Pół wieku temu wisiała nad nami zmora zagłady ludzkości w wyniku wojny atomowej. Nadal wisi, ale na czoło zagrożeń dla życia ludzi wychodzą teraz inne zmory: CO2, smog, plastik.
O globalnym ociepleniu napisano już wszystko. Oswoiliśmy się z myślą, że za kilkadziesiąt lat temperatura wzrośnie o 2°C i oceany zatopią trochę lądu. A co tam! Będzie trochę cieplej, to może nawet i lepiej. Mniej się mówi o zagrożeniach chorobowych. Tymczasem istnieją poważne obawy, że powrócą epidemie takich chorób jak polio czy ospa, z którymi ludzkość z niemałym trudem się uporała.
Topniejące warstwy wiecznej zmarzliny odsłonią ciała zwierząt i ludzi, neandertalczyków, w których wirusy i bakterie nieznanych nam chorób, nazwanych już przez naukowców syndromem (apokalipsą) zombie, przetrwały dziesiątki tysięcy lat. Odnotowano niedawno przypadek pomoru reniferów wywołanego wirusem, który kilka tysiącleci przetrwał w lodzie. Wraz z ociepleniem choroby tropikalne - gorączka zika, malaria - dosięgną obecnej strefy klimatu umiarkowanego.
W cieplejszym klimacie wspaniale rozwijają się choroby pochodzące od kleszczy, czego przedsmak mamy już dzisiaj. Wraz z globalnym ociepleniem rośnie liczba i siła huraganów i powodzi. Więcej powodzi to zwiększone niebezpieczeństwo epidemii cholery, rozprzestrzeniającej się wraz z zanieczyszczoną wodą.
A smog? Oj, to temat dnia. Niemal każdego poranka z radia, telewizji lub aplikacji w smartfonie dowiadujemy się, żeby nie wychodzić z domu, bo zanieczyszczenie powietrza przekracza dopuszczalne dla zdrowia normy o ileś tam tysięcy procent. Wolne żarty! Jak można nie wychodzić z domu? A więc wychodzimy na spotkanie z niewidocznym zabójcą, który zbiera swoje żniwo. Co roku przez smog umiera w Polsce 45 tys. ludzi. To siedem razy więcej niż wynosi liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych.
Hodowlane ryby z antybiotykami czy dzikie pełne plastiku? Fot. FreeImages.com / Klaus Post
A plastik? Oceany są już jednym wielkim cmentarzyskiem plastiku. W niektórych miejscach woda jest mętna od drobin plastiku, które są wchłaniane przez meduzy, a następnie przez ryby połykające meduzy i wodę. Lepiej o tym nie myśleć, jedząc smakowitego tuńczyka. Ostatnio modne zalecenia, żeby jeść ryby dzikie, czyli niepochodzące z hodowli, stawiają nas wobec dylematu: dżuma czy cholera. Ryby hodowlane są nafaszerowane antybiotykami, a oceaniczne - plastikiem.
A propos antybiotyków - są one coraz mniej skuteczne w walce z mutującymi szczepami bakterii. Znikąd ratunku. Natura odrzuca aroganckie panowanie człowieka i zdaje się zwyciężać. Człowiek musi zginąć!
Wydawca magazynu "Holistic Health"