Wszystko zaczęło się od przypadkowej uwagi. Miejscowy lekarz, który spotkał się z dziekanem Wydziału Medycyny Uniwersytetu Oklahomy, mimochodem wspomniał, że częstość występowania chorób serca w Roseto w Pensylwanii wydaje się o wiele niższa niż w sąsiednim Bangor.
1,6-tysięczna społeczność Roseto praktycznie w całości składała się z przesiedleńców z Włoch - nawet nazwę miasteczko otrzymało po ich rodzinnej miejscowości w opuszczonej ojczyźnie. Tymczasem w 5-tysięcznym Bangor mieszkały różne grupy etniczne. Lekarze byli przekonani, że narodowość i pochodzenie etniczne mają niewiele wspólnego z chorobami serca, nie byli jednak w stanie inaczej wyjaśnić zdumiewającej długowieczności i dobrej kondycji zdrowotnej Włochów.
Imię i nazwisko lekarza zaginęło, więc to dziekan Stewart Wolf jest dziś kojarzony z tzw. efektem Roseto.
Wolf rozpoczął swoje badania w 1966 r. Wówczas przypadki zgonów w wyniku zawału serca i zaburzeń tego narządu wśród mężczyzn z Roseto w wieku 55-64 lat prawie się nie zdarzały, podczas gdy u ich rówieśników w pozostałej populacji USA śmiertelność z tych przyczyn była wysoka. Starsi mieszkańcy miasteczka wypadali również lepiej niż inni obywatele, jeśli chodzi o wskaźnik śmiertelności ogólnej, który był w ich przypadku o połowę niższy.
Uwagę Wolfa przykuły również inne osobliwe statystyki. Częstość popełniania przestępstw była w miasteczku bliska zeru i nie składano tam wniosków o pomoc socjalną. Jednak co to wszystko miało wspólnego z chorobami serca i długowiecznością?
Wolf połączył siły z socjologiem Johnem Bruhnem z Uniwersytetu Północnej Arizony, który pomógł mu nieco głębiej zbadać tę kwestię. W obliczu rządowych wytycznych w zakresie kardiologii ich wstępne odkrycia wydawały się tylko komplikować sytuację.
Praktycznie wszyscy mężczyźni z Roseto codziennie stawali w obliczu zagrożeń związanych z pracą w kamieniołomie łupkowym ok. 60 m pod ziemią i odżywiali się w sposób przerażający. Przesiedleńcom z Włoch daleko było do tzw. zdrowej diety śródziemnomorskiej. Spożywali kiełbasę i pulpety gotowane na smalcu, czyli według wytycznych sami prosili się o zawał serca. Nic dziwnego, że poziom cholesterolu był u nich wysoki, u wielu wynosił nawet 200 mg/dl. W dodatku większość z nich paliła papierosy!
Jednak ich styl życia był nieamerykański. W Roseto 3 pokolenia rodziny mieszkały pod jednym dachem, a jej starsi członkowie byli otaczani szczególnym szacunkiem. Wyglądało również na to, że mieszkańcy miasteczka wszystko robili razem - spacerowali wieczorami, uczęszczali do klubów towarzyskich, obchodzili święta kościelne. Właściwie ich zgodność była niezwykła. Większość z nich nie cieszyła się wysokimi dochodami, a eksponowanie bogactwa było surowo zabronione.
Relacje społeczne pomagają w problematycznych sytuacjach
Jak uświadomili sobie Wolf i Bruhn, właśnie z tego powodu mieszkańcy cieszyli się tak dobrym zdrowiem i długowiecznością. Teorię tę potwierdziły dane oparte na analizach aktów zgonu wystawionych w Roseto i Bangor w latach 1935-1985. Ujawniły one, że wskaźniki występowania zawałów serca i żywotności zaczęły się w miasteczku „normalizować” od 1965 r., kiedy zaczęło ono lepiej prosperować, a jego mieszkańcy wyprowadzili się do nowych domów na przedmieściach. Do 1985 r. zniknęły różnice pomiędzy Roseto i Bangor pod względem długości życia ludności oraz częstości występowania ataków serca1.
W książce, którą napisali później Wolf i Bruhn, stwierdzili oni, że „ludzie odżywiali innych ludzi”. Roseto jest w istocie przykładem starej prawdy, że problem, który się z kimś dzieli, maleje o połowę. Ludzie wzajemnie się wspierali, zawsze był ktoś, do kogo można było się zwrócić, nikt więc nie miał poczucia wyobcowania, rozpaczy czy napięcia. Świadomość tworzenia wspólnoty była z punktu widzenia zdrowia istotniejsza niż nieprawidłowe nawyki. Mogła nawet neutralizować skutki palenia tytoniu, wysokiego poziomu cholesterolu i niezdrowej diety - czynników, które normalnie przyczyniłyby się do rozwoju chorób serca2.
Roseto nie jest wyjątkiem. Wiele innych badań wskazuje na rolę wspólnoty w osiąganiu długiego życia w zdrowiu. Zjawisko to zaobserwowano w różnych grupach - zarówno wśród amiszów, jak i członków klubów towarzyskich. W jednym z badań z udziałem 230 osób regularnie uczęszczających do kościoła zauważono, że prawie nie występowała wśród nich depresja, nawet w przypadku trudnej sytuacji finansowej czy dużych życiowych wyzwań, o ile mieli silną wiarę lub - co jeszcze istotniejsze - mocne poczucie wspólnoty duchowej3.
Kultury i społeczeństwa oparte na wspólnocie zapewniają swoim członkom silne wsparcie społeczne. „Tego rodzaju podpora wydaje się chronić bezbronne jednostki przed zagrożeniami środowiskowymi lub źródłami stresu, które stanowią przyczyny epizodów depresyjnych” - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Północnozachodniego w Illinois4.
Samotność - recepta na chorobę
Jeśli wspólnota i poczucie przynależności to gwarancja zdrowia fizycznego i psychicznego, ich przeciwieństwo - poczucie społecznej izolacji - musi być szkodliwe. Niezliczone badania wykazały, że tak jest w istocie.
Analiza przeprowadzona w San Francisco i we wschodniej Finlandii, w której łącznie wzięło udział ok. 20 tys. osób. wykazał, że uczestnicy deklarujący poczucie osamotnienia oraz brak wsparcia i relacji towarzyskich byli nawet 3 razy bardziej narażeni na zgon w wyniku choroby serca i z innych przyczyn niż ci, którzy odczuwali więź z innymi.
Powiązania społeczne lub ich brak były o wiele silniejszym uwarunkowaniem dobrego stanu zdrowia niż czynniki ryzyka w postaci wysokiego poziomu cholesterolu, hipertensji, palenia tytoniu i występowania problemów kardiologicznych w rodzinie5.
Samotne życie lub poczucie wyobcowania można porównać do wypalania 15 papierosów dziennie lub alkoholizmu. Jest też 2 razy bardziej szkodliwe niż otyłość.
Naukowcy z Uniwersytetu Brighama Younga w Utah doszli do tych wniosków po analizie 148 badań dotyczących związku pomiędzy częstością interakcji międzyludzkich a ogólną kondycją zdrowotną na przestrzeni 7 lat. Relacje społeczne i więzi przyjacielskie, rodzinne, sąsiedzkie i ogólnoludzkie zwiększały szanse na przeżycie o 50%6.
Naukowcy uważają, że ten efekt ochronny może być nawet większy, podobnie jak o wiele bardziej szkodliwe może okazać się wyobcowanie.
- Lekarze, personel medyczny, wychowawcy oraz media poważnie traktują takie czynniki ryzyka, jak palenie tytoniu, dieta i aktywność fizyczna. Zaprezentowane tutaj dane stanowią istotny argument przemawiający za dodaniem do tej listy elementu społeczno-relacyjnego - stwierdził kierownik zespołu badawczego Timothy Smith.
Izolacja społeczna nie sprzyja zdrowiu
- Ludzie, którzy w swojej „sieci wsparcia” mają 3 osoby lub mniej, są ponad 2 razy bardziej narażeni na śmierć w wyniku choroby serca lub jakiegokolwiek innego schorzenia niż ci korzystający z pomocy większej liczby przyjaciół. Zdaniem naukowców z Centrum Medycznego Uniwersytetu Duke’a w Karolinie Północnej izolacja ma większy wpływ na stan zdrowia niż zwykłe czynniki ryzyka, takie jak palenie tytoniu. Badacze doszli do takich wniosków po przeanalizowaniu tendencji społecznych wśród 430 pacjentów z chorobą wieńcową7.
- Samotność nasila się z czasem. Naukowcy z uniwersytetu w Chicago w ciągu 4 lat odkryli bezpośredni związek pomiędzy ciśnieniem tętniczym a okresami osamotnienia, a zwłaszcza poczucia izolacji8.
- Izolacja społeczna i poczucie osamotnienia podwajają ryzyko zgonu w wyniku chorób sercowo-naczyniowych lub z jakichkolwiek innych przyczyn. Zagrożenie to zanika w przypadku osób, które nigdy nie czuły się samotne, bez względu na to, czy faktycznie żyły same, czy nie9.
- Izolacja społeczna ma większy wpływ na mężczyzn niż na kobiety, co pokazało badanie z udziałem ponad 1,2 tys. osób, w ramach którego dokonywano pomiarów poziomu leptyny - markera chorób sercowo- naczyniowych - we krwi. Naukowcy z niemieckiego Monachium stwierdzili, że odosobnienie znacząco podnosiło stężenie tego hormonu u panów, lecz nie u pań10. Jednak według badania przeprowadzonego na Uniwersytecie Oksfordzkim nawet w przypadku kobiet długotrwały związek o 28% zmniejsza ryzyko zgonu w wyniku choroby niedokrwiennej serca w porównaniu do singielek11.
- Obecnie nie ulega wątpliwości, że izolacja społeczna to główna przyczyna chorób przewlekłych, zwłaszcza problemów z sercem. Dr Dean Ornish, kalifornijski ekspert w tej dziedzinie, odkrył, że czynniki ryzyka takie jak palenie tytoniu, otyłość, siedzący tryb życia i dieta wysokotłuszczowa przyczyniają się do rozwoju tylko połowy tych schorzeń. Według jego badań żaden z nich nie wydaje się bardziej niebezpieczny niż zwykła izolacja - od innych ludzi, od własnych uczuć i „siły wyższej”.
Połączenie ciała i umysłu
Mniej oczywiste jest to, jak do tego dochodzi, czyli w jaki sposób funkcjonują biologiczne mechanizmy odpowiedzialne za to, że samotność prowadzi do chorób. W przypadku zaburzeń poznawczych, takich jak choroba Alzheimera, związek ten jest łatwiejszy do zrozumienia.
Zauważono, że ludzie starsi, którzy czują się wyobcowani i samotni, są 2 razy bardziej narażeni na wystąpienie choroby Alzheimera.
„Możliwe, że samotność wpływa na obszary mózgu odpowiedzialne za procesy poznawcze i pamięć, przez co zmagający się z nią ludzie są o wiele bardziej podatni na wpływ związanego z wiekiem zaniku ścieżek neuronalnych” - wywnioskowali naukowcy13.
Eksperci z Harwardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego uważają, że izolacja może doprowadzić do problemów o charakterze zapalnym, prawdopodobnie wskutek zmian w obrębie układu odpornościowego. Praktycznie wszyscy samotni ludzie, którzy uczestniczyli w badaniu Framingham Heart Study, mieli podwyższony poziom białka C-reaktywnego (aCRP) i fibrynogenu, a zwłaszcza interleukiny 6 (IL-6), które są markerami zapalnymi14. Według naukowców z uniwersytetu w Chicago jest możliwe, że organizmy takich osób wydzielają po prostu więcej hormonów stresu, sprzyjających rozwojowi guzów, szczególnie nowotworów piersi.
Według dr Caryn Lerman, zastępcy redaktora naczelnego czasopisma Cancer Prevention Research, które opublikowało wyniki chicagowskiego eksperymentu, „badanie to pokazuje, że izolacja społeczna zmienia ekspresję genów istotną z punktu widzenia rozwoju nowotworów gruczołu piersiowego”15.
Prof. Thea Tisty z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco uważa, że chicagowskie badanie zasila rosnącą pulę dowodów na istnienie związku przyczynowego pomiędzy izolacją a związkami chemicznymi we krwi, takimi jak hormony stresu. Mogą one uruchamiać lub hamować geny w obrębie komórek16.
Niekiedy wystarczy jedna osoba
Poczucie osamotnienia jest doświadczeniem w pełni subiektywnym. Niektórzy ludzie mogą mieć szerokie grono przyjaciół i wciąż odczuwać odosobnienie, podczas gdy innym posiadanie zaledwie jednego wystarcza do przeświadczenia o byciu częścią społeczności. Dla większości ludzi najważniejszą więzią jest małżeństwo lub inny monogamiczny związek. Poczucie bliskości z partnerem może determinować odczuwanie izolacji lub wspólnoty.
Kiedy partner umiera, może pojawić się poczucie zabójczego wręcz wyobcowania - zjawisko to znane jest jako tzw. efekt wdowieństwa. Naukowcy ze szkockiego uniwersytetu w St. Andrews obserwowali prawie 120 tys. mężczyzn i kobiet, którzy w 1991 r. byli w związkach małżeńskich. Przez kolejnych 15 lat prawie 10% panów i 20% pań straciło swoich partnerów, a 40% wdowców i 36% wdów zmarło w ciągu 3 lat po odejściu współmałżonka. Chociaż zgony następowały z różnych przyczyn, naukowcy odkryli, że efekt wdowieństwa - nagłe uświadomienie sobie samotności - był częstym czynnikiem17. Nawet gdy owdowiały partner miał szerokie grono wpierających go osób, utrata „znaczącej osoby” miała charakter nadrzędny.
Szkoccy naukowcy doszli do wniosku, że niektórzy ludzie rezygnują z życia w ciągu 6 miesięcy po odejściu partnera. Syndrom złamanego serca może utrzymywać się przez wiele miesięcy, a nawet lat po bolesnej stracie.
Najbardziej interesujący był fakt, że faktyczna przyczyna śmierci wydawała się nieistotna. Zmarli partnerzy umierali z powodu nowotworów, zawału serca, uzależnienia od alkoholu, nikotyny lub samobójstwa, wypadków (np. samochodowych), a nawet morderstw. Było tak, jakby po odejściu ukochanej osoby współmałżonek czuł się opuszczony i po prostu się poddawał.
Inne badanie sugeruje, że najważniejszym czynnikiem przeciwdziałania samotności nie jest sama sieć społecznościowa, lecz zapewniane przez nią wsparcie. Według naukowców z Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor oznacza to, że wspomagające grono składające się z 1-2 osób, choć nie ma tak kardioprotekcyjnego wpływu jak większa grupa, może wystarczyć do wytworzenia poczucia łączności z innymi i bycia częścią wspólnoty18.
Samotność często związana jest ze starością, zwłaszcza kiedy dotknięta nią osoba jest po śmierci partnera w pewien sposób niesamodzielna. Jednak tak naprawdę poczucie izolacji pozostaje istotne we wszystkich populacjach i grupach wiekowych. - Wpływ ten nie dotyczy wyłącznie starszych dorosłych. Relacje działają ochronnie na ludzi w każdym wieku - mówi Timothy Smith, kierownik zespołu badawczego z Uniwersytetu Brighama Younga.
Dotyczy to nawet dzieci. Już pięcioletnie maluchy, które czują się odizolowane i samotne, są o wiele bardziej narażone na rozwój choroby serca niż dorośli. Naukowcy z Uniwersytetu Wisconsin obserwowali rozwój ponad tysiąca dzieci aż do dorosłości. Według nich te społecznie wyalienowane były o wiele bardziej narażone na rozwój choroby sercowo- naczyniowej lub - przy podwyższonym ciśnieniu tętniczym, stężeniu cholesterolu i/ lub otyłości - znalezienie się w grupie ryzyka jej wystąpienia do 26. r.ż.19
Utrata partnera życiowego łamie serce
Naukowcy starali się wyjaśnić efekt wdowieństwa podobieństwem trybu życia partnerów, których w efekcie dotyczą te same czynniki ryzyka. Jednakże japońscy kardiolodzy zyskali lepsze wytłumaczenie, kiedy odkryli zjawisko o nazwie kardiomiopatia stresowa. Ma ono miejsce, kiedy głębokie napięcie emocjonalne - w wyniku nagłego rozstania, odtrącenia, śmierci partnera czy nawet zmartwień natury finansowej - powoduje dysfunkcję komory i niewydolność serca u osób bez żadnych objawów choroby sercowo-naczyniowej20. W takich przypadkach, określanych obecnie jako zespół złamanego serca (lub zespół takotsubo), komórki mięśnia sercowego (miocyty) ulegają zmianom degeneracyjnym prowadzącym do śmierci komórkowej.
Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore w stanie Maryland odkryli, że kobiet z tym syndromem nie dotyczyły żadne czynniki ryzyka wystąpienia chorób serca. Cierpiały one wyłącznie na poziomie psychologicznym, z powodu napięcia związanego z rozstaniem z ukochaną osobą bądź jej śmiercią. Jednakże bolesna strata lub smutek powodowały uwalnianie tak toksycznych ilości hormonów stresu, w szczególności adrenaliny, że „ogłuszały” one serce, co dosłownie prowadziło do jego „złamania”21.
Wiara uzdrawia serce
Poczucie izolacji i osamotnienia może wywołać wiele czynników: śmierć partnera lub ukochanej osoby, chroniczna depresja lub po prostu pesymistyczne spojrzenie na świat. Ostatecznie składa się to na głębokie poczucie oddzielenia i desperacji - całkowitej samotności.
Nic dziwnego, że posiadanie poglądów religijnych lub filozoficznych, zgodnie z którymi wszyscy ludzie tworzą wspólnotę, może mieć dobroczynny wpływ na zdrowie i samopoczucie, niezależnie od sieci społecznościowej. Jak wykazało jedno z badań, osoby z takimi przekonaniami są w stanie szybciej dochodzić do siebie po zawale serca. Pacjenci, którzy mieli dobrze ugruntowane poglądy religijne lub duchowe, byli mniej zaniepokojeni i przygnębieni niż agnostycy lub ateiści22.
Przekonania religijne pomagały również zapobiegać samobójstwom wśród chorwackich weteranów wojennych. Osoby o silnych poglądach tego typu rzadziej zmagały się również z przewlekłym stresem pourazowym niż te niewierzące23.
Co więcej, być może wystarczy po prostu żywić tego rodzaju przekonania w cichości ducha, bez dzielenia ich z szerszą wspólnotą współwyznawców, np. parafian kościoła. Jak wykazało jedno z badań, osoby, które podtrzymywały poglądy religijne lub duchowe bez przynależności do żadnej organizacji religijnej, również cieszyły się większą równowagą psychiczną niż te bez tego rodzaju światopoglądu24.
Przekłada się to również na efekt zdrowego serca. Norweskie badanie wykazało, że ludzie, którzy chodzili do kościoła w większość niedziel, mieli o wiele niższe ciśnienie tętnicze niż ci, którzy uczęszczali tam rzadko lub wcale25.
Przekonania duchowe sprawiające, że ludzie mają poczucie łączności z czymś bardziej doniosłym, obejmują również przebaczenie i empatię. Osoby, które nauczyły się odpuszczania win i współodczuwania, były po roku radykalnie mniej przygnębione i zestresowane26.
Nasze nastawienie determinuje nasze choroby
Czy osamotnienie nastraja pesymistycznie i depresyjnie? A może to negatywne podejście stanowi przyczynę odosobnienia? Wiadomo, że pogodni ludzie są o wiele mniej narażeni na zawały serca. Wszelkie pozytywne nastroje, takie jak szczęście i poczucie odprężenia, energia i ogólnie optymistyczne podejście do życia, mają duży wpływ na rozwój problemów kardiologicznych.
Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa analizowali stan zdrowia blisko 1,5 tys. osób, których rodzeństwo miało problemy kardiologiczne przed ukończeniem 60. r.ż. Według genetyki bracia i siostry osób chorych na serce powinni być 2 razy bardziej narażeni na wystąpienie tego rodzaju schorzeń. Jednakże badanie wykazało, że ryzyko zachorowania w przypadku optymistycznie nastawionego do życia rodzeństwa było mniejsze o 1/3, a w niektórych przypadkach nawet o 50%27.
Jak mówi amerykański psycholog Martin Seligman, nauka optymizmu to coś, nad czym może pracować każdy. Tzw. psychologia pozytywna bada stany emocjonalne, dzięki którym ludzie wiodą dłuższe i szczęśliwsze życie. Negatywne myśli to często automatyczne, nieświadome reakcje na problemy i niepowodzenia. Można nad nimi pracować, np. przez prowadzenie dziennika, w którym zapisuje się wszelkie pojawiające się pesymistyczne refleksje, uznawanie pozytywnych zdarzeń i nieobwinianie się za te niekorzystne28.
Jak stworzyć poczucie łączności?
Wiele technik i nawyków może pomóc przezwyciężyć samotność i jej najgorsze skutki.
4 sposoby na wytworzenie w sobie poczucia łączności:
- Medytacja Praktyka ta może zwiększyć poczucie łączności z wyższą energią oraz redukować stres. Istnieje wiele form medytacji - od koncentracji na intonacji dźwięku (mantra) lub wzorcach duchowych (mandala) po uważność (pozbawioną ocen świadomość doświadczeń w momencie teraźniejszym). Kilka technik testowano w leczeniu chorób serca i we wszystkich przypadkach rezultaty były niezwykle korzystne. Medytacja transcendentalna, w ramach której powtarza się mantrę, może zredukować wczesne objawy podwyższonego ciśnienia tętniczego, prawie o 1/3 obniżyć ryzyko wystąpienia śmiertelnych problemów z sercem i prawie o połowę prawdopodobieństwo zgonu z powodu nowotworu29.
- Medytację transcendentalną badano w grupie 201 mężczyzn i kobiet, których średni wiek wynosił 59 lat. Wszyscy zmagali się z długotrwałą chorobą serca. Połowie uczestników zalecono medytację transcendentalną, którą praktykowali przez 20 min dziennie. Reszta miała zmodyfikować dietę i wdrożyć regularną aktywność fizyczną. Pierwsza grupa zauważyła radykalną poprawę stanu zdrowia. Naukowcy oszacowali, że ryzyko zgonu z powodu zawału serca lub udaru mózgu obniżyło się w ich przypadku o 48% w porównaniu z grupą kontrolną30. - Jeśli medytacja transcendentalna byłaby lekiem przynoszącym tak wiele korzyści, stanowiłaby wart miliardy dolarów bestseller - stwierdził kierownik zespołu naukowców Norman Rosenthal.
- Terapia dotykiem Ta lecznicza technika obejmuje kontakt fizyczny - oczywistą i namacalną metodę nawiązywania łączności. Wydaje się, że ma takie same dobroczynne właściwości jak pozytywne podejście i ogólne poczucie troski i empatii. Tego rodzaju odczucia oraz dotyk powodują uwalnianie w organizmie oksytocyny - silnego hormonu sercowo-naczyniowego, znanego również jako hormon miłości czy zaufania. Redukuje on stres i obniża ciśnienie tetnicze31.
- Masaż Jedną z najsilniejszych form terapii dotykiem jest masaż, który może zredukować niepokój i przygnębienie, a jednocześnie zwiększyć witalność i poprawić ogólny stan zdrowia32.
Artykuł ukazał się pod nazwą "Cudowna kraina statyn" w wydaniu papierowym SERCE.
Bibliografia
- Am J Public Health, 1992; 82: 1089-92
- Wolf S, Bruhn JG. The Power of Clan. The Influence of Human Relationships on Heart Disease. New Brunswick, NJ: Transaction Publishers, 1993
- Health Soc Work, 2008; 33: 9-21
- Proc R Soc B, 2010; 277: 529-37
- Am J Epidemiol, 1979; 109: 186-204; 1988; 128: 370-80
- PLoS Med, 2010; 7: e1000316
- Psychosom Med, 2001; 63: 267-72
- Psychol Aging, 2010; 25: 132-41
- Soc Sci Med, 2010; 71: 181-6
- Psychoneuroendocrinology, 2011; 36: 200-9
- BMC Med, 2014; 12: 42
- Am J Epidemiol, 1983; 117: 384-96
- Arch Gen Psychiatry, 2007; 64: 234-40
- J Biosoc Sci, 2006; 38: 835-42
- Cancer Prev Res [Phila], 2009; 2: 850-61
- BBC News, 29 September 2009; https://goo.gl/GdpMJx
- Epidemiology, 2011; 22: 1-5
- Psychosom Med, 2001; 63: 273-4
- Arch Pediatr Adolesc Med, 2006; 160: 805-11
- Tex Heart Inst J, 2007; 34: 76-9
- N Engl J Med, 2005; 352: 539-48
- Stroke, 2007; 38: 993-7
- J Nerv Ment Dis, 2008; 196: 79-83
- Altern Ther Health Med, 2006; 12: 26-35
- Int J Psychiatry Med, 2011; 42: 13-28
- Explore [NY], 2006; 2: 498-508
- Am J Cardiol, 2013; 112: 1120-5
- Dossey L. The Extraordinary Healing Powers of Ordinary Things. New York: Harmony Books, 2006
- Am J Cardiol, 2005; 95: 1060-4
- Circ Cardiovasc Qual Outcomes, 2012; 5: 750-8
- Z Psychosom Med Psychother, 2005; 51: 57-80
- Complement Ther Med, 2007; 15: 157-63