Konopie w szpitalu - historia medycznej marihuany

Konopie indyjskie stosowane są powszechnie jako naturalny lek już od 12 tys. lat. Dlaczego zaledwie w ciągu ostatniego wieku zrobiło się tyle zamieszania na temat ich wykorzystania w medycynie? Michael Backes w swojej najnowszej książce Marihuana i Medycyna próbuje wyjaśnić, że najbardziej tracą na tym ciężko chorzy pacjenci.

Artykuł na: 6-9 minut
Zdrowe zakupy

Najstarsze doniesienia dotyczące leczenia środkami na bazie konopi pochodzą ze starożytnej chińskiej medycyny. W dalekiej Azji, na pograniczu dzisiejszych Chin i Indii, nasiona tej rośliny używano w formie pasty do leczenia oparzeń, owrzodzeń, ran oraz wszelkiego typu stanów zapalnych.

Angielska królowa Wiktoria paliła liście konopi w celu łagodzenia bólów menstruacyjnych na zalecenie jej nadwornego lekarza - Sir Russela Raynoldsa - który w pierwszym numerze słynnego czasopisma medycznego The Lancet napisał, że są one jednym z najcenniejszych lekarstw, jakie posiadamy.

Przez tysiąclecia, aż do końca XIX w., uprawa Cannabis sativa stanowiła największą powierzchnię rolną na naszej planecie i dzięki temu, że stanowiła najtrwalsze miękkie włókno, powszechnie wykorzystywano ją do produkcji tkanin, oleju i papieru. Zrobiono z niej żagle statków, którymi Krzysztof Kolumb wraz z załogą dopłynął do Ameryki.

Szaty z konopi nosił zarówno sam Jezus, jak i (jeszcze wcześniej) starożytni Egipcjanie i Grecy. Na papierze uzyskanym z tej rośliny wydrukowano biblię Gutenberga, podpisano Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych, a z jej włókien powstały dżinsy, które mieli na sobie pierwsi kowboje z Dzikiego Zachodu. Co takiego stało się w przeciągu zaledwie jednego, ubiegłego wieku, że znaczenie konopi - zarówno w przemyśle, jak i w medycynie - drastycznie się zmieniło?

Gdyby nie prywatne interesy amerykańskiego potentata prasowego Williama Randolpha Hearsta, który był jednym z pierowzorów Obywatela Kane'a Orsona Wellesa, historia konopi mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej...

Konopie z domieszką władzy

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - mówi znane porzekadło. Problemy z konopiami zaczęły się od... maszyn ułatwiających zbieranie i usuwanie z ich zewnętrznych włókien paździerzy.

Opatentowanie i wprowadzenie na rynek ogólnodostępnych, nowoczesnych urządzeń przetwarzających pulpę drzewną w papier doprowadziło do sytuacji, w której międzynarodowe koncerny papiernicze stanęły przed widmem bankructwa.

Majątek życia mógł utracić m.in. William Randolph Hearst - producent papieru oraz potentat prasowy posiadający jedną z największych sieci ogólnokrajowych gazet w Stanach Zjednoczonych. Jeśli to konopie (a nie drzewa) stałyby się najtańszym źródłem papieru, straciłby główne źródło gigantycznego dochodu.

Sytuacja zaogniła się podczas wojny w 1898 r., gdy Hearst wszedł w konflikt z Meksykanami, upominającymi się o dwoje prawa do sporych połaci lasów.

Gdy armia Pancho Villi zajęła tereny, które wcześniej sobie zawłaszczył, na łamach wszystkich swoich gazet rozpoczął rasistowską nagonkę medialną na Latynosów i czarnoskórych, którzy rzekomo pod wpływem marihuany dokonują rytualnych obrzędów.

Celowo popularyzowana hiszpańska wersja słowa konopie - marihuana - potęgowała tylko wrażenie, że używany przez nich środek ma obcy rodowód i należy się go obawiać.

Fala nienawiści połączonej z uprzedzeniami doprowadziła do specjalnych zeznań przed amerykańskim Kongresem w celu delegalizacji marihuany w 1937 r., po których zabroniono jej stosowania w 46 stanach USA. Co ciekawe, jedyny sprzeciw zgłosiło wówczas Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne.

Dr James Woodward posunął się wtedy nawet do stwierdzenia, że społeczeństwo straci w konsekwencji tej decyzji dostęp do jednego z najważniejszych naturalnych leków.

Niestety, przez kolejne lata prawie 3 tysiące lekarzy w Stanach zostało ukaranych grzywną finansową za wykorzystywanie konopi w celach leczniczych.

Nowoczesna medycyna i marihuana

Michael Backes: „Marihuana i Medycyna.” Praktyczny przewodnik po świecie medycznej marihuany, Wydawnictwo Purana, www.purana.com.pl

Kiedy w latach 60. naukowcom udało się wyizolować tetrahydrokannabinol (THC), czyli główny składnik psychoaktywny konopi, podejście do medycznego zastosowania marihuany stało się mniej restrykcyjne.

Kannabidiol (CBD) zawarty w pozostałym składzie marihuany okazał się pozbawiony właściwości psychoaktywnych, a także niezwykle skuteczny w leczeniu padaczki lekoopornej i pokonywaniu bólu.

Michael Backes - członek międzynarodowego stowarzyszenia działającego na rzecz wykorzystania kanabinoidów w medycynie (International Association for Cannabinoid Medicines) oraz propagator akcji edukacyjnych o charakterze non-profit, promujących zdrowotne właściwości marihuany - w swojej najnowszej książce przedstawia aż 29 dolegliwości i chorób, które mogą być leczone za pomocą konopi. Stwardnienie rozsiane, alzheimerfibromialgia czy parkinsonstwardnienie zanikowe boczne (ALS) to tylko niektóre z nich. Publikacja znalazła uznanie autorytetów medycznych.

- Mam nadzieję, że praca Michaela Backes’a i działania podobnie myślących specjalistów zainspirują nas do przyjęcia racjonalnej i naukowej postawy wobec konopi oraz uwolnią od politycznych przeszkód, utrudniający pacjentom dostęp do naturalnej terapii. Wierzę również, że środowisko medyczne zacznie wreszcie - w inteligentny sposób - wykorzystywać potencjał leczniczej marihuany - przekonuje dr Andrew Weil, specjalista z zakresu medycyny holistycznej.

Tekst: Monika Piorun

Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Nasze magazyny