19 stycznia 2004 r. podczas meczu futbolu amerykańskiego Terrell Owens, skrzydłowy Philadelphia Eagles, złamał kość strzałkową (długą, cienką kość podudzia, biegnącą równolegle do kości piszczelowej), oderwał więzadło przyśrodkowe od kości piszczelowej, skręcił staw skokowy i rozszarpał więzozrost krzyżowo-biodrowy. Podczas operacji przeprowadzonej 2 dni później poskładano załamane kości i przywrócono właściwe położenie więzadła przyśrodkowego.
Jak można było się spodziewać, zawodnik usłyszał, że nie będzie mógł uczestniczyć w Super Bowl, który miał odbyć się już za 6 tygodni. W najlepszym razie miał być zdolny do gry w następnym sezonie – ale mógł też nie zagrać już nigdy. Owens nie tylko zagrał wtedy w Super Bowl, ale też odebrał 9 podań, zaliczając łącznie 122 jardy, a potem uprawiał zawodowo futbol jeszcze przez 8 lat.
Jak to było możliwe? Zadzwonił do Carolyn McMakin. Już w 3 godz. po złamaniu dr McMakin, chiropraktyk z Portland w stanie Oregon, zastosowała u niego leczenie mikroprądami o odpowiednio dobranych częstotliwościach impulsów (FSM). Godzinę po operacji Owens rozpoczął 24-godzinną sesję stymulacji mikroprądowej. Nie było ani obrzęku, ani krwiaków, ani bólu po obrażeniach oraz po zabiegu chirurgicznym. – Stosujemy odpowiednie częstotliwości do powstrzymywania stanów zapalnych, do zwiększania tempa gojenia i do zatrzymywania krwawienia w ostrych urazach – mówi dr McMakin, założycielka New Heights Physical Therapy.
– Po operacji aplikowaliśmy 4-5 godz. leczenia FSM dziennie. W trzecim dniu Owens biegał na bieżni w basenie. W szóstym obciążał już nogę i nosił tenisówki. W drugim tygodniu wykonywał ćwiczenia równoważne, mające na celu ponowne wytrenowanie propriocepcji. Po 4 tygodniach skany wykazały, że złamanie i więzadła zagoiły się. Dr McMakin, będąca nie tylko chiropraktykiem, ale też badaczem klinicznym, wykładowcą i autorką książek, zajęła się techniką FSM po tym, jak jej przyjaciel i kolega po fachu George Douglas z Waszyngtonu w 1983 r. kupił praktykę osteopatyczną od Harry’ego Van Geldera i odziedziczył po nim dwukanałową maszynę prądotwórczą z 1922 r. wraz z listą częstotliwości z lat 20.
Pacjenci wchodzą z bólem o średnim poziomie intensywności 7, a wychodzą godzinę później, nie czując go zupełnie.
Maszyna i lista poniewierały się w szufladzie jeszcze przez kilka lat, zanim Douglas natknął się na nie. – Mieliśmy wtedy dwukanałowe analogowe urządzenie do mikroprądów – wspomina McMakin. – George spojrzał na listę i powiedział: "Wiesz, ta stara maszyna Harry’ego miała dwa kanały. Ciekaw jestem, czy te częstotliwości będą działać na urządzeniu do mikroprądów". Odparłam, że warto to sprawdzić. Zaczęliśmy więc wypróbowywać ją na sobie nawzajem i nic złego nam się nie stało.
Do 1996 r., jak opowiada, nabrała już "wyczucia częstotliwości" i zaczęła leczyć pacjentów, a pod koniec owego roku robiła "niemożliwe" rzeczy z osobami cierpiącymi z powodu chronicznych dolegliwości: łagodziła bóle nerwowe, mięśniowe i mięśniowo- powięziowe, leczyła fibromialgię i przewlekłe zmęczenie, kiedy nic innego nie było w stanie pomóc. Wtedy postanowiła sprawdzić, czy efekty te są powtarzalne. Zdecydowała więc uczyć innych chiropraktyków i naturopatów, czym są częstotliwości i jak z nich korzystać. Nie minął rok, nim zaczęły napływać potoki doniesień od innych terapeutów.
Od cudu do wymiernych wartości
W 2000 r. dr McMakin dawała już wykłady o leczeniu FSM. W końcu znalazła się w Narodowych Instytutach Zdrowia (NIH), gdzie opowiadała 30 mężczyznom w białych fartuchach laboratoryjnych o swych 25 przypadkach usunięcia bólu wywołanego przez fibromialgię. – Mówiłam im o tym, jak pacjenci wchodzą z bólem na poziomie intensywności 7 i trwającym średnio od 12 lat, a wychodzą godzinę później, nie odczuwając zupełnie żadnych dolegliwości.
Do osiągnięcia tego potrzeba tylko 2 częstotliwości: 40 Hz na kanale A w celu zredukowania stanu zapalnego i 10 Hz na kanale B, co oddziałuje na rdzeń kręgowy. Jedna terapia może trwać od 2 godz. do 2 tygodni, a jeśli przyczyną fibromialgii jest uraz kręgosłupa, to ta procedura jest skuteczna w 100% – mówi dr McMakin. Mając świadomość, że do udowodnienia jej odkryć potrzebne będą twarde dane, dr McMakin zwróciła się z prośbą o pomoc do grupy z NIH.
Na koniec wykładu podszedł do niej dr Terry Phillips, główny immunochemik w NIH, i powiedział, że jeśli dostarczy mu na paskach bibuły krew pacjenta pobraną na różnych etapach leczenia, będzie mógł powiedzieć, co się zmienia. McMakin zgodziła się pobierać próbki krwi, a on wysłał jej pocztą bibułę. W międzyczasie dr McMakin spotkała młodą kobietę, która leczyła się z powodu rozległego bólu mięśniowo-powięziowego oraz bólu szyi i ramienia.
Po przebyciu operacji przepukliny 2 dysków jej ból nasilił się, ogarniając całe ciało – osiągał siłę 7-8 w skali 10-stopniowej, a pacjentka przestała przyjmować środki przeciwbólowe, ponieważ nie pomagały. Kilka minut po rozpoczęciu pierwszej sesji FSM mięśnie szyi kobiety zaczęły się rozluźniać i mięknąć, stopniowo zmniejszał się też ból stóp i nóg. Po 30 min leczenia otworzyła oczy i w stanie euforii – który, jak mówi dr McMakin, jest bardzo częsty na początkowym etapie leczenia – zapytała z niedowierzaniem: "czy to jest legalne?".
Gdy ból zmalał do zera, dr McMakin na 20 min zmieniła częstotliwości na kombinację, która według listy z lat 20. miała obniżać napięcie nerwowe oraz emocjonalne. W trakcie całego leczenia w odstępach czasowych pobierano próbki krwi, a pacjentka wróciła do domu, po raz pierwszy od 4 lat nie odczuwając bólu.
We krwi
Te i wiele innych próbek dr McMakin wysłała do dr. Phillipsa i z niecierpliwością oczekiwała wyników. Tuż przed wykładem, który miała wygłosić na międzynarodowym sympozjum medycyny funkcjonalnej, otrzymała od niego kolumny danych. Próbki wykazywały duże zmiany poziomu cytokin, małych cząsteczek białek produkowanych przez białe krwinki i nasilających stan zapalny, m.in. interleukin (IL)-1, IL-6, IL-8 oraz TNF-alfa, czyli czynnika martwicy nowotworów alfa (który wytwarzany jest podczas ostrych stanów zapalnych); CGRP, związku biorącego udział w przekazywaniu bólu oraz w rozszerzaniu naczyń krwionośnych; poza tym neuroprzekaźników: serotoniny i substancji P, uczestniczącej w stanach zapalnych i odczuwaniu bólu; jak również przeciwzapalnego hormonu – kortyzolu.
– Każdy specjalista od leczenia bólu wie, że substancja P wytwarzana jest w rdzeniu kręgowym i duże zmiany jej poziomu mogą oznaczać tylko to, iż leczenie rzeczywiście wywarło wpływ na jego funkcjonowanie – komentuje dr McMakin. – Ogromny spadek poziomu cytokin oznacza, iż terapia zmniejszyła stan zapalny, a wielki wzrost poziomu serotoniny i kortyzolu musi być wyjaśnieniem powstającego stanu euforii. Jej stałe sukcesy w leczeniu metodą FSM nie były już poparte tylko subiektywnymi zmianami oceny bólu przez pacjentów. Teraz obiektywne dane dowodziły, że w wyniku tej terapii w organizmie zachodzi coś bardzo realnego.
Uzbrojona w nowe dane dr McMakin wkroczyła na wypełnioną po brzegi salę wykładową na sympozjum. – Zapanowała zupełna cisza, gdy wykresy słupkowe pokazały gwałtowny spadek markerów stanu zapalnego i substancji P oraz dziesięcio- lub dwudziestokrotny wzrost poziomu serotoniny i kortyzolu – wspomina. – Lekarze w audytorium wiedzieli, że takiego tempa zmian nie obserwowano nigdy wcześniej i że nie można uzyskać ich żadną inną znaną metodą leczenia. Gdy wykład dobiegł końca, rozległy się gromkie oklaski.
Reprogramowanie komórek
Większość układów pulsacyjnych pól elektromagnetycznych (PEMF) wykorzystuje niskie częstotliwości i długie fale – od 1 Hz (jednego cyklu na sekundę) do 10 tys. Hz – by otoczyć wybrany obszar ciała polem magnetycznym. Od czasu wprowadzenia terapii PEMF udowodniono jej skuteczność w leczeniu najróżniejszych schorzeń, od złamań i uszkodzeń ścięgien po przewlekły ból i depresję1.
Innym podejściem do leczenia, które zyskało światową popularność, jest terapia TENS, czyli przezskórna elektryczna stymulacja nerwów, wykorzystująca prąd elektryczny o niskim natężeniu (zazwyczaj nie wyższym niż 700 mA) z elektrod umieszczonych w pobliżu miejsca uszkodzenia, przynoszący przejściową ulgę w bólu.
Mikroprądy o specjalnie dobranych częstotliwościach wykorzystują niezwykle łagodne prądy elektryczne (ok. jednej milionowej części ampera lub 0,001 mA), znacznie mniejsze niż w terapii TENS. Tym, co odróżnia metodę FSM, jest użycie 2 różnych kanałów i 2 różnych częstotliwości do jednoczesnego oddziaływania na schorzenie (np. na stan zapalny) na kanale A oraz na konkretną tkankę, której dotyczy problem (np. rdzeń kręgowy) na kanale B. W odróżnieniu od TENS, jak twierdzi dr McMakin, terapia FMS powoduje zmianę stanu samej tkanki. Naukowcy nie są do końca pewni, w jaki sposób ta metoda sprzyja gojeniu.
Może ona zwiększać produkcję energii w postaci ATP w uszkodzonych tkankach nawet o 500%, co bywa pomocne w procesie zdrowienia2 (adenozynotrójfosforan, czyli ATP, produkowany jest w mitochondriach i służy jako główne źródło energii we wszystkich reakcjach chemicznych w organizmie). Zagłębiając się bardziej w mechanizmy komórkowe, dr McMakin wyjaśnia, że aktualny model działania FSM ma związek ze sposobem, w jaki częstotliwości zmieniają sygnalizację komórkową. – Wszystkie nasze komórki mają na swej zewnętrznej powierzchni receptory przypominające małe anteny osadzone w błonie komórkowej.
Te receptory komórkowe reagują na środowisko zewnętrzne i w odpowiedzi na pewne jego czynniki powodują zmianę białek zwanych kinazami we wnętrzu komórki – tłumaczy. – Kinazy zmieniają następnie czynniki transkrypcyjne wchodzące w interakcje z DNA, co z kolei określa, jakie białka, hormony i inne substancje produkuje komórka. Jak mówi dr McMakin, wpływ na komórkę jest natychmiastowy, co wyjaśnia, dlaczego terapia FSM działa tak szybko. – Gdy podaje się komuś lek, by obniżyć poziom TNF-α, na efekt trzeba poczekać 1-3 miesiące.
Dla porównania częstotliwości bardzo szybko redukują go do prawidłowej wartości, po czym proces zatrzymuje się, nigdy nie prowadząc do spadku poniżej normy. Zgodnie z modelem, który przyjmujemy obecnie, częstotliwości wpływają na zewnętrzne receptory błon komórkowych w sposób przypominający zdalne otwieranie drzwi samochodu, a następnie powodują zmianę receptora, który z kolei zmienia to, co robi komórka.
Świadectwa terapii FSM
"Mikroprądy przyniosły mi ulgę, lepszą jakość życia i nadzieję" Gdy w 1998 r. Tracy Fuller udała się do dr Carolyn McMakin, dochodziła do siebie pod opieką lekarzy po poważnym wypadku samochodowym. Złamała w nim kręgosłup szyjny i z tego powodu przeszła operację zespolenia 2 kręgów szyjnych. – Przez 6 miesięcy, gdy kręgi się zrastały, żyłam w opasce unieruchamiającej kręgosłup szyjny – wspomina Tracy. – W końcu zagoił się, lecz było to silną traumą dla całego mojego ciała i pozostawiło po sobie przewlekły ból oraz problemy ruchowe na wielu poziomach.
Tracy rozpoczęła fizjoterapię, stosowała też biofeedback, leczenie ciepłem i lodem oraz masaże, a wszystkie te zabiegi znacząco jej pomogły. Z czasem jednak poziom dolegliwości przestał się zmieniać, a po 3 latach stosowania leków przeciwbólowych i steroidów oraz po kilku operacjach pojawiły się u niej również problemy żołądkowo-jelitowe. Wtedy została skierowana do dr McMakin, by ta zobaczyła, co da się zrobić.
Początkowo Tracy oczekiwała po prostu pomocy w problemach trawiennych. Mikroprądy w połączeniu z kilkoma suplementami poleconymi przez Carolyn zmniejszyły bóle jelit, poprawiły trawienie i pozwoliły jej urozmaicić dietę, która przez długi czas była ograniczona tylko do kurczaka z ryżem. Dla Tracy to było wielkie zwycięstwo. Dlatego gdy dr McMakin poprosiła o pozwolenie leczenia jej bólu szyi i krzyża, kobieta zgodziła się z entuzjazmem. – Moje przewlekłe dolegliwości mięśniowo-powięziowe natychmiast zareagowały na leczenie – wspomina.
– Już po kilku sesjach istotnie zmniejszył się ból szyi i poprawił się zakres ruchu, a znaczna część tej poprawy okazała się trwała. W wyniku wypadku rozwinęła się u mnie także fibromialgia, ale i tu leczenie mikroprądami przyniosło mi wielką ulgę. No i był jeszcze ból krzyża. Unieruchomienie, w którym spędziłam pół roku, nie pozwalało mi leżeć płasko i od tamtej pory nie byłam w stanie tego robić. Gdy Carolyn zaczęła leczyć moją okolicę lędźwiową, mogłam położyć się już po jednej sesji.
Utrwalenie tego wymagało jeszcze kilku sesji, ale moim zdaniem był to po prostu cud. Chociaż zastosowanie mikroprądów gwałtownie przyspieszyło tempo gojenia, zmniejszyło ból nerwowy i zminimalizowało potrzebę przyjmowania leków przeciwbólowych, objawy dręczące Tracy są nadal obecne. Po wypadku samochodowym reumatoidalne zapalenie stawów, które kiedyś ograniczało się do kilku stawów, ogarnęło całe jej ciało i kobieta stała się inwalidką. Długotrwałe stosowanie immunosupresantów do leczenia tej choroby również pozostawiło skutki.
– W moich przewlekłych problemach zdrowotnych mikroprądy, jak sądzę, były najskuteczniejszym narzędziem, jakim dysponowałam w zwalczaniu bólu i innych objawów. Teraz mam własne urządzenie, którego używam codziennie. Dzięki niemu mogę zmniejszać ból reumatyczny i stan zapalny, ataki fibromialgii, problemy jelitowe, migreny, zespół napięcia przedmiesiączkowego, zamglenie umysłu, a nawet ból wywołany przez kamienie żółciowe i nerkowe.
Mogę brać mniej leków. Odczuwam poprawę mobilności, zyskałam dłuższy, regenerujący sen, mam lepsze krążenie, detoksykację i trawienie, jaśniejszy umysł, równowagę emocjonalną. To nie jest bezbolesna podróż. Często muszę walczyć. Ale mikroprądy przynoszą mi ulgę, lepszą jakość życia i bogate życie wreszcie pełne nadziei.
Gojenie w kilka minut Dotychczasowe badania wykazały, że terapia FSM potrafi zmiękczać twardą zbliznowaciałą tkankę mięśniową, tkankę łączną i powięzi, i to dosłownie w kilka minut3. Może ona także zmniejszać lub usuwać ból mięśniowo-powięziowy głowy, szyi i twarzy4, wspomagać gojenie oparzeń5, usuwać objawy fibromialgii związane z urazami kręgosłupa6 i opóźniać występowanie bólów mięśniowych7.
Terapia mikroprądami przynosi nawet znaczącą poprawę widzenia w suchym, związanym z wiekiem zwyrodnieniu plamki żółtej8. – Czasami daje cudowne rezultaty w urazach neurologicznych – mówi dr Shirley Hartman, lekarz rodzinny i medycyny holistycznej z Jacksonville na Florydzie.
– Miałam pacjentkę z taką spastycznością, że przejście przez korytarz do mojego gabinetu zabrało jej 5 min. Zastosowałam u niej akupunkturę i poddałam ją działaniu mikroprądów. Przed leczeniem wykazywała nieprawidłowe objawy móżdżkowe. Nie mogła w żaden sposób wykonać płynnie ruchu palcem do nosa ani piętą do goleni. Po leczeniu potrafiła to zrobić i normalnie chodzić. To było wprost zadziwiające.
Elektryczne ciało
Komórki organizmu człowieka (i wszystkich innych zwierząt) przewodzą prądy elektryczne, a elektryczność umożliwia układowi nerwowemu przesyłanie sygnałów w całym ciele i mózgu. – Wszystkie reakcje chemiczne są elektryczne – mówi dr Steve Haltiwanger, niezależny badacz, lekarz neurologii ortomolekularnej i medycyny środowiskowej, a także specjalista patologii i psychiatrii biologicznej z El Paso w stanie Teksas.
– Komórki organizmu to w zasadzie radioodbiorniki kryształkowe. Ich błony mają potencjał elektryczny i transportują energię. Mamy białka, które są półprzewodnikami. Organizm jest z natury elektroniczny aż do najniższego poziomu, jak seria zagnieżdżonych jedno w drugim pól energetycznych. Prawie wszystkie komórki pozwalają przepływać przez błonę komórkową do wewnątrz i na zewnątrz naładowanym elementom, takim jak jony sodu, potasu, magnezu i wapnia, generując w ten sposób prądy elektryczne.
Każdego rodzaju zaburzenie ich transportu w organizmie może prowadzić do problemów. Przykładowo to prądy elektryczne uruchamiają skurcze mięśnia sercowego pompujące krew. Zakłócenie tego przepływu energii elektrycznej może wywołać arytmię i inne problemy z sercem.
Odkrycie sprzed stuleci
Gdy sięgniemy do historii, okaże się, że leczenie elektrycznością stosowano już 2750 lat p.n.e. – chociaż wtedy polegało ono na wstrząsach wytwarzanych przez... węgorze elektryczne. W 1812 r. dr John Birch z Londynu wyleczył złamanie kości piszczelowej, które nie chciało się zagoić, wszczepiając chirurgicznie igły w okolicę złamania i przepuszczając przez nie prądy elektryczne.
W połowie XIX w. stało się to standardową metodą leczenia wolno gojących się złamań kości9, a jak się szacuje, do 1884 r. ok. 10 tys. lekarzy w Stanach Zjednoczonych stosowało w swej praktyce jakąś formę terapii elektrycznej. Jednakże Ustawa o Czystości Żywności i Leków z 1906 r. oraz Raport Flexnera z 1910 r., który zredefiniował parametry edukacji medycznej w Stanach Zjednoczonych, doprowadziły w końcu do całkowitego zakazu stosowania elektryczności w celach leczniczych. Przez ponad 50 lat praktyki takie nazywano szarlatanerią, aż wreszcie odkrycia lat 80. zapoczątkowały rozwój terapii pulsacyjnymi polami elektromagnetycznymi (PEMF) w gojeniu kości.
Dr Hartman stosuje FSM również w urazach szokowych, w leczeniu starych blizn oraz bólu neurologicznego wywołanego przez złogi wapnia i żelaza, odkładające się z krwawień i krwiaków. Jak wyjaśnia, żelazo we krwi z wyschniętych krwiaków pozostaje w tkankach jeszcze długo po zagojeniu urazu, który przypomina czasami wsypanie garści żelaznych opiłków do tkanki nerwowej. Wspomina również pacjenta, u którego po uderzeniu tępym przedmiotem wytworzył się krwiak na powierzchni mózgu, co było przyczyną drgawek. – Poddałam go działaniu mikroprądów przeciwko starym złogom żelaza w mózgu i drgawki przestały się pojawiać.
FSM może zwiększać produkcję energii w uszkodzonych tkankach nawet o 500%.
Mary Anne Tack, doktor chiropraktyki z Newberg w stanie Oregon, używa FSM do leczenia osób z bólami głowy, fibromialgią, problemami z dyskiem i nerwami, skurczami mięśni, półpaścem i starymi urazami, które nie goją się prawidłowo. Stosuje również mikroprądy do zwalczania współistniejących problemów emocjonalnych. – Kiedy mamy do czynienia z narządami i tkankami, to oddziałujemy nie tylko na sferę fizyczną – wyjaśnia. – Wpływamy również na emocje. Gdy cofniemy się do akupunktury i innych kultur, zobaczymy, że tam jest rzeczą zrozumiałą, iż wszystkie narządy mają w sobie komponent emocjonalny.
Przykładowo gdy ktoś ma kamienie nerkowe, wiąże się to z lękiem, a kiedy zajmujesz się płucami, zajmujesz się też smutkiem i poczuciem straty. Włączam więc do terapii takie kody częstotliwości, które łagodzą nie tylko schorzenie, ale i towarzyszące mu emocje. By leczyć pacjenta, trzeba włączyć w ten proces całość jego ciała i umysłu.
Cały świat możliwości
McMakin stwierdza, że sama terapia mikroprądami to w istocie łatwiejsza część jej pracy. Cała trudność leży w tym, by wiedzieć, co trzeba leczyć. Nie zawsze można opierać się na diagnozie medycznej, z którą pacjent przychodzi, ponieważ często jest ona nieprawidłowa. Jako przykład podaje przypadek 70-letniej kobiety, która twierdziła, że cierpi na zespół chronicznego zmęczenia – a konkretnie na encefalopatię mialgiczną (ME), którą zdiagnozowano u niej w wieku 40 lat, zaraz po urodzeniu siódmego dziecka.
– Odczuwała tak silny ból prawej ręki, że nie była w stanie podnieść noworodka, a oprócz tego dokuczały jej straszny ból całego ciała i osłabienie ramion. Ten stan trwał bez przerw przez 30 lat – opowiada dr McMakin. – Zapytałam ją, czy zdarza się jej ból gardła, gorączka lub obrzęk gruczołów. Na wszystkie pytania odpowiedziała przecząco. Zdziwiło mnie, że w takim razie zdiagnozowano u niej ME.
Świadectwa terapii FSM
"Chciałam sprawdzić, czy byłoby to skuteczne u mnie" MD jest 68-letnią lekarką mieszkającą w południowej Kalifornii. W ciągu 30 lat doznała licznych obrażeń głowy w 5 wypadkach motoryzacyjnych i jednym rowerowym. Oprócz nich było też uszkodzenie stawu międzywyrostkowego kręgosłupa szyjnego, piersiowego oraz uszkodzenie kręgów krzyżowych i prawego stawu krzyżowo-biodrowego.
Przez większą część ostatniego trzydziestolecia kobieta cierpiała na przewlekły ból, a zmiany zwyrodnieniowe w jej kręgosłupie szyjnym spowodowały ucisk nerwów, prowadzący do częstych i dotkliwych ataków bólu. Odwiedzała chirurgów, energoterapeutów, specjalistów leczenia bólu, neurologów, fizjoterapeutów, reumatologów, osteopatów, anestezjologów – a każdy stawiał inną diagnozę.
Dopiero na początku 2019 r. usłyszała od kolegi o terapii mikroprądami o określonych częstotliwościach. – Chciałam sprawdzić, czy byłoby to skuteczne u mnie – wspomina. – Po pierwszej sesji objawy zmniejszyły się na 2 godz., a po drugiej – na 4. Ponieważ mam tyle obszarów objętych chorobą, mogłam być leczona jednocześnie w wielu okolicach dzięki specjalnym częstotliwościom dla mnogich schorzeń i lokalizacji. Później MD zakupiła urządzenie do leczenia domowego, które zostało przeprogramowane przez dr McMakin.
– Po jego zastosowaniu w konkretnej okolicy urazu, bólu lub znacznego dyskomfortu miewam stałe okresy zmniejszenia dolegliwości. Niedawno przewróciłam się na ulicy i nadwerężyłam szyję, prawą górną i dolną część pleców oraz staw krzyżowo--biodrowy. Ponieważ są to wrażliwe okolice, normalnie po takim bezpośrednim uderzeniu czułabym ostry ból przez 5-10 dni.
Tym razem jednak od razu zastosowałam programy FSM i po 2 czy 3 dobach ostrość bolesnych następstw zmniejszyła się, co było zdecydowanie odmienne od poprzednich okresów zdrowienia. MD nadal używa urządzenia i twierdzi, że uspokoił się cały jej układ nerwowy. Nie reaguje już na urazy w tak hiperaktywny sposób. Jak mówi, jest ogólnie bardziej ostrożna i zwolniła tempo, ale to redukcja bólu w jej życiu sprawiła, że stało się ono bardziej satysfakcjonujące.
Dr Carolyn McMakin zaczęła podejrzewać, że pacjentka cierpi na fibromialgię, i leczyła ją zgodnie z tym tropem. Godzinę później kobieta w ogóle nie czuła już bólu. – Odbyłyśmy jeszcze jedną sesję terapeutyczną i to było wszystko – opowiada dr McMakin. – To nie było trudne. Wcześniejsza diagnoza była nieprawidłowa, więc nikt nie leczył pacjentki we właściwy sposób, nikt nie poświęcił czasu, by rozważyć inne możliwości. I to jest wspaniała strona FSM: gdy mamy narzędzie, które pozwala nam robić takie rzeczy, otwiera się przed nami cały świat możliwości.
- J Orthop Translat, 2017; 9: 60–8
- Clin Orthop Relat Res, 1982; (171):264–72
- J Altern Complement Med, 2013; 19:170–7
- Top Clin Chiro, 1998; 5: 29 21, 2003
- Proceedings of John Bowswick Burn and Wound Symposium, Maui, HI, 2003
- J Bodyw Mov Ther, 2005; 9: 169–76
- J Bodyw Mov Ther, 2010; 14: 272–9
- Clin Ophthalmol, 2015; 9: 2345–53
- J Altern Complement Med, 2013; 19: 170–7