Kłamstwo rodzi w nas nierealne oczekiwania i wzbudza pragnienia nie do zaspokojenia, przez co żyjemy w wiecznym niezadowoleniu i poczuciu niedostatku. A to odbiera radość życia i spokój, nie pozwala cieszyć się z rzeczy zwykłych, pięknej codzienności, towarzystwa równie jak my zwykłych osób, odbiera satysfakcję z zasadniczo dobrej pracy i niezłej kariery. Jak zatem dostrzec to kłamstwo?
W jaki sposób nie dać się zwodzić idealnie fałszywej rzeczywistości? Jak ustrzec nasze dzieci przed nierealnymi wzorcami piękna, ułudą dostatku bez wysiłku i ukazać im piękno zwyczajnego, dobrego życia, zwykłej codzienności? Jak nauczyć się dostrzegać niezwykłość i piękno w naszym idealnie nieidealnym świecie?
Życie realne vs wirtualne
Gdy myślimy o kłamstwie, najczęściej przychodzą nam do głowy te małe kłamstewka, którymi sprawnie żonglujemy w codziennym życiu, by ustrzec się przed konsekwencjami własnych decyzji... naciąganie faktów, które pomaga uporać się z problemami i które wykorzystujemy, by osiągnąć swój cel... ploteczki, którymi umilamy sobie dzień powszedni i kawę z przyjaciółką. Ale kłamstwo ma także bardziej wyrafinowane oblicze, wdziera się do naszego życia, wypacza postrzeganie siebie samego i świata wokół, odbiera motywację i manipuluje, a także wzbudza pragnienia, które każą nam żyć w ciągłym poczuciu niespełnienia. A co gorsza, nie dostrzegamy go, bo skrzętnie się ukrywa w wirtualnym świecie. Jak je rozpoznać? To m.in. zdjęcia w mediach społecznościowych, ukazujące idealne życie idealnych ludzi, w idealnym otoczeniu, luksusie i zadowoleniu. Problem jest tylko taki, że ta cukierkowa rzeczywistość nie istnieje – to kłamstwo.
Idealne ciało nie istnieje – są za to programy graficzne, podobnie nie ma idealnej cery – jest makijaż. Nikt nie budzi się z idealnie ułożoną fryzurą, a idealne umięśnienie, którym można się pochwalić, zawsze jest okupione wysiłkiem i siódmymi potami, wylanymi w siłowni – ale tego etapu nikt nie pokazuje na zdjęciach. Idealnie płaski brzuch miesiąc po ciąży to także kłamstwo – nie osiągnie się go w zaciszu domowym bez wsparcia sztabu dietetyków, trenerów i specjalistów.
A idealne wakacje? Zdjęcia nie pokażą wysiłku, jakim były okupione lub problemów, których nie widać zza kamery, takich jak np. narcystyczny partner, który tymi wakacjami karmi swoje ego i tuż po nich rzuca partnerkę, bo na jej udach zauważył cellulit.
Ten pozornie idealny świat stał się dla wielu z nas lustrem, w którym się przeglądamy, ale nie widzimy, że to zakłamujące rzeczywistość lustro z lunaparku. Bo taki świat nie istnieje. To kłamstwo, które każe nam myśleć, że jesteśmy niewystarczający, gorsi, że nigdy nie dorównamy ideałowi. W tym porównaniu nasze zwykłe życie zawsze przegra z iluzją piękna i bogactwa.
Agnieszka Podolecka: Pamiętam, jak w 1990 roku ukazała się pierwsza wersja Photoshopa. Obejrzałam film na jego temat – zachwycano się w nim możliwością przedłużenia nóg modelki. Już wtedy zadałam sobie pytanie, czy przypadkiem nie wpędzi to kobiet w więcej kompleksów? Nie wiedziałam jednak, że to dopiero początek i że powstaną media społecznościowe pokazujące zakłamany, upiększony świat oraz oczerniające niewinnych ludzi. W porównaniu ze światem sprzed trzydziestu pięciu lat żyjemy obecnie w całkowitym szaleństwie. Jak się w nim odnaleźć i nie zwariować?
Maria Jędral: Myślę, że kluczem do wewnętrznego spokoju jest świadomość siebie. Trzeba włożyć trochę wysiłku, zaangażowania i uwagi w poznanie samego siebie, aby dowiedzieć się, kim się jest, czego się tak naprawdę chce, co jest w życiu ważne. Każdy człowiek jest inny, więc nie ma szablonu, do którego wszyscy pasujemy. Każdy musi to odkryć sam.
Gdy wiem, kim jestem i co jest dla mnie ważne, o wiele łatwiej jest mi nie ulegać zewnętrznym wpływom. One, oczywiście, bombardują nas ze wszystkich stron. W mediach, gazetach, na bilbordach widzimy idealnych ludzi i czytamy o ich idealnym życiu. Zupełnie się od tego nie odetniemy, ale możemy ograniczyć wpływ, jaki te informacje i obrazy na nas wywierają. Wiedząc, kim jestem, łatwiej mi rozpoznać, czy coś jest moją prawdą, czy nią nie jest, decydować, którą ścieżką chcę podążać.
Gdy rozumiem, że największą wartością, jaką daje mi moje ciało, jest to, że pozwala mi iść przez życie, poruszać się, doświadczać przyjemności, o wiele łatwiej jest mi przyjąć, że moja figura nie jest idealna, tu i ówdzie mam wałeczek, a gdzie indziej cellulit i nie wyglądam jak modelka.
Gdy najważniejsze jest to, że ja siebie lubię, jest mi ze sobą dobrze, lubię to, jak myślę, jest mi wygodnie w moim ciele, nie będę się tak bardzo przejmować, czy mój wygląd wpisuje się w aktualne kanony piękne, które, jak wiadomo, wciąż się zmieniają.
Oczywiście, wszyscy lubimy patrzeć z zadowoleniem na swoje odbicie w lustrze, cieszymy się, gdy nasze ciało jest jędrne i sprężyste, ale nie dla każdego idealne ciało będzie celem numer jeden. Raczej nie będę się głodzić i wyciskać siódmych potów w siłowni, by wyglądać jak kobieta ze zdjęcia, ale z radością pójdę poćwiczyć, bo wiem, że fajnie jest być sprawną i móc polegać na swoim ciele.
AP: Często ta idealna modelka jest też poprawiona komputerowo. Jest pani matką trójki dzieci, ja matką dwójki i obie jesteśmy po pięćdziesiątce. Nie mamy więc szans wyglądać jak trzydziestolatki. Nasze rówieśniczki też tak nie wyglądają. Może ważne jest zaakceptowanie momentu, w którym jesteśmy w życiu, swojego wieku? Doświadczenie może dodawać urody bardziej niż idealna figura. Jak obronić się przed kultem młodości?
MJ: Kolokwialnie mówiąc: odczepić się od siebie i siebie polubić. Ja już siebie lubię, nigdy nie czułam się ze sobą lepiej. Lubię siebie znacznie bardziej niż dwadzieścia lat temu. I to moje lubienie i samozadowolenie wynika z tego, co jest w moim umyśle, z mojego sposobu myślenia, z tego, jak nadaję znaczenia temu, czego doświadczam. Mam żywy i ciekawy wielu spraw umysł, mnóstwo rzeczy mnie kręci, ciągle chce mi się robić coś nowego. Zawsze z radością popatrzę na piękne młode ciało i pogratuluję pięknego wyglądu. Ten komplement sprawi komuś radość, a mnie da frajdę z zachwytu nad dziełem sztuki.
AP: Polki są mistrzyniami w samokrytyce i co gorsza, pozwalają swoim partnerom się krytykować. Myślę, że dźwigamy mnóstwo kompleksów, w które nasi przodkowie i przodkinie nas wpędzili, świadomie lub nie, odrzucając potrzeby ciała i przyjemności, jakie ono może nam dawać. Jak się uwolnić od kompleksów? To jest strasznie trudne.
MJ: Tak długo, jak będę się porównywać do innych, wyjście z kompleksów będzie bardzo trudne. Spróbujmy raczej potraktować innych jako inspirację. Jak widzę ludzi, którzy świetnie zarządzają finansami, to nie będę im zazdrościć, tylko pomyślę, że może ja też bym się mogła tego nauczyć? Skoro sąsiadka dokonała swojej przemiany, może to jest możliwe także w moi przypadku? Nie porównujmy się do innych, porównujmy się jedynie do samych siebie wcześniej.
Powiedz sobie: „kiedyś tego nie umiałam, a dzisiaj umiem”, i ciesz się z tego. Na świecie nie ma drugiej osoby takiej jak ty, więc bądź dla siebie punktem odniesienia, doceniaj to, czego się nauczyłaś, co opanowałaś, z czym sobie poradziłaś. Klep siebie po ramieniu i mów sobie dobre słowa, którymi sama siebie docenisz. Zauważaj najdrobniejsze zmiany w kierunku, nad którym pracujesz. Traktuj siebie z czułością, rób sobie drobne przyjemności. Może to być wyjście do kina, spacer, kąpiel przy świecach, zabranie siebie na randkę w dowolnej postaci. Nie bądź zazdrosna o to, że ona tańczy na rurze. Chcesz, to tańcz, robią to kobiety w każdym wieku i każdym rozmiarze. Nie zazdrość, że ktoś ma dobre relacje z dziećmi. Poobserwuj, jak to robi, podpatrz i zaimplementuj w swoim domu.
Dzieci rodzą się z samoakceptacją, w nieuświadomiony sposób wiedzą, że są doskonałe, patrzą na siebie z zachwytem. Małe dziewczynki często lubią się wyginać przed lustrem, robić miny i oglądać z każdej strony. I to wtedy często pierwszy raz w życiu słyszą od dorosłych: „co się tak mizdrzysz”?
Dowiadują się, że zachwycanie się sobą to nie jest dobry pomysł, że tak robić nie należy, a ich entuzjazm wobec siebie zostaje mocno podkopany. Najpierw kochamy siebie i swoje ciało absolutnie bezwarunkowo, niedługo później dowiadujemy się, że zdaniem otoczenia, coś jest z nami nie tak. A potem chodzimy na terapię, żeby móc siebie polubić.
Słyszymy, że mamy być piękne, jednocześnie mamy nie przytłaczać swoim pięknem. Mamy być mądre, ale nie za bardzo, żeby się nie okazało, że jesteśmy mądrzejsze od partnera. Mamy być zaradne, ale nie za bardzo hop do przodu, bo żaden mężczyzna tego nie lubi. To jest stek bzdur, bo jest wielu facetów, którzy znają swoją wartość i nie mają najmniejszego problemu, by docenić żonę, która odniosła sukces.
Pracuję z fantastycznymi rodzinami, z ojcami, którzy nie odchodzą od dzieci z niepełnosprawnością, którzy ramię w ramię ze swoimi kobietami pchają życiowy wózek. Każdy po swojemu, ale bez uprawiania wojenki, kto jest lepszy.
AP: Szczerze mówiąc, niewielu takich mężczyzn spotkałam.
MJ: Wszystko sprowadza się do tego, jak ten mężczyzna myśli o sobie, co sobą reprezentuje. Jeśli on źle się czuje, gdy kobieta zarabia więcej, to znaczy, że on ma problem, który powinien obejrzeć, przeanalizować i przerobić. Wtedy nauczy się cieszyć z jej sukcesu. Niestety na kierowniczych stanowiskach mężczyźni ciągle zarabiają więcej, choć międzynarodowe korporacje powoli to zmieniają.
Nasze patriarchalne społeczeństwo ciągle opiera się na przekonaniu, że mężczyzna jest lepszy, a kobieta to gatunek niższej kategorii. W wielu polskich domach nadal rola kobiety sprowadza się do obsługi mężczyzny i mało tam przestrzeni na to, by mogła realizować siebie i swój potencjał.
AP: Na szczęście młodsze pokolenie zmienia ten sposób myślenia. Millenialsi dzielą się obowiązkami rodzicielskimi i domowymi sprawiedliwiej niż ich rodzice czy dziadkowie. Czasy się zmieniają.
MJ: Tak. I my powinniśmy zmieniać się z nimi. Ważne też jest, by dać sobie zgodę na zaakceptowanie momentu życia, w którym jesteśmy. W końcu każdego roku przybywa nam lat. Ja mam siwe włosy, choć to wiele osób szokuje. Co ciekawe, budzi to zdziwienie głównie kobiet. Mnie daje radość. Wielu mężczyzn mnie komplementuje, bo lubią naturalność, a co za tym idzie, siwe włosy. Nawet ostatnio jeden pan poprosił mnie o zgodę na zrobienie mi zdjęcia. Chciał je pokazać żonie, żeby ją przekonać, że można nie farbować włosów.
AP: Moim zdaniem jest pani bardzo odważna. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu Anna Dymna stała się ofiarą strasznej krytyki, gdy przestała farbować włosy. W jakimś wywiadzie powiedziała, że polubiła swój nowy wygląd i nawet kupiła kilka strojów pasujących do nowego kolorytu. W końcu jednak poddała się presji otoczenia. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie siwych włosów u siebie.
MJ: Nasze podejście zależy od tego, co uważamy za piękne i sexy. Mój mąż zachwyca się moją siwizną. Odrosty związane z farbowaniem włosów irytowały mnie już wiele lat temu. Dodatkowo byłam w takim momencie życia, gdy potrzebowałam radykalnej zmiany. Wiedziałam, że jak czegoś nie zmienię, oszaleję. Ogoliłam więc włosy prawie na łyso. Odrosły siwe, i takie je zostawiłam. Jeśli założę, że w siwych włosach nie wyglądam dobrze, to oczywiście będę się w nich źle czuć. Ale jeśli uznam je za efekt przeżycia dobrych pięćdziesięciu lat, to będą mnie cieszyć. Jak się komuś nie spodobam, to trudno.
Najważniejsze, jak ja siebie postrzegam. Pewna fotografka powiedziała mi, że pracuje z posągowo pięknymi kobietami, które często wcale nie wychodzą dobrze na zdjęciach. Są zakompleksione mimo swojej urody, nie lubią siebie i to od razu widać. A są kobiety średniej urody, którym jest ze sobą dobrze i ta lekkość w byciu sobą jest tym, co przyciąga uwagę innych i sprawia, że się podobają.
Odpowiedzmy więc sobie na pytanie, czy ja się lubię i doceniam? Czy gdybym była innym człowiekiem, tobym się w sobie zakochała? Ludzie są dla nas lustrem. Jeśli chcę mieć partnera z poczuciem humoru, to nie mogę być gburem, bo niby jak ktoś bez poczucia humoru ma zrozumieć żarty i się z nich śmiać? Jak mam się komuś podobać, skoro na swój widok odwracam wzrok?
Wiele osób wpada w pułapkę myślenia, że jak ktoś je pokocha, to one nagle staną się pełne i będą szczęśliwe. Ale to tak nie działa. Poczucie szczęścia nie jest okolicznością zewnętrzną, pochodzi z nas samych i nawet jeśli coś w danej chwili utrudnia nam doświadczanie radości, to ono pozwala nam mieć wiarę w sens życia. To, że ktoś nam powie, że jesteśmy piękni, nie oznacza, że będziemy w to wierzyć. Piękno i moc każdy z nas musi sam w sobie odnaleźć. Społeczeństwo uczy nas od dziecka, że zadowolenie z siebie to próżność, ale to nieprawda. Najważniejsze to mieć do siebie zdrowy stosunek – doceniać siebie, lubić, wiedzieć, w czym wymiatam, a nad czym chcę się pochylić i zmienić. Właśnie stworzyłam kurs online „Jesteś kim znacznie więcej” dla kobiet, które są matkami dzieci autystycznych, bo to z nimi najczęściej pracuję. Często bycie matką staje się tak wiodącą rolą w życiu, że kobiety zapominają, że są ludźmi, że mają pragnienia, zainteresowania, potrzeby, cele, że są więcej niż tylko funkcją, którą wypełniają.
AP: Nie doceniają siebie, choć ich praca jest heroiczna.
MJ: Niestety w naszej kulturze nie jesteśmy uczone troski o siebie, tego, jak słuchać swojego ciała i wewnętrznego głosu. Nie mówi się nam, że najpierw mamy zadbać o siebie, bo wtedy będziemy miały zasoby, by zadbać o wszystko inne.
Często nie mamy pojęcia, co nam sprawia radość, co byśmy chciały, co jest dla nas źródłem przyjemności. Wiele dziewcząt i kobiet sięga na zewnątrz, zamiast wsłuchać się w siebie. Nie wiemy, jak to robić. Widząc piękną dziewczynę na obrazku, myślimy: „ja nigdy taka nie będę”. Ale po co mam taka być? Przecież każda z nas jest inna i każdy mężczyzna jest inny.
Kobiety wciąż myślą, że jak zaczną inaczej wglądać, to siebie polubią. A jest zupełnie na odwrót. Stań się tą, która siebie lubi i docenia, przyjmij tożsamość tej, która jest z siebie zadowolona, a będzie ci łatwiej zmieniać w sobie to, co chcesz zmienić.
Co z tego, że masz wałeczek na brzuchu? Od tego ludzkie życie nie zależy. Ludzie kochają różne rozmiary. Oczywiście otyłość to choroba, znacząco utrudniająca życie na wielu płaszczyznach, jest czymś, co należy leczyć, ale chęć dostosowania się do obrazków z Photoshopa powoduje jedynie frustrację, a w skrajnych przypadkach prowadzi do anoreksji czy bulimii.
AP: Obejrzałam niedawno niesamowity film, pt: „Powodzenia, Leo Grande”. Jest to historia o sześćdziesięciolatce, której mąż umarł i która postanowiła przestać udawać orgazm i naprawdę go przeżyć. Wynajmuje więc młodego, przystojnego mężczyznę, aby jej pomógł. Emma Thomson, grająca główną rolę żeńską, mówiła w wywiadach o tym, że nienawidzi swojego ciała od czasów nastoletnich. Zawsze uważała się za brzydką, choć cały świat uważa, że jest piękna. Ma też od wielu lat bardzo przystojnego męża. Prosiła kobiety, aby przestały nienawidzić siebie i polubiły się. W ostatniej scenie filmu bohaterka staje przed lustrem i widzimy jej starzejące się ciało, zaokrąglony brzuch i opadające piersi. Dla niej to ciało jest piękne, patrzy na nie z wdzięcznością, bo dzięki niemu przeżywa przyjemność.
MJ: Często zapominamy, że egzystujemy dzięki naszemu ciału. Jak ono odmawia współpracy, nasze życie dobiega końca. Widzimy, słyszymy, smakujemy, odczuwamy przyjemność dzięki naszemu wspaniałemu ciału. Gdy będziemy dla swojego dobrzy, to ono będzie nam dobrze służyć. Dziękujmy mu za wszystkie cuda: dzieci, seks, odczuwanie, poruszanie się.
Jak jesteśmy dla kogoś wredni, to nie możemy oczekiwać, że on będzie dla nas miły. Tak samo jest z ciałem. Nasz umysł powinien współpracować z ciałem, przekazywać dobre emocje, mówić miłe słowa.
Ja od dziecka do czterdziestki miałam nadwagę, całkiem sporą. Torturowałam swoje ciało dietami i wyklinałam je. W pewnym momencie powiedziałam dość i odczepiłam się od niego, przestałam mieć pretensje, podziękowałam za dzieci i kobiecość. Schudłam naturalnie ponad dwadzieścia kilogramów, stałam się zdrowsza i czuję się świetnie. W życiu nie czułam się lepiej.
AP: Gdy zaakceptujemy swoje ciało, zdjęcia z mediów społecznościowych przestaną nas wpędzać w kompleksy?
MJ: Tak, w dużej mierze. Pamiętajmy jednak, że to, co na nas wpływa, zależy od naszych wartości. Jeśli naszą naczelną wartością jest idealny wygląd, jeśli wyglądem zarabiamy na życie, to oczywiście, że dbanie o ciało połączone ze ścisłą dietą i ćwiczeniami będzie stanowić spory tego życia kawałek. Jeśli jednak mamy inne wartości na czołowych miejscach naszej hierarchii, to będziemy usatysfakcjonowani optymalnym dla nas zdrowiem i sprawnością, a jednocześnie bardziej będziemy się skupiać na innych obszarach.
Ja nie pracuję ciałem, nie jestem modelką ani instruktorką fitnessu, więc wystarczy mi to, że moje ciało dobrze funkcjonuje i daje mi radość. Znacznie ważniejsze jest dla mnie to, co robię w życiu. I uważam, że z moim wałeczkiem na brzuchu i fałdkami tu i ówdzie nadal jestem fajną babką.
Ważną rzeczą, o której myślę, że warto ją przypomnieć, jest to, żebyśmy pamiętali, że to, co pokazują media społecznościowe, to tylko jedno z naszych wydań. Każda z nas potrafi wyglądać jak milion dolarów, a czasem wyglądamy jak sto nieszczęść. Potrafimy być zrobione i zupełnie nie. Możemy mieć pięknie ułożone włosy i czasem wkładamy czapkę, żeby ukryć to, co na naszej głowie.
Występujemy na scenie, błyszczymy w świetle reflektorów, a jak trzeba myjemy sedes w łazience i zbieramy z podłogi wymiociny psa. W każdej z tych wersji jestem prawdziwa, jestem sobą, nie oszukuję. Po prostu nie wszyscy mają okazję widzieć mnie w każdym możliwym wydaniu. Czy to, że pokazuję się w mediach w tej ładniejszej odsłonie, oznacza, że oszukuję? Każdy przeciętnie inteligentny człowiek będzie wiedział, że to tyko jakaś moja odsłona i nie zawsze mam idealny makijaż.
AP: Pracuje pani z rodzinami, które są w trudnej emocjonalnie sytuacji, muszą sobie radzić z autyzmem. Ale nawet rodziny z typowo rozwijającymi się dziećmi też nie wyglądają jak na pocztówkach. Po przeczytaniu wywiadów z celebrytkami o tym, jakie mają superrodziny, można poczuć się fatalnie. Tyle że ja nie wierzę w te superrodziny.
MJ: Nie istnieją idealne rodziny, idealni partnerzy, idealne dzieci, bo nie ma idealnych ludzi. Każdy z nas ma wady i w rodzinie te wady się kumulują, zderzają ze sobą. Tworzymy sobie w głowie obraz idealnej matki, jaką mamy być i karzemy się za to, że takie nie jesteśmy.
Idealna matka nie będzie krzyczeć na dzieci, a ja się właśnie wydarłam. Idealna matka dostarczy dziecku rozrywkę, aby nie musiało grać w gry komputerowe, a moje właśnie grało kilka godzin. Idealna matka ugotuje zdrowy obiad, a ja właśnie zamówiłam pizzę. Mamy tendencję do samokrytyki, biczowania się i niestety, jeśli nie mamy włączonego swojego zdrowego osądu sytuacji, potrafimy sobie tymi idealnymi obrazkami z mediów robić krzywdę.
To nie obrazki robią nam krzywdę. To my ją sobie robimy, zapominając, że każda opowieść ukazuje tylko mały wycinek historii, pomijając całą resztę, która jest mniej sexy. Jeśli nakrzyczałam na dziecko, to powinnam się zastanowić, dlaczego to zrobiłam.
Może jestem zbyt zmęczona i powinnam odpocząć, by się tak bardzo nie irytować? A może stres w pracy, który utrzymywałam na wodzy w biurze, puścił, gdy już znalazłam się na swoim terenie i zupełnie niewinne zachowanie mojego dziecka było moją kroplą, która przeważyła szalę. Sama jestem matką autystycznego dorosłego człowieka i wiem, że czasem to zmęczenie jest tak wielkie, że chce się aż wymiotować. Nie twórzmy sobie w głowie idealnego świata, którego osiągnięcie jest niemożliwe, bo to jest tortura. Raczej nauczmy się czegoś na swoich błędach.
Powiedzmy sobie: „wiem, że zrobiłam właśnie coś źle, ale nie będę się biczować, pomyślę, co zrobić, aby na przyszłość tego błędu nie popełnić”. Nie jesteśmy uczone bycia dobrymi dla siebie, tego, by dać sobie prawo do słabości, zadbać o dobry sen, oddać część obowiązków innym, odpocząć i sprawić sobie przyjemność.
AP: Niestety kobiety w Polsce są uczone poświęcenia, stawiania siebie na ostatnim miejscu. Na szczęście w miastach, zwłaszcza wśród wykształconych ludzi, relacje rodzinne się zmieniają. Patrzę z radością na moje dwudziestokilkuletnie córki i ich partnerów i cieszę się, że obaj umieją obsłużyć odkurzacz i ugotować obiad. Zdolność zadbania o siebie i rodzinę w taki sposób jest częścią nowoczesnej definicji męskości. Na Zachodzie funkcjonuje od lat, u nas dopiero zapuszcza korzenie.
MJ: I nasze matki, i często jeszcze nasze pokolenie prowadzimy domy tak, że wszystko ogarnia kobieta. I jak coś się dzieje, np. ona choruje albo musi wyjechać, dom się wali. Niestety to często nasza wina, bo my tego uczymy naszych bliskich, często przekonane, że to jedyna słuszna droga.
Gdy dopuszczamy do sytuacji, w której rodzina opiera się w całości na nas, w pewnym momencie mamy dość. Nikt nie jest w stanie dźwigać takiej odpowiedzialności z uśmiechem na ustach.
W pewnym momencie każda siłaczka chce odpocząć i wtedy rodzina jest w szoku. Tylko szczęśliwy człowiek może stworzyć szczęśliwy związek. Nikt nie jest też radosny cały czas. Świat jest dualistyczny: bez odczuwania frustracji nie wiedzielibyśmy, czym jest spokój. Bez zimna nie docenialibyśmy ciepła, bez brzydoty piękna.

Chcesz być dobrą matką, to bądź szczęśliwa. Zastanów się, co ci daje szczęście. Czy jest to dbanie o rodzinę przez codzienne przygotowywanie posiłków, czy może wolisz kupić coś gotowego i mieć czas na długą kąpiel, czytanie lub hobby? Daj sobie czas na wypoczynek. Pozwól partnerowi i dzieciom posprzątać mieszkanie, naucz ich tego, nie zamieniaj się w niewolnicę.
AP: To są dobre rady dla ludzi, którzy dopiero zaczynają życie. Mam koleżankę, która dopiero koło pięćdziesiątki zbuntowała się, ale jej nastoletni synowie nie mają najmniejszego zamiaru włączać się w sprawy rodzinne. Mąż też nie. Oni uważają, że wszystko robi się samo, a gdy ona wyjeżdża to nie robią prania i nie sprzątają, lecz czekają, aż wróci. Co zrobić w takiej sytuacji?
MJ: Pytanie, czy koleżanka się buntuje na zasadzie radźcie sobie i nie mówiąc słowa, nagle przestaje robić wszystko, co robiła dotychczas, pozostawiając wszystkich w dezorientacji, czy wyłożyła karty na stół, tłumacząc, do jakich doszła wniosków, jak chciałaby, żeby sprawy wyglądały, jakich działań oczekuje. Niestety często uważamy, że ludzie powinni wiedzieć, o co nam chodzi, co myślimy, a obowiązkiem innych nie jest się domyślać. Jeśli chcesz, żeby się coś wydarzyło, twoją odpowiedzialnością jest o to zadbać. Kiedy chcę wprowadzić zmiany w rodzinnej dynamice, potrzebuję odpowiedzieć sobie na pytanie, co w tym jest ważnego dla mnie i dlaczego chcę to zrobić.
Potrzebuję pomyśleć o krokach, które będą do tego prowadzić. Potrzebuję zaprosić do tego innych. Potrzebuję zaplanować mnóstwo wpadek, które w żaden sposób nie przesądzają o powodzeniu przedsięwzięcia. I wreszcie potrzebuję sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ja sama jestem przekonana do mojego pomysłu. Czy ja potrafię sobie wyobrazić moich domowników zaangażowanych w działania na rzecz domu? Czy potrafię to zobaczyć, usłyszeć, poczuć całą sobą? Czy potrafię swoim umysłem wejść w stan, w którym mam wsparcie, zanim się to stanie. Jeśli nie umiem tego doświadczyć w swoim umyśle, zanim się wydarzy, w jaki sposób miałoby do tego dojść. To wbrew logice.
AP: Zastanawiam się, jak ustrzec dzieci przed nierealnymi wzorcami piękna, ułudą dostatku bez wysiłku i ukazać im piękno zwyczajnego, dobrego życia, zwykłej codzienności? Jak nauczyć je dostrzegać niezwykłość i piękno w naszym idealnie nieidealnym świecie pełnym nieidealnych ludzi? Jak wytłumaczyć im, że Internet kłamie i wizje z Instagrama są fałszywe?
MJ: Myślę, że pokazując dualizm tego świata. Jest jasno i ciemno. Jest ciepło i zimno. Dzięki temu, że jest ciemno, mogę dostrzec jasność. Dzięki temu, że zmarzłam, mogę prawdziwie docenić ciepło w domu. Tłumacząc, że różne jakości istnieją jednocześnie, podobnie jak odczuwamy jednocześnie różne, czasem sprzeczne emocje. Rzeczy się nie wykluczają, rzeczy współistnieją, są równoległe, jednoczasowe, a to od nas zależy, na czym skupiamy naszą uwagę. Nie powiedziałabym, że Internet kłamie, raczej pokazuje tylko mały wycinek rzeczywistości.
Pytanie, czy będziemy pamiętać, że jest jeszcze masa innych jej odsłon. Tego trzeba uczyć – że to, co widzisz, to raptem ułamek tego, co jest. Potrzebujemy uczyć krytycznego myślenia, rozumienia związków przyczynowo-skutkowych, instalować przekonanie, że cały czas się uczymy, że cudownie jest się uczyć, zmieniać, tworzyć siebie.
Naszym obowiązkiem jest pokazywać mnogość perspektyw, tego, że nie ma jednej prawdy o świecie. I wreszcie uczyć dzieci tego, że to one decydują, na co kierują swoją uwagę i jakie znaczenia nadają temu, co widzą. Jednak, żeby tego nauczyć, sami musimy to robić.
Maria Dąbrowska-Jędral
Absolwentka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego na Wydziale Lekarskim. Specjalistka w zakresie neuroróżnorodności. Konsultantka Transkulturowej Psychoterapii Pozytywnej. Współzałożycielka Fundacji Rozwiązać Autyzm. Wykładowczyni TEDx. Propaguje wiedzę na temat spektrum autyzmu i metody wsparcia, bazujące na szacunku i empatii. Szkoli profesjonalistów i rodziców osób neuroatypowych. Stawia pytania, kwestionuje stereotypy, szuka rozwiązań w oparciu o potrzeby człowieka. Kocha rozmyślać, łączyć kropki, przecierać szlak. Wspiera kobiety w sięganiu do źródła ich mocy. Prowadzi szkolenia stacjonarne, online oraz konsultacje indywidualne.
www.mariajedral.pl