Co zrobić, gdy okazuje się, że za odwagę bycia sobą przychodzi nam płacić wysoką cenę – wyśmianie, obmowę, ostracyzm, lekceważenie lub przypięcie łatki dziwaka? Czy da się i w jaki sposób pogodzić dwa światy – ten, w którym każda inność, w tym kulturowa, religijna czy światopoglądowa przeraża i prowadzi do odrzucenia, ze światem, w którym afirmuje się unikalność jednostki?
Czy naprawdę za akceptację ogółu musimy płacić porzuceniem swoich przekonań i dopasowaniem, czy wręcz przeciwnie, lepiej, pomimo wszystko, iść pod prąd i zachować swoje „ja”? A co, jeśli nie chcemy się wyróżniać? Jeśli życie, będąc wtopionym w tło nam odpowiada, czy musimy na siłę szukać w sobie oryginalności, by nie otrzymać łatki konformisty lub nudziarza?
W jaki sposób poznać swoje prawdziwe oblicze, zbudować wiarę w siebie i odmienność przekuć w sukces? Jak nie dać się zaszufladkować i samemu nie oceniać zbyt pochopnie? Jak znaleźć w sobie odwagę do zrzucenia maski i bycia sobą?
Agnieszka Podolecka: Widziałam kiedyś koszulkę z napisem „normalni ludzie mnie przerażają”. Lubię być inna, ale wiem, że wiele osób boi się wyróżniać z tłumu. Dlaczego boją się być inni?
Małgorzata Bojanowska: Och, to chyba kwestia skali! Zbyt duża odmienność często bywa prawdziwym zagrożeniem. Może nas kosztować nie tylko odrzucenie przez bliskich, ale nawet życie. W sytuacjach napięć społecznych, etnicznych czy religijnych brak wsparcia rodziny może prowadzić nawet do śmierci. Oczywiście to są sytuacje skrajne, niemniej jednak głęboko zakorzenione w naszej podświadomości. Proszę pamiętać, że większość z nas od urodzenia jest uczona wpasowywania się w społeczeństwo.
Dzieci są uczulane na odmienność przez baśnie i mity np. opowieści o Baba-Jadze czy różnych potworach mówią, że ten, kto żyje inaczej, wygląda inaczej, zachowuje się odmiennie niż wszyscy wokół, stanowi zagrożenie. W tych opowieściach wygrywa ten, kto pokonał innego. I zwykle pięknie pasuje do ideału. Wiele bajek pokazuje, że odmienności należy się bać i trzeba być szalenie ostrożnym, żeby ujść z życiem. Szeroko znana bajka o Pięknej i Bestii opowiada, że odmienność może być karą lub upokorzeniem. Niestety mało się w niej mówi o przeżyciach i cierpieniach Bestii, a więcej o poświeceniu i odwadze Pięknej. Ciekawa byłaby inna perspektywa.
AP: W psychologii istnieje koncepcja obcego. Jest ona też ważna w badaniach religioznawczych.
MB: Obcy to ktoś, kto przychodzi z zewnątrz, z innego świata, odmiennej religii, kultury, rasy, kraju. Nawet jak zostaje na zawsze, i tak nie jest do końca swój. Ma nieco inne spojrzenie na świat, bo wychował się gdzie indziej, uczył się innych wartości i zasad. Widać to dobrze na przykładzie emigrantów, nawet polskich, którzy mają opinię znacznie szybszego wpasowywania się w społeczeństwo niż np. muzułmanie, których można rozpoznać choćby po stroju.
Polacy dobrze wtapiają się w nowe otoczenie, bo chcą być jego częścią. Nie stoi to w sprzeczności z ich tradycjami. Duńczycy mówią, że jak Polakom postawi się kościół, to będą szczęśliwi i będą dobrze pracować.

Od dzieciństwa uczy się nas, że odmienność stanowi zagrożenie. Wszak nikt nie chciałby być zmuszony żyć poza społecznością, tak jak Baba-Jaga, być postrachem okolicy jak Bestia z „Pięknej i Bestii” czy innym dziwolągiem z legend, którego obecność budzi w ludziach najgorsze instynkty. Jednocześnie zachęca się nas do tego, byśmy światu pokazywali swoje unikalne oblicze, bo każdy z nas jest przecież wyjątkowy. Czy zatem warto być sobą, jeśli świat daje nam tak sprzeczne komunikaty i nie zawsze nagradza za odwagę wyłamania się ze schematu oraz porzucenie wpojonych uprzedzeń?
Polacy w Polsce też potrzebują kościoła. Zwłaszcza poza dużymi miastami nie mają odwagi się wyróżnić i nie iść w niedzielę na mszę. W przeciwieństwie do krajów zachodniej czy południowej Europy nie mamy tradycji chodzenia do restauracji czy pubów w niedzielę. Kościół jest silny nie tylko ze względu na wiarę, ale i zwykłą tradycję, jest miejscem spotkań, bo nie wymyśliliśmy na niedzielę nic innego niż spotkanie z rodziną i wyjście do kościoła.
Jak Polak poza wielkim miastem chce przynależeć do konkretnej społeczności, to będzie chodzić tam, gdzie sąsiedzi, czyli właśnie do kościoła. Dawniej alternatywą były imprezy oferowane przez państwo, dzisiaj coraz trudniej o aktywne domy kultury, w których zajęcia byłyby bezpłatne i odbywały się w weekend.
AP: Nawet za granicą, dosłownie na końcu świata, jak w RPA czy Australii, Polacy tworzą polskie szkoły weekendowe i mają swoje kościoły. Z drugiej strony jednak chcą być częścią lokalnego społeczeństwa i w tygodniu posyłają dzieci do lokalnych szkół.
MB: Pierwsze pokolenie emigracji nigdy nie wtopi się idealnie w nowy system, Polak zawsze będzie Polakiem, choćby nie wiadomo jak się starał i jak dobrze mówił w lokalnym języku, bo nie pokona wszystkich wzorców kulturowych i naleciałości religijnych. Drugie pokolenie będzie bardziej zaadaptowane, ale nadal trochę inne.
Często będzie dwujęzyczne, będzie lubić trochę inną kuchnię, obchodzić święta inne niż otoczenie. W krajach wielokulturowych, jak choćby wspomniane RPA, ludzie są obeznani z wielokulturowością, bo mają tam jedenaście języków urzędowych plus migowy, a w szkołach uczy się wielu religii, nie tylko chrześcijaństwa. Zresztą i ono jest bardzo zróżnicowane, nie ma dominującego odłamu jak katolicyzm w Polsce.
Tak naprawdę dopiero trzecie pokolenie będzie „lokalsami”. Drugie pokolenie nawet nie ma pojęcia, że stara się wpasować, myśli, że jest swoje, lokalne, ale tak naprawdę stara się nie odbiegać od reszty. Oczywiście są grupy etniczne i religijne jak choćby żydzi czy muzułmanie, którzy celebrują swoją odmienność, ale to się dla nich często źle kończy.
Dzieci są prześladowane w szkole, zwłaszcza teraz, w dobie wojny w Palestynie, uczniowie nie chcą rozmawiać z żydowskimi kolegami, ci zaś nie lubią muzułmanów i całej reszty za niesłuszne ich zdaniem wspieranie Palestyńczyków. Zatem odmienność, bez względu na to, czy chcemy, czy nie, naraża nas na nieprzyjemności, a nawet ściąga realne niebezpieczeństwo. Muzułmanin czy żyd urodzony w Wielkiej Brytanii lub Polsce i mający europejskie obywatelstwo jest nadal obcy i wzbudza emocje. Dla jednej ze stron będą one pozytywne, dla drugiej negatywne. I choć dzieci nie mają pojęcia, o co chodzi w tej wojnie, to jednak relacje muzułmańsko-żydowskie będą na nie wpływać.
AP: Myślę, że to jest tak głęboki problem, że wykracza już poza pojęcie emigracji. Przecież ten żyd czy muzułmanka w chuście mogą być piątym pokoleniem, ale ich odmienność religijna jest tą częścią dziedzictwa, której rodzina nie chce się pozbyć. A zatem dla chrześcijan również będą odmienni. Mimo to jest wielu emigrantów, którzy nie chcą się wtapiać w otoczenie i za wszelką cenę praktykują swoje zwyczaje.
MB: Jest takie powiedzenie: nowy Bóg wyniszcza starego Boga. Skoro nie możemy zapanować nad ludźmi, którzy wierzą w starego Boga, to należy ich wygonić. Takie myślenie jest stare jak świat. Już Biblia opowiada o tym, że żydów wygoniono z Babilonu, bo mieli odmienną religię i nie chcieli się podporządkować rządom Nabuchodonozora. Potem wielokrotnie wyganiano ich z wielu miejsc, zmuszano do życia w gettach, mordowano.
Muzułmanie też tworzą własne społeczności, często bardzo zamknięte zarówno kulturowo jak i terytorialnie. Tworzą własne dzielnice w europejskich miastach, aby chrześcijanie im nie zagrażali. Mimo ryzyka zachowują stroje, wiedząc, że będą odmienni, ale w swoim środowisku są dokładnie tacy jak inni współwyznawcy. W swojej grupie nie wyróżniają się, a zatem zachowują ideę wtopienia się w otoczenie. Tyle że to otoczenie ogranicza się do ich własnej społeczności.
AP: Czy oryginalność jest czym czymś, co rozwija się w domu rodzinnym? Mam córkę gotkę (subkultura gotycka, stworzona przez fanów rocka gotyckiego), która ubiera się na czarno i ma supermakijaż, duży i wyrazisty. Za granicą zawsze dostaje mnóstwo komplementów, w Polsce ludzie są dla niej niemili, np. nie siadają obok niej w metrze albo wręcz mówią, że wygląda jak pajac. Kiedyś jakiś chłopak przeżegnał się na jej widok w pociągu! Jest naukowcem, pracuje w laboratorium, więc może wyglądać, jak chce, ale już w banku nikt by jej na to nie pozwolił. Ja zawsze zachęcałam swoje córki do oryginalności. Większość rodziców chyba się tego boi?
MB: W banku obowiązuje dress code, więc gotka nie miałaby szans, zwłaszcza w dziale obsługi klientów. Odwróciłabym pani pytanie: czy z domu rodzinnego wynosimy dopasowanie do otoczenia, tendencję do tego, aby się nie wyróżniać i wtapiać w otocznie? Krążymy wokół pojęcia odmienności i normalności, spróbujmy je więc zdefiniować.
Ostatnio przyjechał do mnie wnuk, który od pięciu lat mieszka z dziewczyną w Kopenhadze. Skończył studia, ale nie mógł znaleźć pracy w zawodzie, więc rozwoził jedzenie. Przetrwał dwa lata i w końcu dostał pracę w swojej branży. Po pół roku już szykują dla niego awans. Spytałam go, jak jego pokolenie podchodzi do normalności, co to dla nich znaczy. Jak być oryginalnym i jednocześnie normalnym? Roześmiał się i powiedział: „Babciu, nie ma na to Excela”.

Każdy musi znaleźć złoty środek w swoim otoczeniu. Chciałoby się powiedzieć: znaleźć swoje komfortowe miejsce na osi między nowym i nieznanym a tym co swojskie, bliskie i znane. Takie jest spektrum ryzyka, które gotowi jesteśmy podjąć.
Każdy musi znaleźć złoty środek w swoim otoczeniu. Chciałoby się powiedzieć: znaleźć swoje komfortowe miejsce na osi między nowym i nieznanym a tym co swojskie, bliskie i znane. Takie jest spektrum ryzyka, które gotowi jesteśmy podjąć. Czasami jest to kwestia odwagi życiowej i wyniesionego z domu podziwu lub strachu wobec bycia odmiennym.
Często jednak to kwestia decyzji, czy chce się mieć stałą pracę, pensję i z czego spłacać kredyt, czy też woli się podążać za bardziej szalonymi marzeniami. Jest to też kwestia tego, co dla nas ważne. Czy chcę zostać rodzicem i założyć rodzinę? Jeśli tak, to raczej poszukam stałego zajęcia, aby móc wynająć lub kupić mieszkanie. A może wolę ryzyko i wciąż nowe miejsca, aby poznać inne kultury i zobaczyć, gdzie mi będzie najlepiej?
Podobno dzisiaj ludzie stają się dorośli, dopiero dobijając czterdziestki. Młode pokolenie dojrzewa znacznie później niż ich rodzice. W Europie młodzi ludzie szukają swojej ścieżki w życiu, nie pakują się w rodzicielstwo, nie biorą kredytów, pozwalają sobie na oryginalność i odkładają zakładanie rodziny na później. Wiele kobiet rodzi pierwsze dziecko po trzydziestym piątym roku życia. Jest to trend zupełnie obcy ich matkom, które dziś są po pięćdziesiątce. One chciały zazwyczaj urodzić dziecko dużo przed trzydziestką.
AP: Czy to nie dotyczy wyłącznie ludzi z wielkich miast? Bez ślubu można mieszkać w Warszawie czy Krakowie, a nie na prowincji. To jest zbyt jawne łamanie tradycji i odmienność kulturowa, na którą zarówno rodzice, jak i młodzi, często nie mają odwagi.
MB: Jednocześnie małżeństwo jest ważne i paradoksalnie jest przepustką do wolności, bo jest sposobem na opuszczenie domu. Często jest warunkiem pomocy rodziców, dostania od nich jakichś pieniędzy na mieszkanie czy działki pod budowę domu. Małżeństwu łatwiej dostać kredyt i spłacać, gdy dwie osoby na niego zarabiają.
Małżeństwo w Polsce ułatwia wiele spraw: mężczyźni lubią mieć kurkę w kurniku i uwolnić się od rykowiska oraz zabiegania o samiczkę. Dla mężczyzny to ważne zadanie: być wybranym! Zarówno mężczyznom, jak i kobietom ślub jest na rękę. W miastach ludzie też się pobierają, choć zazwyczaj po znacznie dłuższym czasie. Młodzi nie chcą popełniać błędów rodziców, którzy w miastach są często po rozwodzie, więc się nie spieszą.
AP: Zauważyłam też, że obecni dwudziesto – i trzydziestolatkowie na błędach rodziców nauczyli się, że warto słuchać drugiej strony, mówić, czego się chce, a czego nie, ustalać warunki i respektować się. Od wielu tzw. millennialsów można się uczyć tworzenia dobrych związków.
MB: Jasna komunikacja i szacunek są podstawą dobrych relacji, każdych, prywatnych i zawodowych. Jasność komunikacji, odwaga w wyrażaniu potrzeb i zwracaniu uwagi na krzywdy, empatia i chęć wprowadzania dobrych zmian ratują przed rozczarowaniem i niepowodzeniem.
Oto przepis na katastrofę: lęk i wysokie oczekiwania.
Życie w potrzasku między nimi jest świetnym przepisem na toksyczny związek i zmarnowane życie. Lęki wynoszone z domu są często tak silne, że ludzie nawet nie wiedzą, czemu się boją. Do tego dołóżmy oczekiwanie, że miłość będzie jak z hollywoodzkiego filmu i katastrofa gotowa. Znam świetne pary, które po pięćdziesiątce stworzyły cudowne związki. Pokonali lęki, które uniemożliwiały im pełne otwarcie przed partnerem w pierwszym małżeństwie, nie mają już kosmicznych oczekiwań, ale wiedzą, na co chcą się godzić, a na co nie i cieszą się wzajemnym towarzystwem. Z biegiem lat uwalniamy się od tych kodów kulturowych, które były dla nas tak niewygodne. Znajdujemy komfort w dopasowaniu się do nich lub ich porzuceniu. Dopasowanie się do niektórych tradycji i wzorców zachowań może być dobre. Osobie, która ceni spokój, nie marzy o ryzyku i przygodach, będzie dobrze w domu. Dbanie o rodzinę, gotowanie, sprzątanie i odrabianie z dziećmi lekcji będzie tym, co daje jej poczucie stabilności i zadowolenia. Indywidualistka i feministka udusi się w takim podziale ról, ale wiele kobiet odnajdzie się w tym wspaniale.
AP: Myślę, że każdy z nas postrzega różnice i podobieństwa inaczej, różnie też rozumiemy pewne koncepcje.
MB: Oczywiście. Dla jednej kobiety bycie „kurą domową” będzie niewolą, dla drugiej kwintesencją wolności, bo nie będzie musiała pracować zawodowo, martwić się o pieniądze i użerać z szefem. To będzie losem jej męża, ona, będąc w domu, będzie spokojna i szczęśliwa. Ważne jest też nasze podejście do ludzi i życia: czy więcej widzimy różnic, czy podobieństw.
Jako ludzie jesteśmy wszyscy do siebie podobni – homo sapiens. A pojedynczo każdy z nas jest absolutnie unikalną osobą z niepowtarzalnym doświadczeniem. Skłonność do widzenia przede wszystkim podobieństwa z ludźmi jest pewną tendencją części z nas. Ta druga część widzi więcej różnic niż podobieństw z innymi. Trochę to się zmienia wraz z etapami życia, ale tendencja widzenia raczej sera lub raczej dziur w serze pozostaje.
Różnice na początku mogą być atrakcyjne, później częściej irytują. Pojawiają się pytania: czemu lubisz rzeczy, które mnie denerwują, czemu chodzisz za późno spać, czemu tak trudno się dogadać? Gdy ktoś się skupia na różnicach, trudniej nawiązuje przyjaźnie i głębokie relacje. Gdy widzimy przede wszystkim odmienność, chcąc nie chcąc, krytykujemy drugiego człowieka i przez to ciężko nam żyć. Widzimy dziury, a nie ser.
Gdy człowiek się otworzy i dostrzeże piękno w różnorodności, to szybciej zobaczy, że z drugim człowiekiem łączą go podobne wartości, lubią wiele tych samych rzeczy i wtedy różnice zejdą na drugi plan. I jak się zbuduje wzajemną sympatię i zaufanie, to różnice mogą być łatwiejsze do pokonania. Mogą wręcz uatrakcyjnić związek.
AP: Czy zaufanie do siebie pomaga w budowaniu pewności siebie i pokonaniu lęku przed odmiennością?
MB: Z całą pewnością. Powiedziałabym raczej o zaufaniu w sobie niż do siebie. Zaufanie w sobie, głęboko w sercu, oznacza wiarę w ludzi, wiarę w świat. Wierzymy, że rozwiązanie się znajdzie, że istnieje. Nasz umysł je znajdzie i powie nam, jak postąpić, z czym walczyć, a co zaakceptować.

Zaufanie do siebie opiera się na doświadczeniach z przeszłości, może tworzyć ogromną presję. Wiemy, jakie błędy popełniliśmy, czego nie umiemy i jest w nas pewna doza lęku wobec sytuacji nowych, w których nie mieliśmy okazji się wykazać. Zaufanie do swoich czynów powinno być zatem ograniczone.
Zaufanie do siebie opiera się na doświadczeniach z przeszłości, może tworzyć ogromną presję. Wiemy, jakie błędy popełniliśmy, czego nie umiemy i jest w nas pewna doza lęku wobec sytuacji nowych, w których nie mieliśmy okazji się wykazać. Zaufanie do swoich czynów powinno być zatem ograniczone.
Znamy się na tyle, na ile się sprawdzono, nowe sytuacje zmuszają nas zatem do nowych wyborów. Zaufanie w sobie zaś to wiara w rozwiązania w opozycji do emocjonalnych rozterek. Sztuka życia to sztuka korzystania z umysłu, mniejsze poleganie na impulsach i emocjach, a większe na logicznym myśleniu i analizowaniu faktów na chłodno. Taka analiza pomaga też podjąć decyzję, czy chcemy zachować swoje poglądy i wieść życie odmienne od otoczenia, czy też wpasować się w nie. Jedna i druga decyzja oznacza pozytywne i negatywne konsekwencje i tylko od nas zależy, co uznamy za negatywne, a co za pozytywne.
AP: Do czego potrzebna nam oryginalność? Czy warto się na nią silić, jeśli nie jesteśmy oryginalni? Czy wtedy człowiek czuje się lepiej?
MB: Myślę, że takie podejście jest bardzo złudne. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy oryginalność pomaga nam osiągać cele, czy jedynie służy zwróceniu na siebie uwagi. Ludzie nie rodzą się z potrzebą oryginalności.
Rodzimy się unikalni i zarazem podobni do wszystkich innych. Niektórym z łatwością przychodzi wybieranie własnej ścieżki przez życie. Ktoś inny może być bardzo nieszczęśliwy, czuje się niezauważany i niedoceniany i dlatego za wszelką cenę chce się wyróżniać czy to ubiorem, czy sposobem mówienia, czy dziwacznym zachowaniem. Może w ten sposób wołać o pomoc.
Nietypowe zachowania nierzadko wynikają z kompleksów, które staramy się tuszować. Są oznaką cierpienia, tego, że życie boli i jest odmienne od tego, czego pragniemy. To widać zwłaszcza u nastolatków. Jeśli otoczenie skupi się na korygowaniu jego zachowań, mówi: „zmień strój, idź do kościoła” i nie szuka przyczyn odmienności, może dojść do tragedii.
Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi, cierpią z powodów, które dorosłym wydają się banalne. Z jednej strony chcą być podobni do kolegów, boją się bycia odmieńcem, a drugiej chcą być oryginalni i jakoś się wyróżniać. Znalezienie złotego środka jest bardzo trudne, cytując mojego wnuka, nie ma na to Excela. Nastoletni bunt jest ważną częścią dorastania, tworzenia siebie, odkrywania, kim się jest. To też trening asertywności.
Bez młodzieńczego buntu nie będziemy umieli buntować się przeciwko mobbingującemu szefowi czy niesprawiedliwości społecznej. Poszukiwanie siebie i swojego miejsca w grupie i całym społeczeństwie, szukanie przynależności to taki poród społeczny, narodziny do bycia sobą w społeczności. Odkrycie, kim się jest i jak moje „ja” przystaje do otoczenia jest niezbędnym etapem w życiu. Czasami okazuje się, że człowiek zupełnie nie przystaje do swojego środowiska, że rodzina nigdy nie zaakceptuje np. tego, że jest gejem, albo niechęci młodej kobiety do małżeństwa i macierzyństwa i jej pasji do podróżowania robienia co chce. Wtedy może lepiej się wyprowadzić i znaleźć ludzi myślących podobnie, i zbudować życie w zupełnie innym środowisku niż to, z którego się wyszło.
AP: Decyzja o opuszczeniu rodziny czy zmianie otoczenia w wielu miejscach spotyka się ze stygmatyzowaniem. Czasami kobiety robią to w zawoalowany sposób i w ten sposób wpływają na losy swoich dzieci. Myślę tu o eurosierotach, dzieciach kobiet z prowincji, które nie mają siły rozwieźć się ze strachu przed odrzuceniem przez rodziców. Uciekają więc przed mężem alkoholikiem za granicę, oddają dzieci pod opiekę babć i przysyłają pieniądze na ich utrzymanie. Dzieci są bezpieczne, mąż dostaje jakieś pieniądze, aby się trzymał z daleka, a ona na to wszystko zarabia. Z jednej strony wszyscy wiedzą, że kobieta uciekła przed przemocowym mężem, z drugiej jednak nie ma rozwodu ani wstydu i wszyscy w niedzielę chodzą do kościoła i udają, że jest dobrze.
MB: Wyrwanie się z toksycznego otoczenia, zwłaszcza alkoholizmu, który jest w Polsce akceptowany, jest rzeczywiście trudne. Dla wielu gejów wyjazd do dużego miasta jest jedyną szansą na normalne życie, może być wręcz ratunkiem przed psychiczną przemocą ze strony rodziny i sąsiadów. W okresie młodzieńczym orientujemy się wprost lub pośrednio, że interesy grupy społecznej nie są tożsame z interesami jednostki.
I jeśli w rodzimym środowisku nie możemy tego zrobić, to odpowiedzmy sobie na pytania: czy chcę być w tym samym miejscu za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat? Czy chcę, aby moje życie było takie jak moich rodziców? Czy za pięć lat będę szczęśliwy, jeśli tu zostanę? Spójrzmy w przyszłość i poszukajmy rozwiązania problemów. Czy da się je rozwiązać w miejscu, w którym mieszkamy, wśród ludzi, którzy nas otaczają? Czy mam szansę zmienić swoje środowisko, jego system myślenia i wartości? Czy ludzie obok mnie w ogóle chcą się zmienić na tyle, by mnie zaakceptować, polubić i wspierać takim, jakim jestem? Kiedyś moja koleżanka mieszkająca w Australii powiedziała „rebels never win”, buntownicy nie wygrywają. To mądre powiedzenie.
AP: Tu się zdecydowanie nie zgodzę, jestem najlepszym przykładem na to, że buntownicy spełniają marzenia. Mając czterdzieści lat wróciłam na uniwersytet zrobić doktorat, złożyłam wniosek o rozwód i walczyłam o stypendium, które pomoże mi wyjechać do Afryki na badania religioznawcze. Dostałam grant, który umożliwił mi cztery wyjazdy. Poświęcałam urlopy i weekendy na pracę naukową i walczyłam o stypendium pełnoetatowe. Dostałam je po trzech latach prób, rzuciłam pracę na etat i robię ten wywiad z Kapsztadu. Bunt mam we krwi. Raz tylko z niego zrezygnowałam, podporządkowując się mojemu ex-mężowi na wiele lat. To był największy błąd mojego życia. Nie jestem też łatwą podwładną, moi szefowi musieli radzić sobie z tym, że zazwyczaj mam odmienne zdanie i walczę o realizację swoich pomysłów, czasami szalonych. Wiedzieli jednak, że moje zachowanie było dowodem na to, że mi zależy. Dzięki wrodzonemu buntowi stworzyłam w poprzedniej pracy świetny program, a teraz jestem w Afryce. Dlaczego uważa Pani, że buntownicy nie wygrywają?
MB: Buntownik to osoba, która mówi: mnie się tu nie podoba, tu jest źle, praca do bani. Chcę kupić bilet stąd, ale nie wiem dokąd. Określiłabym taką postawę jako stan umysłowej wojny ze swoim „teraz”, bunt przeciwko temu, jaki jest stan faktyczny.
AP: W takim razie inaczej rozumiemy słowo bunt. Moim zdaniem malkontent narzeka, a buntownik robi coś, aby poprawić sytuację.
MB: Czasem robi coś dla siebie, czasem dla innych. Rzeczywiście inaczej rozumiałyśmy słowo bunt. Gdy obie strony chcą zyskać, a nie stracić, odmienność i buntowanie się przeciw ogólnie przyjętym zasadom może dać różne efekty. Warto wtedy negocjować i rozwiązania szukać w porozumieniu.
Pozwolenie na łamanie zasad nie wróży nic dobrego. Patrycja Churchland w książce „Moralność mózgu” mówi: pierwotną sceną moralności nie jest ta, na której ty robisz coś dla mnie, a ja dla ciebie, lecz ta, na której robimy coś razem, wspólnie. Aby współpracować, trzeba działać zgodnie w jakimś obszarze. Moim zdaniem to nie bunt, lecz zgoda buduje.
Organizacje potrafią uzyskać zysk z różnych pomysłów i oczywiście Pani szefowie zachowali się rozsądnie, godząc się na Pani kontrowersyjne pomysły. Mieli ku temu podstawy, więc była to sytuacja „win-win” (obie strony są wygrane). Gorzej, gdy bunt jest wymierzony w organizację, która nie akceptuje odmienności, wtedy może się skończyć smutno.
Dobrym przykładem będzie polska szkoła, która jest zazwyczaj skostniała, przynajmniej na etapie podstawówki, albo tradycyjne społeczności, które tak się boją zmian, że raczej zniszczą buntownika, np. geja nieukrywającego swojej seksualności, aniżeli pomyślą o zaakceptowaniu go.
AP: Jak odkryć swoją niepowtarzalność i zamienić ją w sukces? Wiele osób chce być oryginalnymi, ale nie wiedzą, jak się za to zabrać?
MB: Chyba trzeba założyć, że każdy z nas jest wyjątkowy, tak jak każdy płatek śniegu. Nigdy nie pojawi się taki sam. Przypomina mi się wiersz Szymborskiej „Nic dwa razy się nie zdarza”: Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. (...) Uśmiechnięci, wpółobjęci, próbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody”.
Niby jesteśmy w grupie, którą tworzą nasze podobieństwa, ale jednak każdy z nas jest trochę inny, niepowtarzalny. Powiedziałabym krótko: pielęgnuj swoją oryginalność! Ciesz się nią, ale nie nadużywaj. Słodkie jest pyszne, ale za słodkie jest nieznośne. Tak samo jest ze wszystkim. Nie przesadzaj z odmiennością, ale nikomu nie pozwól jej lekceważyć i niszczyć. I nie sprzedawaj swojej odmienności za tanio. Może w ogóle nie jest ona na sprzedaż? Może właśnie ta odmienność to twój skarb, twój sezam, dżin i złota rybka w jednym. Jak się za to zabrać?
Może tak: popatrz teraz na swoją dłoń. Wyciągnij przed siebie rękę z zachwytem i podziwiając, popatrz z każdej strony. Czy zdajesz sobie sprawę, że masz przed sobą dzieło sztuki? Obejrzyj z zachwytem palce, skórę, paznokcie, wnętrze dłoni... Doskonałość oryginalnego dzieła sztuki całkowicie do twojej dyspozycji. Gdy popatrzysz w lustro z uśmiechem, zobaczysz oryginalną niepowtarzalną osobę. Kochającą i życzliwą, która chętnie przybije z tobą piątkę, jeśli tylko zechcesz. Pielęgnuj swój zachwyt odmiennością swoją i innych i pamiętaj, że wszyscy tego potrzebujemy. Jeśli chodzi o sukces, to trzeba koniecznie odpowiedzieć sobie na pytanie, na czym on będzie polegać dla mnie, co tak nazwę. Czy to pięćdziesiąta rocznica ślubu, spłacony kredyt i doskonale wychowane dzieci i do tego habilitacja i wieczory autorskie w wielu miastach a na półce trofea sportowe z naszego hobby i jeszcze sesja zdjęciowa w magazynie i... sukces nie musi być rezygnacją z niczego. Może być też sumą przeżytych wspaniałych lat. Może też być spokojnym życiem.
AP: A jeśli chodzi o ekspresję w wyglądzie i zachowaniu? Jak zdobyć się na to, aby wyglądać inaczej i nie robić tego, czego oczekuje otoczenie?
MB: To znów w dużej mierze zależy od kwestii finansowych. Mój wygląd może być super podczas weekendu, ale nie w miejscu pracy, więc może w weekend będę mieć kwiaty we włosach i suknię do kostek, a w biurze grzeczny garniturek?
Warunki życia determinują odwagę. Łatwiej się na nią zdobyć, gdy mamy z czego żyć, albo w przypadku bardzo młodych ludzi, gdy mamy wsparcie rodziny, która nas rozumie i docenia odmienność.
Nie każdy umie zmienić pracę, aby móc się codziennie artystycznie wyrażać. Nie każdy wierzy, że ma moc sprawczą i może zrezygnować z etatu, aby założyć własną firmę. A jeśli rzeczywistość nie jest zdeterminowana, tylko załamuje się planowanie czynników wpływu? Mam na myśli osobę, która uważa, że w życiu jest samo cierpienie, że nikt jej nie pokocha, że nic nie znaczy. Uważa, że jej los jest determinowany przez zewnętrzne warunki i własną małość. Nie wierzy w przychylność otoczenia albo nigdy tej przychylności nie zaznała.
Nasza wiara to samospełniająca się przepowiednia: jeśli uwierzymy w lepszą rzeczywistość, to nasza podświadomość skieruje nas na właściwe tory. Pomoże znaleźć odpowiedź na pytanie, czy swój sukces upatruję w odmienności, czy w stopieniu się z otoczeniem. Jeśli mam marzenie i umiem je sobie wyobrazić oraz opisać i naprawdę gotowa jestem zrobić wszystko, co trzeba, to umysł pomoże mi je zrealizować. Powiedziałabym nawet, że moje marzenie jest rozkazem, poleceniem i umysł nie może go nie zrealizować. I wtedy nasza ekspresja będzie prostsza, bo przez spełnienie marzeń będziemy tym, kim chcemy być i dojdziemy tam, dokąd chcemy dojść. Wszystko bierze się z wiary w siebie.
AP: Jak zbudować wiarę w siebie i to, że świat nie chce nam robić na złość?
MB: Punkt numer jeden to: przestań podkopywać swoją wiarę i wątpić w możliwość znalezienia rozwiązania. Chociaż mamy Internet, nieograniczony dostęp do wiedzy i narzędzi, to sami sobie stajemy na drodze do robienia tego, co chcemy zrobić. Ludzie wmawiają sami sobie niestworzone rzeczy i gotowi są zrezygnować z radości życia, satysfakcji i bliskości, bo uwierzyli w coś, czego nawet nie potrafią zdefiniować. Więc najpierw: nie stój sobie na drodze. Niech twoje przekonania wspierają twoje cele, projekty i marzenia!
Punkt drugi: zaproś marzenie! Nie zamykaj marzeniom drzwi przed nosem. To się dzieje, gdy marząc, włącza się nam alarm: nie, marzeń nie wpuszczamy, są nierealne. Twoje marzenia to najważniejszy gość. Zaproś je i serdecznie ugość. Znajdź dla nich czas i miejsce. Pomyśl: może to wydaje się niemożliwe, ale ja bardzo tego chcę. Marzenia się liczą!
Punkt numer trzy: naukowy. Nie jesteśmy w stanie wymyślić czegoś, o czym kompletnie nic nie wiemy. Zatem punkt naukowy mówi: szukaj inspiracji, aż ją znajdziesz. Czytaj, oglądaj, obserwuj, rozmawiaj. Coś zadziała. Coś kliknie i powiesz sobie: właśnie tego chcę. Nasze ludzkie umysły potrzebują jakichś danych, żeby zacząć. Coś ci to przypomina? Ktoś już to powiedział?
Sztuczna inteligencja też tak działa, więc wykorzystuj dostępne technologie, aby dowiedzieć się więcej o sprawach, które cię interesują. Ja dobrze poruszam się w języku myślenia pozytywnego, skupiam się na jasnej stronie życia i staram się myśleć optymistycznie. Jednego dnia poleciłam chatowi GPT, aby napisał tekst o satysfakcji z życia i byłam pod wrażeniem. Skorzystał z milionów innych tekstów na ten temat i stworzył coś dobrego. Korzystaj ze wszystkich narzędzi, aby regulować swój nastrój i szukać inspiracji wokół siebie.
Michelle Maran napisała: „Pielęgnuj dobre myśli, one stają się słowami. Pielęgnuj dobre słowa, one staja się czynami. Uważaj na swoje czyny – one stają się zwyczajami. Uważaj na swoje zwyczaje stają się osobowością. Uważaj na swoją osobowość – staje się Twoim przeznaczeniem”. Niech to przeznaczenie będzie piękne. Niech da Ci odwagę do bycia sobą i wolność.