Czy można obronić się przed hejtem? Rozmowa z Krzysztofem Śliwińskim

Wyrażanie krytycznych opinii, także w mediach, jest jak najbardziej dozwolone. W świetle prawa problem zaczyna się wtedy, gdy nie są one prawdziwe i naruszają czyjeś dobra osobiste.

Artykuł na: 38-48 minut
Zdrowe zakupy

Konstruktywna, rzeczowa krytyka z założenia nie służy więc ani obrażaniu, ani poniżaniu kogokolwiek. I to odróżnia ją od hejtu. Czy można się obronić przed hejtem? Rozmawia Agnieszka Podolecka z Krzysztofem Śliwińskim

Krzysztof Śliwiński – inżynier i psycholog. Jest absolwentem Uniwersytetu War­szawskiego. Ukończył szkolenia w zakresie Praktyka i Mistrza NLP (programowanie neurolin­gwistyczne) w Polskim Instytu­cie NLP. Zajmuje się diagnozą psychologiczną, pracą z ciałem wg Alexandra Lowena, pracą z oddechem i głosem. Prywatnie jest ojcem trzech synów



Agnieszka Podolecka: Zastanawiam się, czy hejt dotyczy tylko tego, co się dzieje w Internecie, czy również tego, co ma miejsce w prawdziwym życiu. Czy hejtem są na przykład wypowiedzi polityków, którzy w obraźliwy sposób odnoszą się do całych grup społecznych?

Krzysztof Śliwiński: Angielskie słowo hate (czyt. hejt) oznacza każdy rodzaj nienawiści. W Polsce to określenie jest używane głównie na wrogie komentarze w Internecie. Oczywiście mówienie w sposób krzywdzący czy agresywny na jakikolwiek temat nie musi być jedynie cyberprzemocą. Dotyczy to zwłaszcza wypowiedzi rasistowskich, sek­sistowskich i homofobicznych. W takich przypadkach nie ma znaczenia, czy dzieje się to w Internecie, czy w mediach generalnie. Chodzi o to, że przekaz, który jest obraźliwy i wrogi, polega na bezmyślnym krytykowaniu i celowym zadawaniu bólu, a nie jest zaproszeniem do konstruktywnej dyskusji i wymiany poglądów. Rzeczowa krytyka powinna być polemiczna, jej zadaniem jest używanie argumentów, które mogą nakłonić kogoś do zmiany zdania w sposób racjonalny. Natomiast hejt generalnie obraża, jego jedyną funkcją jest zrobienie przykrości, stygmatyzowanie ludzi o innych poglądach czy innym wyglądzie, a także danie upustu frustracji hejtera.

Niestety w polskiej przestrzeni publicznej brakuje konstruktywnej krytyki, jest zaś pełno hejtu, na jaki w wielu innych krajach nigdy by sobie nie pozwolono. Problem z hejtem internetowym polega na tym, że można krzywdzić ludzi anonimowo i mieć poczucie bezkarności. Media społecznościowe umożliwiają zakła­danie wielu kont pod fałszywymi nazwiskami albo i bez nich, w związku z czym wielu ludzi, którzy w tak zwanym normalnym życiu na hejt by sobie nie pozwoliło, daje upust swoim najgorszym instynktom, uderzając w innych. Nie jestem specjalistą od prawa, ale wydaje mi się, że takie zachowania są do wykrycia i podlegają ściganiu. Pytanie, ilu hejterów jest pociąganych do odpowiedzialności.

Quote icon
Angielskie słowo hate (czyt. hejt) oznacza każdy rodzaj nienawiści.

AP: Można próbować walczyć z hejtem, zgłaszając go administratorom portali.

KŚ: Można. Jeśli ktoś czuje się obrażony czy atakowany, może zrobić screen ekranu i wysłać go jako dowód zarówno do administratora, jak i policji.

AP: Skąd w ludziach tyle złych emocji? Hejt jest dzisiaj wszechobecny.

KŚ: Bardzo duży wpływ ma niestety świat polityki z racji choćby dostępu do mediów i możliwości prezentacji wypowiedzi wielu odbiorcom. Niektórzy politycy w swoich wypowiedziach posuwają się do poniżania różnych grup społecznych czy konkretnych przeciwników politycznych. Hejt wylewa się z ust polityków, którzy poprzez wypowiedzi pełne seksizmu wobec kobiet, nienawiści rasowej czy homofobii dążą do zgromadzenia wokół siebie określonego elektoratu. Jednak mogą oni czuć się bezkarnie tylko wtedy, gdy panuje społeczne przyzwolenie na upowszechnianie takich treści i nikt nie pociąga osób posługujących się mową nienawiści do odpowiedzialności.

Myślę, że w wielu zachodnich demokracjach tego rodzaju wypowiedzi ozna­czałyby dla polityka koniec kariery. U nas często są one powtarzane jako żart, a zatem ogromna część społeczeń­stwa nie uważa ich za hejt ani nic groźnego. Co więcej, tego typu publiczne wypowiedzi sprawiają, że oswajamy się z wyszydzaniem innych, naśmiewaniem się czy general­nie stygmatyzowaniem. To niebezpieczny kierunek, który prowadzi do polaryzacji społeczeństwa, wzbudzania agresji, zamykania się ludzi na dialog, tolerancję czy zrozumienie.

AP: Przygotowując się do tego wywiadu, przejrzałam komentarze dotyczące J.K. Rowling. Jest to osoba notorycznie hejtowana, ponieważ ma odwagę mówić rzeczy, które są w tej chwili niepopularne, na przykład na temat płci biologicznej. Spojrzałam na profile ludzi, którzy ją hejtują, i zauważyłam, że nie zawierają one żadnych pozytywnych informacji. Ludzie ci nie piszą o sobie, że kochają koty albo czytają książki, lecz skupiają się na robieniu z siebie ofiary, twierdząc na przykład, że cierpią na dwubiegunówkę albo że ich ojciec był strasznym człowiekiem. Odnoszę wrażenie, że osoby, które nie potrafią znaleźć w swoim życiu niczego pozytywnego, nie mają żadnej pasji i nie widzą sensu życia, wylewają swoje żale, hejtujac tych, którym coś się w życiu udało.

KŚ: Tak, też mi się tak wydaje. Człowiek, który jest zado­wolony i szczęśliwy sam ze sobą, nie będzie marnował czasu na hejt, bo ma fajniejsze zajęcia. Osoby nieszczęśliwe często właśnie przez hejt, zwłaszcza internetowy i anoni­mowy, wyrzucają z siebie poczucie nieszczęścia. Uważa się, że hejt w większym stopniu jest uprawiany przez młodych ludzi, bo to oni częściej korzystają z mediów społecz­nościowych, te zaś są głównym miejscem takich zacho­wań.

Często odreagowują jakieś frustracje na losowo wybranej osobie, której nigdy nie spotkały. Jeśli ktoś publicznie mówi, że jego życie jest w jakiś sposób trudne, przegrane albo beznadziejne, to znaczy, że zazdrości tym, którzy radzą sobie lepiej. Zamiast iść na tera­pię i próbować się zmienić, stawiać sobie wyzwania, których realizacja daje satysfak­cję, taka osoba woli uderzać w tych, którym zazdrości. Gdyby jednak postawić ją twarzą w twarz z kimś, kogo hejtuje, jej zachowanie na pewno byłoby inne i nie doszłoby do hejtu. Gdy ludzie czują, że mają zapewnioną ano­nimowość albo działają w grupie i są pewni, że odpowiedzialność będzie zbiorowa albo żadna, są skłonni to atakowania innych. Skrytykowanie kogoś twarzą w twarz wymaga odwagi, której hejterom bardzo często brakuje.

AP: Czy to wina rodziców? Czy to oni źle wychowali dzieci i dlatego zajmują się one hejtowaniem innych ludzi? Jest takie powiedzenie „wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar”.

KŚ: Owszem, często ofiary przemocy domowej dręczą rówieśników w prawdziwym życiu albo nawet obcych ludzi w Internecie, ale nie zrzucałbym całej winy na rodziców. Młodzi ludzie mogą sobie nie radzić z pokonywaniem przeciwieństw również dlatego, że rodzice ich rozpuszczali i niczego od nich nie wymagali. W efekcie, gdy pojawiają się trudności, zamiast wziąć byka za rogi, wyładowują się na innych. Rodzice często nie mają pojęcia o problemach swoich dzieci, bo postęp technologiczny i przeniesienie części życia do Internetu sprawiły, że rodzice po prostu nie nadążają za tym, co się dzieje. Dzieci wiedzą o tym i z góry zakładają, że nie ma sensu rozmawiać ze starszymi o swoich problemach. Jeśli dziecko jest ofiarą hejtu w sieci, to rodzice najpewniej doradzą mu, aby przestało korzystać z mediów społecznościowych i nie sprawdzało, co się o nim pisze.

Teoretycznie jest to sensowna rada, w praktyce jednak hejt wylewa się z Internetu i przechodzi na relacje w szkole, dziecko nie ma jak uciec przed cyberprzemocą. Również nauczyciele nie są dla niego autorytetem, jeśli chodzi o radzenie sobie z taką sytuacją, ponieważ sami padli ofiarą hejtu internetowego, a jego efektem jest utrata szacunku. Pamiętam, jak oberwało się nauczycielom, gdy strajkowali i żądali podwyżek. Hejt zaczął się poza Internetem, gdy rząd wyśmiał ich żądania, potem ogromna rzesza ludzi przy­puściła atak na nauczycieli w sieci, pisząc między innymi, że poprzewracało im się w głowach, bo mają takie długie wakacje i pracują mniej godzin niż inni.

Nikt nie myślał o tym, że nauczyciele sprawdzają w domu prace uczniów i przygotowują się do lekcji. Ten zmasowany hejt w Internecie i poza nim sprawił, że nauczyciele stracili swoją pozycję, uczniowie nie widzą w nich osób, do których można się zwrócić po pomoc, sami ich nie sza­nują, w dodatku słyszą wiele złych słów na ich temat w domu. W efekcie nauczyciele źle się z tym czują i często zachowują się wobec uczniów w sposób skandaliczny, wyładowu­jąc na nich swoje frustracje. To jest błędne koło. Nic zatem dziwnego, że dzieci szukają pomocy u rówieśników, którzy oczywiście nie wiedzą, jak im pomóc, albo po prostu popa­dają w rozpacz.

AP: Różnice między pokoleniami nigdy nie były tak duże, jak obecnie. Najgorszy wydaje mi się hejt wobec osób, które chcą czynić dobro. Spójrzmy na Gretę Thumberg, której strajk przeciw zmianom klimatu wynikającym z działalności człowieka przerodził się w wielką falę protestów dzieci i młodzieży. Przecież to oni będą musieli żyć na zniszczonej planecie. Hejt przyszedł z samej góry, choćby od prezydenta Trumpa, dołączyły się miliony hejterów w Internecie i piękna idea została zamieniona w obrzydliwą walkę.

KŚ: Jest to kolejny przykład sprzężenia nienawiści w świecie realnym i internetowym. Niestety młodzież też często hej­tuje Gretę, bo słyszy negatywne opinie o niej w domu. Choć rodzice nie są winni wszystkich złych zachowań swoich dzieci, to jednak ich stosunek do odmiennych poglądów i stylów życia oraz sposób, w jaki o nich mówią, wpływa na postawę dzieci. Wielu rodziców nie traktuje też swojego potomstwa jako indywidualnych ludzi, którzy maja prawo żyć, jak chcą, tylko jako przedłużenie siebie lub wręcz inwe­stycję. Potępiają postęp, trzymają się tradycji rodzinnych, chcą mieć dobry wizerunek w swoim środowisku, nawet nie próbują nadążać za duchem czasu. W efekcie wychowują sfrustrowane dzieci, które czują się niedoceniane i zniewo­lone, nie wierzą w siebie, bo mają poczucie, że cokolwiek by zrobiły i tak nie sprostają wymogom rodziców. 

Quote icon
Naszą rolą jako osób wychowujących młode pokolenie jest ucze­nie szacunku i tolerancji, uświadamianie, że hejt jest zły, krzywdzący i nie prowadzi do niczego dobrego.

Aby jednak odnieść sukces, musimy sami dawać przykład swoim zacho­waniem i sposobem wypowiadania się, a wielu dorosłych nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że okazując pogardliwy stosunek do innych, uczy swoje dzieci pogardy i w efekcie wychowuje potencjalnych prześladowców. Jak działa hejt, łatwo wyjaśnić za pomocą eksperymentu z jabłkiem. Gdy rzucimy tym owocem kilkakrotnie o podłogę, skórka nie zostanie naruszona, więc będzie wydawał się ładny, ale gdy go przekroimy, zobaczymy, że w środku jest cały poobijany. Tak działa wrogość i złe traktowanie drugiego człowieka. W ten sposób można dzieciom pokazać, że pewnych ran duchowych na początku nie widać, że wszystko wydaje się niegroźne, ale hejt – czy to jawny, czy internetowy i anonimowy – prowadzi do poczucia niższości, zagubie­nia i rozpaczy, a nawet do depresji i samobójstwa. Trzeba uświadomić najpierw sobie, a potem swoim dzieciom skutki obrażania drugiego człowieka, nawet jeśli on nas zranił. Jeżeli hejtujemy jakąś osobę, ona czuje się prześla­dowana i nieszczęśliwa. Gdyby przeprowadziło się z nią rze­czową dyskusję, może zastanowiłaby się nad tym, co zrobiła źle, i może by się zmieniła. Jeżeli po prostu przypuścimy szturm, to ona automatycznie zacznie się bronić i utwierdzi się w swojej postawie.

AP: Odnoszę wrażenie, że sobie pozwalamy na znacznie więcej niż innym ludziom, nie słyszymy swoich słów i nie umiemy spojrzeć na własne działania krytycznie.

KŚ: Osobista perspektywa jest dla nas ważniejsza z tego powodu, że celem człowieka jest przetrwanie. Mamy naturalną skłonność do bronienia swojego ego i status quo, w którym się czujemy bezpiecznie, chcemy mieć dobre samopoczucie, bo to pozwala nam spokojniej żyć. Oczywi­ście są w nas też pokłady empatii. Cała złożoność człowie­czeństwa, funkcjonowanie w grupie społecznej, wzajemne zależności także służą przetrwaniu. Niemniej jednak wobec samych siebie jesteśmy mniej srodzy w ocenie.

Pamiętam opis sytuacji, która wydarzyła się w czasie I wojny światowej w okolicach Ypres w Belgii, gdzie w Wigilię Bożego Narodzenia żołnierze walczących ze sobą stron spontanicznie zapoczątkowali tzw. rozejm bożonarodzeniowy, wyszli z okopów i składali sobie życzenia, obdarowywali podarunkami... A jeszcze kilka chwil wcześniej gotowi byli nadal walczyć w wyniszcza­jącej wojnie. Gdy święta się skończyły, jedni znów zaczęli strzelać do siebie nawzajem, inni nie podjęli walki i trzeba było czekać na przybycie nowych jednostek, by zyskać gwarancję, że nie staną naprzeciw siebie żołnierze, którzy się znają – trudno strzelać do kogoś, kto przestał być anonimowy. Gdy korci nas, aby kogoś zhejtować, spójrzmy na niego jak na znajomego człowieka, odważmy się poka­zać swoją twarz, aby on też wiedział, kim jesteśmy. Może wtedy odechce się nam hejtu.

AP: Ja bym się z tym do końca nie zgodziła. Może z punktu widzenia naszego pokolenia to ma sens, ale dzieci i młodzież prześladują słabszych rówieśników i często wcale się z tym nie kryją.

KŚ: Owszem, czasami robią to bez powodu, czasami przy­czyną jest coś bezsensownego, na przykład dziewczyna, w której zakochał się chłopak, wybrała jego kolegę. Jest to przykre, ale z całą pewnością nie powinno być pod­stawą do wykluczenia z grona rówieśników tego, któremu się poszczęściło. O uprzedzeniach homofobicznych albo wykluczeniu rasowym nie będę mówić, bo wszyscy wiemy, jak szeroki jest zakres tych problemów w Polsce. Brak autorytetu nauczycieli, obojętność rodziców, a w skrajnych przypadkach udzielanie dziecku wsparcia w potępianiu innych, należy uznać za przyczyny, które doprowadziły do najwyższego w historii poziomu zachorowań na depre­sję i prób samobójczych wśród młodzieży i dzieci. Można to próbować tłumaczyć mechanizmami grupowymi, tzw. rolami w grupie.

Jeśli dziecku przypadnie rola kozła ofiar­nego, grupa bezzasadnie zrzuca na nie odpowiedzialność za to, czego jako całość nie akceptuje, czego się boi albo co zagraża jej integracji. Dzieci czy młodzi ludzie bardzo łatwo przyjmują przypisywane im role, a jeśli jest to rola ofiary, mogą mieć duże problemy. Te procesy są na tyle uni­wersalne, że z jednej strony trudno ich uniknąć, z drugiej zaś niełatwo z nimi walczyć.

AP: Jak można się chronić przed hejtem i jak nauczyć bronienia się przed nim nasze dzieci? Mam na myśli zarówno hejt internetowy, jak i w rzeczywistości realnej, na przykład w miejscu pracy czy szkole.

KŚ: Podstawowa rada: nie reaguj, nie czytaj złych opinii o sobie i nie odpowiadaj na ataki. Niestety, jak wiemy, wcale nie jest to łatwe. Gdy hejterzy atakują nas na żywo, możemy spróbować z nimi porozmawiać, zapytać, dla­czego to robią. Jeśli są zamknięci na jakikolwiek dialog, a do hejtu dochodzi na przykład w pracy, możemy udać się do przełożonego i poprosić o pomoc. Jeśli prześladowcą jest przełożony, możemy oddać sprawę do sądu.

Mobbing, czyli długotrwałe prześladowanie, jest w Polsce karany. Oczywiście warto rozejrzeć się też za inną pracą. W szko­łach są zatrudnieni pedagodzy, których zadaniem jest między innym dbać o relacje między uczniami i pomagać tym, którzy mają problemy. Niestety wielu uczniów boi się, że gdy zwrócą się o pomoc, rówieśnicy będą ich gnębić jeszcze bardziej. W rodzinach, w których panują dobre relacje i rozmawia się na ważne tematy, dzieci mówią o takich sytuacjach, a wtedy rodzice powinni reagować. Jest kilka sposobów.

Można porozmawiać z rodzicami prześladowców, zwrócić im uwagę na zachowanie ich dzieci i poprosić o interwencję. Reakcje rodziców hejte­rów są różne, często niestety negatywne, bo rodzice nie chcą uwierzyć, że ich kochane dziecko krzywdzi kolegów czy koleżanki. W skrajnych sytuacjach wręcz wspierają je w takich zachowaniach. W tej sytuacji rodzice pokrzyw­dzonego dziecka mogą zwrócić się do szkolnego pedagoga, wychowawcy i dyrekcji. Efekty są różne: czasami przemoc się tylko zwiększa. Wtedy warto rozważyć zmianę szkoły i wspierać dziecko swoją miłością i akceptacją, a jeśli zaist­nieje taka potrzeba, profesjonalną psychoterapią. Czasami problemów nie da się rozwiązać samemu i wtedy należy udać się po pomoc na policję. To zawsze są sprawy indywi­dualne i wymagają zdecydowanej reakcji.

AP: Gdy hejt płynie z Internetu...

KŚ: ...sytuacja jest jeszcze gorsza, bo w Internecie nic nie ginie. Nastolatki, które mają międzynarodowe kontakty, mogą być skompromitowane na skalę globalną. Kłamstwa i oszczerstwa rozpowszechniane w sieci mogą doprowadzić nawet do samobójstwa. Ważną rolę odgrywają tu rodzice, którzy powinni kontrolować portale odwiedzane przez swoje dzieci, sprawdzać, do jakich grup one należą i co zawierają wpisy. To zwykle jest bardzo trudne, bo młodzież znacznie lepiej zna się na Internecie niż większość rodzi­ców i potrafi ukrywać przed nimi swoją aktywność w sieci. Myślę, że odporność na hejt, zarówno w sieci, jak i świecie rzeczywistym, zależy od wychowania, relacji rodzinnych i tego, czy od najmłodszych lat rodzice budowali w dzie­ciach poczucie własnej wartości i wiary w siebie, czy uczyli je niezważania na opinie innych ludzi.

Quote icon
Hejt można porównać do ziarna, które rzucane na glebę naszej psychiki albo zacznie kieł­kować i nas niszczyć, albo nie zakorzeni się i uleci. Nasza psychika jest dla niego albo żyzną pożywką, albo jałowym piaskiem.

AP: Zatem miłość i zrozumienie w rodzinie są bazą, na której budujemy odporność.

KŚ: Zdecydowanie tak. Hejt można porównać do ziarna, które rzucane na glebę naszej psychiki albo zacznie kieł­kować i nas niszczyć, albo nie zakorzeni się i uleci. Nasza psychika jest dla niego albo żyzną pożywką, albo jałowym piaskiem. To zależy od naszej odporności, a ta jest zależna od wiary w siebie i zdolności odrzucania tego, co nieprzy­jemne. Wiara w siebie jest wiedzą na temat swoich kompe­tencji, umiejętności i ograniczeń oraz akceptacją tych ostat­nich. Jeżeli wychowują nas rodzice, którzy w nas wierzą, zachęcają do podjęcia ryzyka i nie krytykują, gdy coś się nie uda, to stajemy się ludźmi silnymi psychicznie, potrafią­cymi odróżnić konstruktywną krytykę od bezmyślnej nie­nawiści. Wtedy tę pierwszą przyjmiemy i zastanowimy się, ile w niej racji, hejt zaś odrzucimy jako coś obrzydliwego, na co szkoda nam czasu.

Niestety wiele rodzin nie pomaga dzieciom kształtować właściwie własnej osobowości, nad­miernie je krytykuje lub wręcz przeciwnie – nadmiernie chwali i usuwa sprzed stóp najmniejszy pyłek. Niełatwo znaleźć złoty środek, ale jest to możliwe. Gdy dziecko robi coś dobrze, należy to zauważyć i pochwalić. Gdy dziecku coś nie wychodzi, na przykład nie umie rysować, nie wmawiajmy mu, że to się zmieni, gdy dorośnie, albo że ma talent, bo rysuje bardzo oryginalnie. Raczej spróbujmy podsunąć mu inny pomysł na hobby. Rodzina powinna pomagać nam pokonywać problemy, a nie rozwiązywać je za nas. W ten sposób buduje się w młodych ludziach odporność na trudności, wiarę we własne siły i bardziej obiektywną ocenę siebie oraz danej sytuacji. Osoby wycho­wywane w taki sposób łatwiej odróżniają sensowną krytykę od hejtu i mobbingu, a w efekcie skuteczniej się przed nimi bronią. Warto także pamiętać o tym, że o wiele lepsze efekty przynosi praca z dzieckiem, która wykorzystuje jego silne strony, niż taka, która zmaga się z tymi słabymi. Korzyść psychiczna dla dziecka z osiągnięcia sukcesu opar­tego na silnych stronach jest bowiem większa i wartościow­sza niż ta, która ma podbudowę w walce ze słabościami – czasami dobrze jest je znać, ale nie warto się na nich skupiać i dzielić włosa na czworo.

AP: Młodych ludzi często charakteryzuje labilność emocjonalna, nie myślą obiektywnie.

KŚ: Dzieci mają potrzebę przynależności do grupy rówie­śniczej. Szczególnie widać to w przypadku nastolatków. W okresie nastoletnim zmienia się ciało i psychika, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta chcą się podobać i są wobec siebie bardziej krytyczni. Jeżeli rodzice zabierają się do budo­wania dobrych relacji z dzieckiem, gdy ma ono kilkana­ście lat, jest już na to za późno. Wiarę w siebie, szacunek do siebie i rodziców oraz zrozumienie w rodzinie buduje się od najmłodszych lat. Wielu rodziców tłumaczy, że nie mieli czasu dla dzieci, gdy były małe, bo przecież musieli zarobić na mieszkanie czy samochód. Często przyznają też, że nie mają go za wiele także dla nastoletnich już dzieci.

Jeśli jednak chce się mieć przyjazne relacje z dziećmi i wpływać na kształtowanie ich charakteru, pomagać im w zdobywa­niu umiejętności bronienia się przed osobami, które chcą je skrzywdzić, trzeba ten czas znaleźć. Zanim zdecydujemy się na urodzenie i wychowywanie dziecka, sami powinniśmy przeanalizować nasze relacje rodzinne, by dostrzec, czego nam w nich brakowało, ale też nauczyć się odpowiednich zachowań wobec swojego potomstwa.

AP: Tylko świadomy siebie i szczęśliwy rodzic może wychować szczęśliwe i odporne na nieuzasadnioną krytykę dziecko.

KŚ: Każdy z nas wchodzi w rodzicielstwo z pewnymi prze­konaniami i cechami ukształtowanymi przez dom rodzinny. Jedne są dobre, inne nie. Jeśli ktoś jest zbyt emocjonalny, reaguje stresem lub płaczem na najmniejsze problemy, to raczej nie wychowa odpornego na krytykę dziecka. Zatem najpierw należy się zająć sobą, poradzić sobie z własnymi emocjami i wybrać z kodów rodzinnych to, co jest wzmac­niające i pomocne. Jak radzić sobie z krytyką i nauczyć tego swoje dziecko? W sytuacji, w której czujemy, że jesteśmy atakowani, pomyślmy o swoich dobrych stronach, o tym, z czego jesteśmy dumni, co potrafimy. Wtedy łatwiej nie przejmować się negatywnymi uwagami. Jednak dziecko samodzielnie wiary w siebie raczej nie zbuduje. Jest mu do tego potrzebne środowisko osób, które swoim zachowaniem pokazują, że jest wartościowym człowiekiem, a także uczą własnym przykładem, jak radzić sobie z krytyką.

AP: Jak w praktyce pomóc osobie, która traci wiarę w siebie?

KŚ: Możemy doradzić proste ćwiczenie. Otóż, gdy dotyka nas bolesna krytyka, warto usiąść spokojnie i wypisać na kartce wszystkie cechy i umiejętności, które w sobie lubimy, nawet te najdrobniejsze. Jeżeli na przykład ktoś krytykuje naszą wypowiedź, wypiszmy wszystkie za i prze­ciw dotyczące danego poglądu i przyjrzyjmy się, na ile nasz oponent może mieć rację. Po spokojnej analizie podejmijmy decyzję, czy chcemy zmienić poglądy, czy nie. Jeśli ktoś krytykuje nasz wygląd, postarajmy się tym nie przejmować. Uroda jest sprawą względną, moda też. Warto mieć świado­mość, że uwagi na temat naszego wyglądu mogą być powo­dowane chęcią skrzywdzenia nas, dlatego nie podejmujmy pochopnie decyzji dotyczących jego zmiany. Niech będą one wynikiem autorefleksji i niech mają racjonalne podłoże.

AP: Wspomniałeś wcześniej, że nadanie człowiekowi twarzy zbliża nas do niego, a nie oddala.

KŚ: Uczłowieczenie wroga sprawia, że automatycznie szu­kamy podobieństw, to zaś powoduje odczuwanie empatii. Jeśli ktoś nas irytuje i uważamy, że nas skrzywdził, warto się zastanowić, czy sami nie przekroczyliśmy jakichś granic i go nie skrzywdziliśmy. Jeśli uznamy, że po naszej stronie nie ma winy, to spójrzmy na niego z odrobiną współczu­cia i zastanówmy się, dlaczego się tak zachowuje. Czy jest bardzo nieszczęśliwy, czy czegoś nam zazdrości? Ale nawet jeśli ktoś czuje się potwornie zraniony, nie powi­nien wyrażać bólu w nienawistny sposób. Są inne metody radzenia sobie z bólem niż hejt. Można iść na psychotera­pię albo porozmawiać z przyjacielem, zastanowić się, czy np. rozstanie z partnerem czy partnerką, choć teraz jest bolesne, nie stwarza szansy na lepsze życie i zbudowanie innego, tym razem dobrego związku.

Oczernianie ludzi nie rozwiązuje żadnych problemów. Jeśli ktoś nas skrzywdził, spróbujmy się z nim skonfrontować . Niewykluczone, że po spokojnej rozmowie ten człowiek zmieni swoje zachowa­nie. Jeśli nie, to zerwijmy z nim kontakty lub ograniczmy je do niezbędnego minimum. Nawet od osób z rodziny możemy się odizolować, możemy też zmienić pracę czy szkołę, zamknąć konta w mediach społecznościowych. Jeśli będzie nam ich brakowało, możemy otworzyć nowe i tak je ustawić, aby miały do nich dostęp wyłącznie bliskie nam osoby. I naprawdę zdyscyplinujmy się i nie czytajmy złych komentarzy na swój temat. Często psychologiczny efekt hejtu jest taki, że na przykład o krytykowanej części naszego ciała albo cesze charakteru zaczynamy myśleć wręcz nałogowo.

I tutaj pomocna jest technika STOP, uła­twiająca oderwanie myśli od tego, co nas boli. Wart zrobić mały eksperyment: wyobraźmy sobie swój ulubiony deser, rozbudźmy swój apetyt i spróbujmy następnie pomyśleć o czymś innym. Poczujemy, że myśl o deserze powraca. Tak działa natrętne myślenie, które przylepia się do naszej uwagi. Nie sposób skierować jej wtedy w inną stronę. Jak temu zaradzić? Można walnąć pięścią w stół, mówiąc „dość tego!”, powiedzieć „stop” albo w inny wyrazisty sposób oderwać się od myślenia, które ma natrętny charakter. Oczywiście walenie w stół nie w każdej sytuacji jest mile widziane i akceptowane, dlatego warto stosować też inne metody, takie jak na przykład noszenie przy sobie karteczki ze słowem „stop” czy zakładanie na przegub ręki gumki, którą w sytuacji zagrożenia natrętną myślą pociągamy i puszczamy. Gdy będziemy stosować te metody regularnie, okażą się skuteczne nie tylko w przypadku hejtu, ale także każdego inne życiowego wyzwania, które wymaga przekie­rowania myślenia na inne tory.

Warto także zapytać siebie, czy uwagi krytyczne mają jakie­kolwiek racjonalne podstawy. Najczęściej boli nas zarzucanie nam czegoś, czego wcale nie zrobiliśmy. Choć nie można nam udowodnić jakiegoś czynu, bo go nie popełniliśmy, kłamstwo rozprzestrzenia się w Internecie i może stać się przyczynkiem do zmasowanego hejtu. Trudno uwolnić się od negatywnych emocji spowodowanych przez hejt, ale jeśli to się uda, łatwiej nie przejmować się kłamstwami, które ludzie o nas opowiadają. Niestety nie zawsze mamy wpływ na to, co inni o nas mówią i warto się z tym faktem pogodzić.

AP: Z racjonalną krytyką łatwiej sobie poradzić niż z hejtem, choć bywa to bardzo trudne.

KŚ: Stykając się z krytyką, zwłaszcza werbalną, warto zapisać sobie usłyszane zdania, aby móc ocenić ich prawdziwość. To pomoże nam uświadomić sobie, które stwierdzenia są kłamstwem i pomoże odciąć się od nich emocjonalnie. Z hejtem jest gorzej, bo nie usuniemy kłamców z naszego życia i nie zmienimy postępowania hejterów, zwłaszcza jeśli są anonimowi. Często nie mamy na coś wpływu, ale możemy zmienić swój stosunek do sprawy.

AP: Czasami mamy dobre chęci i chcemy komuś dać radę płynącą z głębi serca, a ta osoba odbiera to jako atak i wręcz oskarża nas o hejt i próbę zniszczenia życia.

KŚ: Jeśli powiemy zakochanej osobie, by nie spotykała się z kimś, bo jest to zupełnie nieodpowiedni dla niej czło­wiek, to rzeczywiście może tak zareagować. Gdy doradzimy rozwód z przemocowym mężem kobiecie przyzwyczajonej do przemocy, prawdopodobnie będzie ona bronić swojego oprawcy. Gdy powiemy nastoletniemu dziecku, aby nie kumplowało się z rówieśnikami, bo mają na nie zły wpływ, reakcja też będzie ostra. Jeśli uważamy, że sytuacja wymaga naszej interwencji, spytajmy spokojnie: dlaczego jesteś z tą osobą, co dostajesz w tej relacji, czy dzięki niej czujesz się dowartościowany, szczęśliwy, szanowany, zaopiekowany?

Jeżeli odpowiedzi pokażą, że pytany wcale nie czuje się szczęśliwy w towarzystwie danej osoby czy w grupie ludzi, z którymi często spędza czas, spytajmy, dlaczego utrzymuje te kontakty. Czy wynika to ze strachu przed samotnością? Czy boi się ostracyzmu? Czy woli być z kimś nieszczęśliwy, niż zaryzykować szczęście w pojedynkę? Jeśli tak, to z czego to wynika? Zazwyczaj ludzie, zwłaszcza młodzi, nie zdają sobie sprawy z tego, że pozwalają się krzywdzić, bo nie wierzą w siebie, nie umieją być szczęśliwi sami ze sobą i panicznie boją się samotności. Wybierają więc mniejsze ich zdaniem zło, zamiast polubić siebie i spędzany samo­dzielnie czas. I tu wracamy do początku: tylko budując wiarę w siebie, kochając siebie i doceniając siebie, możemy bronić się przed hejtem, zarówno tym internetowym, jak i w realnym życiu. Zainwestujmy więc w siebie, w swoje dobre samopoczucie, nauczmy się kochać siebie i doceniać. Nie jest to łatwe, jeśli nikt nas wcześniej tego nie nauczył, ale jest mnóstwo kursów budowania samoświadomości i dobrego samopoczucia. Warto z nich skorzystać.

Autor publikacji:
Dr Agnieszka Podolecka

Dr Agnieszka Podolecka urodziła się w Sri Lance i od najmłodszych lat interesowała się innymi kulturami. Jest orientalistką i afrykanistką. Pracę doktorską napisała na temat szamanizmu południowoafrykańskiego i jego oddziaływania na New Age. Prowadzi badania w RPA, Lesotho. Namibii, Botswanie, Zambii i Zimbabwe. Jest autorką artykułów naukowych i dwóch powieści: "Za głosem sangomy" i "Żar Sahelu"

Zobacz więcej artykułów tego eksperta
Wczytaj więcej
Nasze magazyny