i który im zaprezentowała. Zanim postanowiła zająć się medycyną alternatywną, pracowała jako wykwalifikowana pielęgniarka. Poza tym praktykuje naturopatię oraz stosuje irydologię pozwalającą przypisywać objawy konkretnym schorzeniom. Umiejętności te łączy z udzielaniem porad i wskazówek, jest też bowiem wykwalifikowanym doradcą życiowym. Laura przeniosła swoją praktykę ze Shrewsbury, gdzie mieszkała podczas leczenia Kate, do małego miasteczka Henley-in-Arden leżącego w bliskiej odległości od słynnego Stratford-upon- Avon, miejsca urodzenia Szekspira. Laura prowadzi swoją działalność pod szyldem Herbal Synchronity (www.herbalsynchronity.co.uk).
Przyszłe mamy, które obawiają się poronienia, nie mogą liczyć na zbytnią pomoc ze strony medycyny konwencjonalnej. Odpoczynek w łóżku, aspiryna i regularne badania to wszystko, co lekarze mają w takiej sytuacji do zaoferowania. Gdy dodamy do tego bardzo niską wagę ciała, przebytą dopiero co malarię, uniemożliwiające chodzenie osłabienie organizmu oraz wymioty, wtedy zrozumiemy, z jakim stresem i problemami musiała mierzyć się Kate Harris.
Kate już kiedyś w przeszłości poroniła, a teraz desperacko pragnęła utrzymać ciążę. Męczyły ją obawy i wątpliwości, czy jej stan na to pozwoli. Jej prawidłowa waga wynosiła 51 kg, a w tamtym okresie ważyła tylko 35 kg. Martwiła się więc, że nie będzie miała siły urodzić dziecka, a nawet gdyby dała radę, obawiała się, że nie starczy jej energii na zajmowanie się nim i wychowanie go. Jedyne, na co miała w tamtym czasie siłę, to przechadzka na drugą stronę ogródka.
Mieszkała wtedy w domu rodzinnym wraz z rodzicami, którzy oboje, jako lekarze, próbowali wszystkiego, by jej pomóc. Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy jej matka dowiedziała się, że przyjmowana przez Kate na malarię chinina może powodować wady wrodzone u dziecka. Do tego jej partner, ojciec dziecka, był bardzo bliski odejścia.
Dziś 46-letnia Kate jest dumną mamą siedmioletniego Edwarda. Razem z mężem Scottem mieszkają w Shrewsbury. Edward jest bardzo zdolnym dzieckiem, egzamin w trzeciej klasie zdał z doskonałymi wynikami, gra na pianinie i czyta najlepiej w całej klasie.
Kierunek: Gambia
Osiem lat temu żadna z tych rzeczy nie wydawała się możliwa. Był rok 2005, w Londynie panowała żałoba ku pamięci ofiar lipcowego zamachu, a Kate i jej partner Ian chcieli zacząć nowe życie w Gambii. Było to przede wszystkim marzenie Iana, który jako dziecko mieszkał w tym kraju. Kate zaś chętnie na to przystała, rzucając pracę asystentki w kancelarii prawnej i ciesząc się perspektywą nowego startu.
Jednak kilka miesięcy po przybyciu do Afryki oboje zachorowali na malarię, mimo że przed wyjazdem brali profilaktyczne tabletki. Podano im chininę, zgodnie z tokiem postępowania w przypadkach zagrażających życiu. Ian szybko wyzdrowiał, jednak Kate coraz gorzej się czuła, a także bardzo gwałtownie wymiotowała. W końcu trafiła do prywatnej kliniki, gdzie leżała pod kroplówką i dostawała chininę w zastrzykach (w sumie 17 dawek). Nawet gdy wszystkie objawy malarii ustąpiły, Kate nie przestawała wymiotować. Podczas jednego z badań okazało się, że jest w ciąży. Postanowili więc wraz z Ianem natychmiast wracać do Wielkiej Brytanii.
Przenieśli się do jej domu rodzinnego, ale pierwsze dwa tygodnie po powrocie Kate przeleżała w szpitalu. - Lekarze bardziej martwili się mną samą niż tym, czy dam radę donosić ciążę - wspomina. Nie była w stanie przełknąć żadnego jedzenia bez wymiotowania, a utrata wagi była już naprawdę ogromnym zmartwieniem. Lekarze wypuścili ją do domu w okolicach Bożego Narodzenia, gdyż była w końcu w stanie przełknąć wodę bez zwracania jej.
Po powrocie do domu rodziców - jej matka jest lekarzem rodzinnym, a ojciec chirurgiem - nadal żywiła nadzieje, że uda jej się utrzymać ciążę. Jedyne, co była w stanie strawić, to lody i galaretka, a ruchu zażywała jedynie w postaci kilku kroków na drugą stronę ogródka.
Trzy najważniejsze zasady zdrowego życia Laury
- Pij więcej wody.
- Nie jedz w pośpiechu - usiądź wraz z rodziną do stołu, powoli wszystko dokładnie przeżuwaj.
- Przejmij kontrolę nad swoim życiem wprowadzając zmiany, np. zacznij lepiej się odżywiać. Skup się na tym, co możesz osiągnąć, a nie na tym, czego nie możesz.
Pomoc naturopatki
Jakiś czas później jedna z koleżanek Kate powiedziała jej, że zna pewną naturopatkę, która być może będzie w stanie pomóc. W zasadzie była to naturopatka wciąż w trakcie nauki: studentka londyńskiej Wyższej Szkoły Medycyny Naturopatycznej, która szukała ciekawego przypadku do opisania w swojej pracy dyplomowej. W sumie nie brzmiało to zbyt obiecująco, ale Kate dostrzegła w niej kilka przekonywujących cech, które przypadły jej do gustu.
Laura Yarham, owa naturopatka, była wykwalifikowaną pielęgniarką, która odwróciła się od medycyny konwencjonalnej w poszukiwaniu innego podejścia do leczenia człowieka, które miałoby więcej do zaoferowania. I, co być może najważniejsze, sama była matką dwójki dzieci, rozumiała więc obawy Kate. Obie panie od razu się dogadały. Ich pierwsze spotkanie trwało półtorej godziny, podczas którego Laura zadała Kate całą masę pytań.
Kate była wówczas w 29. tygodniu ciąży i nadal wymiotowała trzy razy dziennie. Jej mizerność i bladość bardzo niepokoiły Laurę, podobnie jak jej oczywisty stres. Terapeutka zanotowała wtedy dwa słowa, których Kate bez przerwy używała: "sfrustrowana" i "przerażona".
- Zawsze uważnie słucham i wiem, jak czytać między wierszami - mówi Laura. Szybko zorientowała się, że stan psychiczny Kate jest ściśle powiązany z niemożnością utrzymania jedzenia w żołądku. "Zapytałam ją, od jak dawna jest tak wrażliwa na jedzenie, na co odparła, że praktycznie od zawsze. Było dla mnie jasne, że problemy z trawieniem towarzyszą ostrym atakom paniki, a Kate cierpiała na nie dosłownie każdego dnia. Laura zauważyła też, że Kate ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i stara się zadowolić innych, nie zważając na samą siebie.
Laura przyjęła więc podejście holistyczne. Poleciła Kate nie pić mleka generującego kwasy w jej żołądku, i przestawić się na wodę, soki i szejki owocowe. Na śniadanie poleciła jej jeść owsiankę, gdyż jest lekkostrawna oraz sycąca, i osobno spożywać owoce. Pracę Laury monitorował czołowy zielarz Peter Jackson-Main. Razem uzgodnili, że Kate powinna zażywać wiązówkę błotną oraz mierznicę czarną, zioła na usprawnienie procesów trawiennych i złagodzenie objawów ze strony żołądka.
Na uspokojenie Laura stosowała raz w tygodniu akupunkturę aurikularną (czyli skupioną wyłącznie na uchu), do wykonywania której miała już uprawnienia.
Laura szybko zorientowała się, że stan psychiczny Kate jest ściśle powiązany z niemożnością utrzymania jedzenia w żołądku
Kate przyznaje, że z początku była dość sceptyczna, ale akupunktura okazała się bardzo relaksująca, a poprawę dało się odczuć już w trakcie trwania zabiegu.
Porady żywieniowe połączone z zażywaniem ziół również przyniosły rezultaty i Kate mogła w końcu jeść brokuły i makaron z tuńczykiem bez wymiotowania.
Jako ostateczne lekarstwo Laura zaleciła jej prowadzić pamiętnik, w którym Kate mogłaby zapisywać swoje prawdziwe uczucia; poradziła jej też, jak być bardziej asertywną i nauczyła ją wyrażać swoje potrzeby.
Laura była zdumiona widząc ogromną poprawę u Kate w niecałe siedem tygodni od ich pierwszego spotkania. - Nadal w pewnym stopniu cierpiała na niestrawność i raz dziennie wymiotowała, ale i tak było znacznie lepiej niż na początku. Jednak największą przemianę przeszła jej osobowość: Kate zaczęła brać sprawy w swoje ręce, była spokojna i pewna siebie, po prostu kwitła! Powróciła jej energia, miała siłę chodzić na długie spacery i wszystko sobie przemyśleć.
W czasie tych kilku tygodni waga Kate podniosła się do 44 kg, a więc tylko o kilka kilo mniej niż jej optymalna waga. Kilka tygodni przed porodem Laura przepisała jej liść maliny, tradycyjne lekarstwo na ułatwienie porodu. Coś najwyraźniej zadziałało: poród Kate trwał najkrócej wśród wszystkich kobiet leżących na oddziale, nie była też jej potrzebna żadna specjalna pomoc. Edward przyszedł na świat ważąc trzy kilogramy, czyli całkowicie w normie. Jednak z powodu albo nietypowej kombinacji genów Kate i Iana, albo też przez zażywaną przez nią chininę, Edward urodził się albinosem i tylko z częściowo rozwiniętym wzrokiem.
Bibliografia
- stronaFDA
- MolPharmacol,2008;74:1576-86
Pomimo tych trudności, jej synek cieszy się każdą chwilą życia - dobrze idzie mu nauka gry na pianinie i potrafi już całkiem nieźle czytać.
Kate odzyskała kontrolę nad swoim życiem i gra teraz w zespole, Sand Ghosts, wraz ze swoim mężem Scottem, który jej grze na skrzypcach i pianinie akompaniuje grą na perkusji.
Nawet rodzice Kate, lekarze, przyznają, że w medycynie alternatywnej coś jednak musi być.