Skąd się bierze zazdrość?

Rozmowa z Małgorzatą Rajchert-Lewandowską.

21 styczeń 2019
Artykuł na: 29-37 minut
Zdrowe zakupy

Agnieszka Podolecka: W 2002 r. Sybil Hart i Heather Carrington opublikowały wyniki swojego badania nad 6-miesięcznymi niemowlętami. Maluszki biorące udział w eksperymencie zaczynały się złościć, gdy ich matki zwracały uwagę na inne dzieci lub przytulały lalki. Nie reagowały tak, gdy matki przytulały klocki czy poduszki. Badaczki doszły do wniosku, że lalki były postrzegane przez niemowlęta jako dzieci, a ich reakcja wyrażała zazdrość. Czy to oznacza, że uczucie zazdrości towarzyszy nam od narodzin? Zawsze sądziłam, że jest to emocja nabyta wskutek rozwoju społecznego.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Odwieczne pytanie: "nature or nurture?" (cechy wrodzone czy wychowanie). Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi, co ma większy wpływ na to, kim jesteśmy: wychowanie czy genetyka. Myślę, że osobowość człowieka tworzą zarówno cechy wrodzone, jak i społeczeństwo, w którym żyje, wzorce kulturowe, sytuacja w rodzinie i sposób wychowania. Zastanawiam się, czy reakcje badane przez Hart i Carrington rzeczywiście były zazdrością. Może chodziło o lęk przed utratą bezpieczeństwa? Niemowlę przecież nie wie, że mama, która na chwilę odeszła, zaraz wróci, że gdy przytuli inne dziecko, też wróci, by przytulić własne.

Niemowlę jest niemal stopione z matką, stanowią jedność, więc gdy matka nie zajmuje się nim, czuje pierwotny lęk, zagrożenie, że sobie nie poradzi. To jest wrodzony lęk przed opuszczeniem, porzuceniem i - co za tym idzie - śmiercią. Można to odkryć podczas psychoterapii, np. dzięki hipnozie. Już w okresie prenatalnym dzieci odczuwają lęk. Wydaje mi się, że zachowanie badanych niemowląt również było związane w większym stopniu z lękiem niż zazdrością.

Agnieszka Podolecka: Czy to nie to samo? Lękam się odrzucenia, więc jestem zazdrosny o matkę.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Raczej nie. Zazdrość to efekt porównania: ktoś ma coś, czego ja nie mam. Lęk zaś bierze się z myślenia w stylu: jak mi tego zabraknie (tu: opieki matki), to wydarzy się coś złego. Chodzi więc zatem o dwie różne emocje. Wracając do pierwszego pytania, nie wiem, czy ktokolwiek potrafi jednoznacznie udowodnić, że rodzimy się z emocją zazdrości.

Agnieszka Podolecka: A czy w ogóle istnieją ludzie, którym uczucie zazdrości jest obce? Znasz choć jeden taki przypadek?

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Nie. I nigdy o kimś takim nie słyszałam. Ani o człowieku, który nie doświadczyłby lęku, gniewu czy poczucia winy. Zazdrość jest jedną z podstawowych ludzkich emocji i śmiem twierdzić, że jest emocją uniwersalną, występującą na całym świecie, choć oczywiście w różnych kulturach ma różne nasilenie. Może objawiać się w rozmaity sposób i mieć wiele źródeł ze względu na nasze osobiste doświadczenia i doświadczenia naszych rodzin. Moja wieloletnia praktyka terapeutyczna dostarcza na to licznych dowodów. Na przykład kilkuletnia Ania może się identyfikować z emocjami pierwszej żony swojego ojca, zwłaszcza gdy ojciec zostawił tę kobietę dla matki Ani. Jak mnóstwo innych dziewczynek w takiej sytuacji, Ania nieświadomie przejmuje pewne zachowania zdradzonej, porzuconej kobiety, takie jak złość czy zazdrość o rywalkę.

Agnieszka Podolecka: Jak to jest możliwe?

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Istnieje kilka teorii starających się wyjaśnić to zjawisko, niemniej żadna nie została potwierdzona naukowo. Jedną z nich jest teoria pól morfogenetycznych opisana przez Ruperta Sheldrake'a. Uważa on, że istnieje pole o bliżej niesprecyzowanej naturze fizycznej, które przechowuje wszelkie informacje. Sheldrake twierdzi, że każdy organizm ma zdolność przekazywania pamięci o ważnych czy powtarzających się zdarzeniach i zapisuje je w swoim polu morfogenetycznym. Zgodnie z tą teorią, jeżeli przytrafia się nam coś dobrego lub złego, informacja o tym zostaje utrwalona w polu morfogenetycznym i jest dostępna ludziom, którzy mają z nami kontakt. Trochę przypomina to jungowską koncepcję nieświadomości zbiorowej, z której ludzie czerpią informacje o tym, co jest bezpieczne, a co zagraża życiu czy zdrowiu.

Jak to się ma do przypadku Ani? Pierwsza żona była kiedyś dla jej ojca ważną osobą, ojciec pamięta ich wspólne życie i emocje z nim związane, one nadal mu towarzyszą, nawet jeśli nie myśli już o tej kobiecie i dawno przestał ją kochać. Według koncepcji Sheldrake'a w polu morfogenetycznym ojca Ani znajduje się więc pamięć o pierwszej żonie i emocje, jakie rozgrywały się w trójkącie: on, zdradzona żona, nowa żona. Niektóre współczesne formy psychoterapii przyjmują koncepcję Sheldrake'a, mimo że nie można jej udowodnić naukowo.

Agnieszka Podolecka: Przytoczę definicję zazdrości Gottfrieda Leibniza: "Zazdrość to niepokój, który odczuwamy, gdy źle wypadamy w porównaniu z innymi ludźmi, czyli kiedy budujemy swoje samopoczucie w porównaniu do stanu posiadania innych ludzi". Podobno u kobiet zazdrość wynika z porównywania atrakcyjności fizycznej, a u mężczyzn - stanu posiadania.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: System społeczny w kulturze zachodniej jest taki, że od najmłodszych lat jesteśmy stale porównywani. Wyścig szczurów zaczyna się już w szkole, uczniowie na podstawie otrzymywanych ocen wyciągają - często niesłuszne - wnioski na temat swoich zdolności. Niestety szkoły bardzo różnią się poziomem nauczania, z reguły uczniowie na prowincji nie mają szans na otrzymanie takiej edukacji, jak ich rówieśnicy w wielkich miastach, co w przyszłości może im utrudniać start zawodowy, być powodem zazdrości wobec rówieśników, którym się powiodło. Rankingi szkół, skądinąd bezcenna informacja dla rodziców, także są powodem stresu u nastolatków. Utwierdzają one młodych ludzi w przekonaniu, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy, bo nie dostał się do wymarzonego liceum. To też może powodować zazdrość. A pamiętajmy, że nasze usposobienie i cechy charakteru kształtują m.in. emocje przeżywane w dzieciństwie.

Agnieszka Podolecka: Na Wschodzie, zwłaszcza w kulturach buddyjskich, dzieciom wpaja się inne zasady, mniej egoistyczne, a więc zazdrości powinno być tam mniej.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: To prawda. Wśród buddystów nastawienie jest inne: wszyscy jesteśmy tą samą energią, jesteśmy jednością, a więc bardziej od indywidualnych liczą się osiągnięcia zbiorowe. Nie znam badań naukowych na temat zazdrości w kulturach buddyjskich, mogę się oprzeć jedynie na własnym doświadczeniu, kontaktach ze wspólnotą buddyjską w Polsce i na Dalekim Wschodzie. Tam ważne jest poznanie siebie i osiągnięcie spokoju, a nie rywalizacja z innymi ludźmi. Buddyzm zakłada, że świat materialny jest ułudą, że posiadanie dóbr nie ma znaczenia, a mnisi dają dobry przykład swoim wspólnotom, nie głoszą ubóstwa, jednocześnie jeżdżąc mercedesami. Dzieci nie są zachęcane do rywalizacji, a więc i zazdrość o osiągnięcia innych jest mniejsza niż na Zachodzie. Ludzie są bardziej życzliwi, bardziej nastawieni na współpracę na rzecz wspólnoty niż na Zachodzie. My skupiamy się na sukcesie i dobrobycie jednostki, na potrzebach własnych dzieci.

Agnieszka Podolecka: Czy rozpieszczanie dzieci też może prowadzić do frustracji, której skutkiem jest zazdrość?

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Oczywiście. Rodzice chwalą córeczkę, robią z niej małą księżniczkę i w ogóle nie zauważają, że jest wredna dla innych dzieci. Albo wychowują księcia i nie przyjmują do wiadomości, że bije innych i niszczy ich rzeczy, nawet gdy rodzice pokrzywdzonych dzieci zwracają im na to uwagę. Jednak życie bardzo szybko pokazuje, że nie wszyscy uważają księcia i księżniczkę za wyjątkowych ludzi. Takie wychowanie daje podwaliny dla narcystycznej osobowości, a narcyzów nikt nie lubi, ciężko z nimi wytrzymać.

W zderzeniu z rzeczywistością taki książę czy księżniczka przeżywa szok, bo nagle nie może się zaprzyjaźnić z osobą, na której mu zależy, w szkole okazuje się, że inne dzieci lepiej się uczą, lepiej grają w piłkę, ładniej rysują czy śpiewają, i taki rozpieszczony narcyz jest wściekle zazdrosny o sukcesy i zdolności innych. Nie rozumie, jakim cudem nie jest pępkiem świata, skoro w domu zawsze nim był. Tacy ludzie nie umieją zrozumieć swoich porażek i przyjąć krytyki, co generuje w nich złość i zazdrość. Zasada złotego środka wydaje się najlepszą metodą wychowawczą. Człowiek musi wiedzieć, jakie są jego mocne strony, a nad jakimi cechami charakteru powinien pracować. Poza tym człowiek przekonany o swojej genialności jest koszmarnym towarzyszem życia, ma też problemy w stworzeniu związku, bo przecież nie istnieje nikt równie wspaniały, jak on. W efekcie prowadzi to do umniejszania zasług partnerki czy partnera i do zazdrości o ich osiągnięcia. Narcyz będzie bagatelizował sukcesy innych osób, by jego pozycja nie została zachwiana. Taka osoba czuje się dobrze jedynie wtedy, gdy ma poczucie, że jest najlepsza.

Agnieszka Podolecka: To oznacza, że nadmierne chwalenie dziecka może je unieszczęśliwić i sprawić, że będzie osobą zazdrosną.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: I nie chodzi tu nawet o werbalne chwalenie. Ważne jest, co myślimy na temat swojego dziecka, ponieważ wpływa to na nasze postępowanie. Dobrym przykładem jest synek mamusi lub córeczka tatusia. Gdy matka uważa syna za bóstwo, wyrasta z niego nastolatek, a potem mężczyzna, który na każdym kroku musi udowadniać sobie i matce, że jest mądrzejszy, ładniejszy i wspanialszy od innych ludzi. Jeśli matka myśli o synu jako o geniuszu, jest to dla niego obciążeniem, zmusza go, by dążył do ideału za każdą cenę. Nawet w dorosłym życiu będzie odczuwał lęk, że jeśli nie sprosta wizji swojej matki o idealnym synu, to zawiedzie ją i straci jej miłość. Dążenie do zaspokajania oczekiwań rodzica prowadzi do frustracji i zazdrości, gdy innym sukcesy przychodzą znacznie łatwiej.

Agnieszka Podolecka: Synek mamusi, córeczka tatusia. To jest patologiczny podział, który moim zdaniem może budzić zazdrość między rodzeństwem, zwłaszcza gdy ojciec faworyzuje córkę, nie obdarzając wystarczającym zainteresowaniem syna, a matka woli spędzać czas z synem i zaniedbuje kontakty z córką.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Taki podział nie służy dzieciom, ale jest w pewnym sensie naturalny i tym silniejszy, im rodzice są bardziej oddaleni od siebie emocjonalnie. Im mniejsza miłość i bliskość rodziców, tym większa miłość do dziecka odmiennej płci. Jeżeli kobieta w związku jest niedostępna emocjonalnie czy seksualnie, jeżeli mąż czuje się odrzucony, niedoceniony, a ma potrzebę kochania, to automatycznie zwraca większą uwagę na córkę, jednocześnie zaniedbując syna. Córka to w połowie matka, materiał genetyczny kobiety, w której się przecież zakochał. W córce widzi najlepsze cechy żony, tej dziewczyny, dla której kiedyś stracił głowę. Ponieważ jego miłość nie może być skierowana do żony, bo ona jej nie przyjmuje, kieruje ją na córkę, rozpieszcza ją i spędza z nią dużo czasu. Analogicznie matka przekierowuje miłość z męża na syna. A dzieci odwdzięczają się entuzjastyczną miłością, bo dzieci kochają nawet złych rodziców, a co dopiero takich, którzy chcą im nieba przychylić!

Fot. Pixabay / geralt

Agnieszka Podolecka: Bywa, że rodzice naprawdę starają się traktować dzieci równo, a mimo wszystko między rodzeństwem wytwarza się zazdrość.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Jej powodów może być wiele. Czasami dzieci odtwarzają relacje pomiędzy rodzicami, a czasami obwiniają jedno z rodziców o nieodpowiednie relacje rodzinne. Jedno dziecko czuje się w rodzinie szczęśliwe, a drugie wręcz przeciwnie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Kasia i Magda są siostrami. Ojca często nie ma w domu, bo wyjeżdża w sprawach zawodowych. Matka jest więc tą osobą, która wymaga i podejmuje codzienne decyzje. Wymagania są niby niewielkie: mają się uczyć i utrzymywać porządek w swoich pokojach. Kasia nie ma z tym żadnego problemu, Magda natomiast sobie nie radzi. Matka jest często wzywana do szkoły i automatycznie poświęca problematycznej Magdzie więcej czasu, przez co Kasia staje się zazdrosna o siostrę. Jednocześnie matka chwali Kasię za jej dobrą postawę, co wzbudza złość i zazdrość Magdy.

Ojciec jest skupiony na swojej karierze i rzadko bywa w domu. Zazdrość między rodzeństwem jest tu efektem końcowym różnego postrzegania przez dzieci sytuacji pomiędzy rodzicami. Kasia skupia się na spełnianiu oczekiwań mamy, która musi sobie radzić sama, gdy taty nie ma. Magda wini zaś matkę za wyjazdy ojca, uważa, że ucieka on z domu, ponieważ matka o niego nie dba. Może też zazdrościć innym koleżankom stałej obecności ojców. W efekcie Magda jest sfrustrowanym dzieckiem, zazdrosnym o siostrę i winiącym matkę za swoje poczucie nieszczęścia. Zazdrość między rodzeństwem może wynikać zresztą z wielu innych powodów. Zdarza się, że dziecko bywa zazdrosne o większy talent rodzeństwa, o to, że rodzeństwo ma więcej przyjaciół, jest popularniejsze w szkole. Rodzic może też nie dostrzegać, że uczynił np. jedną z córek swoją ulubienicą.

Agnieszka Podolecka: I potem taka ukochana córeczka tatusia zasila szeregi kobiet, które wychodząc za mąż, mają wyidealizowaną wizję swojego partnera, w tym przypadku z cudownym ojcem w tle.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Często to porównanie nie wypada na korzyść męża, co może powodować wiele problemów w związku, na przykład zazdrość o lepsze małżeństwa koleżanek. Idąc tym tropem: mąż też jest zazdrosny, bo podświadomie czuje, że nie ma szans w rywalizacji z ojcem. Serce jego żony jest zajęte, on zawsze będzie na drugim miejscu, a tego oczywiście żaden mężczyzna nie lubi. Wtedy mąż często zaczyna się rozglądać za innymi kobietami, co oczywiście wywołuje zazdrość u żony.

Agnieszka Podolecka: Wydaje mi się, że przyczyną zazdrości może być też odmienność. Ludzie naprawdę zdolni, wręcz wybitni albo z natury oryginalni, pomysłowi, różniący się od innych, są odrzucani przez większość.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Człowiek jest zwierzęciem stadnym, które boi się odrzucenia. Lęk przed samotnością jest silny u każdego z nas. Warto się zastanowić, dlaczego osoba oryginalna czy wybitna, która jest jednocześnie miła, zostaje odrzucona przez grupę? Znajdziemy mnóstwo powodów: może być bogata i jeździć na wakacje w miejsca niedostępne innym, może osiągać sukcesy bez większego wysiłku, może mieć odwagę odrzucania schematów i robienia rzeczy, o których inni nawet boją się marzyć. To wszystko wyzwala zazdrość, zwłaszcza u osób, którym brakuje pewności siebie. Z jednej strony grupa robi się więc zazdrosna o wyjątkowość kolegi czy koleżanki, z drugiej - osoba odrzucona zazdrości członkom grupy, że trzymają się razem. Jeśli jednak są w tej grupie ludzie, którzy lubią i akceptują siebie, wyjątkowość innej osoby nie jest dla nich przeszkodą, by zaprzyjaźnić się z kimś takim. Mogą sobie pomyśleć: "och, jak on pięknie śpiewa i maluje, też bym tak chciał", ale to będzie zachwyt bez tego okropnego ukłucia zazdrości.

Agnieszka Podolecka: Jak wyeliminować te ukłucia, cieszyć się sukcesami innych ludzi?

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Zazdrość jest emocją, a więc tylko my możemy nad nią zapanować. Należy budować swoje poczucie wartości i unikać porównań z innych ludźmi. Im częściej odczuwamy zazdrość, tym częściej powinna nam się zapalać czerwona lampka w głowie. Wtedy trzeba zadać sobie pytania: co ja o sobie myślę, jak czuję się sam ze sobą, czy moim zdaniem zasługuję na to, by być lubianym? Czy mogę i chcę podziwiać kogoś, kto robi coś lepiej ode mnie? Czy jego sukces może mi sprawić radość? Jeśli odpowiedzi są negatywne, przygnębiające, należy popracować nad poczuciem swojej wartości, wzmocnić się wewnętrznie.

Agnieszka Podolecka: Chciałabym poruszyć temat patologicznej zazdrości, która prowadzi do psychozy, porozmawiać np. o syndromie Otella, będącym jednym ze skutków ubocznych alkoholizmu.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Syndrom Otella to choroba psychiczna wywołana uzależnieniem chemicznym. Powodować ją mogą narkotyki, alkohol, niektóre leki nieodpowiednio stosowane. Pod wpływem substancji chemicznych zmienia się struktura mózgu, część komórek nerwowych obumiera i mózg przestaje prawidłowo funkcjonować. Na skutek degeneracji mózgu ludzie zaczynają chorować na syndrom Otella lub psychozę. Syndrom Otella to patologiczna zazdrość, która zazwyczaj nie ma żadnych podstaw - partner czy partnerka są wierni, ale osoba uzależniona ma urojenia na punkcie zdrady. W takim przypadku nie pomogą ani racjonalne argumenty, ani dowody uczciwości małżeńskiej - zdegenerowany mózg nie przyjmuje żadnych informacji. Uzależniony jest tak bardzo przekonany, iż partner go zdradza, że obsesja ta zamienia się w psychozę, co oczywiście niszczy związek, podobnie zresztą jak samo uzależnienie.

Fot. Pixabay / geralt

Agnieszka Podolecka: Jakie są mechanizmy działania psychozy? Czy syndrom Otella potęguje wcześniejszą zazdrość, czy może pojawić się u każdego alkoholika bądź narkomana?

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: U każdego, choć oczywiście szybciej uaktywnia się u osób z natury zazdrosnych. Mechanizm działania syndromu Otella jest bardzo ciekawy. Funkcją tej zazdrości jest to, że na poziomie nieświadomym osoba uzależniona chce, by partner odszedł, więc rozbudza w sobie zazdrość, która staje się nie do wytrzymania dla partnera. Na poziomie świadomym uzależniony chce, by partner został, ale na poziomie nieświadomym ma koszmarne poczucie winy. Uzależniony wie, że nie jest w stanie dać partnerowi tyle, ile od niego otrzymuje, nie może zaspokoić jego ważnych życiowych potrzeb. Staje się więc obsesyjnie zazdrosny, niszcząc partnera i jednocześnie siebie.

On ledwie czołga się przez życie, jest nieszczęśliwy, nie widzi celu w życiu, myśli tylko o następnym kieliszku lub działce. Ma o sobie jak najgorsze mniemanie i podświadomie nie chce, by ktoś, z kim kiedyś połączyła go miłość, oglądał go w takim stanie. Pozostając w związku, traci godność. Chce więc uwolnić tę osobę od siebie i robi to poprzez psychotyczne sceny zazdrości, obezwładniającą kontrolę i manipulację. Uzależniony czuje się tak winny i jednocześnie tak słaby, że łatwiej mu się pozbyć partnera, niż wyjść z nałogu i zostać w związku. On uważa, że jest w tym związku przegrany, że nawet gdyby wyszedł z uzależnienia, nie wynagrodzi krzywd, które wyrządził. Tak więc, gdy partner odejdzie, na poziomie nieświadomym uzależniony poczuje ulgę, chociaż na poziomie świadomym oczywiście dozna bólu odrzucenia.

Agnieszka Podolecka: Aby wyleczyć się z takiej patologicznej zazdrości, trzeba najpierw wyjść z nałogu.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Oczywiście, nie ma innej metody. Psychoza jest skutkiem nałogu, więc trzeba najpierw z niego wyjść, co jest oczywiście bardzo trudne, ale możliwe.

Agnieszka Podolecka: Wróćmy do zazdrości, która nie jest efektem nałogu. Jakimi metodami możemy odkryć przyczynę swojej niskiej samooceny i powody, dla których jesteśmy zazdrośni? Zazdrość to paskudne uczucie, ono niczego nie buduje, a tylko osłabia.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Fakt, zazdrość odbiera siły i radość życia. Stajemy się ubodzy duchem. Każdy rodzaj terapii, czy to będzie psychoanaliza, gestalt, programowanie neurolingwistyczne (NLP), hipnoza ericksonowska, czy jakakolwiek inna metoda, służy temu, by odkryć przyczynę złych emocji, zrozumieć ją i pozbyć się jej, pomóc przekształcić dotychczasowe emocje w dobre samopoczucie. Mnie najbliższe są terapie umożliwiające pracę z pacjentem nad jego emocjami. Psychoanaliza i neopsychoanaliza jungowska - do których mam szacunek, bo w końcu stworzyły podwaliny nowoczesnej psychoterapii - bazują na intelekcie, problemy analizuje się rozumowo. Taka terapia często trwa latami, zanim rozumowo pojęte sprawy przenikną do emocji. Dlatego wolę pracować metodą NLP czy wykorzystywać hipnozę, gdzie w przyjemnym transie można dojść do praźródła problemu, np. zazdrości, znacznie szybciej niż przez analizy intelektualne.

Dobrą metodą diagnostyczną są ustawienia systemowe Berta Hellingera, które praktykuję od wielu lat. Co prawda nie są one uznane przez środowiska uniwersyteckie za metodę terapeutyczną, stanowią metodę alternatywną, ale dzięki nim bardzo szybko można odnaleźć źródło męczącej nas emocji. Ono bardzo często tkwi w sytuacji rodzinnej. Dobrze pokazuje to przykład Wojtka, który nie mógł poradzić sobie z zazdrością w związkach. Dzięki ustawieniu systemowemu odkrył, że źródłem jego zazdrości są emocje dziadka, którego porzuciła żona. Dziadek stał się osobą bardzo zaborczą, jego zachowanie przejął później ojciec Wojtka, a Wojtek, choć nie znosił scen zazdrości, które ojciec robił matce, zaczął postępować w ten sam sposób. Dopiero gdy żona zagroziła mu rozwodem, zgłosił się na terapię, która pomogła mu uwolnić się od zaborczości i zazdrości.

Agnieszka Podolecka: Czy można poradzić sobie z zazdrością samemu, gdy nie mamy pieniędzy na terapię.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska: Jeżeli zazdrość jest silna, bywa to trudne. Na szczęście w Polsce działają grupy wsparcia, można skorzystać z bezpłatnej terapii nawet w małych miasteczkach. Ale przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że zazdrość jest tylko emocją, taką jak każda inna, dajmy sobie czasem do niej prawo. Zastanówmy się jednak, skąd się bierze. Czy jestem zazdrosna o partnera, bo on flirtuje z każdą atrakcyjną kobietą albo już kiedyś mnie zdradził, czy też zazdrość bierze się stąd, że nie wierzę w siebie i uważam się za niegodną partnera? Druga opcja wymaga zbudowania poczucia własnej wartości. Maleńkie ukłucia zazdrości, gdy inna kobieta próbuje poderwać mojego męża, są naturalne, pokazują, że ciągle żywię do niego uczucie. Gdy jednak zazdrość towarzyszy mi każdego dnia, to znaczy, że potrzebuję pomocy.

Warto się też zastanowić, z czym wiąże się poczucie zazdrości. Jeśli uświadomimy sobie, w jaki sposób ta emocja wpływa na nasze życie, zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym, zaczniemy nad nią panować, nie pozwolimy, by dominowała nad nami. Każdy z nas jest wyjątkowym człowiekiem, o czym często zapominamy. Należy mieć do siebie szacunek. W budowaniu go z pewnością pomogą terapeuci. Gdy wierzy się w siebie, wyjątkowość innych ludzi przestaje być powodem zazdrości i staje się inspiracją, nie analizujemy na przykład, co mąż robi w podróży służbowej, ale wymyślamy niespodziankę, by uczcić jego powrót do domu. Jeśli mamy wiarę w siebie, możemy zapanować nad zazdrością i przekształcić tę emocję w pozytywne działanie.

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 1/2019
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny