Co mnie ciągnie do Afryki?
Gdy ludzie pytają mnie, co mnie ciągnie do Afryki, odpowiadam: wszystko. Bo taka jest prawda. W Afryce jest wszystko: upał i śnieg, oceany i góry, pustynie piaszczyste i kamieniste, „żywa pustynia” w Namibii, lasy deszczowe i unikalny ekosystem fynbos w zachodniej Republice Południowej Afryki.
Fynbos jest naprawdę niezwykły, potrzebuje bowiem pożarów, aby żyć. Ogień jest podstawową siłą napędową tego ekosystemu, pomaga roślinom rozmnażać się, stymuluje ewolucję i dywersyfikację flory. Oczywiście ludziom pożary przeszkadzają, dlatego robią wszystko, co w ich mocy, aby im zapobiegać.
Gdy na zboczach sławnej Góry Stołowej w Kapsztadzie jest pożar, helikoptery nabierają wodę z Atlantyku w duże okrągłe zbiorniki i wylewają ją na ogień. Jest to wspaniały spektakl i pokaz umiejętności pilotów. No cóż, leżące wokół miasto należy chronić, ale rośliny tego nie lubią. Ktoś powiedział, że zarządzanie ogniem to również zarządzanie fynbosem i nie powinniśmy budować domów wśród gęstej roślinności. Nie muszę nadmieniać, że to oczywiście najdroższe i najbardziej pożądane działki w mieście.
Afryka to też ludzie, przyjaźni, radośni, ciekawi mnie i kultury, którą ze sobą przynoszę. Zajmuję się religioznawstwem i zadaję pytania, które w Polsce pewnie naruszyłyby barierę intymności. W Afryce jest inaczej – ludzie uwielbiają opowiadać o swojej wierze. I nie ma znaczenia, czy najważniejsze są dla nich duchy przodków, czy Jezus, czy też inna religia. Ich otwartość jest niespotykana chyba w Europie.
Niedawno byłam na Górze Stołowej (akurat nie było pożaru). Upał lał się z nieba, więc poszukałam kawałka cienia, aby móc odsapnąć. Powitałam stojącą tam panią i powiedziałam: „Bogu dzięki, że można się tu schować przed słońcem. Pani odparła, że owszem, Bóg jest wielki i mądrze stworzył świat, dając nam zarówno słońce, jak i cień.
Stwierdzenie „dzięki Bogu” w Polsce nie wymaga komentarza i prawdę mówiąc, nikt się go chyba nie spodziewa. W Afryce jest inaczej. Moja nowa znajoma opowiedziała mi od razu swoją historię o tym że urodziła się w rodzinie hinduskiej, ale zostawiła wiarę w reinkarnację i wszelkie bóstwa za sobą cztery lata temu, gdy poczuła w swoim sercu Jezusa.
Nie nawracała mnie, nie przekonywała, po prostu dzieliła się radosną nowiną i widać było, że promieniuje szczęściem, mogąc mi o tym opowiadać. Tak samo opowiadają sangomy – uzdrowicielki, które podobno mają moc porozumiewania się ze światem duchowym i przekazywania nam wiadomości od przodków – dzielą się swoim doświadczeniem z entuzjazmem.
Jakie zwierzęta można spotkać w Afryce?
Są też wspaniałe zwierzęta i one również wymagają pomocy, np. nosorożce, bo jakieś oszołomy w Azji wymyśliły sobie, że ich róg świetnie działa na potencję i mordują te niezwykłe zwierzęta dla ich kości. Słonie też cierpią. Ci, którzy na nie polują, nie są prostakami z dzidą. Handlem kością słoniową i rogami nosorożców zajmują się wielkie, bogate, międzynarodowe konsorcja przestępcze, które strzelają do tych zwierząt z helikopterów. Nie przyjdzie im do głowy, by strzelać pociskami ze środkiem usypiającym, choć i to uważam za barbarzyństwo. Na szczęście można jeszcze spotkać te wspaniałe, ogromne zwierzęta. Największe stada mieszkają w Botswanie, w rozlewiskach rzek Chobe i parku Masai Mara w Kenii.
Na tym ogromnym kontynencie każdy znajdzie coś dla siebie i dotyczy to zarówno poznawania przyrody, odkrywania nowych miejsc, kultur i wrażeń, jak i sposobów, w jaki możemy pomóc innej istocie ludzkiej.

Czy człowiek naprawdę pochodzi z Afryki?
Naukowcy twierdzą, że człowiek pochodzi z Afryki, bo wszystkie szczątki znalezione na świecie są młodsze od afrykańskich. O palmę pierwszeństwa walczą Lucy z Etiopii, która jest naszym przodkiem sprzed około 3,2 mln lat, oraz Mrs. Ples z RPA, która żyła około 2,5 mln lat temu.
Ludzie są ssakami naczelnymi i zanim wymyśliliśmy samoloty oraz telefony komórkowe, przeszliśmy długą drogę od małpowatych protoplastów do homo sapiens. Wbrew wyobrażeniom wielu, rozumny, posługujący się narzędziami człowiek nie pojawił się znikąd. Jesteśmy blisko spokrewnieni z małpami człekokształtnymi. Gdy na nie patrzę podczas swoich podróży, odnoszę wrażenie, że łączy nas naprawdę wiele: spryt, inteligencja, bezczelność, cwaniactwo i oczywiście miłość.
Ostatnio łupem matki pawianicy, chcącej zapewnić swoim dzieciom dobry posiłek, padł mój plecak. Małpa wyrzuciła wszystko, zabrała krakersy i uciekła. Całe szczęście, że tylko tyle, bo pawiany są tak rezolutne, że nauczyły się żądać okupu. Patrzą człowiekowi w oczy, trzymając w garści jego rzeczy i czekają na wymianę: jedzenie i picie za twoje ubranie, kuzynie.
Większość naukowców uważa, że na przestrzeni ostatnich paru milionów lat żyło piętnaście do dwudziestu różnych gatunków wczesnych ludzi. Większość z nich wymarła, niektóre następowały po sobie, inne się krzyżowały jak np. homo sapiens z homo neanderthalensis, niecałe pięćdziesiąt tysięcy lat temu.
Nawet dzisiaj mamy w sobie aż do 10% genów neandertalczyka. Jeśli kogoś to dziwi, to pragnę przypomnieć, że nie wszyscy żyją, jak my, w Europie. Pigmeje w równikowej Afryce prowadzą taki styl życia jak Europejczycy kilka tysięcy lat temu, żywiąc się tym, co znajdą lub upolują w lesie. Mają swoje wierzenia, obrzędy i rytuały, a ich kultura – choć tak odmienna od naszej – jest równie godna szacunku. Kultury się mieszają, gatunki też, stąd jeśli ktoś z Czytelników zrobi sobie test DNA, może odkryć, że jest spokrewniony z neandertalczykiem sprzed tysięcy lat.
Pierwsi ludzie wyemigrowali z Afryki do Europy i Azji prawdopodobnie gdzieś między dwa, a półtora miliona lat temu. Początki rolnictwa i rozwój pierwszych cywilizacji w znanej nam formie datuje się na jakieś dwanaście tysięcy lat wstecz, czyli po ostatniej wielkiej epoce lodowcowej. Jak żyli wcześniejsi ludzie nie wiemy, ale świadomość, że jesteśmy ze sobą powiązani genetycznie i historycznie, skłania do zastanowienia się, dlaczego historia ludzkości to historia wojen, a nie wzajemnego wspierania się?

Dlaczego pomaganie innym jest tak ważne?
Tak, wiem, odpowiedź jest prosta: chęć zdobycia owych terenów do zamieszkania, uprawy ziemi lub eksploatacji zasobów naturalnych. Również przerośnięte ego przywódców i żądza władzy. Historia stara jak świat. Na szczęście nie wszyscy ludzie tak myślą. Wielu z nas wspiera organizacje humanitarne, których dzielni pracownicy nie lękają się pracować na terenach wojennych, dotkniętych epidemiami, w prażącym słońcu, uciążliwym tropikalnym deszczu czy w otoczeniu komarów malarycznych. Zawsze byłam dla nich pełna podziwu.
Miałam zaszczyt pracować w jednej z takich organizacji wiele lat. Czasami ludzie mnie pytali, po co pomagać, niech sami się wezmą w garść. Wtedy pytam: a czy nam nie pomagano w czasach komunistycznych? Te wszystkie paczki z jedzeniem, lekami, odżywkami dla dzieci oraz pieniądze, które dostawaliśmy z Zachodu oraz RPA, pomogły nam przetrwać i obalić komunizm.
Tak, RPA również nam pomagało. W czasie II wojny światowej i tuż po niej w kilku krajach afrykańskich były obozy dla uchodźców z Polski. Dostaliśmy pomoc, gdy była potrzeba. Wszyscy jesteśmy ludzkością. Pamiętam o tym, prowadząc badania kulturoznawcze i pomagając tym, którzy mają gorzej ode mnie. W zamian dostaję dobre słowo i uśmiech i one ogrzewają moje serce.

Gdzie wiara spotyka wierzenia
Afryka nie zawsze była biedna. Przed kolonizacją arabską i europejską istniały w niej potężne królestwa, np. Kusz (współczesny Sudan), Saba (współczesna Etiopia) czy Egipt, które prowadziły wymianę handlową na szeroką skalę z Europejczykami i Bliskim Wschodem. Kolonizacja nie tylko zabiła lub zmieniła lokalne kultury i religie, ale przede wszystkim potraktowała Afrykanów jak towar, który można sprzedać i kupić. Niechlubną kartę niewolnictwa zapisali zarówno europejscy, jak i arabscy najeźdźcy. Niestety, niektórzy Afrykanie z nimi współpracowali – kolonizatorów nie było dość, aby sobie poradzić samodzielnie.
Chrześcijaństwo też było orężem kolonizacyjnym, choć na pewno większość misjonarzy miała dobre zamiary i była przekonana, że niesie Afrykanom zbawienie. Dyskusja na temat szkód i zasług chrystianizacji jest tak rozległa, że nawet nie będę w nią wchodzić. Niektórzy uważają chrześcijaństwo za religię kolonialną, białą i wprowadzają do niego elementy afrykańskie, nie tylko pełne tańców i ekspresyjnego śpiewu msze, ale także wiarę w obecność przodków. Traktują ich trochę tak, jak katolicy świętych – proszą o wstawiennictwo u Boga.
Inne Kościoły (a w Afryce jest kilka tysięcy odmian chrześcijaństwa) bronią czystości nauk biblijnych i odrzucają zarówno wiarę w świętych, jak i w przodków, mówiąc, że Bóg po to zesłał ludzkości swojego Syna, aby nie było potrzeby posiadania pośredników. Nie łączą chrześcijaństwa z kolonizacją i dekolonizacją.

Północ Afryki, tak zwany Maghreb, jest zdominowany przez islam, część środkowa to mieszanka islamu i chrześcijaństwa, południe jest głównie chrześcijańskie. W tym wszystkim lokalnym kulturom i religiom udało się przetrwać i to budzi mój podziw. Rodzime religie nadal mają wyznawców lub połączyły się z chrześcijaństwem.
Wiara w obecność duchów przodków jest tak silna, że nawet te odłamy chrześcijaństwa, które ją potępiają, muszą przyznać, że ich wierni nadal rozmawiają ze zmarłymi. I czy jest to takie dziwne? Moim zdaniem to najbardziej logiczne wierzenie na świecie. Jestem matką i kocham moje dzieci nad życie, więc chciałabym po śmierci móc nad nimi czuwać.
Dwadzieścia lat temu nie przyszłoby mi to do głowy, ale przez ostatnie dwie dekady spędziłam tyle czasu wśród Afrykanów, że wcale się nie dziwię, że coraz więcej białych ludzi przyjmuje do serca to wierzenie. Wielu z nas, odwiedzając groby zmarłych, mówi coś do bliskich, którzy odeszli. W Afryce nie trzeba iść na cmentarz, można z nimi porozmawiać w dowolnej chwili, podziękować za coś, co się nam właśnie przypomniało, albo poprosić o pomoc i modlitwę do Boga.
Wielu Afrykanów wierzy, że przodkowie są bliżej Boga, bo już nie mają cielesnej powłoki. Niektórzy pastorzy porównują przodków do katolickich świętych. Skoro katolicy modlą się do świętych, to czemu nie poprosić ukochanej zmarłej babci o modlitwę? W Afryce są tysiące różnych Kościołów chrześcijańskich i wiele z nich nie ma nic przeciwko takim prośbom. Myślę, że gdy zechcemy dostrzec podobieństwa, zamiast skupiać się na różnicach, zrozumiemy, że Afrykanie są nam bliżsi, niż sądziliśmy.

Nie rezygnuj z marzeń
Gdy dostałam zlecenie na napisanie tego artykułu, redaktor prowadząca powiedziała: „Napisz coś od serca, bo to ci najlepiej wychodzi”. Hm, w sumie to spore wyzwanie, bo mogłabym tak pisać i pisać bez końca, a przecież ogranicza mnie liczba stron. Chcę się zatem podzielić z Państwem kilkoma przeżyciami, które sprawiły, że uparcie starałam się o grant na badanie kultur afrykańskich aż trzy lata. Wielu naukowców się poddaje, ale przecież gdybym się poddała, to nic w moim życiu by się nie zmieniło na lepsze. Parafrazując Earla Nightingale, czas i tak upłynie, może więc równie dobrze płynąć z moim podaniem o grant.
Parę lat temu byłam w Lesotho. Jest to maleńkie państewko, w całości otoczone przez RPA. Jak się spojrzy na mapę, to zobaczy się taką małą plamkę z południu Afryki. Lesotho jest krajem górskim, położonym na wysokości około 1400 metrów nad poziomem morza. Góry zbudowane są głównie z bazaltu, najtwardszej skały, więc ciężko tu znaleźć drzewa. Te, które kiedyś sobie rosły w spokoju, zostały wycięte, zarówno przez kolonizatorów jak i lokalną ludność.
Lesotho jest biedne, jest naprawdę krajem Trzeciego Świata, choć nie dziesiątego jak choćby Somalia czy Dżibuti. Ludzie są biedni, mieszkają głównie w wioskach, uprawiają lichą ziemię, która daje liche plony. Jednak ilekroć wchodziłam do kościoła, a raczej kościółka, pastor pytał mnie, skąd jestem i jak można mi pomóc.
Mnie, jedyną białą osobę, która przyleciała do nich samolotem z odległego kontynentu, pytano, w czym można mi pomóc. I gdy mówiłam im, że jestem w Lesotho, bo studiuję ich religię i duchowość i dlatego przyszłam do kościoła, wszyscy modlili się o moje zdrowie i bezpieczeństwo, a także o to, żebym znalazła wiedzę, po która przyjechałam. Podobne sytuacje zdarzają mi się też w innych krajach i nieodmiennie wywołują łzy wzruszenia.
Ukryte piękno
Lesotho jest przepiękne. Góry, pomarańczowa ziemia, palące słońce i zimą śnieg. Największym towarem eksportowym Lesotho jest woda. Każdej wiosny skromne poletka zalewane są milionami litrów wody ze śniegu i… skalnych łez. Patrząc na gołe zbocza gór, możemy zobaczyć, że migoczą niczym brylanty. Krople wypływają ze skał i spływają w dół, tworząc strumyczki. Te łączą się ze sobą, tworząc większe strumienie i okresowe rzeki. Siła wody jest tak wielka, że rozrywa podłoże, tworząc dongi – wyrwy w skale i ziemi.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam dongę, zachwyciłam się. Wtedy przypomniano mi, jaką tragedią dla chłopów jest donga. Proszę sobie wyobrazić, że mają Państw dwie krowy. I nagle jedna krowa znajduje się po stronie wielkie dziury w ziemi i trzeba iść kawał drogi, aby znaleźć bezpieczne miejsce do przekroczenia rwącej rzeki i odnalezienia swojej krowy. Mówienie Afrykanom, że mają wziąć się w garść, nie zawsze ma sens. Czasami między garścią a resztą ciała jest wielka donga.
Piszę ten tekst w Kapsztadzie, gdzie obecnie prowadzę badania. Biali osadnicy przybyli najpierw tutaj. Wybrzeże jest skaliste, ocean szalony, podróż z Europy na południowe krańce Afryki w żaglowcach targanych wiatrem musiała być koszmarem. A jednak wielu z nich decydowało się na taką podróż, bo w swoim kraju czekała ich bieda albo – jak w przypadku francuskich hugenotów – śmierć z powodu przekonań i wyznawanej religii. W XVII i XVIII wsiedli więc na statki i popłynęli w nieznane, a po nich popłynęli przez kolejne wieki następni. Gdy ktoś jest uchodźcą, to raczej nie dlatego, że mu się nudzi i nie wie, co zrobić ze swoim dostatnim życiem. Uchodźcy są ludźmi zdesperowanymi, którzy nie mają już nadziei na normalne życie w swoim kraju.
Z Polonią afrykańską też tak było, zarówno tą z czasów II wojny światowej, jak i tą z lat 80., uciekającą przed komunizmem. Jeśli zatem rozboli mnie ząb albo brzuch i będę chciała dostać pomoc lekarską po polsku, nie będę mieć z tym żadnego problemu. Na tym wielkim kontynencie można spotkać niemal wszystkie nacje świata. Jedni ludzie byli dobrzy i pracowali uczciwie, inni budowali kolonie i wykorzystywali lokalną ludność. Wszędzie tak jest, jako gatunek po prostu jesteśmy zróżnicowani.
Staram się skupiać na tym, co dobre. Podziwiam piękno świata i ludzkiej duszy. Spotykam ludzi życzliwych i wrednych, na szczęście tych pierwszych jest znacznie więcej. Jeśli ktoś z Państwa myśli o dalekich wakacjach, to na kontynencie afrykańskim można znaleźć zarówno luksusowe hotele jak i małe, rodzinne pensjonaty, zabytkowe miasta jak Kapsztad i Stellenbosch, przepiękne winnice, ciepły Ocean Indyjski z milionami ryb i lodowaty Atlantyk, wzdłuż którego można jechać tysiące kilometrów od samego południa RPA, przez Namibię aż do wodospadów Epupa na granicy z Angolą.
Jedne miejsca są bardziej, inne mniej bezpieczne, więc do podróży należy przygotować się z głową. Jeśli się tu Państwo wybiorą, na pewno znajdą coś dla siebie. Jeśli mogę mieć prośbę, to szanujmy się wzajemnie, nie traktujmy Afrykanów z góry, a wtedy okażą nam serce i podróż będzie jeszcze piękniejsza.