Historię Michelle i Petera powinny poznać zwłaszcza te osoby, które wciąż nie dowierzają, że dieta paleo-ketogeniczna to najlepszy wybór dla każdej kobiety, która planuje ciążę.
Metale ciężkie i niepłodność
Agnes i Jim zgłosili się do mnie na konsultację w grudniu 2008 roku. Od dłuższego czasu pragnęli założyć rodzinę, ale liczne próby kończyły się trudnościami z zapłodnieniem lub poronieniami na wczesnym etapie ciąży. Zaproponowano im metodę in vitro, przewidującą połączenie w warunkach laboratoryjnych komórki jajowej z plemnikiem, a następnie przeniesienie zarodka do do jamy macicy. Agnes i Jim odmówili. Rozumiałam ich decyzję. Proponowane rozwiązanie było nielogiczne. Agnes i Jim radzili sobie z doprowadzeniem do zapłodnienia, a zapłodnione jajo (zygota) docierało do macicy – problemem było wyłącznie utrzymanie ciąży.
Punktem wyjścia każdej terapii powinno być wprowadzenie diety paleo-ketogenicznej i rozpoczęcie przyjmowania podstawowego zestawu suplementów. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z prawidłowym wynikami poziomu mikroelementów w przypadku osób lekceważących te dwa zalecenia i pozostających na diecie zachodniej. Zalecane suplementy to porządny preparat multiwitaminowy i minerałowy, podstawowe kwasy tłuszczowe oraz dodatkowo witaminy C i D.
Słuchając historii Agnes, od razu zrozumiałam, co może być źródłem problemu. Kobieta pracowała przy konserwacji witraży, miała zatem nieustanny kontakt ze szkodliwymi metalami, które stosowano do barwienia szkła. Była permanentnie narażona na odziaływanie kadmu, kobaltu, niklu, antymonu i wielu innych toksycznych materiałów. Substancje te łatwo wchłaniają się drogą wziewną lub pokarmową. Ich szkodliwe działanie zwiększa się w przypadku niedoboru mikroelementów, ponieważ organizm działa w ten sposób, że jeśli brakuje mu jakiegoś mikroelementu, na przykład cynku, to wykorzystuje zamiast niego cokolwiek, co „wygląda” jak cynk. Może to być ołów, kadm, rtęć lub jeszcze coś innego.
Dodam na marginesie, że lektura historii Agnes skłoniła Craiga Robinsona, mojego przyjaciela i redaktora moich książek, do myślenia. Jego dziadek był weteranem bitwy pod Ypres i z perspektywy czasu można przypuszczać, że cierpiał na zespół stresu pourazowego (PTSD). Po zakończeniu I wojny światowej podjął pracę w firmie garbarskiej; używał kadmu (i innych toksycznych pierwiastków, takich jak nikiel, ołów, rtęć i arsen) jako środka do garbowania. Jakiś czas po podjęciu tej pracy Eddie zaczął cierpieć na utrzymujące się do końca jego życia bóle stawów i kości, a kiedy raz wspomniał o tym lekarzowi, usłyszał w odpowiedzi, że ma to zapewne coś wspólnego z „wojną”. Odtąd Eddie po prostu żył z tymi dolegliwościami. Być może cierpiał na jakąś odmianę choroby itai-itai („to boli-to boli”). Nazwę tę nadano pierwotnie zjawisku masowego zatrucia kadmem w prowincji Toyama w Japonii około 1912 roku, którego konsekwencją były takie objawy jak bóle stawów i kości.
Obciążenie toksynami a niepłodność
Toksyczne substancje integrują się z systemami enzymatycznymi organizmu, co grozi biochemiczną katastrofą. W przypadku Agnes nie było wątpliwości, że należy zbadać, jak bardzo jej ciało zostało obciążone toksynami. Najłatwiejsza i najmniej kosztowna byłaby analiza pierwiastkowa włosa, ale badanie to nie jest wystarczająco wiarygodne. Przy odrobinie szczęścia wykrywa toksyny, ale często zdarza się, że daje fałszywe wyniki negatywne.
Obecnie za najskuteczniejszą metodę uważam badanie moczu po zażyciu środka chelatującego, czyli DMSA To proste: opróżnij pęcherz, zażyj DMSA w dawce 15 mg na kilogram masy ciała. Przez następne sześć godzin zbieraj cały oddawany mocz, zmierz całkowitą objętość, próbkę wyślij do laboratorium. Test można zakupić na stronie Natural Health Worldwide: www.naturalhealthworldwide.com (w Polsce laboratoria diagnostyczne oferują m.in. możliwość zbadania moczu pod kątem stężenia występujących w nim takich toksycznych metali, jak kadm, miedź, chrom, nikiel i arsen)
Jak wszyscy wiemy, DNA powinno być nieskazitelne, nic nie powinno się do niego przyłączać. Nikiel, którego wykryto szczególnie dużo, przywierał do genu odpowiedzialnego za wytwarzanie enzymu określanego jako ligaza DNA. Enzym ten jest konieczny do naprawy DNA i może mieć bezpośredni wpływ na płodność i jakość komórek jajowych. Znaleźliśmy zatem prawdopodobne biologiczne wyjaśnienie niepłodności u Agnes. Priorytetem było pozbycie się tych toksyn. Przede wszystkim, aby zapobiec dalszemu narażaniu jej na kontakt z toksycznymi substancjami, konieczna była zmiana pracy. Następnie, aby ułatwić organizmowi uwolnienie się od tych substancji, zastosowaliśmy cztery zabiegi.
Były to:
- terapia chelatacyjna DMSA w formie doustnej – zalecam dawkę 15 mg/kg masy ciała raz w tygodniu. Z uwagi na to, że DMSA chelatuje również niektóre potrzebne organizmowi substancje mineralne, przez pozostałe sześć dni tygodnia należy „ratować się” porządnym suplementem multimineralnym;
- przyjmowanie dodatkowych dawek cynku (30 mg), selenu (500 mcg) i magnezu (300 mg), by wyprzeć toksyczne minerały z miejsc ich wiązania. Do tego doszedł glutation (250 mg dwa razy dziennie), który „wychwytuje” wyparte toksyczne minerały, dzięki czemu mogą zostać wydalone z organizmu;
- przyjmowanie witaminy C (5 g dziennie), zwiększającej wydalanie metali ciężkich z organizmu;
- przyjmowanie jodu w postaci Iodoralu (14,5 mg dziennie), który także wspomaga wydalanie metali ciężkich.
Sześć miesięcy później powtórzyliśmy analizę adduktów DNA i okazało się, że jedynym metalem ciężkim, który pozostał w organizmie Agnes, był nikiel, ale i jego poziom znacznie się obniżył, z 16 ng/ml do 7 ng/ml. Wszystko szło zgodnie z planem i we właściwym kierunku. Co ważne, również Jim, partner Agnes, zaczął stosować dietę paleo-ketogeniczną i przyjmować suplementy. Liczba plemników wzrosła u niego z 37 do 75 milionów na mililitr nasienia.
Bardzo ważne było to, aby Agnes nie poczęła dziecka w czasie, gdy oczyszczała organizm, ponieważ narażałoby to jej maleństwo na kontakt z toksynami. Uznałam, że wystarczy sześć dodatkowych miesięcy detoksykacji, by miała później zielone światło...
Po dwóch latach na świat przyszedł cudowny chłopczyk. Ciąża przebiegła bez komplikacji, waga urodzeniowa Bena wynosiła 3,8 kg i cieszył się on świetnym zdrowiem. Agnes miała wtedy 46 lat. Dzielna dziewczyna.
Dieta paleo-ketogeniczna a rozwój niemowlaka
Zajmowanie się medycyną ekologiczną jest pasjonujące. To moja praca, ale jednocześnie także hobby. Nie przestaję o niej mówić, dzięki czemu wielu z moich przyjaciół i bliskich decyduje się na stosowanie opracowanych przeze mnie metod. Michelle jest jedną z tych osób. Wraz z mężem, Peterem Wilsonem, strzelcem sportowym i złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku, zamieszkali blisko mnie po przeprowadzce z Dorset. Wybrali tę okolicę, ponieważ tutaj Peter mógł trenować na najlepszej strzelnicy, Griffin Lloyd.
Michelle i Peter szybko zostali moimi bliskimi przyjaciółmi. Ich córeczka urodziła się w sierpniu 2018 roku. Przez cały okres ciąży i karmienia Michelle stosowała się bezwzględnie do wszystkich zasad Groundhog Basic, nie pozwalając sobie na żadne odstępstwa, nawet te niewielkie, które zdarzają się nawet mnie. Tak więc odżywiała się zgodnie z zaleceniami diety paleo-ketogenicznej i przyjmowała suplementy, a robiła to wszystko jak należy. Rezultat? Ciąża i poród przebiegły bezproblemowo. Stosowanie diety PK pozwoliło zachować prawidłowe stężenie cukru we krwi, dzięki czemu nie wzrastał poziom insuliny i adrenaliny. Michelle nie przybrała nadmiernie na wadze, ciśnienie krwi miała idealne, nie pojawiły się rozstępy ani obrzęk, a jej córeczka, Bobs, urodziła się bez najmniejszych komplikacji.
Michelle karmiła Bobs piersią i nadal przestrzegała diety paleo-ketogenicznej. A ponieważ mleko matki jest niczym innym jak przefiltrowaną krwią, miało ono niską zawartość cukru, nie było w nim ani przeciwciał z nabiału, ani toksycznych lektyn z ziaren. Nie powodowało skoków adrenaliny, bo występują one tylko przy zmiennym poziomie cukru we krwi. Rzecz jasna mleko Michelle było bogate w mikroelementy, przeciwciała i witaminę C. Jak wpływało to na naszą Bobs? Tak, można powiedzieć, że mała jest dla mnie jak przybrana wnuczka.
Otóż zarówno Bobs, jak i Michelle nie miały problemów ze snem. Mleko Michelle charakteryzowała duża zawartość tłuszczu, więc idealnie zasilało organizm Bobs. Tłuszcz to najlepsze paliwo dla mózgu (u niemowląt 40% pozyskiwanej energii jest przeznaczane na jego rozwój). Ponadto poziom cukru we krwi był u Bobs stabilny, dzięki czemu nie występowały u niej nagłe skoki adrenaliny, które są najczęstszą przyczyną zaburzeń snu zarówno u dorosłych, jak i niemowląt. W czwartym tygodniu życia Bobs regularnie przesypiała jedenaście godzin w nocy! Gdy miała 9 miesięcy, przesypia trzynaście godzin w nocy i dodatkowe cztery w ciągu dnia.
Dzięki temu, że mleko Michelle miało małą zawartość cukru, u Bobs nie wystąpił problem fermentacji jelitowej. Mleko nigdy jej się nie odbijało ani nie ulewało. Wymiotowała tylko raz, po odstawieniu od piersi, gdy zjadła za dużo wątróbki, awokado i mleka kokosowego, które uwielbia. A ponieważ drobnoustroje nie mogą przetrwać w środowisku, w którym brakuje cukru, u Bobs nigdy nie wystąpiły pleśniawki. W wieku czterech miesięcy rozchorowała się, czuła się źle i gorączkowała przez 24 godziny, ale już kolejnego dnia była zdrowa, uśmiechnięta i kontaktowa, jak zawsze. Gdy miała 8 miesięcy, z jednej strony tułowia pojawiła się niewielka wysypka, najprawdopodobniej ospa wietrzna (taką mam nadzieję!). Po zastosowaniu olejku jodowego objawy skórne szybko ustąpiły. Tym razem nie zaobserwowaliśmy u Bobs jakichkolwiek symptomów złego samopoczucia.
Z ewolucyjnego punktu widzenia tak właśnie powinno to wyglądać. Wycieńczona fizycznie matka z krzyczącym dzieckiem, któremu z przewodu pokarmowego ulewa się jego cuchnąca zawartość, to jak zaproszenie dla wszystkich okolicznych drapieżników: „Chodź, zjedz mnie”.
Położne, pielęgniarki, rodzina i przyjaciele nieustannie gratulują Michelle tak udanego dziecka. Położne martwił fakt, że Bobs nie przybierała na wadze tak szybko, jak powinna, i zaleciły Michelle wybudzanie jej ze snu dwa razy w nocy, na dodatkowe karmienie. My wyszłyśmy jednak z założenia, że jeśli Bobs byłaby głodna, dałaby nam znać. Dlatego Michelle pozwoliła jej spać spokojnie. Niedługo później rozszerzyłyśmy dietę Bobs o krem kokosowy, awokado, wątróbkę, fioletowe kiełkujące brokuły i siemię lniane. Bobs jest teraz śliczną dziewczynką, która nadal przesypia bez wybudzania się trzynaście godzin!