Ośmiu mężczyzn biorących udział w eksperymencie cofnęło się w czasie o 22 lata - dzięki takiemu przystosowaniu do potrzeb badania klasztoru w New Hampshire, by wiernie odtwarzał realia końca lat 50. Wystrój pomieszczeń, meble, ubrania, bibeloty, żywność w lodówce, czarno-białe telewizory oraz fotografie na ścianach - wszystko przekonywało uczestników eksperymentu, że cofnęli się w czasie o dwie dekady, do czasów swojej młodości. Z budynku usunięto tylko jedną rzecz - lustra, by nic nie przypominało badanym o ich faktycznym wieku. Panowie, wszyscy po siedemdziesiątce, przed przystąpieniem do eksperymentu zostali gruntownie zbadani przez lekarza geriatrę. Sprawdzono ich pamięć, bystrość, zdolności poznawcze, wzrok i słuch oraz stopień mobilności i sprawności fizycznej.
Psychologiczne wyzwanie dla mężczyzn polegało na tym, by starali się przez 5 dni żyć i odczuwać tak, jakby faktycznie odbyli podróż w czasie.
Rozmawiali więc o sporcie czy nowinkach technologicznych sprzed ćwierćwiecza, oddawali się też rozrywkom z czasów młodości, takim jak gra w piłkę. Sami musieli sobie radzić z wszelkimi trudnościami, ponieważ obserwujący eksperyment nie ingerowali w ich świat.
Po upływie 5 dni zespół dr Langer zbadał uczestników ponownie. Wyniki były zaskakujące. Okazało się, że w organizmach mężczyzn zaszły duże zmiany. Wykazywali się większą sprawnością manualną, bystrością oraz mobilnością. Panowie, którzy przekraczali wrota czasu przygarbieni, teraz, po zaledwie kilku dniach, trzymali się prosto.
Eksperyment pokazał, że nasza psychika, to, jak się czujemy i jak siebie postrzegamy, może spowalniać lub nawet odwracać proces starzenia.
Czyżby oczywista dla medycyny tradycyjnej jedność ciała i umysłu okazała się prawdą? Zbyt piękne, by było prawdziwe? Ellen Langer nie opublikowała wyników badań, obawiała się bowiem reakcji swojego środowiska - rezultaty eksperymentu były za dobre. Chciała uniknąć posądzeń o to, że zmanipulowała wyniki badania - lata 80. przyniosły tak wiele nowych odkryć w dziedzinie medycyny, że ludzie odwrócili się od alternatywnych metod leczenia. A teza o jedności ciała i umysłu niewątpliwie wpisywała się w medycynę naturalną, uważaną w tamtych czasach za archaiczną.
Langer nie porzuciła jednak badań. Z pomocą swoich studentów zaplanowała i przeprowadziła wiele eksperymentów psychologicznych, próbując potwierdzić teorię o wzajemnym oddziaływaniu ducha i ciała. Uczestniczkami jednego z nich były pokojówki hotelowe. Kobiety narzekały na nadmiar pracy i brak czasu na ćwiczenia, które pozwoliłyby im odzyskać kondycję i pozbyć się nadwagi. Podzielono więc 84 pracownice na dwie grupy. Pierwsza miała pracować tak jak dotychczas. Z drugą grupą zespół psychologów przeprowadził rozmowę, zapewniając je, że praca w charakterze pokojówki jest tak wymagająca fizycznie, że można ją potraktować jak porządny, codzienny trening. Po pewnym czasie zbadano kobiety i porównano ich wyniki.
Okazało się, że panie przekonane o tym, iż pracując, ćwiczą, wyraźnie schudły w porównaniu z tymi, które nie przeszły psychologicznego szkolenia.
Potwierdziły to nie tylko wyniki pomiaru masy ciała, ale również obwodów ich ciała. Kolejne badanie dr Langer przeprowadziła w 2009 r., tym razem wśród klientek salonu kosmetycznego. Zbadała ciśnienie krwi prawie 50 kobietom w wieku 27-80 lat, które przyszły do fryzjera. Po strzyżeniu, gdy wszystkie panie przejrzały się już w lustrze, powtórzono pomiar. Okazało się, że ich ciśnienie krwi uległo unormowaniu. Czyżby zadowolenie z własnego wyglądu mogło poprawiać nam zdrowie?
Na podstawie wyników tego badania Langer wysunęła śmiałą teorię, wyjaśniającą, dlaczego mężczyźni, którzy we wczesnych latach swojego życia łysieją, dużo częściej zapadają na raka prostaty. Stwierdziła, że większa zachorowalność na ten nowotwór wcale nie musi być związana z poziomem hormonów, których efektem jest postępująca łysina, ale z samooceną pacjentów. Wypadanie włosów jest bowiem w oczach mężczyzn powodem do wstydu, izoluje ich społecznie, utrudnia nawiązywanie kontaktów i pozbawia pewności siebie. Trudno się dziwić, wszak z okładek panowie z bujnymi włosami, nawet jeśli są już one przyprószone siwizną. Według teorii dr Langer łysiejący panowie postrzegają siebie jako dużo starszych w porównaniu z wiekiem metrykalnym, ponieważ utrata włosów jest powszechnie utożsamiana ze starością. A to sprawia, że ich organizm otrzymuje od mózgu informację - jestem stary. I zaczyna zapadać dużo wcześniej na choroby charakterystyczne dla podeszłego wieku.
Czy zatem możemy wywołać u siebie choroby samym tylko myśleniem o nich lub o własnej starości? I przeciwnie, czy jesteśmy w stanie wyleczyć się lub zmniejszyć objawy choroby dzięki pozytywnym emocjom i pielęgnowaniu nadziei?
W 2010 r. dr Langer była konsultantem w programie telewizyjnym "The Young Ones", w którym wzięli udział zaawansowani wiekiem celebryci. Przez pewien czas przebywali oni w otoczeniu będącym wierną kopią lat 70. Tygodniowy pobyt w czasach młodości dał wyniki porównywalne z eksperymentem dr Langer sprzed lat. Uczestnicy programu czuli się lepiej, w mniejszym stopniu doskwierał im ból kręgosłupa i chodzili wyprostowani. Poprawiła się także ich sprawność umysłowa. Jeden z celebrytów, który przekraczał próg studia na wózku inwalidzkim, wyszedł z niego po tygodniu na własnych nogach, jedynie o lasce! Nie bez znaczenia było też to, że uczestnicy tego programu po latach zapomnienia mogli znów poczuć się ważni. Powrót do pracy, przed kamery, i poczucie misji pomogły im odzyskać sens życia.
Aktywność fizyczna i psychiczna szybko przełożyła się na poprawę kondycji i zdrowia. Był to kolejny dowód na potwierdzenie znanej w nowoczesnej psychologii teorii, że codzienne obowiązki i możliwość stanowienia o sobie poprawiają stan osób w podeszłym wieku i wydłużają życie. Kolejne badanie, które potwierdzało tę tezę, dr Langer przeprowadziła wśród pensjonariuszy w jednym z domów seniora. Uczestników podzielono na dwie grupy: pierwsza dostała kwiatek w doniczce, o który miała dbać, oraz pozwolenie na planowanie swoich zajęć według własnej woli. Z kolei druga grupa pensjonariuszy, którzy również otrzymali kwiatek, ale nie musieli o niego dbać, miała tylko samodzielnie planować swój rozkład dnia. Po 18 miesiącach eksperymentu okazało się, że niezależnie od problemów zdrowotnych w pierwszej grupie zmarło w tym czasie dwa razy mniej seniorów niż w drugiej.
Kwiatek ich potrzebował, więc żyli dłużej. Mogli decydować o sobie, jak za młodu, co również spowolniło proces starzenia.
Podobne badanie przeprowadzono kilka lat temu w jednym z domów starców w Arizonie (USA) - pensjonariusze mieli opiekować się małymi kotkami ze schroniska. Zwierzęta wymagały ciągłej uwagi, troski i karmienia butelką. Widok rosnących i zdrowych zwierząt, poczucie misji i spełniania dobrego uczynku znacznie poprawiły jakość życia seniorów. Znów czuli się komuś potrzebni. Nawet chorzy na alzheimera i parkinsona, których choroba izolowała od społeczności ośrodka i uniemożliwiała uczestniczenie w zajęciach, zaczynali rozmawiać z innymi mieszkańcami domu. Mało tego, niektórzy z nich po wielu miesiącach unieruchomienia zaczęli wstawać z łóżek i wózków inwalidzkich, by wyprowadzić swojego podopiecznego na spacer! Opiekunowie seniorów zauważyli, że obcowanie ze zwierzętami i troszczenie się o nie poprawiło wielu osobom pamięć i koncentrację, pomogło również w licznych przypadkach odzyskać dawno utracone wspomnienia, zatarte przez czas i choroby.
Oba badania przeprowadzone w domach seniora wykazały, że rozdzielanie w medycynie ducha od ciała jest błędem, a chorobę można pokonać lub spowolnić odpowiednim nastawieniem psychicznym.
Po eksperymentach w starym klasztorze, domu seniora i gabinecie fryzjerskim przyszedł czas na kolejne badania. Tym razem dr Langer zaprosiła uczestników do... symulatora lotów. Ochotników jednej z grup ubrano w oryginalny mundur sił powietrznych i nakazano im, by zachowywali się jak piloci wojskowych myśliwców. Drugą grupę zaś poinformowano, że akurat przed badaniem symulator się zepsuł i mogą jedynie poudawać, że latają. Po zakończeniu eksperymentu wszystkim uczestnikom zbadano wzrok za pomocą testów na spostrzegawczość. Okazało się, że grupa pierwsza, udająca prawdziwych pilotów, poradziła sobie z zadaniem o 40% lepiej niż druga. Skoro tak prosta manipulacja psychologiczna wpłynęła na mierzalne wartości fizyczne, jakimi są parametry wzroku, to być może na inne organy także możemy wpływać siłą woli.
Aby potwierdzić teorię wpływu myśli na organizm, dr Langer wraz z zaprzyjaźnioną dr Deborah Phillips postanowiły przeprowadzić badanie wśród kobiet, które zapadły na jedną z najgroźniejszych chorób - nowotwór piersi.
Obie uznały, że cel badania musi być odważny, a wynik spektakularny. Wybrały więc pacjentki z rakiem piersi w IV stadium, kiedy z reguły proponuje się już tylko opiekę paliatywną, a szanse na remisję i przeżycie są znikome. I zaplanowały eksperyment w wehikule czasu. Jak będzie on przebiegał? 24 kobiety ze stwierdzonym rakiem piersi w IV stadium, w stabilnym stanie, zostaną gruntownie przebadane. Następnie pacjentki zostaną podzielone na dwie grupy. Pierwsza z nich pozostanie w miejscu zamieszkania i będzie kontynuowała dotychczasową terapię, druga natomiast uda się w podróż do 2003 r., czyli do czasu sprzed swojej choroby. Specjalnie na potrzeby badania w Meksyku zostanie wybudowany kompleks mieszkalny, którego wystrój i otoczenie będą odzwierciedlały wczesne lata obecnego tysiąclecia.
Całe miasteczko San Miguel zostanie zamienione w kapsułę czasu. W radiu kobiety usłyszą przeboje z dawnych lat, w telewizji obejrzą filmy ze swojej młodości, a do czytania dostaną magazyny dla kobiet sprzed 15 lat. Na fotografiach zawieszonych na ścianach będą widziały swoje twarze nienaznaczone jeszcze grozą choroby. Kobiety będą też zachęcane do tego, by porzuciły myśli o śmierci, bólu i chorobie, a przypomniały sobie beztroskie lata, gdy były zdrowe i szczęśliwe. Mają też być dla siebie nawzajem wsparciem w trudnych chwilach. Podróż w czasie potrwa tydzień, po czym uczestniczki eksperymentu zostaną ponownie przebadane oraz będą musiały wypełnić ankietę dotyczącą także ich samopoczucia psychicznego. W badaniu zabronione będzie używanie takich określeń jak ofiara, walka, wyrok, chroniczna choroba i śmierć, by ciało pacjentek nie próbowało dostosować swojego stanu do wypowiadanych słów. Brzmi śmiesznie?
W 2010 r. dr Langer dowiodła na podstawie przeprowadzonego przez siebie eksperymentu, że osoby mówiące o sobie, że są wyleczone z raka, czują się o wiele lepiej niż te, które określają siebie jako pacjentów w remisji. Tak wielką moc mają nasze słowa.
Badaczki spodziewają się, że kobiety pozbędą się bagażu negatywnych emocji, żalu i strachu, towarzyszących im z powodu choroby. A to powinno zmobilizować organizm każdej z nich do walki z nowotworem. Poza spodziewaną redukcją stresu i poprawą stanu psychicznego pacjentek, dr Langer spodziewa się zmniejszenia guzów. Czy to się uda? Jesteśmy o krok od udowodnienia, że najlepszym lekarstwem są nasze myśli. Czas pokaże, czy dr Langer miała rację.
Przez 30 lat swojej pracy dr Langer zyskała tyle samo zwolenników co przeciwników swoich teorii. Zwolennicy nazywają ją matką pozytywnej psychologii. Sceptycy zarzucają badaniom zbyt dużą zmienność parametrów, brak powtarzalności i manipulację. Większość pozytywnych wyników przypisują efektowi placebo - dobrze znanemu współczesnej medycynie. Gdy ktoś wierzy, że coś mu pomaga, to czasami tak się dzieje. Jednak w wielu eksperymentach przeprowadzonych przez Langer pacjenci nie byli informowani o celu badania, dlatego nie można ich wyniku przypisywać sugestii. Przecież ani panowie z kapsuły czasu z New Hampshire, ani panie w salonie fryzjerskim, ani uczestnicy zabawy w pilotów nie wiedzieli, jakie parametry będą badane po zakończeniu eksperymentu. Nie mogli zatem wywołać u siebie konkretnej reakcji organizmu. A seniorzy w domach starców? Troskę o kwiaty i małe koty traktowali jako swój obowiązek, nie wiedząc, jaki jest cel wyznaczonych im zadań. Jedno jest pewne, dr Langer położyła podwaliny pod zupełnie nową gałąź psychologii i medycyny.
Jej badania skłaniają do refleksji nad tym, co dla medycyny jest nadal niewiadomą, czyli nad wpływem ludzkiego umysłu na ciało. I to wpływu mierzonego parametrami, w które medycyna klasyczna wierzy. Tymczasem tylko specjaliści medycyny tradycyjnej nie są zdziwieni wynikami badań dr Langer. Prawdy, które stara się ona udowodnić, są dla nich oczywiste i znane od tysiącleci: umysł i ciało to jedność, wpływają na siebie, przenikają się i uzupełniają, a równowaga wewnętrzna wynikającą ze zrozumienia tej prawdy jest gwarancją zdrowia. Nawet jeśli to tylko efekt placebo, to ja w to wierzę i poproszę o dwa opakowania.
(km)