Technika Alexandra uczy ciało, jak "zapamiętać" prawidłową postawę i oddech, w tym prawidłowe ustawienie kręgosłupa, które zatracamy przez stres, ból i złe nawyki.
Kathy Glenn, terapeutka zajęciowa usłyszała, że przez resztę życia będzie brała leki przeciwbólowe, a jej kariera zawodowa definitywnie się zakończyła, po tym jak pewien pacjent z nadwagą potknął się i runął prosto na nią. Ta niewesoła prognoza sprawdziła się w przypadku jej współpracowniczki, która również ucierpiała w wypadku, a przez kilka lat wyglądało na to, że taki sam los czeka Kathy.
Uszkodzeniu uległ jej staw krzyżowo-biodrowy (tam kręgosłup styka się z miednicą; nadaje on ciału giętkości i umożliwia wykręcanie i obracanie się podczas chodzenia), przez co nieustannie towarzyszył jej ból.
Siedzenie czy stanie przez więcej niż godzinę nie wchodziło w grę, a do tego każdej nocy Kathy budziła się ze snu.
Przez kilka pierwszych miesięcy Kathy była na zwolnieniu. Gdy w końcu wróciła do pracy, była w stanie przepracować tylko pół dnia. Co gorsza, uzależniła się od ibuprofenu - zawsze miała przy sobie tabletki, czy to podczas spaceru, czy siedząc przed telewizorem.
"Zawsze musiałam mieć je pod ręką. Nawet gdy zmieniałam torebkę, zawsze pilnowałam, by tabletki były pierwszą rzeczą, którą przekładałam ze starej torebki do nowej. Pomagały mi, ale nigdy całkiem nie pozbyłam się bólu", wspomina. Ponadto, przez nie nabawiła się owrzodzeń w jamie ustnej i miała zaparcia.
Wyglądało na to, że ponure przewidywania lekarza sprawdzają się co do joty. Powiedział przecież, że do końca życia będzie brała leki przeciwbólowe, i że nigdy nie będzie w stanie pracować jak dawniej. Był już wręcz gotowy do uznania jej za trwale niezdolną do pracy.
Lekarz wątpił też, aby osteopatia czy fizjoterapia przyniosły jakiekolwiek efekty, dlatego odmówił nawet skierowania Kathy na darmowe sesje finansowane przez National Health Service (odpowiednik polskiego NFZ).
W końcu udało się go do tego przekonać, ale Kathy szybko tego pożałowała.
"Czułam się, jakby położyli mnie na taśmie produkcyjnej. Nikt mnie porządnie nie przebadał. Zrobili mi USG, ale chyba nic to nie dało. Leżałam w samej bieliźnie na oczach fizjoterapeuty, a od następnego pacjenta oddzielała mnie tylko cieniutka zasłonka. Czułam się, jakby wszyscy na mnie patrzyli i byłam coraz bardziej spięta, co nie wspomagało terapii". Oprócz tego Kathy z własnej kieszeni opłacała zabiegi osteopatii, jednak nie przyniosły one większych rezultatów.
Lekarze wątpili, czy osteopatia i fizjoterapia pomogą - odmówili nawet wydania skierowania na darmową fizjoterapię finansowaną przez państwowego ubezpieczyciela.
Dwa lata po wypadku nie zauważyła u siebie żadnej prawdziwej poprawy i wciąż przyjmowała leki przeciwbólowe. I właśnie wtedy znajoma wspomniała jej o kursie "Wprowadzenie do techniki Alexandra" (AT), który wkrótce miał się odbyć w centrum edukacyjnym dla dorosłych w pobliżu jej domu we wschodnim Londynie.
"Coś tam słyszałam o technice Alexandra i chciałam dowiedzieć się o niej czegoś więcej, bo wydawała się być odmienna od wszystkiego, czego do tamtej pory próbowałam", mówi Kathy. Technika Alexandra uczy ciało, jak "zapamiętać" prawidłową postawę i oddech, w tym prawidłowe ustawienie kręgosłupa, które zatracamy przez stres, ból i złe nawyki (patrz ramka: O co w tym wszystkim chodzi?). Kurs prowadziła Stephanie Smith, czołowa nauczycielka AT. Pamięta ona, że Kathy była obecna na każdym z pięciu warsztatów. Kathy twierdzi, że jej ciało od razu "złapało" jedno z klasycznych ćwiczeń AT, pozycję półleżącą (patrz artykuł: Technika Alexandra: opis, ćwiczenia, porady), zdecydowała się zatem na kontynuowanie praktyki podczas prywatnych sesji pod okiem Stephanie.
Kluczem do sukcesu było uświadomienie ciału jego złych nawyków; Kathy pokazano więc, na czym polega prawidłowa postawa ciała i nauczono ją, jak używać myśli do korygowania swoich złych nawyków i pozbycia się napięć oraz skurczów
Po pierwszej lekcji - jak praktycy Techniki Alexandra nazywają sesje - Kathy powiedziała, że chciałaby skupić się na odczuwanym bez przerwy bólu i na swoim psychologicznym uzależnieniu od środków przeciwbólowych. Stephanie wspomina: "Gdy położyłam dłonie na Kathy, poczułam, że jej szyja jest skręcona, a cała prawa strona jej ciała jest zapadnięta. Odkryłam też, że jej stopy nie podtrzymywały właściwie jej ciężaru w kontakcie z podłogą, i że miała skłonność do skracania oddechu: nie dopuszczała do pełnego wydostania się powietrza z płuc, zatem faza wdechu przekraczała fazę wydechu".
Kluczem do sukcesu było uświadomienie ciału jego złych nawyków; Kathy pokazano więc, na czym polega prawidłowa postawa ciała i nauczono ją, jak używać myśli do korygowania swoich złych nawyków i "uwolnienia" napięć i skurczów. Podczas sesji Stephanie zorientowała się, że Kathy ma pewne problemy z koordynacją. Poza tym rozpoznała u niej łagodną dyspraksję, która objawia się trudnościami w planowaniu i wykonywaniu czynności sensorycznych i motorycznych oraz w myśleniu na ich temat.
Tak czy inaczej, pierwsza lekcja była prawdziwym objawieniem. Po raz pierwszy od dwóch lat Kathy nie czuła bólu. Jej znajomi wspominają, że po sesji wyglądała i zachowywała się inaczej, nie sięgała też automatycznie po ibuprofen.
"Nie byłam pewna, czy rzeczywiście czuję się lepiej, czy tylko tak mi się wydaje, więc potrzebowałam obiektywnej opinii na temat mojej poprawy", mówi Kathy.
Zarezerwowała pięć kolejnych sesji i, po krótkiej przerwie, siedem następnych. Stephanie uważa, że potrafi poradzić sobie z większością wad postawy w przeciągu dziesięciu sesji. I chociaż poprawę widać było już po pierwszych kilku sesjach, po 14 latach Kathy nadal przychodzi do Stephanie mniej więcej raz na sześć tygodni na sesje podtrzymujące. Stephanie uważa bowiem, że dyspraksja Kathy sprawia, iż jej ciało "zapomina" jak utrzymywać poprawną postawę.
Z punktu widzenia Kathy, każda wizyta jest warta zachodu, a AT przyniosło jej też wiele innych korzyści. "Praca terapeutki zajęciowej dla państwowej służby zdrowia pełna jest wyzwań i stresu, stosuję więc techniki AT dla utrzymania równowagi i spokoju. Jeśli czeka mnie trudne spotkanie, skupiam się przed nim na sobie, poprawiam postawę i głęboko oddycham - dzięki temu nie staję się spięta i lepiej wszystko znoszę".
Efekty Techniki Alexandra nadal nie przestają zadziwiać Kathy. "Czasami Stephanie twierdzi, że mój kręgosłup się odwija i robię się trochę wyższa. Gdy wsiadam potem do samochodu widzę, że faktycznie tak jest, bo zawsze muszę wtedy poprawić wsteczne lusterko!"
Stephanie Smith, obecnie wykwalifikowana nauczycielka Techniki Alexandra, zetknęła się z tą terapią, gdy uszkodziła sobie staw krzyżowo-biodrowy. Była zdumiona szybkością jej działania.
Historia Stephanie
Stephanie Smith, nauczycielka Kathy, jest wykwalifikowaną specjalistką od 19 lat. Jej droga do Techniki Alexandra nie różniła się mocno od drogi Kathy; cierpiała na silny ból pleców po uszkodzeniu stawu krzyżowo-biodrowego podczas podnoszenia ciężkich przedmiotów. Chodziła do fizjoterapeuty oraz osteopaty dwa razy w tygodniu, ale poprawa była niewielka.
"Teraz widzę, że strasznie się wtedy garbiłam, ale za każdym razem, gdy wchodziłam do kliniki nikt nawet o tym nie wspomniał", mówi. Większość jej znajomych znała Technikę Alexandra - choć ona sama nigdy o niej nie słyszała - i namawiali ją, by umówiła się na spotkanie z nauczycielem. Na pierwszej sesji, 26 lat temu, nauczycielka wyprostowała ją, pokazała jej, jak rozluźnić odpowiednie grupy mięśni oraz wytłumaczyła, w jaki sposób głowa powinna prawidłowo i swobodnie spoczywać na kręgosłupie.
Tak samo, jak w przypadku Kathy, odpowiedź organizmu była natychmiastowa - Stephanie nagle przestała odczuwać ból.
"Byłam zafascynowana. Jakim cudem ta osoba ledwie dotykając mojego ciała jest w stanie uzyskać tak imponujące efekty?"
Stephanie była tak urzeczona, że sama postanowiła zostać nauczycielką AT. Po trzyletnim szkoleniu, podczas którego jej mentorem był doktor biomechaniki na Uniwersytecie w Surrey, Stephanie zdobyła dyplom i kwalifikacje jako nauczycielka AT udzielone przez Stowarzyszenie Nauczycieli Techniki Alexandra (The Society of Teachers of the Alexander Technique).