On nie wie z kim zadarł! - Czyli jak wyleczyłem raka?

Na każdej wojnie ponosi się straty. Ale tak długo, jak wygrywasz mniejsze lub większe bitwy, walczysz. Nie poddajesz się, bo jest w tobie nadzieja na zwycięstwo. Taką postawę przyjął bohater tego reportażu, który kilka razy w swoim życiu usłyszał, że choruje na nowotwór. Nie wpadł w rozpacz, jak czyni wielu. Stanął do walki, aby wygrać. I udało się.

Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

Właściwie od zawsze wiedziałem, że prędzej czy później mnie dopadnie - mówi szczerze Roman Drozdowski ze Szczecina. - W mojej rodzinie, zarówno tej po mieczu, jak i po kądzieli, bardzo wiele osób zmarło z powodu raka. Nie powiem, że diagnozę przyjąłem całkiem obojętnie. To każdego porusza, ale najważniejsze jest to, aby się nie poddawać, nie rezygnować z siebie.

Nie jest to łatwe, bo w głowie kłębią się różne myśli, ale po wielu "spotkaniach" z rakiem wiem, że dobre nastawienie psychiczne oraz spokojny stosunek do choroby są bardzo pomocne w przechodzeniu trudów leczenia i w procesie zdrowienia.

I raz, i dwa... i trzy

W 2001 roku Roman wygrał walkę z rakiem nerki. O tym, że choruje na raka prostaty, dowiedział się przypadkowo. Kończył się rok 2018. Poszedł zrobić rutynowe badania krwi. Wynik otrzymał w ostatnim dniu grudnia. Diagnoza nie pozwalała się łudzić, że jest dobrze - PSA 77, podczas gdy normy dla tego badania - w zależności od wieku mężczyzny - wahają się w granicach od 1,5 ng/ml (u młodych mężczyzn) do 4,5 ng/ml (u starszych panów). Krótko mówiąc: nowy rok zaczął się niewesoło.

- Urolog, do którego się zgłosiłem, potwierdził wstępną diagnozę - mówi Roman. - Ale gorsze było to, że uznano, iż guz jest nieoperacyjny. W zawieszeniu i niepewności tkwiłem do maja 2019 roku. Wtedy dowiedziałem się, że mogę być zoperowany w Warszawie przez dr. Pawła Salwę, który do operacji urologicznych wykorzystuje robota da Vinci.

Operacja przebiegła pomyślnie, ale podczas kontrolnej tomografii komputerowej jamy brzusznej, wykonanej miesiąc po zabiegu, okazało się, że to nie koniec moich potyczek z nowotworem. Podejrzewano, że mam raka trzustki, który jest umiejscowiony w głowie trzustki. Skierowano mnie do szpitala w Szczecinie, gdzie wykonano mi badanie EUS.

To z angielskiego endoscopic ultrasound, czyli ultrasonografia endoskopowa, która jest procedurą minimalnie inwazyjną, stosowaną do badania przewodu pokarmowego i łączącą klasyczną technikę ultrasonogafii z techniką endoskopową. Podczas EUS lekarz wprowadza przez jamę ustną do przewodu pokarmowego specjalny endoskop z możliwością obrazowania ultrasonograficznego. Pozwala to uzyskać dokładny obraz ścian przewodu pokarmowego i klatki piersiowej oraz organów znajdujących się w okolicy, na przykład trzustki, wątroby, węzłów limfatycznych.

Podczas EUS lekarz może wykonać biopsję cienkoigłową i oddać pobrany materiał do badania histopatologicznego. Wynik był korzystny dla mnie, bo nie znaleziono komórek nowotworowych. Ucieszyłem się. Jednak lekarz ostudził mój optymizm. Powiedział, że badanie nie jest w pełni miarodajne i to wcale nie oznacza, że nie mam raka. Niestety, miał rację, co wykazały kolejne badania.

Ful serwis

Operacja usunięcia guza trzustki przebiegła pomyślnie. To jeden z zabiegów chirurgicznych zaliczanych do bardzo trudnych technicznie, jego wynik w dużej mierze zależy od doświadczenia chirurga, który go wykonuje. - Po operacji nie było już tak różowo - opowiada Roman. - Przyczepiły się do mnie wszystkie możliwe powikłania. Rzec można: full serwis. Woda w płucach, kawerny ropne, żółtaczka mechaniczna... Trzy razy wracałem do szpitala w Warszawie, bo od chirurgów w Szczecinie słyszałem: to tam schrzanili robotę, więc niech to teraz sami naprawią.

Byłem bardzo zmęczony i obolały, prosiłem więc jednego z lekarzy, aby podjął się przeprowadzenia operacji na miejscu. Ale usłyszałem, że moje szanse na jej przeżycie wynoszą zaledwie 5 procent. Byłem zdeterminowany. "Zgadzam się na te 5 procent", powiedziałem. Jednak lekarz był równie stanowczy i w odpowiedzi usłyszałem: "Ale ja się nie zgadzam".

Czas płynął. Roman odzyskał nieco sił. Został przyjęty do kliniki onkologicznej w Szczecinie, gdzie leczeni są pacjenci z genetycznym bagażem onkologicznym. - Przyjąłem 16 wlewów z gemcytabiny - wspomina Roman. - Niestety, poprawy nie było. Wręcz przeciwnie. Pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby.

Wówczas onkolog, dr Bogumiła Galińska, opiekująca się mną zarówno wtedy, jak i teraz, zaproponowała mi terapię lekiem, który nie jest refundowany i nie występuje na liście leków dostępnych w Polsce, niemniej jest w wielu krajach powszechnie stosowany. Oczywiście zgodziłem się. Zacząłem przyjmować liposomowy irynotekan - lek, który był darem od producenta dla polskich pacjentów.

Leczenie nie odbywało się w ramach programu lekowego czy badania klinicznego. Po pierwszym wlewie czułem się dobrze. Po trzech tygodniach przyjąłem kolejny i... przestało być fajnie. Moja żona Grażyna poprosiła nawet o wsparcie hospicjum domowe. Była to bezcenna pomoc w tych ciężkich dniach, wciąż odczuwam wdzięczność za zaopiekowanie się mną. Organizm buntował się w trudny do opisania sposób.

Wystarczy powiedzieć, że wymiotowałem nawet po wypiciu wody. Przez trzy tygodnie schudłem prawie 30 kilogramów. Słabłem w oczach. W końcu karetka zabrała mnie do szpitala, gdzie podano mi dwie jednostki krwi i wprowadzono żywienie pozajelitowe. To mnie postawiło na nogi.

Drugie podejście

- Opiekująca się mną lekarka zdecydowała, że będziemy kontynuować leczenie - opowiada Roman. - Zmniejszyła nieco dawkę leku, ale przyjmowałem go systematycznie. Badania kontrolne dawały nową nadzieję. Rak zaczął się cofać. Komórek nowotworowych nie było już w węzłach chłonnych i w wątrobie. Uczciwie powiem, że wspomagam też organizm komórkami macierzystymi, które moja żona sprowadza aż z Singapuru.

Historia zdrowotna Romana wydaje się nie mieć końca. Wystarczy wymienić, z pominięciem chronologii zdarzeń, takie problemy jak: zawał serca i wszczepienie stentu, udar mózgu (powiązany z utratą zdolności mówienia i częściową afazją), kłopoty z siatkówką i częściową utratę wzroku (po operacji wzrok wrócił do normy) czy zakażenie wirusem zapalenia wątroby typu C, którego organizm na szczęście sam pokonał. Trzy różne nowotwory. Po takich doświadczenia można byłoby mieć wszystkiego serdecznie dość. Stać się człowiekiem wycofanym, zgorzkniałym, nieprzyjaznym światu i ludziom.

- To nie leży w mojej naturze - mówi Roman. - Jestem chyba uparty, a już na pewno nie poddaję się łatwo. Dwa tygodnie po resekcji nerki pojechałem na narty do Karpacza, tydzień po zawale popłynąłem na regaty i zajęliśmy drugie miejsce. Po udarze mózgu intensywnie uczyłem się mówić. Przypominałem sobie wszystkie wiersze, których się kiedyś uczyłem na pamięć, i recytowałem je na głos - od epopei "Pan Tadeusz" po "Redutę Ordona" i "Odę do młodości". Gdy wróciłem po udarze do domu, wraz z żoną na wyścigi rozwiązywaliśmy krzyżówki. A tak na marginesie, w Szczecinie jest tylko jeden logopeda dla dorosłych.

Walcząc z rakiem trzustki, Roman co dwa tygodnie przyjmował kolejną dawkę chemioterapii. Wyniki były tak zadowalające, że wydłużono czas między kolejnymi wlewami do trzech tygodni. To pozwoliło Romanowi, będącemu już na uczelnianej emeryturze, wrócić do pracy - nie tej, którą wykonywał wcześniej zawodowo, tylko do związanej z jego życiową pasją, żeglarstwem.

Trzy miesiące temu, jako zaprzysiężony rzeczoznawca i inspektor w Zespole Nadzoru Technicznego Polskiego Związku Żeglarskiego, wybrał się - nie przeczuwając żadnych dodatkowych "atrakcji" - na keję w Świnoujściu, gdzie był zacumowany jacht, który miał skontrolować. Ta wizytacja nie zakończyła się niestety pomyślnie. Potknął się i... złamał nos i obie ręce. Nie byłoby to aż tak istotne zdarzenie, gdyby nie fakt, że z powodu złamań kości odstawiono mu chemioterapię.

- Po 9 tygodniach, czyli po opuszczeniu trzech chemii, zrobiłem tomografię - opowiada Roman. - Obraz był na tyle doskonały, że moja lekarka zdecydowała, iż przerywamy podawanie chemii. Poczułem się wolny jak zdrowy człowiek. Być może w jakichś zakamarkach mojego ciała siedzą jeszcze komórki raka trzustki, ale głęboko wierzę, że dzięki nowoczesnemu leczeniu udało się tłustego raka zamienić w chudą krewetkę. Oczywiście, trzeba obserwować organizm i co trzy miesiące robić tomografię, aby niczego nie przegapić. Ale teraz żyję normalnie.

Nie przestrzegam diety trzustkowej, bo kiedy po operacji otrzymałem listę tego, co mogę jeść, a czego nie mogę, zadałem sobie pytanie - to po co żyć? Jem wszystko - golonkę, żeberka, węgorza. Od niczego nie stronię, bo jestem niepoprawnym optymistą. Doktorat zrobiłem z nauk ścisłych i może dlatego do wszystkich metod leczenia podchodzę z dystansem. Ale wierzę w nowoczesną medycynę. Na mój sukces, na moje "ozdrowienie" złożyło się wiele rzeczy.

Przede wszystkim, dostałem szansę skorzystania z innowacyjnego, bardzo skutecznego leku. Po drugie, ani moja lekarka, ani ja nie wątpiliśmy - chociaż bywało bardzo ciężko - że przetrwamy każdy sztorm. Kiedy tylko dowiedziałem się, że mam raka trzustki, swojej psychice przedstawiłem sprawę jasno - on jeszcze nie wie, z kim zadarł. Przetrwałem raka nerki, prostaty, to i z tym sobie poradzę.

Wśród skutków ubocznych przyjmowanego przeze mnie leku jest... wykluczenie z życia społecznego. Ja się nie dałem wykluczyć. Cały czas pracuję. Zdecydowałem się nawet sam polecieć na Teneryfę, aby tam dokonać inspekcji jachtu. Nie powiem, zmęczyła mnie ta podróż, ale dała też wiele satysfakcji.

Jeszcze popływamy

Pasją, która ukształtowała całe życie Romana, jest żeglarstwo. Nauczyło go wytrwałości i dobrze rozumianego uporu życiowego. Jak sam mówi, kiedy sterujesz podczas sztormu na wachcie, jesteś przemoczony i przemarznięty, a kolejne fale spadają ci na głowę, naprawdę masz wszystkiego serdecznie dość. Ale musisz trwać, niezależnie od warunków. - Dość wcześnie uzyskałem stopień kapitana jachtowego - mówi. - Przyznam, że ten stopień ceniłem wyżej niż tytuł doktora. Przez wiele lat pracowałem na uczelni, ale prawdę powiedziawszy między innymi dlatego, że taka praca pozwalała na dwa, trzy miesiące wyjść w morze.

Obecnie mniej pływam, ale wciąż jestem związany z morzem, jako członek Zespołu Nadzoru Technicznego przy PZŻ wykonuję odpowiedzialną pracę, polegającą na nadzorowaniu stanu technicznego jachtów komercyjnych, pracuję też jako biegły sądowy w tej dziedzinie oraz ławnik w Izbie Morskiej.

Czasem śmiejemy się z żoną, że lepiej nie otwierać lodówki, bo też z niej wyskoczę. A poważnie... stale mam nadzieję, że jeszcze sobie z żoną i synem popływamy... Zawsze wyznawałem zasadę, że pływać mogę byle gdzie, na byle czym, ale nie z byle kim, raka na pewno nie zabiorę. Tego się trzymam.

Ukarany optymizm - W tym samym czasie, gdy byłem operowany w Warszawie, moja żona przeszła operację w Szczecinie, z powodu raka piersi - opowiada Roman. Kiedy wykaraskaliśmy się z tych opałów, chcieliśmy być aktywni, również na różnych forach internetowych, aby zdobywać nową wiedzę, ale też dzielić się własnymi doświadczeniami. Ja byłem w grupie pacjentów chorujących na raka trzustki, ale za nadmierny optymizm zostałem z niej wyrzucony.

Mówię o tym dlatego, że nie godzę się z totalnie pesymistycznym podejściem do leczenia chorób nowotworowych. Znam statystyki, wiem, ile osób umiera z tego powodu, ale trzeba mówić o tym, że w wielu przypadkach rak staje się chorobą przewlekłą, że pojawiają się nowe i skuteczniejsze terapie, o których często pacjenci nie wiedzą.

Dlatego Grażyna, moja żona, założyła na Facebooku własną grupę "Rak trzustki - historie prawdziwe", gdzie publikuje najnowsze i sprawdzone doniesienia naukowe na temat raka trzustki. Znać prawdę, wiedzieć jak najwięcej, zrozumieć chorobę - to ogromna wartość. Mając odpowiednią wiedzę, możemy się uchronić przed szarlatanami, którzy oferują zrozpaczonym chorym "cudowne" metody leczenia. Jak mówi przysłowie - tonący brzytwy się chwyta. Ja to rozumiem, ale nie można się godzić na rozpowszechnianie fałszywych i szkodliwych informacji.

Często jest tak, że chorzy na nowotwór, zwłaszcza tak wredny, jak rak trzustki, poddają się. Niektórzy nawet nie chcą zacząć leczenia, bo uważają, że nie mają żadnych szans. Dzwonią do mnie bliscy tych ludzi. Dzięki temu przekonałem się, że przekazanie porcji rzetelnej wiedzy oraz opowiedzenie własnej historii mobilizuje innych do walki, do starań o leczenie i wyzdrowienie. Nic nie buduje bardziej niż konkretny przykład, że komuś się udało.

Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Magazyn
O czym lekarze ci nie powiedzą
ma już 10 lat
Alicja Langsteiner
Alicja Langsteiner
Prezes i założycielka Spółki Langsteiner Sp. z o.o

W życiu i działalności biznesowej ważne są dla mnie te same wartości. Tworzenie rzeczy użytecznych, poprawiających zdrowie i komfort życia idą więc w parze ze wspieraniem rozwoju nauki. Jestem propagatorką holistycznego podejścia do zdrowia, wykorzystywania mądrości natury i siły nauki, w tworzeniu naszych produktów, suplementów diety i wyrobów medycznych. Jako laureaci licznych nagród, w tym Diamenty Forbes, Ambasador Polskiej Gospodarki czy Gazele Biznesu, cenimy współpracę z zaufanymi partnerami i odpowiedzialnymi mediami. Dlatego gościmy na łamach tego wydawnictwa.

Więcej
Ryszard Chęciński
Ryszard Chęciński
Prezes Gabinety Mumio Sp. z.o.o.

O czym lekarze Ci nie powiedzą?... na przestrzeni dziesięciolecia periodyku, okazuje się, że nie powiedzą Ci o wielu sprawach, możliwościach, lekach, sposobach, nadziejach wręcz.
W sposób jasny, przejrzysty, dostępny robi to za nich właśnie ten nasz miesięcznik. To na jego łamach dowiadujemy się, jak można z pominięciem medycyny konwencjonalnej postawić się na nogi, zapobiec schorzeniom czy nawet po prostu się uzdrowić. Skala źródeł, środków, ocen, podpowiedzi, adresów jest ogromna i z łatwością można dotrzeć zarówno
do wiarygodnych uzdrowicieli, jak i zdrowych suplementów diety, ziół czy sposobów uzdrawiania się samemu. Naszym zdaniem, może to i lepiej dla nas, że lekarze nie o wszystkim Ci powiedzą, a zrobi to dla nas dostępny, porządnie wydany i wiarygodny miesięcznik.

Więcej
Marcin Płoch
Marcin Płoch
Dyrektor ds. marketingu Xenico Pharma Sp. z o.o.

Żyjemy w czasach szerokiego dostępu do informacji, również do informacji o tym, jak najlepiej należy dbać o swoje zdrowie. Prewencja i profilaktyka to jest coś, co pozwala nam je jak najdłużej utrzymać w dobrej kondycji. W Xenico tworzymy wysokiej jakości, naturalne rozwiązania w oparciu o najnowsze doniesienia z całego świata. Od wielu już lat prezentujemy nasze produkty na łamach OCL. Mamy nadzieję na dobrą współpracę w kolejnych latach, w myśl wspólnie wyznawanej zasady – Twoje zdrowie w Twoich rękach.

Więcej
Marcin Fiedorowicz
Marcin Fiedorowicz
Dyrektor Operacyjny Herbal Pharmaceuticals

Doceniamy O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą za ich nieustępliwość w dążeniu do szerzenia wiedzy i za to, że wszystkie publikacje oraz informacje, na których bazuje pismo, są poparte rzetelnymi i zweryfikowanymi badaniami. To pokrewieństwo w podejściu do zdrowia i nauki sprawia, że nasza współpraca jest tak naturalna i trwała. Herbal Monasterium to kluczowa marka firmy Herbal Pharmaceuticals, która od lat szanuje tradycję stosowania naturalnych składników w celu promowania holistycznego podejścia do zdrowia. Oferujemy preparaty, które łączą w sobie mądrość tradycyjnego ziołolecznictwa z nowoczesnymi osiągnięciami medycyny. Nasza obietnica to dostarczenie produktów najwyższej jakości, które są nie tylko skuteczne, ale przede wszystkim bezpieczne, pozbawione zbędnych dodatków, konserwantów czy barwników. Sięgając po nasze produkty, dzięki określonej standaryzacji składników, otrzymuje się oczekiwaną skuteczność z wysokim poziomem bezpieczeństwa stosowania. Wyróżnia nas holistyczne podejście do zdrowia, które wykracza poza leczenie objawów i skupia się na pierwotnych przyczynach problemów zdrowotnych. Ponadto, kładziemy nacisk na etyczne praktyki i odpowiedzialność za środowisko. Herbal Monasterium to marka dla tych, którzy szukają naturalnych rozwiązań dla swojego zdrowia. Nasze produkty są odpowiedzią na potrzeby współczesnego Pacjenta, który chce łączyć tradycję z nowoczesnością.

Więcej
mgr farm. Aleksandra Mróz-Lubińska
mgr farm. Aleksandra Mróz-Lubińska
Prezes Zarządu Chemiczno-Farmaceutycznej Spółdzielni Pracy ESPEFA

Nasza współpraca zrodziła się na łamach tego prestiżowego czasopisma i trwa nadal, owocując udanymi kampaniami. 10 ostatnich lat to dla nas inspirująca podróż do innowacji i rozwoju. ESPEFA w tym czasie z sukcesem wprowadzała na rynek nowe produkty, które znalazły miejsce na łamach czasopisma, dzięki czemu mogliśmy dotrzeć z ważnymi informacjami do odbiorców. Wspólnie edukowaliśmy czytelników, umożliwiając im podejmowanie bardziej świadomych decyzji dotyczących opieki zdrowotnej.

Więcej
Beata Iwanicka
Beata Iwanicka
General Manager Kenay

Współpracę z redakcją O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą rozpoczęliśmy dokładnie 10 lat temu – zamieściliśmy reklamę już w drugim numerze pisma. Przez ten czas nasza firma rozrosła się i rozwinęła współpracę z najlepszymi zagranicznymi producentami renomowanych marek, z roku na rok poszerzając asortyment oraz kontynuując swoją misję propagowania zdrowego stylu życia i udowadniając, że zachowanie młodości i zdrowia przez długie lata – a co za tym idzie także poprawianie jakości codziennego życia – nie musi kojarzyć się z nieprzyjemnym obowiązkiem. Wiemy, jak ważne jest zdrowie dla każdego, dlatego kierując się tym przekonaniem, obserwujemy światowy rynek suplementów diety zarówno poprzez uczestniczenie w międzynarodowych targach, analizę fachowej literatury, jak i poprzez rozwijanie współpracy z partnerami na całym świecie. W ten sposób staramy się zapewnić naszym klientom dostęp do najnowszych, najciekawszych, ekologicznych suplementów diety oraz superfoods. W tych działaniach sekunduje nam redakcja O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą. Lata współpracy zawodowej zaowocowały również przyjacielskimi relacjami osobistymi.

Więcej
Marta Skolmowska
Marta Skolmowska
Właścicielka Centrum Ziołolecznictwa Wilcaccora w Łomiankach

Nasza współpraca z Redakcją O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą przyczyniła się niewątpliwie do poprawienia wiedzy Czytelników o naszych sztandarowych produktach, jakimi są zioła amazońskie, o ich zastosowaniu i skuteczności. Jako Centrum Ziołolecznictwa dokładamy wszelkich starań, aby nasze produkty były zawsze badane zarówno pod względem czystości, jak i skuteczności, dlatego staramy się podkreślać w artykułach, udostępnianych na łamach tego magazynu, jak ważna jest nasza współpraca z centrami naukowymi. Sądzimy, że dzięki naszej współpracy z gazetą rośnie w społeczeństwie świadomość, jak niezwykle ważna jest profilaktyka zdrowotna, gdyż łatwiej jest zapobiegać, niż leczyć, a lepiej jest zapobiegać środkami naturalnymi, aniżeli sztucznie wytworzonymi przez koncerny farmaceutyczne. Właśnie to propagowanie wśród Czytelników profilaktyki zdrowotnej uważamy za jedno z najważniejszych zadań, które magazyn O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą nam umożliwia, za co bardzo dziękujemy i mamy nadzieję na dalszą wieloletnią i owocną współpracę.

Więcej
Agnieszka Wójcik
Agnieszka Wójcik
Prezes Onkomed Sp. z o.o.

Onkomed Sp. z o.o. współpracuje z redakcją O Czym Lekarze Ci Nie Powiedzą od wielu lat w ramach reklamy naszych oliwek ozonowanych OZONELLA i potwierdzamy dużą skuteczność naszych reklam oraz oczekiwany odzew. Mimo ogromnego postępu medycyna konwencjonalna ma swoje ograniczenia, zostawiając przestrzeń dla niekonwencjonalnych, sięgających natury, metod walki z różnymi dolegliwościami. Te właśnie metody w sposób bardzo przystępny prezentowane są na łamach miesięcznika. Wielu z naszych klientów
to jego czytelnicy. W dzisiejszych czasach ludzie chcą wiedzieć więcej, żyć zdrowo i naturalnie, dlatego chętnie sięgają do natury mającej tak wiele do zaoferowania. Warto podkreślić, że miesięcznik stale ewoluuje, reaguje na zmieniające się potrzeby swoich odbiorców i nieustannie dąży do tego, aby czymś nowym, niespotykanym zaskoczyć swoich czytelników i tym samym sprawia, że ich rzesza ciągle rośnie. W ciągu 10 lat istnienia na rynku stał się inspiracją i kopalnią wiedzy dla wielu osób, poszukujących różnych ciekawych rozwiązań w dziedzinie zdrowego trybu życia.

Więcej
Nasze magazyny