Agnieszka Podolecka: Będziemy rozmawiać o seksualności kobiet dojrzałych. Zacznijmy zatem od zdefiniowania, kim jest dojrzała kobieta.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Pojęcie dojrzałości jest bardzo złożone. Istnieje dojrzałość psychiczna, którą niektóre kobiety osiągają nawet w 20. roku życia, ale są też 60-latki, które nigdy nie dojrzeją. Znam kobiety, starsze panie, które są dziecinne, opierają się na osądach i sugestiach innych ludzi. Jeśli jednak spojrzymy na problem populacyjnie, to okaże się, że współczesna kobieta w Polsce osiąga dojrzałość po 30. roku życia.
Agnieszka Podolecka: Naprawdę? To dość wcześnie.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Faktycznie, mężczyźni dojrzewają po czterdziestce!
Agnieszka Podolecka: A jeśli chcielibyśmy określić, kiedy kobieta jest w pełni ukształtowana, na co składa się i dojrzałość psychiczna, i fizyczna, i wszystkie doświadczenia życiowe, jaki wiek by nam wyszedł?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Tu przydadzą się wykresy. Gdy spojrzymy na krzywą dojrzałości fizycznej, okaże się, że większość współczesnych dziewczynek dostaje pierwszą miesiączkę w wieku 11 lat. W takiej sytuacji krzywa biologiczna wskaże nam dojrzałość fizyczną przed 20. rokiem życia. Krzywa dojrzałości psychicznej u tej samej osoby może natomiast wskazywać pełnię dojrzałości w 30. roku życia. Jeśli przez dojrzałość rozumiemy doświadczenie i mądrość życiową, filozoficzne spojrzenie na świat, to niewykluczone, że ta osoba osiągnie ją dopiero koło pięćdziesiątki.
Te krzywe rzadko układają się równolegle, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy dojrzewanie biologiczne następuje coraz wcześniej, a dojrzewanie filozoficzne, nabieranie mądrości, opóźnia się ze względu na to, że współczesna kobieta żyje w olbrzymim szumie informacyjnym i dociera do niej mnóstwo głupich informacji. Według mnie 90% informacji, zwłaszcza z internetu, to chłam: kto z kim sypia, który polityk jest skorumpowany, jakie złe rzeczy znów się wydarzyły. Tylko 10% informacji jest dla kobiet wartościowych i pomaga im budować mądrość życiową. Kobieta musi więc najpierw dojrzeć do przesiewania tego wszystkiego, co do niej dociera, i nauczyć się wybierać informacje, które mają znaczenie i sens.
Na to nakładają się własne doświadczenia życiowe i obserwacje, także spotkania z ciekawymi ludźmi, którzy wywierają na nią wpływ. Dlatego to dojrzewanie filozoficzne następuje zdecydowanie później. I to jest normalne. W końcu najwięksi filozofowie świata najmądrzejsze rzeczy mówili pod koniec życia, prawda? Jednak dojrzałość psychiczną w sensie podejmowania świadomych decyzji, kierowania się rozsądkiem, umiejętności zdystansowania się do emocji, wglądu w siebie, nawiązywania dobrych relacji z ludźmi i umiejętności odpowiedzialnego podejścia do spraw rodzinnych możemy zaobserwować u kobiet tuż po trzydziestce.
Agnieszka Podolecka: Od czego zależy, kiedy osiągamy tę dojrzałość?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Od wielu aspektów. Współczesne kobiety, zwłaszcza w dużych miastach, kształcą się np. zdecydowanie dłużej niż ich matki czy babcie. Kończą studia magisterskie, potem podyplomowe, robią rozmaite kursy, czyli nawet po trzydziestce funkcjonują w charakterze uczennicy. Tymczasem dopiero wtedy, gdy ma się pracę zawodową i ustabilizowane życie, jest się odpowiedzialną za swoje stanowisko pracy, proces dochodzenia do dojrzałości przyspiesza.
Agnieszka Podolecka: Przed tym wywiadem próbowałyśmy z koleżankami określić granicę wiekową, po której przekroczeniu kobieta staje się osobą dojrzałą, i doszłyśmy do wniosku, że to się jednak dzieje grubo po czterdziestce, zazwyczaj już po rozwodzie i odchowaniu dzieci.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Bardzo pesymistyczna wieść. Poza tym jest to chyba spojrzenie wielkomiejskie. Polska to nie tylko Warszawa, Kraków, Poznań czy Gdańsk. Polska to 38 mln ludzi. Większość kobiet żyje w małych miasteczkach i wsiach. Warszawę w ogóle wyeliminujmy na chwilę z rozmowy, bo jest to bardzo specyficzne środowisko. Tutaj rządzi hasło samorealizacji, rozwody są na porządku dziennym, podobnie jak myślenie: "gdy się pozbędę tego faceta, który mnie hamuje i nie docenia, rozwinę w końcu skrzydła". Faktycznie, przy takim podejściu do życia kobiety osiągają dojrzałość grubo po czterdziestce. To jest opóźniony proces.
obiety, które żyją poza wielkimi miastami, myślą inaczej. One muszą się zdrowo nagłowić, jak utrzymać rodzinę, na co wydać pieniądze, rozwód w ich środowisku jest ciągle źle widziany, więc go nie chcą, czyli muszą się skoncentrować na zachowaniu rodziny, co zazwyczaj wymaga od nich wielkich poświęceń i rezygnacji z siebie. One dojrzewają koło trzydziestki i są matkami rodziny, a nie kobietami poszukującymi samorealizacji poza rodziną. Te kobiety przechodzą przez duży trening życiowy. Jeśli mają zmienić swoje życie, patrzą na to zupełnie inaczej niż warszawianki, każda zmiana, na jaką się decydują, następuje po głębokim namyśle, analizie za i przeciw, polega na powolnym dochodzeniu do konkretnych wniosków. A w Warszawie? Pyk! Po dwóch latach kończy się małżeństwo, bo on jej nie docenia, nie daje orgazmu, nie wspiera w osiąganiu coraz trudniejszych celów. No to zmieniamy go na nowego!
Agnieszka Podolecka: Myślę, że dwa lata to jednak przesada. Małżeństwa rozpadają się po dłuższym czasie i w Warszawie też jest to trudna decyzja.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Niestety coraz częściej rozpadają się szybko. Statystyki rozwodów pokazują, że okres trwania małżeństwa czy związku nieustannie się skraca. Dawniej typowym podłożem rozwodu był kryzys wieku średniego, gdy małżonkowie mieli już ustabilizowane życie zawodowe, a dzieci były w szkołach ponadpodstawowych. Teraz rozwody następują po kilku latach, ale oczywiście dotyczy to wyłącznie wielkich aglomeracji. Prowincja się nie rozwodzi. To w wielkich miastach kobiety myślą o samorealizacji, nie chcą się poświęcać dla mężczyzny, który ich zdaniem nie jest tego wart. Ja nie bronię mężczyzn! Oni popełniają wiele błędów! Mówię tylko, że jest taka tendencja: tak samo jak samochód w leasingu, co trzy, cztery lata wymienia się partnera.
Agnieszka Podolecka: Ale takie postępowanie nie świadczy o dojrzałości, to wygląda raczej na głupie, niedojrzałe decyzje.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Bo to nie są dojrzałe decyzje! Ja rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Najpierw jest okres wielkiej fascynacji, bardzo często wspaniały seks, intensywne emocje, potem to się stabilizuje, zaczyna brakować tej energii, która nakręcała związek na początku. I pojawiają się drobne pretensje: on mi nie pomaga w domu, on mnie nie docenia, ja się przy nim nie umiem zrealizować. I trafia się ktoś, kto to wszystko rozumie, więc kobietę ciągnie do tego nowego mężczyzny. Albo przyjaciółki wspierają ten proces narastającego niezadowolenia i przekonują, że lepiej być szczęśliwą w pojedynkę niż nieszczęśliwą z facetem, który nas nie docenia.
Agnieszka Podolecka: Odwróćmy sytuację. Załóżmy, że doszło do rozwodu, ale nie było tego kogoś nowego, kto docenia. Jest wiele czterdziestoparoletnich rozwódek, które samotnie wychowują dzieci i które nie miały życia seksualnego przez kilka lat, są same. I nagle pojawia się ktoś, kto wydaje się takiej kobiety wart. Rodzi to lęk: jak się wziąć do życia seksualnego, skoro od dziesięciu lat nie rozebrałam się przed żadnym mężczyzną?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Ten lęk może szybko zniknąć, ale dużo zależy od mężczyzny. Proszę sobie wyobrazić, że opisana przez panią kobieta trafia na mężczyznę, który jest inteligentny, ciepły, wrażliwy, pogodny i okazuje dużo uczucia. No i ten mężczyzna podoba się jej fizycznie. W takiej sytuacji ona bardzo szybko zaprosi go do sypialni. Zupełnie inaczej wygląda to wtedy, gdy kobieta spotyka sztywniaka, który jest sobą zachwycony i myśli, że dostarcza orgazmu wszystkim kobietom, a pójście do łóżka traktuje jako możliwość wykazania się swoją męskością - kobieta ma mieć intensywny orgazm, żeby on poczuł się jeszcze lepiej. Wiadomo, że ona będzie się czuła przy nim skrępowana i zablokowana jak na egzaminie.
To, w jaki sposób kobieta podchodzi do seksu po długiej przerwie, zależy od relacji z mężczyzną. Mówię o tym z takim przekonaniem, ponieważ zajmuję się terapią par. Oczywiście spojrzenie z perspektywy gabinetu może być nieco skrzywione, ale jednak sporo historii wysłuchuję. Obecnie samotne kobiety są w kiepskiej sytuacji, ponieważ jest ich zdecydowanie więcej niż żyjących w pojedynkę mężczyzn, co widać na wszystkich portalach randkowych i w mediach społecznościowych. Kobieta poszukuje mężczyzny i umawia się z siedmioma, by sprawdzić, który jej odpowiada. Z tego, co słyszę, większość mężczyzn jest żałosna: jeden jest zapatrzony w siebie jak narcyz, drugi tak skąpy, że kobieta musi płacić za niego w kawiarni, istnieje mnóstwo przeróżnych dziwolągów. I wreszcie trafia się perła! Kobieta musi mozolnie oddzielać ziarno od plew, by w końcu znaleźć kogoś wartościowego.
Agnieszka Podolecka: Czyli relacje społeczne się odwróciły - dawniej mężczyźni polowali na kobiety, a teraz kobiety starają się o mężczyzn.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Niestety tak. Mężczyźni są w komfortowej sytuacji, gdyż naprawdę jest znacznie więcej kobiet poszukujących partnera niż mężczyzn szukających kobiet. I oni wiedzą, że kobiety są aktywne. To sprawia, że role rzeczywiście się odwróciły i mężczyźni mogą sobie pozwolić na to, by spocząć na laurach. Dostają też szybko seks bez większego starania się o to. Kobiety są zagubione. Widząc, co się dzieje, godzą się na seks zdecydowanie szybciej niż dawniej, by mężczyznę zatrzymać przy sobie.
Agnieszka Podolecka: To muszą być kobiety, które bardzo w siebie nie wierzą. Jeżeli mężczyzna jest z kobietą wyłącznie ze względu na seks, to po co jej taki facet?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Słusznie się pani oburza, ale mam optymistyczną wiadomość. Robiliśmy badania na reprezentatywnej ogólnopolskiej próbie i okazało się, że dwie trzecie osób jest zadowolonych ze swoich związków. Badaliśmy zadowolenie z różnych punktów widzenia. I wie pani, co jest kluczem do dobrego związku? Małe wymagania.
Agnieszka Podolecka: I to ma być dobra wiadomość?! A co z kobietami, które mają duże wymagania i nie chcą mężczyzn gorszych od siebie?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Mają problem. Im mniejsze wymagania, tym mniejsze rozczarowania i tym większa szansa na satysfakcję ze związku. Od lat powtarzam, że kobiety, którym można przypisać trzy cechy: inteligencję, atrakcyjność i seksowność, mają najmniejsze szanse na szczęśliwy związek.
Agnieszka Podolecka: To teraz chciałabym porozmawiać właśnie o tych kobietach: inteligentnych, wykształconych, zaradnych, atrakcyjnych i zmysłowych, które chcą być z mężczyznami równie dobrymi jak one.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Nie jest im łatwo znaleźć odpowiedniego partnera. Proszę spojrzeć na to z perspektywy męskiej. Kobieta, która ma te cechy, jest zagrożeniem dla mężczyzny, dla jego ego. Skoro kobieta jest inteligentna, to on musi być ciągle na najwyższych obrotach, wspinać się na wyżyny intelektualne, by nigdy nie wypaść na głupka. Powinna być między nimi przynajmniej równorzędność, partnerstwo intelektualne.
Agnieszka Podolecka: Oczywiście. Na co kobiecie mężczyzna, który jej nie dorównuje?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: No właśnie. W mózg mężczyzny jest wdrukowana chęć imponowania kobiecie, bez tego on nie czuje się jak facet. Druga rzecz - kobieta jest seksowna i zmysłowa, więc on musi mieć temperament trochę większy niż ona. Kobieta ma temperament seksualny na tym samym poziomie od trzydziestki po pięćdziesiątkę, a jak ma udane życie seksualne, to i dłużej, menopauza jest tylko maleńkim zawirowaniem, potem znów jest dobrze. U mężczyzny temperament, związany z hormonami, nieco z wiekiem się zmniejsza. Jeśli on ma nadwyżkę seksualności w stosunku do kobiety, jest dobrze.
Ona mówi: kochanie, ja bym chciała kilka razy w tygodniu. On odpowiada: kochanie, ja bym chciał codziennie, ale kilka razy w tygodniu też jest super. Wtedy on ma poczucie, że ma "nadwyżkę" temperamentu w stosunku do jej potrzeb i nawet jeśli to się trochę zmieni, zrówna z wymaganiami kobiety, ona nie ucierpi. Ale jeśli to kobieta jest bardziej zmysłowa i temperamentna niż mężczyzna, związek może być zagrożony.
Agnieszka Podolecka: Czy to jest właśnie powód, dla którego czterdziestoparolatki, pięćdziesięciolatki wiążą się z mężczyznami o dziesięć, piętnaście lat młodszymi od siebie?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Oczywiście że tak.
Agnieszka Podolecka: I to jest rosnący trend?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Tak, oczywiście. I takich związków będzie przybywało. Wróćmy teraz do tych atrakcyjnych kobiet i biednych mężczyzn. Atrakcyjność jest coraz łatwiejsza do osiągnięcia, wiele kobiet ma budżet na świetne kosmetyki, ostrzykiwanie botoksem etc. Oczywiście atrakcyjne kobiety wzbudzają w mężczyznach pożądanie. Pracuje taka piękna kobieta w korporacji, otoczona samcami, a jej partner ma świadomość, że ona jest stale pożądana, o czym oczywiście sama doskonale wie.
A zatem on ma mnóstwo rywali! I w jego umyśle pojawia się pytanie, czy jego kobieta jest jak Penelopa. Gdy Odyseusz wracał z podróży, był spokojny, bo wiedział, że Penelopa jest uosobieniem wierności, nie interesowali jej inni mężczyźni. A nasz współczesny mężczyzna wie, że jego partnerka ma za sobą doświadczenia seksualne z kilkoma lub więcej mężczyznami, ma skalę porównawczą, jest atrakcyjna i pożądana - to jaką on ma gwarancję, że gdy pojawi się atrakcyjny mężczyzna, w jej głowie nie zaświta myśl, że ten nowy jest lepszy? Współczesny mężczyzna ciągle czuje niepokój, zagrożenie.
Agnieszka Podolecka: To może należy zacząć od wysłania go na psychoterapię? Powinien pomyśleć o związku dopiero wtedy, gdy sam sobie w życiu poradzi i nabierze pewności siebie.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Ależ to jest naturalne zagrożenie, które odczuwają mężczyźni! Z kobietami jest zresztą podobnie. Jeśli są związane z mężczyzną, do którego kobiety lgną jak muchy do miodu, na każdym przyjęciu starają się zwrócić jego uwagę, to też będą się czuły zagrożone. On jedzie do swojej korporacji pełnej kobiet, a ona ma nie odczuwać lęku, że któraś go uwiedzie?
Agnieszka Podolecka: Czy podstawą związku nie powinno być przypadkiem wzajemne zaufanie? Powinniśmy sobie radzić z pokusami i ufać partnerom.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Statystyki są bezlitosne: połowa mężczyzn i 36% kobiet zdradza, a przynajmniej tyle się do tego przyznaje. Więc jeśli ona jest piękna, zmysłowa, inteligentna i podoba się mężczyznom, zagrożenie zdradą rośnie. To nie jest pięć procent, które można zlekceważyć. Liczba kobiet zdradzających pnie się do góry i coraz bardziej zbliża do liczby mężczyzn mających na koncie seks poza związkiem.
Agnieszka Podolecka: To jak te statystyki mają się do tych dwóch trzecich udanych związków? Skoro ludzie się zdradzają, to jakim cudem czują się szczęśliwi?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Zdradzając, są szczęśliwi. Według nich skok w bok nie ma żadnego wpływu na ich związek. Traktują seks jako dowartościowanie się, sprawdzenie, ekscytację, przygodę, ale to w żadnym stopniu nie zagraża małżeństwu czy związkowi partnerskiemu.
Agnieszka Podolecka: Mówimy w tej chwili o ludziach wykształconych, czy o tej prowincji, gdzie ludzie mają mniejsze wymagania?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: O jednych i o drugich. Statystyki pokazują, że kontakty pozapartnerskie - tak je nazywamy, bo ludzie przecież żyją nie tylko w małżeństwach, ale też w związkach partnerskich - czyli tzw. skoki w bok, nie są zagrożeniem dla związku. Co innego romans, wtedy dochodzi do relacji uczuciowej, ludzie mogą się w sobie zakochać. Romans jest zagrożeniem, przespanie się z kolegą z pracy na wyjeździe służbowym - nie. Na wsi też się zdarza, że jak mężczyzna pojedzie do pobliskiego miasteczka, to mu wpadnie w oko sprzedawczyni w sklepie. On ma mało rozrywek, ona też jest trochę znudzona, bardzo szybko lądują w łóżku. Jednorazowa przygoda, po której on wraca do żony, a ona do męża - i wszystko jest jak dawniej.
Agnieszka Podolecka: Wróćmy do kobiet, które po rozwodzie chcą odnaleźć szczęście w nowym związku i udaje im się spotkać właściwą osobę. Teraz tego mężczyznę trzeba przedstawić dorastającym dzieciom. I trzeba je jakoś przyzwyczaić do tego, że on będzie zostawać na noc. Jak się do tego zabrać?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Są trzy sytuacje, które mogą zaistnieć, a dzieci wysyłają tyle komunikatów, że wystarczy nauczyć się je odczytywać, by wiedzieć, jak postąpić. Sytuacja pierwsza - dziecko zachęca mamę: "znajdź sobie kogoś, tak sama żyjesz, to nie ma sensu, fajnie będzie, jak się zakochasz". W takich okolicznościach wszystko jest łatwe, dzieci ucieszą się z nowego partnera.
Agnieszka Podolecka: Jasne, ale jak się zachować, gdy on ma zostać na noc? Zapytać dzieci, jak będą się z tym czuły?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Nie. Nic nie należy robić, on po prostu zostaje na noc i już. Jeśli warunki mieszkaniowe są takie, że mama ma swoją sypialnię, to jej nowy partner pewnego dnia po kolacji po prostu zostaje. Dla lubiących go nastolatków jest to, wbrew pozorom, bardzo naturalne. Skoro facet umawia się z mamą na randki i odwiedza ją w domu, a wszyscy razem chodzą do restauracji czy kina, to nic dziwnego, że w końcu zostaje na noc. Trudniej jest w sytuacji numer dwa. Dzieci widzą, że mama jest samotna i chciałaby z kimś dzielić życie, ale nie umieją tego zaakceptować. Wtedy pozostawanie partnera na noc powoduje napięcia, więc lepiej, by kobieta nocowała u mężczyzny lub spotykała się z nim w hotelu.
W innym przypadku może dojść do tego, że dzieci się zdystansują od matki i relacje ulegną pogorszeniu. Jest jeszcze trzeci wariant - dzieci są bardzo związane z ojcem, winią matkę za rozpad rodziny, więc nie dają jej prawa do nowego związku, mimo że ojciec zawarł już nowe małżeństwo, co zresztą zaakceptowały. Wtedy kobieta utrzymuje zazwyczaj swoją relację w sekrecie, jej partner nie przychodzi do domu, a dzieci - gdy tajemnica się wyda - odmawiają rozmowy na ten temat. Wiadomo, pierwszy wariant jest najfajniejszy.
Agnieszka Podolecka: Inna sytuacja. Oto małżonkowie z wieloletnim stażem, oboje są po sześćdziesiątce i od kilku lat już ze sobą nie sypiają. Ale z jakiegoś powodu, na przykład pod wpływem filmu z Meryl Streep, która ma lat 70, ale gra kobiety kochane i pożądane, postanawiają wrócić do seksu. Trudno wtedy odnaleźć bliskość, intymność. Tacy pacjenci do pana trafiają?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Trafiają dużo młodsi! Coś się kiedyś zacięło, są przed czterdziestką, ale od paru lat ze sobą nie sypiają. Ona mu kiedyś odburknęła, żeby się odczepił, on to zrobił, i tak to trwa już trzy lata. A teraz trudno im do siebie wrócić. Ale jest to możliwe, tylko musi się odbywać stopniowo. Nie można im zadać pracy domowej: w ciągu trzech dni macie się pokochać! Nie, intymność musi być stopniowana powoli. Najpierw powinni poleżeć obok siebie, potem się przytulić, pogłaskać czule po głowie, by wreszcie obdarzyć się pieszczotami górnej części ciała. Jeżeli przejdą na stronę intymności, jest szansa, że do siebie wrócą na stałe. Gdyby taka eskalacja przyjemności była za słaba, polecam wspólne obejrzenie filmu erotycznego. Nie pornograficznego, ale erotycznego. Filmy wytwarzają pewną aurę, na przykład film wojenny buduje atmosferę, dzięki której czujemy się pacyfistami, a po obejrzeniu komedii mamy lepszy humor. Film erotyczny pomaga rozbudzić zmysły.
Agnieszka Podolecka: A gdy nic nie działa?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Pożądanie jest albo go nie ma. Stan pośredni nie istnieje. Można je porównać do ognia w kominku. Jeśli ogień się tli, nawet słabo, to jeszcze można go rozdmuchać. Jeśli wygasł, to nic na to nie poradzimy.
Agnieszka Podolecka: Czytałam ostatnio, że są trzy elementy, które tworzą dobry związek: pragnienie miłości, pożądanie i podniecenie. Ale czasem bywa, że kobieta pożąda mężczyzny, ale gdy dochodzi do zbliżenia, z powodu różnych blokad nie pojawia się podniecenie.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Istnieją różne rodzaje zaburzenia podniecenia seksualnego, które można leczyć. Większość pacjentów rozpoczyna po terapii udane życie seksualne bez względu na wiek.
Agnieszka Podolecka: Sześćdziesięciolatce, która od dawna jest sama, podoba się mężczyzna, ale w ostatniej chwili nachodzi ją myśl: co ty wyprawiasz, przecież go nie kochasz, zachowuj się, w twoim wieku nie wypada. Wtedy się trafia na przysłowiową kozetkę?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Wtedy należy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle poszła z nim do łóżka. Czy dlatego, że wzbudzał w niej pożądanie, czy tylko po to, by sprawdzić, jak działa na mężczyzn, a może powodem była ciekawość, co po długiej przerwie będzie czuła, uprawiając seks. Wszystko zależy od motywu oraz od tego, kim ten człowiek dla niej jest. Czy tylko narzędziem do znalezienia odpowiedzi na powyższe pytania, czy może dał jej poczucie bezpieczeństwa i dlatego spróbowała?
A może zablokowała się, bo jest wdową i nagle zobaczyła oczyma wyobraźni twarz zmarłego pięć lat temu męża, poczuła, że go zdradza? A może zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest o dziesięć lat od niej młodszy, więc gdy przeminie zauroczenie, dostrzeże jej cellulit i zmarszczki? Tak działają na nas stereotypy. Niezależnie od tego, ile kobieta ma lat, 70 czy 40, powinna lęki przeanalizować i się ich pozbyć. Od tego jest terapia. Poza tym kobietę może również zablokować zachowanie, które jest jej nieznane. Na przykład mężczyzna traci kontrolę nad sobą i niemal się na nią rzuca, a ona znała dotąd tylko powolny seks. Jedną kobietę taka gwałtowność zablokuje, a inną podnieci, bo takie zachowanie oznacza, że to ona tak na niego podziałała. W każdym okresie życia można zbudować poczucie własnej wartości. Terapia pomaga i daje radość z seksu w każdym wieku.
Agnieszka Podolecka: Nie ma przypadków beznadziejnych?
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Bardzo rzadko trafiają się pacjentki, którym nie można pomóc. Wczoraj miałem ciekawy przypadek. Przyszła do mnie pacjentka w wieku 51 lat. Jej rodzice dużo pili i sprowadzali do domu kochanków. Uprawiali seks na jej oczach, gdy ona była dorastającą dziewczynką. Uciekła z domu jako szesnastolatka, ale te wspomnienia ciągle do niej powracają. Odczuwała taki wstręt do seksu, że wmówiła sobie, że jest homoseksualna i wiązała się z ciepłymi kobietami, które lubiły delikatne pieszczoty i nie oczekiwały niczego więcej. I nagle teraz, w wieku 51 lat, poznała mężczyznę, do którego poczuła prawdziwe pożądanie. Trafiła do mnie kompletnie zdezorientowana. Mimo tego obciążenia z dzieciństwa, moja pacjentka ma dużą szansę na zdrowe, radosne życie uczuciowe i seksualne z mężczyzną.
Agnieszka Podolecka: Krótko mówiąc, nie należy się poddawać, tylko zamienić negatywne kody myślowe na pozytywne i dać sobie prawo do szczęścia.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Oczywiście. Od tego są seksuolodzy i psychoterapeuci, by pomóc. Zawsze może być lepiej, bez względu na wiek. Nie wiem, czy sobie pani przypomina, ale jakieś dwa lata temu media polskie i światowe obiegła wiadomość, że dziewięćdziesięciokilkulatek ożenił się z kobietą zaledwie o kilka lat od siebie młodszą. Kiedyś byli w sobie zakochani, ale życie ich rozdzieliło. Po drodze były dzieci, wnuki, prawnuki i w końcu znów się spotkali. Dwójka staruszków, ale nadal mają w życiu frajdę. Nigdy nie jest za późno. Pamięta pani "Miłość w czasach zarazy"? Czy to nie jest optymistyczna opowieść?
Agnieszka Podolecka: Ma bardzo optymistyczne zakończenie. Na koniec życia dawni zakochani spotykają się i znów zakochują w sobie. I żyją długo i szczęśliwie.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Takie rzeczy się zdarzają, słyszę o tym w gabinecie i obserwuję w życiu. Na szczęście nigdy nie jest za późno.
Agnieszka Podolecka: Ale szczęściu czasami trzeba pomóc. W jaki sposób kobieta może zainspirować swojego mężczyznę, by niezależnie od tego, co ma wdrukowane w mózg, jak pan powiedział, dostrzegł w niej partnerkę, nad którą nie musi dominować ani seksualnie, ani finansowo, ani intelektualnie. By był przyjacielem i ją wspierał.
Prof. Zbigniew Lew Starowicz: Partnera nie można wychowywać, to nie dziecko. Kobiety nie powinny wchodzić w związek z założeniem, że to zrobią. Żeby się zmienić, trzeba tego chcieć - to dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Można jednak partnera zainspirować, na przykład obejrzeć wspólnie film o dobrej relacji i wskazać aspekty, które są ważne dla kobiety, powiedzieć wprost, że taką właśnie relację chciałoby się mieć. Jeśli kobieta pochodzi z rodziny, w której rodzice darzą się szacunkiem i przyjaźnią, warto to dyplomatycznie pokazać swojemu partnerowi.
Można też zagrać na męskiej ambicji i zwrócić uwagę na fakt, że najwięcej gwiazdek Michelina dostają kucharze mężczyźni, więc pomaganie w kuchni jest bardzo męskie i stanowi formę wspólnego spędzania czasu. W ten sposób mężczyzna ma szansę stać się partnerem i przyjacielem. Wszystko jest możliwe, gdy obie strony chcą się inspirować i wzajemnie zmieniać na lepsze.