Co się stało, że współczesne psy nie radzą sobie ze sobą, a ich właściciele nie potrafią rozwiązać psich problemów, ba, często nawet nie wiedzą, jak się do tego zabrać? Główna przyczyna tej sytuacji tkwi w tym, że spośród wszystkich gatunków zwierząt to właśnie pies został przez człowieka udomowiony jako pierwszy i wkrótce zyskał status jego najbliższego przyjaciela.
Jako najbliższy przyjaciel miał obowiązek towarzyszyć mu we wszystkich zawirowaniach losu i przemianach cywilizacyjnych. Odbył więc z człowiekiem długą drogę, która – mówiąc metaforycznie – prowadziła do miasta. Ale miasto okazało się dla niego nieprzyjazne, a w dodatku tempo życia w mieście spowodowało, że jego opiekun poświęcał mu coraz mniej czasu. Tak jest również dzisiaj.
Co gorsza, psy, które zgodnie z zawartą między prapsem a praczłowiekiem umową miały dla ludzi pracować w zamian za dach nad głową i wyżywienie, zostały pozbawione możliwości wypełniania zadań, do których wykonywania od tysiącleci były przyzwyczajone. Myślistwo stało się żałosną namiastką dawnych polowań, kosztownym hobby wąskiej grupy społecznej. Psy pasterskie też straciły zajęcie, jako że wypas ograniczono do minimum, a zwierzęta hodowlane są na targ czy do rzeźni przewożone w taki sposób, że pies i w tym przypadku nie jest zbytnio potrzebny. Nawet stróżowanie sprowadza się zwykle do pilnowania niewielkiej działki albo drzwi mieszkania, co jest karykaturą dawnego stróżowania.
Psy czują się niepotrzebne i są sfrustrowane z powodu braku zajęcia. Życie w mieście, hałas, ścisk i smród to dodatkowe źródła stresu dla naszych czworonożnych przyjaciół. Jednak największą bolączką współczesnych psów jest brak ludzkiego towarzystwa, czyli spędzanie długich godzin w samotności. Jakby tego było mało, ze wszystkich zadań, jakie kiedyś psu wyznaczano, pozostało właściwie tylko jedno – być pocieszycielem swego pana, psim terapeutą. Wywiązuje się z niego najlepiej jak potrafi, ale stanowi ono dla biedaka największe źródło stresu. Rankiem cała rodzina opuszcza dom na długie godziny.
Pierwsza i najważniejsza zasada – o określonej porze na podłodze pojawia się miska z porcją jedzenia i stoi tam najwyżej 10 minut.
W obcym, nieznanym psu świecie jej członków spotykają rozmaite nieprzyjemności, do domu wracają więc zdenerwowani, zmęczeni i zniechęceni. Pies wyczuwa ich stres i jest przerażony, bo nie wie, czy to czasem nie on jest jego przyczyną.
Nie rozumie uwarunkowań ludzkiego świata, szuka winy w sobie i... ogarnia go coraz większy niepokój. Swoją frustrację musi jakoś rozładować. Często robi to w trudny do zaakceptowania sposób, wyjąc, hałasując czy niszcząc w domu, co popadnie. A co na to człowiek? Oddaliwszy się tak bardzo od natury, nie potrafi zrozumieć swojego najbliższego przyjaciela, więc nieprawidłowo interpretuje wysyłane przez biedne zwierzę sygnały, a często nawet ich nie wychwytuje. Skutek? Ucieka się do pomocy psich terapeutów.
Ludzie coraz częściej też oczekują, że skoro biorą pod swój dach szczenię rasy słynącej z inteligencji czy znanego z bystrości umysłu kundelka, to maluch od pierwszych dni będzie mądry jak profesor z Oksfordu. W konsekwencji nie przykładają się do jego wychowania. A wtedy źle wychowany i sfrustrowany pies wyrasta na pacjenta gabinetów zoopsychologicznych. Może warto to zmienić?
Czytelnicy pytają
Ratunku, co robić, mój pies nie ma apetytu, jedzenie właściwie go nie interesuje, skubnie parę kęsów i odchodzi od miski niezależnie od tego, jak smakowite danie mu przyrządzę.
Zofia z Gdyni
Jeśli pies od małego je niewielkie porcje, ale mimo to świetnie się czuje, jest zdrowy i aktywny, to wmuszanie w niego pokarmu nie ma sensu, taką ma widocznie przemianę materii i wystarcza mu mała ilość pożywienia.
Jeśli jednak zwierzę miało do tej pory normalny apetyt, a niechęć do jedzenia pojawiła się nagle, najlepiej zrobić pełne badanie weterynaryjne, bo może to być objaw rozpoczynającej się poważnej choroby. Niechęć do jedzenia może też być chwilowa, spowodowana stresem, przemęczeniem, zmianami pogody lub zmianą karmy na mniej smaczną.
Wybrzydzanie przy jedzeniu może mieć także podłoże psychologiczne. Demonstrując niechęć do jedzenia, pies usiłuje wymusić coś lepszego, bardziej smakowitego. Ustępowanie mu w takiej sytuacji będzie fatalne w skutkach.
Podtykanie ulubieńcowi rozmaitych smakołyków czy rozczulanie się nad każdą odmową spożycia posiłku doprowadzi w końcu do tego, że trzeba mu będzie przygotowywać po trzy, cztery dania, codziennie inne, w nadziei, że któreś mu zasmakuje i zostanie łaskawie spożyte. Takiemu terroryście trzeba jasno pokazać, że dom to nie hotel kategorii lux i obowiązują tu pewne zasady.
Pierwsza i najważniejsza zasada – o określonej porze na podłodze pojawia się miska z porcją jedzenia i stoi tam najwyżej 10 minut. Jeśli w tym czasie posiłek nie zostanie spożyty, wraca do szafki i zostaje z niej wystawiona (z tą samą zawartością) dopiero w następnej porze karmienia. Po kilku dniach jedzeniowe humory powinny definitywnie minąć.
Anna Redlicka - Biolog, autorka i tłumaczka książek o psach, hodowca psów rasy welsh corgi, sędzia kynologiczny, całe swoje życie związała z psami.