Szamani uzdrawiają ciało i duszę

Najważniejsze jest pozytywne myślenie - wiemy to wszyscy, ale najczęściej niewiele z tego wynika. Od czego zacząć uzdrawianie duszy? To w gruncie rzeczy nieskomplikowany proces, nawet jeśli przebiega bez udziału szamana.

23 kwiecień 2018
Artykuł na: 29-37 minut
Zdrowe zakupy

Łatwo zauważyć, że gdy mamy nerwowy okres w życiu, coś się nam nie udaje lub jesteśmy nieszczęśliwie zakochani, zaczyna nam szwankować zdrowie. Pojawiają się bóle głowy, stajemy się podatni na przeziębienia i poważniejsze choroby, brakuje nam sił. Cały organizm powoli się poddaje. I nic dziwnego.

Dzieje się tak dlatego, że zdrowie fizyczne jest nierozerwalnie związane z naszą duszą i umysłem. Jeśli ktoś nie wierzy w istnienie duszy, możemy powiedzieć: z naszymi uczuciami. Praktycznie żaden z systemów medycyny tradycyjnej nie dzieli człowieka na kawałki, lecz dostrzega jedność duszy, umysłu i ciała. Ale robi to medycyna zachodnia.

Lekarze nie powiedzą ci wielu rzeczy. Nie wyjaśnią na przykład, że stan twojego ducha ma znaczny wpływ na twoje zdrowie. Nie ze złej woli, po prostu sami tego nie wiedzą

Czy dlatego, że to jedna z największych tajemnic życia? A może to wynik ignorancji lekarzy medycyny zachodniej, przyzwyczajonych do wypisywania recept i lekceważących holistyczne podejście do pacjenta?

Jeśli tak, to już studentów medycyny należałoby uczyć, że zdrowy człowiek to nie ten, którego ciało nie choruje, lecz ten, który czuje się wspaniale zarówno w sensie fizycznym, jak też duchowo i intelektualnie. Krótko mówiąc, to osoba, która ma poczucie spełnienia. Jak to wyjaśnić? Mnóstwo chorób ma podłoże psychosomatyczne. To znaczy, że zaburzenie równowagi pomiędzy stanem ciała, ducha i umysłu prowadzi do utraty zdrowia. Dobrostan można osiągnąć jedynie wtedy, gdy te trzy aspekty są ze sobą w harmonii. Dlaczego?

Wyobraźmy sobie, że wykonujemy pracę, której nie znosimy, i mamy szefa, który ciągle się na nas wyżywa. Do tego dochodzi stres związany z nastoletnimi dziećmi, które buntują się przeciwko naszym decyzjom. Mamy wszystkiego serdecznie dość i najchętniej ucieklibyśmy na koniec świata. Czy w takiej sytuacji nasze ciało może funkcjonować prawidłowo? Nie przeziębiać się, nie łapać wirusów, krótko mówiąc: nie poddać się? Mało prawdopodobne. Nasza podświadomość zepchnie nas w chorobę, byśmy przez chwilę mogli poleżeć w łóżku i odpocząć.

Czym różnią się szamani od lekarzy?

Medycyna zachodnia skupia się na leczeniu ciała. Tym różni się od systemów medycyny wschodniej i szamańskiej, opierających się na holistycznym podejściu do pacjenta. Czym jest holizm? Ten termin pochodzi od greckiego holos (całość, jedność) i oznacza postrzeganie świata, wszechświata, natury oraz istoty ludzkiej jako całości. Wedle medycyny wschodniej i naturalnej człowiek jest odbiciem wszechświata.

"Gdyby zgasło Słońce, życie na Ziemi by umarło" - powiedział mi kiedyś peruwiański szaman. Tak samo jest z naszym organizmem - gdy gaśnie w nas słońce, brak nam nadziei i czujemy się nieszczęśliwi, nasze ciało reaguje chorobą. Czasem uciekamy w nią świadomie.

Od ponad 10 lat badam medycynę szamańską. Miałam okazję pracować z sangomami (szamankami afrykańskimi) i z szamanem peruwiańskim. Korzystałam też z ich doświadczenia i pomocy. Był bowiem taki okres w moim życiu, kiedy właściwie każdego dnia sama jeździłam do lekarza lub woziłam do niego moje nastoletnie córki. Alergie, astma, notoryczne biegunki, bezsenność - to wszystko było efektem depresji.

Przygoda z szamanizmem

Mój rozwód trwał ponad trzy lata i był dewastujący dla zdrowia. Nie miałyśmy już siły, żadna z nas, a ja jako matka dźwigałam trzy depresje. W koszyku na lekarstwa było pełno pudełek. Antydepresant na rano, uspokajacz na noc, za dnia leki na inne choroby. W końcu pojechałam na miesięczne stypendium do Afryki i kilka sangom powiedziało mi, że wszystkie choroby cielesne wynikają ze stanu naszego ducha i musimy usunąć przyczynę, a nie tylko leczyć skutki. Podjęłam decyzję: chcę być szczęśliwa. Tylko jak to zrobić? Zawierzyć szamanom? Jak oni leczą? I kim w ogóle są?

Słowo "szaman" pochodzi z języka tunguskiego i trafiło do języka polskiego i wielu języków zachodnich dzięki zesłanemu na Syberię w połowie XVII w. prawosławnemu księdzu Awwakumowi Pietrowowi. Pietrow zaprzyjaźnił się z ludem Ewenków i spotkał wśród nich wyjątkowe postaci, będące najwyższym autorytetem w swych społecznościach. Byli to szamani - uzdrowiciele (choć można śmiało powiedzieć lekarze) pełniący również funkcję psychologów i psychiatrów, doradcy, egzorcyści, kapłani. Ich metody leczenia były diametralnie różne od tego, co Pietrow znał z Europy i co do dziś jest charakterystyczne dla naszego sposobu leczenia.

Dla szamanów nie istnieje coś takiego jak leczenie objawowe. Nie znajdziemy go również w indyjskiej ajurwedzie, medycynie chińskiej czy tybetańskiej. Leczenie objawów nie jest leczeniem

Oto jak sangomy poleciły mi podejść do siebie i swojego zdrowia. Aby poczuć się zdrową na ciele, duchu i umyśle, musiałam najpierw spojrzeć w swoje serce. A tam była istna wojna: pretensje, żal, złość, poczucie krzywdy i porażki. Należało zrobić porządki. Zaczęłam je od nauki wybaczania sobie. Może się wydawać, że to nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, ale szybko przekonałam się, że jednak poszłam właściwą drogą.

Zamiast zastanawiać się, co mogłam zrobić w życiu inaczej, by nie doszło do rozwodu i serii nieszczęść, zaczęłam spisywać rzeczy, które mi się udały i które zrobiłam dobrze. Wkrótce okazało się, że jest ich mnóstwo i to wcale nie moja wina, że tak się potoczyło życie. A jeśli nawet moja, to tylko w tym sensie, że nie umiałam nim inaczej pokierować, podobnie zresztą jak mój mąż.

Krok po kroku zaczęłam siebie naprawiać. Uwierzyłam w siebie, pokochałam siebie i życie, a to, co uważałam za porażki, zaczęłam postrzegać jako lekcje, które prowadzą mnie do mądrości i lepszego życia. Moje poczucie harmonii wewnętrznej przełożyło się na stan ducha moich córek. W naszym domu nie ma już sterydów na astmę, nikt się nie przeziębia i nie bierze antybiotyków, nie ma alergii i innych chorób. Gdy na poziomie emocjonalnym poczułyśmy się zdrowe, nasze ciała odpowiedziały tym samym.

Szanuję medycynę naturalną, bo jest holistyczna. I cieszę się, że WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) też podchodzi do niej z respektem

WHO już w latach 70. ubiegłego wieku dostrzegała, że na wiele chorób w zachodnim świecie nie ma leków, ale nie zawiedzie nas ajurweda, akupunktura czy uzdrawianie szamańskie. Gdy człowiek zaprzyjaźnia się z szamanem, może dostać od niego w prezencie nowe imię. Ja zyskałam dwa: "Ta, na którą się czeka" oraz "Ta, która niesie światło swojemu ludowi".

Ambitnie i zobowiązująco, prawda? Na szczęście szybko mi wytłumaczono, że nikt nie oczkuje ode mnie heroicznych czynów, ale swoimi książkami, artykułami i rozmowami z ludźmi mam zwracać uwagę na holistyczne podejście do życia, wzbudzać miłość do Matki Natury i propagować tolerancję. To nadal dużo, jednak staram się, jak mogę, i cieszę się, gdy mi się udaje.

A najbardziej cieszę się wtedy, gdy widzę, że nie jestem wyjątkiem - jest mnóstwo ludzi, którzy mają tę samą misję, i swoim życiem pokazują, że człowiek staje się szczęśliwszy, gdy traktuje siebie jako jedność i podchodzi do siebie z miłością. To widać na przykład w nowoczesnej psychoterapii.

Od szamanizmu do psychoterapii

Na holistycznym podejściu do życia opierają się nowoczesne techniki psychoterapii, m.in. NLP (programowanie neurolingwistyczne), które za cel stawia sobie postrzeganie wszystkich przykrych i tragicznych wydarzeń życiowych jako lekcji, z których wychodzimy mądrzejsi, silniejsi i szczęśliwsi. Wystarczy ułożyć sobie w głowie, że wszystko, co nas spotyka, ma cel i nawet jeśli przeżycie jest bolesne, to możemy wyciągnąć z niego naukę i dojrzeć w tym doświadczeniu coś pozytywnego. Znam wiele osób, którym zmiana sposobu myślenia i samopoczucia poprawiła zdrowie. Przykłady?

Proszę: Agnieszka była dyrektorką w dużej instytucji, gdzie dbano o czystość, a wszyscy wokół cieszyli się dobrym zdrowiem. Ale ona zachorowała na... gruźlicę. Tak, w XXI wieku, w eleganckim biurze. Jej małżeństwo było złe. Ostatni rok czuła się w nim fatalnie, ciągle narzekała, że się dusi i w końcu się udusi. I prawie tak się stało. W lewym płucu gruźlica zrobiła dziurę wielkości pięści i Agnieszka trafiła na trzy miesiące do szpitala. Tam zaopiekowała się nią dobra psychoterapeutka, która doradziła jej, by posprzątała w swoim sercu. Podobną radę dostała od znajomego lekarza ajurwedy: zajrzyj w siebie, znajdź przyczynę nieszczęścia i wylecz ją, a zdrowie przyjdzie samo.

Każdego dnia Agnieszka czyściła swoje serce i zapisywała dobre myśli. Wybaczyła sobie i mężowi wszystkie błędy, zrobiła listę tych rzeczy, których nie chce w życiu, i listę tych, których pragnie. Mówiła do siebie ciepło i czule, zapisywała każdą swoją zaletę i każdego dnia znajdowała przynajmniej dziesięć powodów, by odczuwać przyjemność. Nie było to łatwe, przebywała przecież w szpitalu, ale nauczyła się cieszyć drobnostkami, tym, że ktoś opowiedział jej coś miłego, poczęstował czekoladą czy podzielił się radosnym wspomnieniem. Snuła też plany na przyszłość. Lekarze byli zdumieni szybkim tempem jej powrotu do zdrowia. Gruźlica zniknęła, a na płucu zamiast dziury pozostała jedynie blizna. To jednak nie przeszkadza Agnieszce w chodzeniu na siłownię i jogę.

Rozmówiła się z mężem, zrezygnowała z pracy i założyła własną firmę, której prowadzenie daje jej radość. Jest silna i zdrowa, choć lekarze twierdzili, że nigdy nie będzie się tak czuć. Pokonała chorobę szybciej i uzdrowiła swoje życie poprzez zadbanie o stan ducha i umysłu, przez pozytywne myślenie i okazywanie sobie miłości. Teraz już wie, że gdy czuje się gorzej, jej organizm mówi: "zatrzymaj się, zobacz, co się dzieje wokół, zadbaj o mnie", a ona to robi, dzięki czemu nie potrzebuje lekarza.

Dbanie o siebie, kochanie siebie i rozmawianie ze sobą z czułością daje nam mnóstwo dobrej energii, poprawia nastrój, obdarza uczuciem szczęścia

Można to porównać do działania dopaminy i serotoniny, czyli hormonów szczęścia. A one zapobiegają chorobom. Dopamina wzmacnia nasze mięśnie i zapobiega m.in. chorobie Parkinsona. Serotonina reguluje pracę przewodu pokarmowego, zapobiega lękom, agresji i stanom depresyjnym.

"Karmienie" umysłu pozytywnymi myślami, taniec i ruch na świeżym powietrzu wykonywany z radością (a nie tylko po to, by schudnąć) wzmacniają wytwarzanie i działanie obu hormonów. A wszystko zaczyna się od myśli, od jednej prostej myśli, którą czasami trudno wprowadzić w życie, ale na pewno warto się starać - przebaczyć sobie, pokochać się, podjąć decyzję o własnym szczęściu, odczuwać wdzięczność. Gdy się staramy, udaje się.

Jeanne i szamanki

Gdy kilka lat temu mieszkałam z sangomami w Górach Smoczych na wschodzie RPA, spotkałam Jeanne, która borykała się z problemami trawiennymi. Zrobiła wszystkie możliwe badania krwi, kolonoskopię i USG, ale lekarze nic nie wykryli. Posłużyli się sprytnym określeniem "jelito nadwrażliwe". Jeanne postanowiła więc spędzić kilka dni z szamankami i zobaczyć, czy da się coś zrobić, by poczuła się lepiej.

Sangomy stawiają diagnozę inaczej niż lekarze. Nie wypytują pacjenta o objawy, lecz sami ich szukają. Przyglądają się dokładnie mowie ciała, wyglądowi oczu, skóry, włosów. Wiele sangom twierdzi, że widzi aurę wokół człowieka i stan centrów energii w naszym organizmie. Te centra energetyczne medycyna indyjska nazywa czakrami. Aura Jeanne była poszarpana, z przybrudzonymi barwami, a powinna stanowić jasną, równą otoczkę jej ciała. Podobnie źle wyglądały czakry, zwłaszcza czakra serca, która jest odpowiedzialna za uczucia i emocje.

Sangomy postanowiły zadbać o relację Jeanne z samą sobą oraz członkami rodziny. W specjalnej chacie rozpaliły ogień, na którym w wielkim garnku gotowały zioła. Ja też wzięłam udział w rytuale oczyszczenia i pogodzenia się z przodkami. Zanim weszłyśmy do środka, sangomy powiedziały nam, że życie bez wdzięczności jest nic niewarte, że obraża przodków, Matkę Naturę i Boga.

Zawsze należy szukać powodów do wdzięczności, których w życiu każdego z nas jest mnóstwo. To one budują naszą siłę i poczucie szczęścia

Przed wejściem do chaty szamanki posmarowały nas czerwoną glinką i poleciły przypomnieć sobie wszystkich męskich przodków oraz krewnych, a następnie wysłać im uczucie miłości, bez względu na to, czy ich lubimy, czy nie. Osobiście nie miałam zatargów z mężczyznami z rodziny, więc wdychałam parę, wysyłałam miłość i odczuwałam miłość.

Ale Jeanne prowadziła wewnętrzną bitwę. W końcu jednak westchnęła głęboko i stwierdziła, że czas najwyższy dać sobie spokój i odpuścić. Po kolejnych kilku głębokich oddechach na jej twarzy zagościł uśmiech. Potem sangomy posmarowały nas białą glinką i poleciły przywołać wspomnienia kobiet z rodziny.

To było jedno z najmocniejszych przeżyć w moim życiu! Poczułam taki zastrzyk miłości i tak niesamowity napływ kobiecości, że wybuchnęłam śmiechem i cieszyłam się jak nigdy w życiu! Moja radość udzieliła się również Jeanne. Ona też odczuła pełnię swej kobiecości i nieziemską radość z bycia kobietą.

Podobnie jak ja do tamtego momentu uważała, że mężczyznom jest w życiu łatwiej, a my musimy się borykać z wszystkimi problemami. Przestałyśmy tak czuć. I ją, i mnie napełniła niewyobrażalna wdzięczność za bycie kobietą. I gdy piłyśmy potem paskudne w smaku zioła, które miały nas oczyścić do końca przez spowodowanie wymiotów, nie narzekałyśmy. Jeanne pogodziła się ze sobą, każdego dnia dziękuje za bycie kobietą, za miłość rodziny, za możliwość życia na naszej pięknej planecie. Nie ma już problemów trawiennych, a jeśli zdarzają się jej sporadycznie, to wie, że musi zwolnić tempo i nie dać się wpędzić w stres.

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile wspaniałości nas otacza i za co możemy być wdzięczni, dopóki nie odczujemy braku

Piszę ten artykuł w Kapsztadzie, w RPA, gdzie brakuje wody. Dosłownie. Jeżeli rodzina zużyje więcej niż 60 litrów dziennie, przyjeżdża ekipa rządowa i na koszt użytkownika zakłada urządzenie, które odcina wodę. Od trzech lat panuje susza.

W porze deszczowej opady są bardzo małe, a pora sucha (naprawdę sucha, bez jednej kropli deszczu) trwa osiem miesięcy. Wszystkie zbiorniki retencyjne do połowy wyparowały. Co z tego, że otacza nas ocean, z którego można wziąć wodę i ją odsolić, skoro rząd tego nie zrobi, bo Prowincja Przylądkowa Zachodnia głosowała na partię opozycyjną. Ot, afrykańskie warunki, choć Kapsztad to piękne, europejsko wyglądające miasto.

Co robię każdego dnia? Ograniczam prysznic do 30 sekund. Naprawdę, można się umyć w trzydzieści sekund! Piętnaście sekund na zmoczenie, zamykam kran, namydlam się, piętnaście na spłukanie. Pranie? Zapomnij o dopasowanych ciuszkach podkreślających figurę, nosimy wyłącznie luźne rzeczy, w których człowiek się mniej poci, by móc je włożyć jeszcze następnego dnia. Herbata? Co za luksus! Lepiej wypij sok z owoców lub wino, które staje się tańsze od wody.

Na dworze jest ok. 27 stopni w cieniu. Nie wolno spuszczać wody w toalecie. Naprawdę! W sklepach są specjalne spreje antybakteryjne, które służą do spryskiwania zawartość muszli klozetowej. Wodę spuszcza się dopiero wtedy, gdy jest ona pełna.

Brzmi strasznie? Okazuje się, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet w eleganckich restauracjach klienci nie gderają i nie spuszczają wody, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Oczywiście wszyscy mogliby narzekać, wygrażać rządowi, wściekać się i manifestować, ale na szczęście to nie leży w naturze Afrykanów. Wszyscy po prostu oszczędzają wodę, bez względu na swoje korzenie, religię i zawód. Jesteśmy szczęśliwi, że w ogóle jest woda, bo na połowę czerwca wyznaczono Dzień Zero, w którym krany zaśpiewają przeciągle pustymi rurami, a szkoły zostaną zamknięte, by uniknąć epidemii.

Wszyscy tutaj uczymy się wdzięczności. Za co? Za piękne słońce, dzięki któremu dojrzewają owoce dające sok. Za to, że nie ma powodzi, bo może być gorsza od suszy. Za to, że jesteśmy w pięknym kraju, jest czysto, gwieździste niebo ozdabia nam noc. I za to, że w sklepach jest klimatyzacja i można kupić wodę w butelkach, a palmy i Góra Stołowa dają cień. Taki stosunek do życia pomaga, uspokaja, sprawia, że ludzie uśmiechają się do siebie zamiast warczeć. I jesteśmy wdzięczni za każdą kroplę wody, której można użyć po zmyciu naczyń, bo rośliny tak się przystosowały, że trochę mydlin im nie przeszkadza i cieszą się z tej wody. Dzięki tej niezwykłej wdzięczności rośnie siła ducha, wzmacnia się nasz charakter, czujemy się silni i szczęśliwi. Wszytko się łączy, wszystko wypływa z wdzięczności.

Wielu chorobom możemy zapobiec, jeśli zredukujemy stres, co zazwyczaj jest możliwe bez przeprowadzania wielkiej rewolucji, bez zmiany pracy i życiowego partnera

Często mamy skłonność do nadmiernego krytykowania. Jeżeli zarabiamy za mało, narzekamy na brak pieniędzy i w efekcie odczuwamy niedostatki jeszcze mocniej. Gdy uważamy pracę za nudną czy nierozwojową, również narzekamy, przez co czujemy się coraz gorzej.

W ten sposób każdego dnia utwierdzamy się w przekonaniu, że jesteśmy poszkodowani, a to nie poprawia nam samopoczucia. Ogarnia nas strach i zniechęcenie. Tymczasem wystarczy zmienić perspektywę i przypomnieć sobie o decyzji: chcę być szczęśliwy, chcę postrzegać świat pozytywnie i czuć się dobrze.

Za każdym razem, gdy chcesz skrytykować swoją pracę, zatrzymaj się i znajdź trzy pozytywne rzeczy, które jej dotyczą

Może mieszkasz blisko miejsca pracy i nie musisz marnować czasu na dojazd? A może jesteś specjalistą w tym, co robisz, i dzięki temu nie musisz wkładać w pracę dużo wysiłku? A może masz fajnych współpracowników, których lubisz?

Jeśli uważasz, że powinieneś zarabiać więcej, pomyśl o tych, którzy w ogóle nie mają pracy, i podziękuj za to, że na twoje konto co miesiąc wpływa pensja. Podziękuj za wszystkie rzeczy, które kupujesz dzięki swojej pracy, za środki na płacenie rachunków i za pyszne jedzenie, które trafia na twój stół dzięki temu, że masz zatrudnienie. Na każdą negatywną myśl można znaleźć trzy pozytywne, trzeba tylko tego chcieć. A jeśli mimo to uznasz, że ta praca nie jest miejscem dla ciebie, po prostu poszukaj innej.

Zastępując negatywne myśli pozytywnymi, wysyłasz jasny sygnał do podświadomości: jestem bezpieczny, jest mi w życiu dobrze

A czym jest podświadomość? Komputerem zarządzającym w naszej głowie. Gromadzimy tam przekonania, lęki i doświadczenia, a nasz wewnętrzny komputer analizuje te dane i kieruje naszym życiem. Jeśli więc wsadzamy do niego złe wiadomości (nie udaje mi się, jestem beznadziejny, los mnie skrzywdził, wszyscy się na mnie uwzięli etc.), to z takimi myślami budzimy się każdego ranka.

I jak tu przeżyć piękny dzień, skoro od samego świtu programujemy się negatywnie? Powtarzane natomiast regularnie dobre myśli stają się w naszej głowie prawdą i wpływają na nasze samopoczucie, a więc automatycznie na zdrowie. Podświadomość karmiona dobrymi myślami koduje w nas radość i odwagę na nowy dzień, a także sprawia, że wstajemy z dobrym nastawieniem i przeszkody oceniamy łagodniej.

A co wtedy, gdy w żaden sposób nie umiemy opanować złych myśli? Można skorzystać z pomocy wody: wejść pod ciepły, przyjemny prysznic, puścić wodę na sam środek głowy i poprosić ją, by nas oczyściła. W takich sytuacjach wyobrażam sobie, jak woda wypłukuje ciemną, szkodliwą energię z każdego zawijasa mojego mózgu, z serca i każdej komórki ciała, jak wypływa dłońmi i stopami, a ja czekam, aż w końcu zrobi się krystalicznie czysta.

Pierwszy raz przeżyłam takie oczyszczenie w rzece. Wykrzyczałam cały swój ból i gniew, a szaman wylewał na moją głowę kolejne porcje wody. Pomogło. Od tego czasu korzystam z pomocy prysznica, gdy tylko potrzebuję oczyszczenia, a potem spisuję z wdzięcznością to, co dobre. I spokój wraca.

Nie trzeba wyruszać w podróż na koniec świata ani konsultować się z szamanami, by zmienić życie na przyjemniejsze. Na polskim rynku wydawniczym jest mnóstwo książek, których autorzy pokazują na własnym przykładzie, jak stać się szczęśliwym

Szczerze polecam książki Beaty Pawlikowskiej. Odważnie pisze o swoim życiu, o alkoholu, narkotykach i przemocy, a także o tym, że gdy zaczęła wybaczać sobie i karmić się pozytywnymi myślami, opuściła ciemność i przeszła na stronę radości i zdrowia. A jeśli nie umiecie znaleźć powodów do wdzięczności, to "Magia" Rhondy Byrne poprowadzi was krok po kroku. Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że gdy zaczynamy się budzić i zasypiać ze świadomością trzech rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni, nasze myśli też zaczynają się zmieniać.

Arystoteles powiedział, że szczęście jest kwestią nawyku, a jak wiadomo, nawyki rządzą naszym życiem. Warto więc ćwiczyć się w dostrzeganiu dobra

Możemy więc ciągle narzekać i być niezadowolonym albo odczuwać wdzięczność - ten drugi nawyk szybko się nam odwzajemni. Bo jak tu być w dołku, gdy za tylu ludzi, tyle wydarzeń, cudów natury i techniki możemy być wdzięczni? O wdzięczności za ludzką dobroć nie wspominając.

- Wybaczanie to ważny proces i wbrew pozorom wcale nie taki trudny - tłumaczy Agnieszka Bilińska, autorka programu Leading Yourself, zajmująca się profesjonalnie coachingiem (trenerka rozwoju osobistego).

- Najważniejsze jest chcieć. Dlatego warto się zastanowić, co nam daje hodowanie złości, żalu czy nienawiści. Czy czujemy się lepiej, nienawidząc byłego męża, jego kochanki, zdradliwej przyjaciółki? Czy jesteśmy radośni i wypoczęci po takiej fali gniewu? Nie, nigdy. Dlatego pierwszym krokiem jest obudzenie w sobie chęci wybaczenia. Możemy to osiągnąć dzięki prostym ćwiczeniom, sami lub z terapeutą czy coachem. Dopiero wtedy nabierzemy wiatru w żagle i popłyniemy przez życie ku nowym celom i radościom".

Agnieszka Podolecka

Artykuł powstał dzięki stypendium Narodowego Centrum Nauki, nr projektu: 2017/25/N/HS1/02500. Fot. Agnieszka Podolecka

O Autorce

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką, zajmuje się holistycznym podejściem do życia i zdrowia oraz szamańskimi metodami leczenia. Prowadzi badania naukowe w RPA, Lesotho, Namibii, Botswanie i Zambii. Jest autorką artykułów naukowych i popularnych oraz dwóch powieści, których akcja rozgrywa się w Afryce: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu".

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 3/2018
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny