Zakochana osoba promienieje, jej skóra staje się świetlista, policzki rumiane, a oczy błyszczące. Intensywne doznania, które towarzyszą miłości, powodują wzrost stężenia endorfin, czyli hormonów szczęścia. To z kolei pobudza pracę układu krążenia, przez co zwiększa się przepływ tlenu i składników odżywczych do skóry. Dzięki temu skóra jest bardziej nawilżona i pięknie zarumieniona.
Jakby tego było mało, zakochani łatwiej chudną. Dzieje się tak, bo pierwszym podrygom miłości towarzyszy produkcja fenyloetyloaminy (PEA), która reguluje poziom glukozy we krwi i pomaga kontrolować apetyt, a dzięki temu ułatwia spalanie tkanki tłuszczowej.
Zapach miłości - feromony
Skąd wiemy, że to właśnie spotkaliśmy miłość? Zawdzięczamy to feromonom. Te podobne do hormonów substancje, wytwarzane przez gruczoły dokrewne zewnętrznie, odpowiadają za pobudzenie właściwych receptorów, czyli najprościej rzecz ujmując, sprawiają, że nasz zapach staje się atrakcyjny dla konkretnej osoby. Tak więc, abyśmy mogli się zakochać, najpierw ktoś musi nam zapachnieć.
Jak odkryli naukowcy, feromony są powiązane z grupą genów głównego układu zgodności tkankowej (MHC). Dzięki nim układ immunologiczny jest w stanie rozróżnić obce tkanki od własnych. I tu robi się ciekawie. Im większa różnica w genach MCH między kobietą i mężczyzną, tym większa szansa, że będą oni dla siebie atrakcyjni. Dlaczego?
Otóż dzięki temu mechanizmowi taka para będzie miała silniejsze potomstwo, bardziej odporne na zakażenia. Okazuje się zatem, że zostaliśmy wyposażeni w feromony, nie tyle po to, by znaleźć „prawdziwą miłość”, ile po to, by zapewnić przetrwanie gatunkowi ludzkiemu.
A skoro o tym mowa, to warto wspomnieć, że gdy feromony pobudzą nabłonek węchowy i narząd nosowo-lemieszowy, wywołują w mózgu automatyczną reakcję. Sygnał przez nie wysłany trafia m.in. do układu rozrodczego, to dlatego właśnie feromony mogą nas wprawić w stan podniecenia seksualnego, a stąd do poczęcia niedaleka droga.
Miłość i hormony
- Dopamina - pobudza układ nagrody, wywołując uczucie przyjemności czy wręcz euforii, ale jednocześnie powoduje spadek poziomu serotoniny. Ponadto nadmiar dopaminy upośledza racjonalne myślenie, przez co niekiedy miłość faktycznie nas oślepia.
- Fenyloetyloamina – naturalna amfetamina, która działa podobnie do tego narkotyku. Choć wprowadza zakochanych w stan upojenie, jednocześnie stymulując mózg do syntezy pozostałych składników „eliksiru miłości”, to daje też podobne do narkotyków skutki uboczne: bezsenność, niepokój, brak apetytu, przyspieszony rytm serca, problemy z koncentracją i brak tchu. Co ciekawe fenyloetyloamina jest obecna również w czekoladzie, a jej poziom podnoszą ćwiczenia fizyczne.
- Noradrenalina - to hormon dopingujący, który wprowadza mózg w stan euforii i dostarcza dodatkową dawkę adrenaliny. Serce bije wtedy szybciej i wzrasta ciśnienie krwi. Pod jej wpływem jesteśmy skłonni przenosić góry.
- Oksytocyna - nazywana hormonem przywiązania – wytwarza się wtedy, gdy ludzie się dotykają, całują, obejmują, uprawiają miłość, ale też podczas karmienia piersią. Maksymalny poziom osiąga podczas orgazmu. Zadaniem oksytocyny jest budowanie więzi, wzmacnia potrzebę bliskości, nic więc dziwnego, że odpowiada też za… zadrość.
- Serotonina - to neuroprzekaźnik odpowiedzialny przede wszystkim za regulację zachowania i nastroju. Nazywa się ją hormonem szczęścia, ale paradoksalnie u zakochanych jej poziom (za sprawką dopaminy) się obniża. W dłuższej perspektywie stężenie serotoniny zależy od płci. U mężczyzn w związku jej poziom spada, a u kobiet następuje jej znaczny wzrost.
- Wazopresyna – oto hormon monogamii. Jeśli jego poziom jest niski, rezygnujemy ze związku i szukamy nowych partnerów.
Biologia kontra romantyzm
Dziś przeważnie postrzegamy miłość, jako piękne i wzniosłe uczucie, połączenie dwóch dusz i ciał, które niekoniecznie musi skutkować pojawieniem się potomstwa. Jednak brutalna prawda jest taka, że Matka Natura zrobiła, co mogła, by zachęcić nas do kopulowania, rozmnażania się i przedłużania swojego rodu.
Zdaniem biologów ewolucyjnych mechanika naszego organizmu jest temu podporządkowana. Naszym zadaniem jest przekazać nasze geny dalej, a następnie zadbać, by nowy organizm był samodzielny i samowystarczalny. To dlatego układ hormonalny i społeczeństwa wspierają monogamię, by małżeństwa mogły wspólnie odchować dzieci.
Dlatego też kobiety przechodzą menopauzę – zgodnie z biologicznym planem powinny bowiem przestawić się wtedy na opiekę nad wnukami, ułatwiając swoim dzieciom decyzję o rozmnażaniu. A żebyśmy to wszystko mogli znieść godnie, potrzebujemy czegoś więcej niż poczucia obowiązku. I do tego są nam potrzebne hormony.
Miłość mieszka w… mózgu, nie w sercu
- Fenyloetyloamina
Gdy spotykamy naszą "połówkę", zaczyna on wytwarzać kolejne hormony, które razem tworzą upajający eliksir miłosny. Podwzgórze zaczyna wydzielać wspomniany już neuroprzekaźnik fenyloetyloamine (PEA), który nie bez przyczyny nazwany jest narkotykiem miłości. Ta podobna do amfetaminy substancja sprawia, że czujemy gwałtowny przypływ radości, stajemy się pobudzeni i bardzo pewni siebie.
- Noradrenalina
Wraz ze wzrostem poziomu PEA zwiększa się wydzielanie noradrenaliny. To neuroprzekaźnik i hormon działający podobnie jak adrenalina, odpowiedzialny za zmiany fizjologiczne, które zachodzą w naszym ciele na widok ukochanej osoby. To ona oblewa nas rumieńcem – dosłownie.
Wyrzut noradrenaliny powoduje wzrost ciśnienia i poziomu glukozy. Serce przyspiesza, naczynia krwionośne się kurczą, skóra się zaczerwienia i staje bardziej wrażliwa na dotyk. Gdy stężenie tego neuroprzekaźnika rośnie, mózg zaczyna uwalniać dopaminę.
- Dopamina
Dopamina jest wydzielana przez tzw. układ nagrody, wywołując uczucie przyjemności. Zastrzyk dopaminy może nam dać seks, ale też udane zakupy, czy wygrana w kasynie. Dzieje się tak, ponieważ układ nagrody aktywuje się za każdym razem, kiedy zaspokajamy swoje potrzeby lub spotyka nas coś miłego.
Dopamina powoduje przyspieszoną czynność serca, wzrost ciśnienia, uczucie szczęścia lub wręcz ekstazy, gdy przebywa się w pobliżu obiektu swoich uczuć. Pomaga też zmniejszyć lęk (np. przed uczynieniem pierwszego kroku).
Wzrost poziomu dopaminy ma jednak również „skutek uboczny” w postaci gwałtownego spadku stężenia serotoniny, odpowiadającej za sen i poczucie spokoju. Efekt? Zakochani są rozkojarzeni, nie mogą spać, mają huśtawki nastrojów.
Miłość a korzyści zdrowotne
Naukowcy dowiedli, że miłość przynosi nam zdrowotne profity.
- Wzmacnia odporność. Naukowcy z Wilkes University w Pensylwanii (USA) zbadali wpływ fizycznej bliskości na działanie układu odpornościowego. Okazało się, że u osób, które uprawiały seks 1 lub 2 razy w tygodniu, poziom przeciwciał odpowiedzialnych za szybką reakcję organizmu na infekcje był wyższy. Seks redukuje także kortyzol, który negatywnie wpływa na nasz układ immunologiczny.
- Reguluje poziom glukozy. Do takiego wniosku doszli (niezależnie od siebie) naukowcy z uniwersytetów w Luksemburgu i w Kanadzie. Wykazali, że osoby w związku małżeńskim lub mieszkające z partnerem mają lepszy poziom cukru we krwi (badali poziom hemoglobiny glikowanej, która pozwala na ocenę stężenia glukozy we krwi pacjenta w ciągu ostatnich 3 miesięcy). Co ciekawe, poziom ten był niższy niezależnie od tego, czy związek był udany, czy nie.
- Chroni serce. Uczeni z USA, Wielkiej Brytanii, Australii i Arabii Saudyjskiej przeanalizowali dane z 34 badań dotyczących wpływu stanu cywilnego na ryzyko chorób serca. Stwierdzili, że osoby rozwiedzione, owdowiałe lub te, które nigdy nie były w związku małżeńskim, są o 42% bardziej narażone na rozwój chorób układu krążenia i o 16% bardziej narażone na rozwój choroby wieńcowej niż pozostający w związkach. Z kolei naukowcy z Uniwersytetu Karoliny Północnej (USA) dowiedli, że okazywanie miłości o połowę obniża nasze tętno. Jest to szczególnie ważne podczas stresujących sytuacji, a w dłuższym czasie zmniejsza ryzyko chorób serca.
- Chroni przed demencją. Z przeprowadzonej przez akademików z University College London analizy dokumentacji medycznej ponad 800 tys. pacjentów wynika, że wśród singli demencja rozwijała się aż o 42% częściej niż u osób pozostających w małżeństwie. Także wdowcy i rozwodnicy chorowali na demencję 20% częściej niż osoby w związkach.
Naukowcy sugerują, że to interakcje społeczne (nieważne, czy w małżeństwie, czy nie) mogą pomagać w budowaniu tak zwanej rezerwy poznawczej, czyli odporności psychicznej, która pozwala ludziom dłużej funkcjonować z chorobą Alzheimera i demencją, zanim pojawią się objawy. - Zwiększa inteligencję. Badacze z Uniwersytetu Chicagowskiego udowodnili, że ludzie, którzy kochają, myślą szybciej, wyraźniej postrzegają zachowania innych ludzi i są bardziej kreatywni. Jak do tego doszli? Umieścili elektrody na głowach uczestników badania, a następnie pokazali im serię zdjęć, wśród których było jedno przedstawiające ich partnerów. Podawali im też różne imiona, w tym to ich partnera. Okazało się, że gdy badani widzieli ukochaną osobę lub słyszeli jej imię, aktywowało się aż 12 obszarów mózgu. Jednym z nich był tzw. zakręt kątowy odpowiadający za abstrakcyjne myślenie i kreatywność.
- Walczy z bólem. Badania przeprowadzone w szkole medycznej Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku dowiodły, że oksytocyna wytworzona podczas zaledwie 10- czy 20-sekundowego uścisku znacząco zmniejsza ból, zwłaszcza głowy. Badania pokazały także, że już samo patrzenie na fotografię ukochanej osoby zwiększa próg naszej wytrzymałości – ciężki ból odczuwamy o 15% słabiej, a ten umiarkowany nawet o 40%.
Kiedy hormony spowalniają działanie?
Niestety z czasem organizm uodparnia się na działanie fenyloetyloaminy, a to ona kontroluje pozostałe składniki miłosnego eliksiru. Jak wykazały badania, po 18-48 miesiącach związku biochemiczna burza się uspokaja i uczucie zaczyna się wypalać.
Po okresie szaleństwa na scenę wkraczają więc hormony przywiązania, które pomagają stworzyć trwały związek – oksytocyna i wazopresyna. Ta pierwsza odpowiada za przeżywanie rozkoszy oraz wzbudza potrzebę czułości, bliskości i ciepła ze strony partnera. Jednocześnie łagodzi stres, działa przeciwbólowo i relaksuje.
Więcej receptorów oksytocyny znajduje się u kobiet. Z kolei u panów przeważa uwalniana pod wpływem testosteronu wazopresyna. Obie te substancje w połączeniu z endorfinami pozwalają scementować związek. Jednak nie tylko hormony są odpowiedzialne za jego utrzymanie. Relacja między dwojgiem ludzi to dynamiczny proces, w który muszą być zaangażowane obie strony, by mogła się rozwijać i trwać.
Psycholodzy są zgodni: na miłość składają się intymność, namiętność, zaangażowanie, a zmiany na poziomie każdego z tych elementów decydują o stanie relacji. Poza tym o wyborze partnera, a później przetrwaniu związku poza biologią decydują również kwestie psychologiczne, społeczne, kulturowe i ekonomiczne. Dlatego, jeśli się kogoś kochasz, nie zapominaj, że o tę miłość trzeba dbać, bo – jak śpiewał Michał Bajor: „Bo gdy odejść zechce miłość, w każdym murze znajdzie wyłom, żeby przejść”.
