Dlaczego ludzie podróżują do Afryki?

Dla jednych Afryka to bieda i głód. Dla innych ziemia obiecana. Jeszcze inni kojarzą ją z wakacjami i zupełnie nie zwracają uwagi na lokalne kultury i ich potrzeby. Wystarczy im ocean, zwierzęta i hotelowy basen. A przecież Afryka, jak każdy kontynent, jest zróżnicowana i ma o wiele więcej do zaoferowania.

Artykuł na: 29-37 minut
Zdrowe zakupy

Afryka to drugi pod względem wielkości kontynent świata, jest pokryta gęstymi lasami, buszem, sawannami, pustyniami i górami. Na równiku leżą Góry Księżycowe, wiecznie pokryte chmurami, śniegiem i mgłą - tak gęstą, że moknie się w niej jak w deszczu. Od zachodu Afrykę chłodzi lodowaty Ocean Atlantycki, a od wschodu ogrzewa ją Ocean Indyjski. I w tej różnorodności mieszka kilka tysięcy grup etnicznych, całe wielkie narody mówiące ponad 2 tys. języków i wyznające około 2 tys. religii. Jest wiele powodów, by pojechać do Afryki. Ja jeżdżę tam po wiedzę. Ale zacznijmy od początku.

Podobno człowiek pochodzi z Afryki. Tak twierdzi wielu naukowców i takie zapewnienia usłyszymy w muzeach w RPA, Tanzanii czy Etiopii, gdzie można zobaczyć szczątki pierwszych istot człekokształtnych. Z Etiopii pochodzi Lucy, która żyła około 3,2 mln lat temu. Lucy należała do gatunku Australopithecus afarensis, a jej kości zostały odnalezione w 1974 r. Imię zawdzięcza przebojowi The Beatles pt. "Lucy in the Sky with Diamonds" (podobno piosenka była ulubionym hitem ekipy odkrywców).

Etiopczycy nadali jej własne imię w języku amharskim: Dinkinesh, oznaczające "Jesteś cudowna"1. Lucy miała około metra wzrostu, ważyła 30 kg i umarła w wieku 25 lat - prawdopodobnie spadła z drzewa, choć niektórzy naukowcy twierdzą, że mogła się utopić1,2. Szkieletami krewnych Lucy szczyci się Muzeum Cradle of Humankind (Kolebka Ludzkości) pod Johannesburgiem.

Najlepiej zachowany szkielet, który znaleziono w 1947 r., dostał imię Mrs Ples. Jest ono skrótem od Plesianthropus transvaalensis (niemal człowiek z Transvaal) - tak początkowo swoje znalezisko określił odkrywca Robert Broom, zanim uznał, że chodzi jednak o gatunek Australopithecus afarensis3. Wszystkie szczątki znalezione w innych częściach świata są znacznie młodsze od naszych afrykańskich praprzodków australopiteków.

Kapsztad jest jednym z najpiękniejszych miast świata, leży jednocześnie w górach i nad oceanem z cudnymi plażami. W mieście zachowała się XIX-wieczna architektura. Idealny klimat bez upalnego lata i zimnej zimy umożliwia uprawę winorośli. Miasto tętni życiem, jest pełne artystów, wspaniałych restauracji i teatrów. Mimo że na obrzeżach są biedne czarne dzielnice, sam Kapsztad jest kawałkiem raju. Uwielbiam tam wracać!

Dr Agnieszka Podolecka

Australopitek ustąpił miejsca kolejnym istotom o cechach ludzkich ok. miliona lat temu, ale zanim to nastąpiło, żył szczęśliwie w Afryce Południowej i Wschodniej, polując, jedząc dziko rosnące owoce i wędrując wzdłuż Wielkich Rowów Afrykańskich. Australopitek świetnie chodził na dwóch nogach, ale miał też silne, umięśnione ręce pozwalające mu wisieć na drzewach i chronić się przed naziemnymi drapieżnikami. Niedaleko szkieletu Lucy odkryto pozostałości żółwia i resztki jego jaj, co wskazuje na to, że Lucy potrafiła zbierać żywność na zapas1. Homo sapiens (człowiek rozumny) wyewoluował z Homo erectus (człowiek wyprostowany), prawdopodobnie 200 tys. lat temu4,5.

Początkowo przedstawiciele Homo sapiens byli ludem zbieracko-łowieckim, czyli żywili się tymi roślinami, które okazały się nietrujące, i polowali na zwierzęta. Czy coś było trujące, czy nie, odkrywali metodą prób i błędów. Przy życiu pozostawali ci ostrożni, wcale nie odważniacy żądni przygód. Jesteśmy potomkami oportunistycznych tchórzy.

Większość naukowców twierdzi, że w ramach poszukiwania nowych terenów pierwsi ludzie przedostali się na Bliski Wschód i dopiero stamtąd do Europy i Azji. W trakcie swojej wielkiej wędrówki po świecie napotykali inne hominidy (ssaki człowiekowate), m.in. Homo floresiensis (człowiek z Flores, Indonezja) i Homo neanderthalensis (neandertalczyk), z którymi się krzyżowali. Dziś każdy Europejczyk ma 1- 4% genów neandertalczyka6. Może to częściowo wyjaśnia rozmaitość kolorów skóry i różnice w budowie ciała poszczególnych ras ludzkich?

Skoro wszyscy pochodzimy z Afryki, to może nie ma w tym nic dziwnego, że ciągnie nas do korzeni?

Pierwsze osadnictwo zewnętrzne na kontynencie afrykańskim datuje się na czasy starożytne. Wiadomo, że afrykańskie królestwa Kusz (współczesny Sudan), Saba (współczesna Etiopia) czy Egipt miały kontakt z ludami Bliskiego Wschodu, a także z przybyszami ze starożytnego Rzymu i Grecji. Jednak kolonizacja na większą skalę rozpoczęła się wraz z ekspansją islamu i Europejczyków.

Czego szukali Arabowie i Europejczycy w Afryce? Na pewno nie tylko nowych wyznawców swoich religii. Zarówno jedni, jak i drudzy skupiali się przede wszystkim na pozyskiwaniu minerałów i kości słoniowej oraz niewolników, a Afrykanie chętnie z nimi współpracowali. Bez względu na to, jak szokująco mogą brzmieć te słowa, prawda jest taka, że grupka kolonizatorów nie zdołałaby pojmać i zniewolić milionów ludzi.

Do tego potrzebni byli lokalni najemnicy, którzy za dobra materialne dostarczali swych pobratymców handlarzom. Jest to dość wstydliwy temat i nikt w Afryce nie chce go poruszać. Gdy pytałam Afrykanów o handel niewolnikami, odpowiadali, że biali i Arabowie przekupywali niewykształconych, prostych Afrykanów, którzy nie wiedzieli, co czynią. Nie bardzo w to wierzę.

Zamek Coedmor niedaleko Durbanu (wschód RPA) stoi w pięknym, zielonym buszu. Zbudowali go Europejczycy w 1885 r., czyli w czasach, gdy kolorowym nie wolno było posiadać ziemi. Biali sprowadzili do RPA tysiące Hindusów, którzy mieli im pomóc w budowaniu kolei i pracować w przemyśle, nie mogli jednak mieć nic na własność. Gdy prace dla kolonizatorów zostały zakończone, Hindusi pozostali w Afryce. Zazwyczaj zajmowali się handlem i importem dóbr z Indii. W styczniu 1949 r. zostali zaatakowani przez Zulusów, rdzenną ludność, która sądziła, że Hindusi odbierają im pracę. Niestety wielu białych poparło Zulusów, upatrując w Hindusach rywali biznesowych. W efekcie ponad 140 osób straciło życie, a 40 tys. dom. Właściciele zamku Coedmor przyjęli na swej ziemi (sam zamek był za mały) 2,8 tys. uchodźców, zapewnili im żywość i dach nad głową. List z podziękowaniem do dziś jest cenną pamiątką, pokazującą zwycięstwo dobrego serca nad głupotą.

List z podziękowaniami

Nie wierzę również, że nawrócenia na chrześcijaństwo na tym kontynencie były spowodowane tylko tym, że ktoś przekonał Afrykanów, iż ich religie są mniej wiarygodne. Biali stosowali przecież metodę ognia i miecza. Czy można w ten sposób zmusić kogokolwiek do zmiany wiary głęboko w sercu? Zresztą moja opinia nie ma tu nic do rzeczy, fakty mówią same za siebie: większość afrykańskich form chrześcijaństwa nawiązuje do dawnych wierzeń. Podobnie jest w Europie, gdzie pogańskie święta i zwyczaje, sięgające czasów starożytnych, stały się świętami kościelnymi, bo inaczej Kościół nie zdołałby ich wyplenić.

Za dzień narodzin Jezusa uznano 25 grudnia, ponieważ akurat wtedy urodził się popularny w Rzymie bóg słońca Mitra, a w tygodniu poprzedzającym tę datę odbywały się Saturnalia, połączone z wielką zabawą na cześć boga rolnictwa i płodów rolnych. Niepokalane poczęcie nastąpiło według Kościoła 8 grudnia, czyli 3 tygodnie wcześniej. W Afryce daty nie mają znaczenia, więc do chrześcijaństwa przeniknęła wiara w moc duchów przodków, które mogą zanieść nasze modlitwy do Boga lub bezpośrednio nam pomóc. Tak jak święci katoliccy. Pełen synkretyzm religijny.

Co skłania współczesnych Europejczyków, Azjatów, Amerykanów do odwiedzania Afryki?

Biznesmeni z pewnością widzą w niej wielkie możliwości zarabiania pieniędzy. Afryka ma wszystko: złoto, diamenty, węgiel i inne minerały, tanią siłę roboczą i skorumpowane rządy, które łatwo przekupić, a potem bezkarnie wyzyskiwać ludzi i eksplorować złoża cennych surowców naturalnych. Najlepsi są w tym chyba Chińczycy. Maleńkie kraje, jak Lesotho czy Eswatini (dawniej Suazi), stały się właściwie własnością Chin.

Sytuacja jest tak paranoidalna, że król Lesotho nie może dać podwyżki swoim pracownikom, gdyż w kraju obowiązują najniższe stawki narzucone przez Chińczyków. Jak wszystkie kraje południowej Afryki, Lesotho ma ogromne złoża diamentów najwyższej czystości i mogłoby być krainą mlekiem i miodem płynącą. Niestety pieniądze z diamentów przepadają w przepastnych kieszeniach polityków, a zwykli ludzie ledwie wiążą koniec z końcem.

Matka Natura objawia w Lesotho swe groźne oblicze: każdej wiosny, gdy topnieją śniegi, powodzie zmywają glebę wraz z uprawami, górski klimat na trzy miesiące odcina od świata najwyżej położone wioski grubą warstwą śniegu, skały sprawiają, że hodowla zwierząt jest trudna. Ale Lesotyjczycy, wśród których spędziłam trochę czasu, to twardzi ludzie - nie narzekają, przyzwyczaili się. Cóż mogliby zrobić innego? Przecież gdy zejdą na dół, do miasta, wcale nie będzie im lepiej - już Chińczycy tego dopilnują.

Busz w porze deszczowej jest pełen soczystej zieleni. Nic dziwnego, że Kenneth Stainbank zbudował w nim zamek. Europejczycy chętnie osiadali w miejscach, gdzie zieleń koiła oczy i zapewniała zwierzynę do polowań, a gleba nadawała się pod uprawy. Niestety nie dzielili się ziemią ani z ludnością lokalną, ani z przywiezionymi z Azji niewolnikami i pracownikami najemnymi. Dobroć Europejczyków była bardzo ograniczona, dlatego takie rodziny jak Stainbankowie są do dziś ciepło wspominane.

Busz

Na szczęście turyści dostrzegają piękno dzikiej, górskiej przyrody Lesotho, dzięki czemu osoby zatrudnione w turystyce mogą zarabiać na życie. W Afryce nie zapominajcie o napiwkach. Skoro stać kogoś na samolot, to pewnie może też sobie pozwolić na wydanie kilku dodatkowych dolarów, za które afrykański przewodnik kupi dla swojej rodziny zapas ryżu na tydzień.

Czego szukają turyści w Afryce? Myślę, że spokoju, chcą się odciąć od pędu zachodniego życia

Sądzę też, że mają oni wyidealizowaną wizję tego kontynentu rodem z "Pożegniania z Afryką" Karen Blixen. Żyjąca na przełomie XIX i XX wieku pisarka wykazała się ogromną odwagą, opuszczając Europę i wyruszając do Kenii po spełnienie marzeń. Nie do końca udało się jej je spełnić, nie wiadomo nawet, ile jest prawdy w jej opowieści, ale rozumiem jej miłość do niekończących się przestworzy i dzikiej przyrody.

Biorąc pod uwagę, że główne role w filmowej ekranizacji książki Blixen grają Meryl Streep i Robert Redford, nie dziwi, że pikniki i nocleg pod gwiazdami są bardzo popularne wśród turystów z całego świata. Sama uwielbiam afrykańskie noce w buszu, ciche pomruki lwów, trąbienie słoni, chichot hien i nawoływania ptaków. Gdy zapada noc, przyroda ożywia się - cicha za dnia nagle rozbrzmiewa wszystkimi możliwymi dźwiękami natury.

Turyści przyjeżdżają do Afryki także po to, by oglądać zwierzęta w ich naturalnym habitacie i podziwiać nieskażoną cywilizacją przyrodę. Afryka ma coś, czego w Europie już się nie znajdzie: niekończące się przestworza. Można stanąć na brzegu oceanu w Namibii i być jedynym człowiekiem na przestrzeni tysięcy kilometrów. Gdzieś na południu jest RPA, gdzieś na północy Angola, Kongo, Gabon... Nie potrafię oddać słowami wrażeń, które odczuwam, mając przed sobą niekończący się ocean, a za plecami bezmiar pomarańczowego piasku pustyni Namib. Patrzę w prawo i nie widzę nic prócz piachu i słonej wody.

Patrzę w lewo - tu też nic nie ma. Aż po horyzont jedynie fale, piach i ja - maleńka, nic nieznacząca w tym ogromie. Bo cóż znaczy człowiek wobec potęgi przyrody? I jak to Matka Natura urządziła, że ten bezkres wód nie daje lądowi żadnego życia? Żadnego? Przecież tam jest kępka traw! Skąd ona się tu wzięła, skoro od pół roku nie spadła kropla deszczu? A ten skorpion? Co on je? I co pije? Może wystarcza mu skroplona bladym świtem para, gdy różowa łuna zaczyna zwiastować nadejście palącego słońca? W nocy jest dużo zimniej, więc para znad oceanu ochładza się i zamienia w drogocenną wodę. I choć jest jej skrajnie mało, umożliwia przeżycie pustynnym stworzeniom. I tej kępce trawy też.

Township to czarna dzielnica niesłusznie nazywana slumsem. Slumsy składają się z chatynek skleconych z blachy i dykty, podczas gdy townshipy to ubogie przedmieścia, zamieszkałe zazwyczaj przez czarną ludność. Wszyscy są tu biedni, ale starają się dbać o swoje domostwa. W townshipach mieszka wiele sangom, każda wizyta u nich jest dla mnie głębokim przeżyciem i lekcją pokory. Mimo niedostatku i braku perspektyw na łatwiejszy los sangomy starają się pomóc każdemu potrzebującemu.

Township

Jest takie miejsce w RPA, które nazywa się God’s Window (Okno Boga). Gdy człowiek staje na występie skalnym i ma za plecami las deszczowy, a przed sobą góry porośnięte bujną zieloną roślinnością, odnosi wrażenie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by zapukać Bogu w okno. Jest tak pięknie, tak czysto, nie widać żadnych śladów cywilizacji. Tylko wszechświat w pełni swej chwały. Miejsce dziewicze, którego człowiek jeszcze nie zniszczył. Miejsce pradawnej mocy i miejsce wytchnienia.

W takich miejscach, właśnie w Afryce, nachodzi mnie myśl, że mogłabym tu zbudować sobie mały domek i posadzić awokado, cytryny i papaje, a potem żyć z tego, co wyrośnie w moim ogrodzie. Niestety mam kredyt do spłacenia, a RPA jest niebezpiecznym krajem, gdzie nie da się żyć w chatce na uboczu. Człowiek to największy szkodnik na naszej planecie. Szkoda, że wszystko psuje.

Co ciągnie mnie do Afryki? Różnorodność kulturowa. Fascynują mnie religie od czasu, gdy byłam nastolatką, a więc od ponad trzech dekad

Zadziwiające, ilu ludzie wymyślili bogów, jak do wyjaśnienia Matki Natury zaprzęgli swoją wyobraźnię, jak od tysięcy lat kombinują, skąd wziął się świat i dlaczego przydarzają się im nieszczęścia. Kto jest winien? Bóg czy diabeł? Dlaczego tak niewielu ludzi uznaje, że sami są temu winni. A kto odpowiada za to, że w Afryce rośnie liczba śmiertelnych ofiar głodu wskutek suszy będącej następstwem zmian klimatycznych na Ziemi?

Za ocieplenie klimatu należy winić głównie Europejczyków i Amerykanów, ale oczywiście ani jedni, ani drudzy nie poczuwają się do odpowiedzialności za spowodowanie tego nieszczęścia... Ludzie są winni, nie bogowie, diabły, siły nadprzyrodzone, ale kto by tego słuchał? A szkoda, bo może wzięcie na siebie odpowiedzialności uratowałoby Matkę Naturę przed zniszczeniem? Tyle religii, tylu bogów i tak mało miłości bliźniego w sercu.

God’s Window, czyli Okno Boga. Stojąc na wysokiej skale i patrząc na niczym nieskażoną przyrodę, odnosi się wrażenie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by zastukać Bogu w okno. Mpumalanga, czyli Miejsce Wschodzącego Słońca, wydaje się dowodem na to, że świat nie powstał przypadkiem, że to piękno musiała stworzyć jakaś wyższa energia pełna miłości.

Okno Boga

Za kilkaset milionów dolarów wydanych na szkolenie pilotów, paliwo, bomby i samoloty do nalotów na Syrię można by nakarmić wszystkie głodujące dzieci świata. A tych głodujących dzieci by nie było, gdyby światowe mocarstwa i takie kraje jak Polska nie urządzały sobie poligonów w Syrii, Jemenie, Iraku, Afganistanie... Dzieci Kwiaty proponowały "make love not war". O to samo prosi Dalajlama i wielu pacyfistów ze mną włącznie.

Dlaczego nikt nas nie słucha? Starałam się o stypendium na badanie duchowości afrykańskiej, bo można się z niej nauczyć szacunku dla świata i każdej żyjącej istoty. W Afryce znajduję ludzi kochających pokój i wielbiących Matkę Naturę. Oczywiście w Afryce jest mnóstwo wojen i nie tylko obce kraje urządzają tam sobie gry wojenne. Sudan Południowy miał dość skorumpowanej władzy z północy kraju i po wieloletniej wojnie oderwał się od Sudanu. Niestety przywódcy nie wykorzystali zwycięstwa do budowania pokoju i siły narodu, zajęli się walką o władzę.

Ceną za oddzielenie od Sudanu było 1,5 mln ludzkich istnień, a 4 mln ludzi straciło dach nad głową. Miliony dzieci głodują, 50 tys. grozi śmierć w chwili, gdy czytasz te słowa7. Zwykli Sudańczycy nie mają wpływu na wojnę, suszę, bezrobocie, nie chcą, by bojówki militarne porywały ich dzieci, chcą żyć normalnie, mieć swoje stado krów, wypasać je w spokoju albo pracować w mieście. Chcą posyłać dzieci do szkoły, widzieć, jak się rozwijają i stają wspaniałymi ludźmi. Tylko tyle!

Nieograniczone przestrzenie są domem słoni, gazeli, wielkich kotów, krokodyli i niezliczonej liczby innych gatunków zwierząt. O różnorodności fauny Afryki najłatwiej przekonać się w nocy, gdy każdy gatunek wydaje własne, charakterystyczne odgłosy. Do życia budzą się nocni łowcy, a zwierzęta aktywne za dnia, mówią dobranoc pohukiwaniem, pomrukiwaniem, trąbieniem, skrzeczeniem, wyciem, ujadaniem, pogwizdywaniem i szczekaniem.

Słonie i gazele

Na szczęście są też w Afryce miejsca, gdzie nie ma wojen i gdzie można się skupić na podziwianiu piękna przyrody, odkrywać architektoniczne perełki, jak choćby niewielki zamek Coedmore, którego biali mieszkańcy dali schronienie 2,8 tys. hindusów podczas zamieszek w 1947 roku. W prawdziwie afrykańskim buszu z akacjami, zebrami i gazelami Kenneth Stainbank wybudował w 1885 r. zamek w stylu europejskim. W Afryce można podziwiać antyczne miasto, twierdzę Wielkie Zimbabwe (naukowcy nie wiedzą, kto ją zbudował ani dlaczego opustoszała), uniwersytet w Timbuktu, który od XII do XVI w. był jednym z najprężniej działających ośrodków naukowych świata, kościoły skalne w Lalibeli, zabytki Egiptu i wiele innych miejsc.

Afryka to także dom szamanów, którzy starają się zachować ciągłość kulturową swoich ludów i w uroczy sposób mieszają chrześcijaństwo z pradawnymi wierzenieniami w moce duchów przodków. To właśnie dla nich jeżdżę do Afryki, to na badanie ich kultur dostałam stypendium Narodowego Centrum Nauki, co uważam za najwspanialszy prezent od losu. Wiele się nauczyłam od szamanów, przede wszystkim tego, że każdy mój czyn ma konsekwencje. Nawet takie wydawałoby się drobiazgi jak wyrzucenie plastikowej butelki do śmieci zamiast do recyklingu albo jedzenie mięsa. Wielu szamanów je mięso, ale ja miałam szczęście trafić na takich, którzy rozumieją cierpienie zwierząt. Jestem im wdzięczna, nie jem mięsa od ponad sześciu lat, bo nie chcę krzywdzić zwierząt i nie chcę przyjmować do własnego ciała ich energii - energia śmierci nie jest dobra, te zwierzęta chciały żyć. Niech więc żyją i są szczęśliwe.

Sawanna w Eswatini, dawniej Suazi. Eswatini, czyli Ziemia (ludu) Swati, to monarchia absolutna. Król może mieć tyle żon, ile zechce (poprzedni miał ponad setkę). Kraj jest zasobny w diamenty, król to prawdziwy krezus, a lud cierpi biedę. Największe interesy w tym pięknym kraju robią Chińczycy, dyktując skorumpowanym politykom ceny i wykorzystując bez umiaru lokalną ludność.

Sawanna

Kinga Goszcz napisała książkę pt. "Moja Afryka". Umarła na malarię mózgu złapaną w Afryce. Moja Afryka na razie ogranicza się do południa i podróżuję tam, gdzie malarii akurat nie ma. Staram się mądrze wybierać pory roku i miejsca. Moja Afryka jest pełna dobrej energii i piękna, bo taką podjęłam decyzję. Świadomie i konsekwentnie staram się widzieć to, co dobre. Gdy widzę biedę, pomagam na tyle, na ile mogę. Nie staram się zbijać cen, podchodzę do każdego z szacunkiem, jestem otwarta i uśmiechnięta. I ta dobra energia do mnie wraca. Nawet w townshipach, biednych czarnych przedmieściach, spotykam się z życzliwością, choć mój kolor skóry w postapartheidowej rzeczywistości może budzić niechęć. Ale wkraczam w ten odmienny świat z pozytywnym nastawieniem i nigdy nie spotkało mnie nic złego.

Absolutnie nie doradzam żadnemu turyście wypraw do czarnych przedmieść, to najgłupsza rzecz, jaką może zrobić niedoświadczony podróżnik. Ja jeżdżę do sangom, ale one informują o tym tubylców, zatem gdy wjeżdżam do townshipu, wiele osób spodziewa się mnie. Jeśli township jest duży, biorę lokalnego przewodnika. I zawsze podróżuję małym, tanim samochodem. To wszystko zapewnia mi bezpieczeństwo. A gdy mam wolną chwilę... uciekam daleko od miast, do miejsc, gdzie dociera niewielu turystów, i napełniam płuca charakterystycznym, ciepłym, afrykańskim powietrzem z nutą słodyczy.

O Autorce

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"
Podróż do Afryki i badania wśród sangom były możliwe dzięki stypendium Narodowego Centrum Nauki, nr projektu: 2017/25/N/HS1/02500.
Fot. Agnieszka Podolecka 
Bibliografia
  • Maclendon R., https://www.mnn.com/earth-matters/animals/blogs/facts-about-lucy-australopithecine
  • Wiśniewski K., Warsiński P., Mega: opowieść encyklopedyczna, Wyd. RTW 2000
  • https://web.archive.org/web/20130930040222/http://www.ditsong.org.za/naturalhistory.htm
  • Jensen M.N., Newfound Ancient African Megadroughts May Have Driven Evolution of Humans and Fish, University of Arizona 2007
  • Schlebusch, Carina M. i in., Ancient genomes from southern Africa pushes modern human divergence beyond 260,000 years ago, Biorxiv 2017
  • Bae C. J. i in., On the origin of modern humans: Asian perspectives. Science 358
  • https://www.unicef.pl/O-nas/Gdzie-pomagamy/UNICEF-SUDAN-POLUDNIOWY
Autor publikacji:
Dr Agnieszka Podolecka

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 5/2019
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny