Czy woda może być niezdrowa?

Przez tysiące lat nękały nas różne choroby wywołane bakteriami. Ludzkość nie umiała bronić się przed nimi, bo drobnoustrojów nie widać gołym okiem. Gdy ktoś zjadł stare mięso, to zachorował on, cała rodzina albo goście weselni, którym taki posiłek zaserwował. Gorzej było, gdy chorobotwórcze bakterie znalazły się w studni miejskiej albo w rzece, będącej źródłem wody pitnej dla dużych populacji - wtedy choroby dopadały setki albo tysiące ludzi.

16 październik 2019
Artykuł na: 17-22 minuty
Zdrowe zakupy

Epidemie cholery, duru brzusznego, czerwonki bakteryjnej (dezynteria), polio itp. często wybuchały w miastach i nierzadko skazywały na śmierć setki tysięcy istnień. Dziś wiemy dlaczego - przecież jeszcze w XIX w. brakowało w miastach kanalizacji, ludzkie i zwierzęce odchody wylewano do rynsztoku, a 1 g odchodów może zawierać 100 mld mikroorganizmów. Fekalia płynęły rynsztokami do najbliższej rzeki, a bakterie w nich zawarte zatruwały po drodze wody pobliskich studni.

Dopiero w 1854 r. londyński lekarz John Snow (1813-1858) odkrył, że przyczyną kolejnej epidemii w tym mieście była skażona woda. W jednej z ówczesnych gazet umieszczono następujący rysunek ilustrujący źródło epidemii:

Szybko znaleziono sposób na obronę przed bakteriami w wodzie - chlor. Trujący gaz, który już w małych ilościach je likwiduje, ale nie zabija jeszcze ludzi, co wcale nie oznacza, że w niewielkich stężeniach jest dla nas całkowicie nieszkodliwy.

Ale pojawił się inny problem. Otóż tego chloru nie można było dawać ludziom do ręki (istnieje również w formie tabletek lub proszku), bo to było zbyt niebezpieczne. I tak zrodził się pomysł budowania zakładów wodociągowych, które miały dostarczać wodę pitną całemu miastu, czuwając nad prawidłową i bezpieczną dezynfekcją przy użyciu trującego chloru.

Źródłem wody dla zakładów wodociągowych są najczęściej rzeki, bo tylko one oferują jej dostateczną ilość dla miast i miasteczek. Ponieważ są one mętne z powodu nierozpuszczonych w nich piasków, iłów, kurzu, części roślin itp. (jedyne elementy widoczne gołym okiem), to przed poddaniem ich dezynfekcji tę mętność trzeba usunąć.

A jak to się robi, opiszę, korzystając z pomocy uproszczonego schematu. I radzę jednocześnie przeczytać następne zdania bardzo uważnie, by zobaczyć i na zawsze zapamiętać, że z wodą kranową wypijamy wszystkie rozpuszczone w niej związki chemiczne, które sami wcześniej dostarczyliśmy do środowiska.

W minionych wiekach w miastach brakowało kanalizacji i ludzie wylewali swoje odchody do rynsztoków.

Woda pobierana z rzek wypełnia najpierw stawy sedymentacyjne (pozwalam sobie na pominięcie pierwszego etapu oczyszczania - kraty, na których zatrzymują się kłody, krzewy i gałęzie). W rzekach zawsze są zawirowania wody (turbulencje), które nie pozwalają cięższym częściom mechanicznym (inaczej sedymentom) opaść na dno.

W stawach sedymentacyjnych, gdzie mętna woda rzeczna nadal płynie, ale wolniej (bez turbulencji), pomaga się piaskom, iłom i innym cięższym drobinom na opadnięcie. Po tak prostym i tanim zabiegu woda jest mniej mętna, ale jeszcze nie krystalicznie czysta, bo nie brakuje części mechanicznych tak lekkich, że nadal się w niej unoszą.

Na ten problem również znaleziono sposób, który stosuje się od ponad 50 lat. Mianowicie dodaje się do wody siarczan żelazowo-aluminiowy: biały, niewinnie wyglądający proszek, który te lekkie części wiąże ze sobą do postaci kłaczków. Te zaś łatwiej opadają na dno zbiornika albo zostają zatrzymane na ostatnim etapie oczyszczania - filtrach żwirowo-piaskowych. Proces oczyszczania wody przy użyciu siarczanu nazywa się koagulacją (również kłaczkowaniem albo żelowaniem).

Zakłady wodociągowe oczyszczają wodę tylko mechanicznie.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym temacie, by wspomnieć o postępującej w szybkim tempie chorobie Alzheimera. Medycyna już od dawna wie, że pacjenci cierpiący na tę chorobę cywilizacyjną mają w swoim mózgu więcej aluminium oraz że ten metal jest głównym winowajcą, ale naukowcy spierają się ciągle na temat jego źródeł.

W niektórych krajach zakazano produkować oraz sprzedawać aluminiowe naczynia i sztućce, ale później udowodniono, że ten lekki metal nie jest szkodliwy w tej postaci. Badano pracowników, którzy byli długo zatrudnieni w hutach aluminium i wśród niech również nie stwierdzono więcej chorych na alzheimera niż w pozostałej części społeczeństwa. Za to przybywa zwolenników tezy, że winne jest aluminium zawarte we wspomnianym koagulancie, który całe życie pijemy w małych dawkach wraz z wodą kranową, bo nie da się go całkowicie wyeliminować.

Pozostał nam ostatni i najbardziej dokładny etap mechanicznego oczyszczania wody w zakładach. Są to filtry żwirowo-piaskowe, które zatrzymują resztki części mechanicznych - woda, która przez nie przejdzie, jest już kryształowo czysta.

To właśnie dlatego, że my - konsumenci - ciągle oceniamy jakość wody po jej wyglądzie, zakłady wodociągowe pozwalają sobie na opowiadanie nam bajek, jakoby ich woda była czysta, zdrowa i bezpieczna.

Ich ulubionym sloganem jest: "woda spełnia warunki normy". Tak, to prawda, tylko mało kto zada sobie trud, by tę normę (blisko 50 stron tekstów zupełnie niezrozumiałych dla osób spoza branży) przeczytać i zobaczyć, że dopuszcza ona związki trujące, które dopuścić musi, bo wcześniej pokazałem, że tradycyjnymi metodami nie da się usunąć chemii rozpuszczonej w wodzie.

Zakłady wodociągowe zaczęto budować w połowie XIX w. Ich zadaniem jest dezynfekcja wody, aby nie narażać nas na choroby i epidemie powodowane bakteriami. Ale nigdy nie planowano, by usuwały z wody rozpuszczone w niej związki chemiczne, nierzadko toksyczne i rakotwórcze. Przechodzą one w 100% przez wszystkie etapy oczyszczania w tych zakładach.

Oczywiście na oko woda z kranu jest czysta, ale tę "czystość" osiągnięto tylko poprzez usunięcie z niej nierozpuszczalnych części mechanicznych, dodam - części najmniej groźnych dla ludzkiego zdrowia. Przez wszystkie etapy oczyszczania w zakładach przeszły bakterie oraz rozpuszczone w niej związki chemiczne.

Bakterie zostaną na końcu zdezynfekowane, bo taki jest ostatni etap uzdatniania wody, ale chemię, która w niej pozostała i jest niewidoczna, pijemy przez całe nasze życie. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że w wodzie opuszczającej zakłady wodociągowe znajduje się więcej związków chemicznych, niż było ich na wejściu do nich. Przecież w trakcie uzdatniania dodaje się wspomnianego siarczanu żelazowo-aluminiowego, ale najwięcej spustoszenia robi tam chlor.

Ten silny utleniacz wraz z tysiącami związków organicznych, zawartych w wodach rzecznych, tworzy nowe związki, wśród których stwierdzono kilka rakotwórczych.

Związków chemicznych rozpuszczonych w wodzie nie widać, podobnie jak nie widać cukru, który rozpuścił się w szklance herbaty. Tyle że cukier poczujemy jeszcze smakiem, ale żadnym zmysłem nie wyczujemy w wodzie pestycydów, detergentów, antybiotyków i pozostałych lekarstw, aluminium i tysięcy innych toksyn.

Wszystkie rozpuszczone w wodzie związki chemiczne (najczęściej niewidoczne) w swojej wędrówce dostają się do rzek, które są źródłem wody dla zakładów wodociągowych

O postępującym zatruciu środowiska oraz o chemii, która atakuje nas ze wszystkich stron, mówi się i pisze coraz więcej. I każdy zgadza się z głoszoną od lat tezą, że ta chemia, w szerokim tego słowa znaczeniu, jest odpowiedzialna za większość współczesnych chorób, szczególnie cywilizacyjnych, z rakiem na czele. Ale zwróćmy uwagę na fakt, że wszystkie związki chemiczne rozpuszczone w wodzie krążą po świecie podobnie jak woda w przyrodzie.

Woda paruje z powierzchni ziemi do atmosfery i wraca stamtąd w postaci deszczu i śniegu. A ten deszcz i topniejący śnieg spłukują całą powierzchnię ziemi, zabierają ze sobą pestycydy i nawozy sztuczne, chemię ze śmietników komunalnych, z dachów, ulic itp. i swoją wędrówkę kończą w rzekach.

Do tych rzek wlewane są bezpośrednio ścieki przemysłowe, rolnicze oraz komunalne, zawierające chemię, której używamy do mycia i pielęgnacji mieszkań, chemię z kosmetyków, ale także zawartą w lekarstwach. Na Zachodzie już od wielu lat mówi się głośno o rosnącej oporności na antybiotyki, bo społeczeństwo pije je wraz z wodą kranową.

Ostatnio coraz więcej słyszymy o groźnym smogu, bo dopuszczalne stężenia toksyn w powietrzu w wielu miastach są przekraczane, a to prowadzi do zachorowań na raka płuc.

Do rzek spływają wszystkie ścieki przemysłowe, rolnicze, komunalne i inne

Ale zauważmy, że toksyny zawarte w powietrzu wraz z deszczem dostaną się również do gruntu, najbliższej rzeki, do zakładów wodociągowych, naszych kranów i żołądków.

Nasze współczesne rzeki są największym śmietniskiem chemicznym, bo to w nich prędzej czy później wylądują wszystkie związki pochodzące z różnych źródeł. Ten problem nie istniał 150 lat temu, kiedy tworzono pierwsze zakłady wodociągowe, w takiej skali nie znaliśmy go jeszcze między pierwszą i drugą wojną światową.

Zrodził się on w latach powojennych i w ogromnym tempie ciągle rośnie. Wraz z chemizacją przemysłu i rolnictwa przybywa chorób cywilizacyjnych oraz zgonów z nimi związanych.

Wszystkie związki chemiczne przed dopuszczeniem ich do produkcji i handlu muszą być zbadane na ewentualne skutki uboczne dla ludzi w przypadku stykania się z nimi, a tym bardziej ich spożywania. Wśród tysięcy tych substancji (na całym świecie dziennie rodzi się tysiąc nowych związków, czyli co 3 lata przybywa kolejny milion!) są zdrowe lub obojętne dla nas, ale nie brakuje również trucizn.

I w przypadku tych ostatnich producenci udowadniają, że ich spożywanie w małych dawkach jest dla ludzi nieszkodliwe. Tymczasem nie brakuje zwolenników tezy, że każda, choćby znikoma ilość trucizny pozostawia jakiś ślad.

Nawet, jeśli uwierzymy w deklaracje producentów o bezpieczeństwie ich małych dawek, to nikt na świecie nie zbadał (i nigdy tego nie uczyni), jak działa na nas suma tych wszystkich podobno niegroźnych toksyn (efekt synergii) - trochę w powietrzu, trochę w jedzeniu i w wodzie, trochę w kosmetykach itp. Każdego dnia z setek, tysięcy różnych źródeł przyjmujemy przeróżne trucizny, ale tylko po "trochę" i tym "trochę" trujemy się przez całe życie.

Od chemii, którą codziennie zażywamy, nie chorujemy od razu. Część toksycznych związków organizm ludzki wydala z moczem (stąd rak pęcherza, bo nasz mocz jest tak trujący), z kałem (stąd rak jelita grubego, bo nasz kał jest tak trujący) albo z potem (stąd niewyleczalne egzemy, bo żaden lekarz nie powie, na jaki związek chemiczny dany pacjent jest uczulony).

Ale nie brakuje toksyn, których organizm nie potrafi usunąć, a wtedy kumuluje je w różnych zakątkach - ołów w kościach, aluminium w mózgu, DDT w tłuszczu, a najwięcej toksyn w nerkach oraz wątrobie. Każdy z nas chodzi z nimi jak z przysłowiową bombą zegarową. Te "bomby" coraz częściej wybuchają w postaci raka, ale nikt na świecie nie potrafi przewidzieć, kiedy to nastąpi, w którym miejscu oraz dlaczego.

Tego nie umie powiedzieć żaden lekarz. Dodać należy, że takie "bomby" nierzadko odzywają się w przyszłych pokoleniach, bo wiele chorób przekazujemy w genach i również dlatego danej choroby nie potrafimy skojarzyć z konkretną przyczyną.

Tylko niektóre toksyny organizm człowieka wydala z moczem, kałem oraz potem. Pozostałe kumuluje w różnych zakątkach i każdy z nas nosi je w sobie jak przysłowiową bombę zegarową. Nikt nie wie, kiedy ta bomba wybuchnie, w którym miejscu oraz dlaczego.

Dzisiaj co czwarty obywatel w Polsce umiera na raka. Nowotwory znalazły się ostatnio na pierwszym miejscu listy chorób cywilizacyjnych (przez długi czas na jej czele były schorzenia krążeniowe). Postęp liczby zachorowań na nowotwory oraz zgonów z ich powodu jest tak ogromny, że za niecałe 20 lat na raka umrze co drugi Polak.

Coraz wyraźniej widzimy, jaki jest skutek systematycznego spożywania przez cale życie małych, podobno nieszkodliwych ilości toksyn, których najwięcej jest w wodzie. Przecież coraz częściej rodzą się dzieci z chorobą nowotworową albo skazane na nią, bo wśród związków rakotwórczych istnieje grupa substancji mutagennych, które atakują nasze geny. Jeśli tak się stanie, to skazują na chorobę człowieka oraz jego przyszłe pokolenia.

Odkrycie przez doktora Johna Snowa groźby zakażeń roznoszonych z wodą pitną i zrodzona w ten sposób powszechna dezynfekcja były epokowym zdarzeniem, bo dzięki temu zażegnano epidemie wielu chorób zakaźnych. Ale dziś, z powodu olbrzymiego skażenia środowiska, mamy problem z nową plagą - epidemią chorób cywilizacyjnych, z rakiem na czele. Bogdan Montana

Bibliografia

  1. Apolinary L. Kowal, Maria Świderska - Bróż - Oczyszczanie wody, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007.
  2. W Chełmicki - Woda, zasoby, degradacja, ochrona, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2001.
  3. Akty prawne: Aktualne rozporządzenia dotyczące jakości wody do picia i na potrzeby gospodarcze.
  4. A. Matusiewicz, E. Anasiewicz-Sompor - Projektowanie stacji uzdatniania wody i oczyszczalni ścieków.
  5. J. Dojlido - Fizyko-chemiczno badanie wody i ścieków, Arkady, Warszawa 1999.
  6. Anna Nowacka, Maria Włodarczyk-Makuła, Politechnika Częstochowska - Wpływ wybranych koagulantów glinowych wstępnie zhydrolizowanych na poprawę jakości uzdatniania wody.
  7. Małgorzata Makowska, Jan Krauze - Filtacja czy separacja - analiza porównawcza kosztów dla systemów uzdatniania wody podziemnej, Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu, 2017.
  8. Praca zbiorowa pd. Redakcją Zygmunta Jerzmanowskiego - problemy Gospodarki i Przedsiębiorstw Wodociągowo-Kanalizacyjnych. 9.
  9. Zygmunt Ciechanowski, Maksymilian Matakiewicz, Karol Pomianowski - Zasady budowy wodociągów, Wyd. Seidel-Przywecki.
  10. Bohdan Łyp - Planowanie miejskiej infrastruktury wodnej i ściekowej, wyd. SeidelPrzywecki.
  11. Heidrich, Witkowski - Urządzenia do oczyszczania ścieków - wyd. SeidelPrzywecki.
  12. Zbigniew Heidrich - Wodociągi, wyd. WSiP.
  13. Suligowski, Fudala-Książek - Zaopatrzenia w wodę, wyd. Seidel-Przywecki.
  14. Janusz Rak, Barbara Tchórzewska-Cieślak - Ryzyko w eksploatacji systemów zbiorowego zaopatrzenia w wodę, wyd. Seidel-Przywecki.
  15. A. Bauer, G. Dietze, W. Mauler, K.J Soine, D. Weidling - Poradnik eksploatatora systemów zaopatrzenia w wodę, wyd. Seidel-Przywecki.
  16. Beata Łubkowska - Rola wody w życiu człowieka i środowisku, Wyższa Szkoła Zarządzania, Wydział Fizjoterapii i Nauk o Zdrowiu, Gdańsk 2016.
  17. Gomółka E., Szaynok A. - Chemia wody i powietrza, Wyd. Żak, Wrocław 1997.
  18. Kłos L. - Jakość wody pitnej w Polsce, Uniwersytet Łódzki 2015.
Wczytaj więcej
Nasze magazyny