OCL:Czy depresja to choroba śmiertelna? Nie mówi się tak o niej, ale statystyki są nieubłagane: 15% chorych na depresję popełnia samobójstwo, a jeszcze więcej podejmuje takie próby…
dr n. med. Joanna Wilkowska-Chmielewska
Specjalista psychiatra z Centrum Medycznego ENEL-MED w Warszawie
Joanna Wilkowska-Chmielewska: Depresja, zwłaszcza nieleczona albo źle leczona, może być chorobą śmiertelną. Statystyki mówiące o 15% śmiertelności są zawyżone, gdyż dotyczą tylko pacjentów hospitalizowanych. Jeśli tylko można, depresję należy leczyć w warunkach ambulatoryjnych. Dla całej populacji pacjentów dotkniętych tą chorobą (zarówno osób przebywających w szpitalu, jak i leczonych w poradniach zdrowia psychicznego) śmiertelność wynosi 4-5%. Dotyczy to zgonów z powodu podjętych prób samobójczych. Należy jednak pamiętać, że depresja zwiększa ryzyko współwystępowania niektórych chorób somatycznych, a w szczególności choroby niedokrwiennej serca, udarów mózgu, cukrzycy typu 2, a także osteoporozy,co również może mieć wpływ na śmiertelność. Problem podejmowania prób samobójczych niekończących się zgonem jest istotnie większy. Stwierdzono, że takich czynów dopuszcza się ok. 20% pacjentów. Na szczęście tylko u 25% z nich kończy się to tragicznie.
OCL: Skąd się bierze depresja? Mówi się o hipotezie biologicznej (towarzyszy innym chorobom), biochemicznej (powoduje ją niewłaściwy poziom neuroprzekaźników: noradrenaliny i serotoniny), genetycznej (skłonności do depresji) oraz środowiskowej (trudne przeżycia, niepowodzenia itd.)…
Depresja jest zespołem objawów o zróżnicowanych przyczynach, patofizjologii i przebiegu klinicznym. Pod uwagę musimy brać predyspozycję genetyczną, gdyż u krewnych pierwszego stopnia chorego z rozpoznaniem zaburzeń depresyjnych ryzyko tej samej choroby jest 2-, 3-krotnie większe w porównaniu z populacją ogólną. Depresja częściej występuję u bliźniąt. Kolejnym istotnym czynnikiem jest przedchorobowa osobowość pacjenta – osoby lękowe, neurotyczne zapadają na nią częściej. Istotną rolę odgrywają neurochemiczne teorie depresji opisujące zaburzenia równowagi pewnych neuroprzekaźników znajdujących się w mózgu, np. zmiany poziomu serotoniny, noradrenaliny czy dopaminy są odpowiedzialne za wywoływanie objawów depresyjnych. Depresja może nie tylko indukować występowanie niektórych chorób somatycznych, ale sama może być też ich następstwem (np. często pojawia się u osób z zaburzeniami hormonalnymi tarczycy, chorobami autoimmunologicznymi czy chorobą niedokrwienną serca). Do zachorowania na depresję przyczyniają się również określone czynniki psychospołeczne i wydarzenia życiowe czy stresory.
OCL: Jak się leczy depresję? Czy zawsze dwutorowo: farmaceutykami i psychoterapią?
Jest to zależne od rodzaju objawów, częstości nawrotów a także istnienia czynników poprzedzających nawrót choroby. W depresjach lekkich i związanych z czynnikami psychospołecznymi może wystarczyć psychoterapia. Natomiast w przypadkach bardziej zaawansowanych najlepsze jest zastosowanie farmakoterapii w połączeniu z psychoterapią.
OCL: Jakie stereotypy związane ze zjawiskiem depresji, z jej postrzeganiem przez społeczeństwo, uważa Pani za najbardziej szkodliwe?
Niestety, cały czas zgłaszają się do mnie osoby, które od wielu miesięcy, a czasami nawet lat, czują się inaczej, źle, jednak nie wiedzą, że może to być depresja. Ta choroba jest podstępna i dlatego czasami uznaje się ją za wymówkę, przejaw lenistwa, chęć obarczenia innych odpowiedzialnością za swoje życie. A takie jej postrzeganie ma bardzo złe konsekwencje: pacjenci zgłaszają się z nasilonymi objawami, często występują już społeczne konsekwencje choroby (np. utrata pracy, rozpad rodziny). W niektórych przypadkach otoczenie uświadamia sobie, że to choroba, dopiero kiedy chory podejmuje próbę samobójczą. W takich przypadkach leczenie jest trudniejsze, może trwać dłużej, potrzebne są wysokie dawki leków, a niestety czasami zachodzi konieczność umieszczenia pacjenta w szpitalu.
OCL: Wydaje się, że świadomość na temat tej choroby rośnie, ale wciąż wiele osób boi się przyznać w miejscu pracy czy w gronie znajomych, że się leczy. To jednak stygmatyzuje. Dlaczego?
Z moich obserwacji wynika, że zjawisko stygmatyzacji maleje. Ludzie są bardziej świadomi, w mediach pojawiają się rzetelne informacje o chorobach psychicznych. Wzrasta nasza tolerancja. Obawa przed przyznaniem się do choroby związana jest z brakiem zrozumienia jej istoty. Depresja, będąca chorobą psychiczną, kojarzy nam się z filmowymi opisami osób chorych czy szpitali psychiatrycznych. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością. Ludzie boją się przyznać do depresji w obawie przedtym, że stracą pracę lub będą źle postrzegani przez członków rodziny.
OCL: W jaki sposób możemy sami rozpoznać, że powinniśmy szukać pomocy? Często wśród kryteriów depresji podaje się m.in., że zaniepokoić powinien spadek nastroju utrzymujący się ponad dwa tygodnie albo kłopoty ze snem. Ale przecież wszyscy miewamy lepsze i gorsze nastroje.
W kryteriach diagnostycznych depresji rzeczywiście jest uwzględniony czynnik czasu. Dlatego jestem zdania, że wszystkie niepokojące objawy, które utrzymują się powyżej dwóch tygodni, powinny być konsultowane z lekarzem specjalistą. Osobie niemającej nic wspólnego z medycyną trudno jest ocenić, gdzie kończy się norma, a zaczyna patologia. Oczywiście w internecie można znaleźć informacje na temat chorób psychicznych, ich diagnozowania (np. przesiewowej skali do wykrywania depresji, tzw. skali Becka), ale trzeba pamiętać, że to tylko wstęp do rzetelnej diagnostyki. „Doktor Google” nie jest dobrym specjalistą.
OCL: Czy z depresji możemy się wyleczyć raz na zawsze czy istnieje duże ryzyko, że choroba powróci?
Depresja endogenna, czyli choroba depresyjna, może być nawracająca. Dotyczy to około 30% pacjentów, co stanowi wysoki odsetek. Dlatego niezmiernie ważna są rzetelna diagnoza i prawidłowe leczenie, które istotnie zmniejszają ryzyko nawrotu. Trzeba jednak pamiętać, że wie teżle wydarzeń stresowych może wywoływać także reakcje depresyjne – czyli zaburzenia podobne do depresji, ale nieosiągające nasilenia choroby. Jeśli stresor ustąpi – cofają się objawy reakcji depresyjnej.
OCL: Depresja czasem przybiera maski i wtedy trudniej ją rozpoznać. Jak się zorientować, że dolegliwości somatyczne, np. bóle głowy, mają inne podłoże?
Rzeczywiście depresja czasem przybiera podstępną postać masek depresyjnych. Może objawiać się jedynie bezsennością lub zaburzeniami odżywiania się bądź zespołami bólowymi. W takich przypadkach diagnoza rozpoczyna się od oceny stanu fizycznego. Jeśli choroby somatyczne zostaną wykluczone, należy zgłosić się do psychiatry.
OCL: Liczba zachorowań na depresję w krajach wysoko rozwiniętych wzrasta. Jak Pani sądzi, z czego to wynika?
Nie ma rzetelnych badań potwierdzających wyższy wskaźnik chorobowości w krajach rozwiniętych. Stwierdzono np., nowe przypadki choroby odnotowane w ciągu roku w Japonii wynoszą 1,2%, na Węgrzech – 7%, w USA – 3,9%, a w Tajpej – 0,88%. Pozornie liczba zachorowań w krajach rozwiniętych może być wyższa z innych przyczyn: większa świadomość choroby i mniejsza stygmatyzacja, lepsza dostępność opieki medycznej. Pewne czynniki psychospołeczne mogą jednak przyczyniać się do wzrostu liczby zachorowań w krajach rozwiniętych, szczególnie w dużych aglomeracjach miejskich (np. samotność, presja ekonomiczna, negatywne wydarzenia stresowe czy brak wsparcia społecznego).
OCL: Nie odnosi Pani wrażenia, że zapanowała swoista „moda na depresję”? Często można usłyszeć, jak ktoś rzuca beztrosko: „mam depresję”, a chodzi o gorszy nastrój. Prozac, który był pierwszym lekiem z grupy SSRI, selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny, nazywano pigułką szczęścia. W USA chciano go nawet podawać ludziom, którzy nie mają depresji, ale np. niską samoocenę. Miał być lekiem na całe zło. Czy nie próbujemy szukać w antydepresantach łatwej recepty na życiowe problemy? I czy niektórzy lekarze nie zapisują zbyt pochopnie leków psychotropowych?
Jest to bardzo poważny problem niosący za sobą istotne konsekwencje. Wynika on z ciągle niewielkiej wiedzy na tematchoroby, nierzetelnej diagnostyki, a także łatwości przepisywania leków przeciwdepresyjnych. Mam wrażenie, że ostatnio mamy też do czynienia z tzw. psychiatrią kosmetyczną – „nie jestem chory, ale czuje się trochę gorzej, więc zacznę brać lek psychotropowy”. W takiej sytuacji lek rzeczywiście może trochę pomóc, bo np. zmniejszy objawy stresu. Jednak konsekwencją tego będzie uczenie się bezradności: „po co mam rozwiązywać problem albo zmieniać moje życie, skoro mogę wspomóc się chemią?”. Niestety, jest to znak naszych czasów.
OCL: Kilka miesięcy temu TVP wyemitowała dokument „Mroczna strona antydepresantów”. Występowali w nim ludzie, którzy w początkowej fazie zażywania leków psychotropowych, np. po kilku dniach, dopuścili się zabójstwa. To mniej znane możliwe skutki uboczne, które mogą wystąpić w pierwszym miesiącu zażywania leku, a nikt ich przed tym nie przestrzegał. W ulotkach piszesię natomiast o zwiększonym ryzyku podejmowania prób samobójczych. Dlaczego pierwsze tygodnie leczenia są obarczone takim ryzykiem?
Jest to związane z dwoma czynnikami: po pierwsze, dotyczy to depresji z zahamowaniem (pacjenci są bardzo spowolnieni, z trudnością wykonują proste czynności życiowe). Drugim czynnikiem jest mechanizm działania leku przeciwdepresyjnego. Mianowicie leki te działają stopniowo, dwuetapowo. Najpierw poprawia się napęd (chory ma więcej energii), dopiero po ok 2-3 tyg. poprawia się nastrój, ustępują myśli samobójcze. Proszę wyobrazić sobie następującą sytuację: pacjentowi podajemy lek przeciwdepresyjny: odczuwa większą energię, nie jest już tak spowolniony. Natomiast nadal depresyjnie ocenia swoją sytuację, wszystko wydaje mu się pozbawione sensu, a jedynym rozwiązaniem jest śmierć. To najbardziej newralgiczny moment terapii, gdyż wtedy pacjent ma siłę, żeby podjąć próbę samobójczą. W takich momentach może dojść też do tzw. samobójstwa rozszerzonego (osoba chora najpierw zabija swoją rodzinę, ponieważ chce ją uchronić przed depresyjnie postrzeganą rzeczywistością, a potem zabija siebie). Dlatego w pierwszych tygodniach leczenia może być konieczna hospitalizacja albo stała opieka kogoś bliskiego.
OCL: Niektórzy ludzie bronią się przed przyjmowaniem leków psychotropowych, boją się takiej terapii. Jakie stereotypy na temat tej grupy leków dostrzega Pani w naszym społeczeństwie?
Od moich pacjentów najczęściej słyszę o obawach dotyczących zmiany charakteru. Chorzy obawiają się, że nie będą sobą, że lek pozbawi ich świadomości. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, ponieważ nie ma leku, który mógłby wniknąć w strukturę naszego charakteru. Leki działają wyłącznie na objawy choroby. Kolejnym zgłaszanym problemem jest wpływ na prowadzenie pojazdów. I ta kwestia jest bardziej złożona, gdyż niektóre leki mogą rzeczywiście, szczególnie na początku leczenia, osłabiać funkcje psychomotoryczne. Jednak w takim przypadku zawsze bierzemy pod uwagę rodzaj leku, podatność (metabolizm, stosowanie innych leków). 99% pacjentów prowadzi normalne życie bez ograniczeń. Trzecim najczęściej zgłaszanym problemem jest strach przed uzależnieniem się od leku. Trzeba z całą stanowczością powiedzieć, że leki przeciwdepresyjne nie mają potencjału uzależniającego. Po zakończonej terapii nie występują objawy abstynencyjne.
OCL: Często otoczenie próbuje mobilizować chorego, radzi, by wziął się w garść albo np. zamiast myśleć o bezsensie własnego życia, np. zajął się wolontariatem i zaczął pomagać innym… Co powodują takie rady?
Zawsze uświadamiam rodzinom moich pacjentów, jak poważną chorobą jest depresja i jakie są jej konsekwencje. Staram się także, żeby zrozumieli jej przyczyny. Wtedy sami stwierdzają, że rady typu: „weź się w garść” nie są skuteczne. Mobilizacja na siłę nie przynosi efektu. Dla osoby w początkowej fazie choroby ważna jest obecność bliskich, i często zdarza się, że zrozumienie istoty zaburzenia przez otoczenie jest wystarczające. Dopiero kiedy pacjent czuje się lepiej, można zacząć mobilizować go do spotkań ze znajomymi, do robienia sobie małych przyjemności. Jednak nigdy nie należy robić nic na siłę. Trudno przecenić rolę otoczenia w przypadku chorych na depresję. Oni potrzebują zrozumienia i wsparcia. Często wystarczy sama obecność. Czasem właśnie dzięki opiece osób bliskich udaje się pacjentowi uniknąć hospitalizacji (np. w pierwszych tygodniach stosowania leku u pacjenta deklarującego zamiary samobójcze). Jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt pomocy bliskich – w przypadku osób chorujących nawrotowo (takich, które przeszły kilka epizodów depresji) – wtedy to osoby z otoczenia często jako pierwsze zauważają objawy zbliżającej się choroby. Dzięki temu możliwe jest wcześniejsze rozpoczęcie leczenia.
Rozmawiała Kinga Szafruga