Znajomi znów poprosili cię o przysługę – nie potrafiłaś odmówić. Szef bez zapowiedzi kazał ci zostać po godzinach – posłusznie wróciłaś do biurka. Siostra wcisnęła ci dzieciaki na weekend, choć miałaś inne plany – no cóż, zgodziłaś się, przecież nie zrobisz maluchom przykrości.
Ktoś znów, na powitanie, nie pytając o zgodę, przytulił cię i pocałował – nie protestowałaś, choć wszystko w tobie krzyczało... znasz to? To uczucie, kiedy wszyscy zdają się wiedzieć lepiej, co jest dla ciebie dobre i nikt nie widzi, że przekracza granice twojej intymności? A ty, uwikłana w zależności i konwenanse, nienauczona odmawiać, potulnie na wszystko się godzisz?
Za to w swojej głowie jesteś mistrzynią pewności siebie, wiesz, co powiedzieć, jak odmówić, jak się postawić, tylko świat nigdy nie ujrzał takiej wersji ciebie. Za każdym razem rozmyślasz, rozkładasz zaistniałe sytuacje na drobne i planujesz, co powiesz następnym razem, jak się zachowasz, widzisz siebie, jak z odwagą mówisz wreszcie „NIE”, ale kolejnym razem to słowo nigdy nie opuszcza twojej głowy – żeby nikomu nie zrobić przykrości i nie obrazić, nie stracić pracy lub partnera, pozwalasz na ciągłe przesuwanie, a potem przekraczanie granic... bo nigdy ich, tak naprawdę, nie ustanowiłaś.
Jakaś dobra dusza w twoim otoczeniu podpowiada: „bądź bardziej asertywna”, ale tobie asertywność kojarzy się z arogancją, bezczelnością i brakiem szacunku, a przecież nie chcesz taka być.
Wiesz, kiedy na to wszystko pozwoliłaś? To było wtedy, kiedy pierwszy raz pozwoliłaś się ciągnąć w szkole za warkocze i nie zaprotestowałaś, bo ktoś ci powiedział, że to oznaka zainteresowania.
To było wtedy, kiedy rodzice nie reagowali, że cała truchlejesz, gdy wujkowie przytulają cię i obcałowują na przywitanie, bo przecież nie można obrażać starszych. To było wtedy, kiedy w pierwszej pracy pozwoliłaś, by ciągle dokładano ci obowiązków, wmawiając, że w ten sposób rozwijasz karierę. To było wtedy, kiedy pozwoliłaś pierwszy raz partnerowi podnieść głos i „nie” uwięzło ci w gardle ze strachu, że stracisz to, co masz...
Jak zatem nauczyć się stawiać nieprzekraczalne granice, jak mówić „nie”, nie raniąc i z szacunkiem, w jaki sposób odebrać innym władzę nad sobą? W jaki sposób odzyskać pewność siebie? Jak przestać być tą małą, zapłakaną dziewczynką, która dla dobrego samopoczucia innych pozwalała się ciągnąć za warkocze?
Agnieszka Bilińska
Life & executive coach, mentorka, trenerka, właścicielka firmy doradczej Trusted Up. Założycielka i fundatorka Vital Voices Poland, polskiego oddziału globalnej organizacji założonej przez Hillary Clinton i Madeleine Albright, wspierającej przywództwo kobiet. Tworzy i wdraża programy szkoleniowe i rozwojowe w organizacjach www.trustedup.pl. Mama dwóch córek, Alicji (22) i Aleksandry (16). Więcej informacji znajdziesz na stronie www.leadingwoman.pl
Agnieszka Podolecka: Ludzie asertywni czasami postrzegani są jako egoistyczni i niekulturalni. Odmawiają, nawet gdy oczekiwania otoczenia są inne, chodzą własnymi drogami, nierzadko łamiąc kulturowe tabu. Spróbujmy odkryć, czym jest asertywność i gdzie należy stawiać granice innym ludziom.
Agnieszka Bilińska: W Polsce panuje powszechne niezrozumienie tej definicji. Asertywność jest postrzegana jako umiejętność mówienia NIE na rzeczy, których nie chcemy zrobić. Na warsztatach, które prowadzę, gdy pytam, czym jest asertywność, taką zwykle słyszę odpowiedź. Tymczasem ta definicja jest znacznie szersza.
Na asertywność składa się:
- Wyrażanie własnych potrzeb, opinii i uczuć oraz akceptowanie opinii i uczuć innych ludzi.
- Odmawianie, ale i przyjmowanie odmowy.
- Umiejętność proszenia o pomoc i udzielanie pomocy.
- Przyjmowanie krytyki ale i jej udzielanie.
- Przyjmowanie pochwał i komplementów ale i obdarowywanie nimi innych osób.
- Egzekwowanie ustaleń i dotrzymywanie obietnic.
- Wyznaczanie granic i respektowanie granic innych ludzi.
AP: A zatem jest to działanie obustronne.
AB: Zgadza się. Jeśli przyjrzymy się częściom składowym definicji, zobaczymy, że stosowanie jedynie własnych wyznaczników jest arogancją, natomiast przyjmowanie jedynie wymagań innych uległością.
Kluczem do asertywności jest wzajemny szacunek. Jeżeli szanuję siebie i innych, to automatycznie wyznaczam i respektuję granice, a jednocześnie nie zamieniam się w osobę arogancką. Druga osoba czuje, że odmawiam z szacunkiem i traktuję ją po partnersku. Wtedy nie czuje się potraktowana z góry i jest większa szansa na to, że przyjmie moją odmowę spokojnie i ją uszanuje.
Szacunek jest tu podstawą. Niestety często zapominamy o szacunku nie tylko do innych, ale też do samych siebie. Pozwalamy ludziom wchodzić sobie na głowę, a potem gdy już nie możemy wytrzymać, wybuchamy. Jeśli ktoś, kto do tej pory reprezentował postawę uległą, nagle zaczyna ostro stawiać granice, budzi tym sprzeciw otoczenia, bo ono było przyzwyczajane do tego, że mogło od niego wymagać wszystkiego. Lepiej więc zastanowić się, co nam odpowiada, na co możemy i chcemy się godzić, i jasno to komunikować.

AP: Gdy mówimy, że czegoś nie chcemy zrobić, a potem i tak to robimy, to pozwalamy się krzywdzić. Czyli musimy w jasny sposób wyrażać swoje potrzeby i trzymać się własnych norm. Będąc konsekwentnym, nie będziemy musieli krzyczeć i agresją walczyć o swoje prawa.
AB: Agresja to bardzo mocne słowo. Powiedziałabym raczej, że konsekwentnie powinniśmy szanować siebie, nauczyć otoczenie, na co się zgadzamy, a na co nie, i zwracać innym uwagę, gdy naruszają nasze granice. I to samo oferować od siebie innym. Ktoś może się nie zgadzać na nasze zachowanie, odmawiać nam, ale jednocześnie nas szanować. A jeśli nasze życiowe wartości i oczekiwania są tak odmienne, że nie da się ich pogodzić, to warto się zastanowić, po co nam ta znajomość. Może będzie lepiej, gdy każdy pójdzie swoją drogą.
AP: Wydaje mi się, że wiele osób ma problem z asertywnością, bo nie zna siebie i nie wie, czego chce.
AB: To się zdarza. Jak inni mają respektować nasze granice i traktować nas w odpowiedni sposób, jeśli sami nie wiemy, co uważamy za dobre czy złe? W takiej sytuacji proponuję zrobić kilka prostych ćwiczeń. Pierwsze to lista wartości – przykładowa lista wartości znajduje się na poniższym zdjęciu, oczywiście można też dodać inne. Są to np. zaufanie, wolność, szacunek, niezależność, uczciwość, spokój i rodzina.
Proponuję znaleźć w Internecie listę stu wartości, wypisać wszystkie, które wydają się ważne, następnie wybrać dziesięć najważniejszych i ułożyć je w kolejności od najważniejszej. Potem należy się im przyjrzeć i zastanowić, które z nich są spełnione w naszym życiu. Jeżeli dla kogoś ważna jest wolność i spokój, a w pracy czy związku czuje się stłamszony i zestresowany, to należy się zastanowić, dlaczego tkwi w takiej relacji? Co ona daje, jakie potrzeby zaspokaja? Czy w ogóle jakiekolwiek? Czy warto podjąć próbę zmiany, czy może lepiej się wycofać z tego układu?
Kolejnym krokiem jest zrobienie listy zachowań i działań, których się pragnie, na które można się zgodzić, tych, które ostatecznie można negocjować i w końcu tych, które są nieakceptowalne. I znów należy się przyjrzeć tym listom i uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tak w moim życiu jest? Czy ja sam przestrzegam tych zasad, czy też męczę się i robię coś wbrew sobie? Czy moi bliscy albo koledzy i koleżanki w pracy czy szef lub szefowa w ogóle wiedzą, co mi przeszkadza, czy też cierpię w milczeniu? Asertywnym można być, gdy się wie, czego się pragnie, a czego nie i jasno mówi o tym otoczeniu.
AP: Zacznijmy od asertywności w pracy. Co wolno szefowi, a czego nie?
AB: To zależy, na co się umówiliśmy, podpisując umowę o pracę. Sugerowałabym, aby zaczynając pracę, oprócz zakresu obowiązków, ustalić miękkie zasady współpracy i nazwać rzeczy po imieniu. Np. umawiamy się, że pracujesz osiem godzin dziennie, masz konkretne obowiązki i wykonujesz je w konkretnym miejscu, np. trzy razy w tygodniu w biurze i dwa razy zdalnie.
Granice zostaną przekroczone, gdy szef będzie ci odmawiać pracy zdalnej albo notorycznie każe ci zostawać po godzinach i nie spyta cię o zgodę ani nie zaproponuje dodatkowego wynagrodzenia. Dla ambitnych osób może to być ciekawe wyzwanie i nie będą protestować, bo dostrzegą w nadgodzinach i obecności w biurze szansę na wykazanie się swoimi kompetencjami.

Jednak dla kogoś, kto ceni swój czas wolny i chce go poświęcać rodzinie albo na swoje hobby, takie wymagania szefa będą zbyt mocnym przekroczeniem granic. Wiele osób odczuwa duży dyskomfort, ale nie mówi o tym wprost, bo liczy na to, że sytuacją sama się zmieni albo boi się utraty pracy.
Wyznaczanie granic i ich egzekwowanie jest oczywiście łatwiejsze, gdy środowisko pracy sprzyja otwartości i charakteryzuje się wysokim poziomem zaufania. Wtedy pracownicy nie boją się wypowiadać swojego zdania i upominać o swoje. Gdy panuje kultura otwartości i zrozumienia, każdy czuje się doceniany i wtedy łatwiej się porozumieć.
AP: Co zrobić, gdy szef przekracza ustalone granice? W umowie o pracę większość ludzi ma wpisane ok. czterdzieści godzin pracy tygodniowo. Jeżeli te czterdzieści zamienia się w pięćdziesiąt, sześćdziesiąt czy więcej bez zgody pracownika, albo narzucane mu są dodatkowe obowiązki bez jego zgody, jak się zachować asertywnie i jednocześnie nie ryzykować utraty pracy?
AB: Poprosić szefa o rozmowę. Pamiętajmy, że on czy ona ma swój świat i swoją perspektywę. Twoja perspektywa jest inna niż twojego przełożonego lub przełożonej, ale oni mogą myśleć, że dokładając ci obowiązków, dają ci szansę rozwoju. Mogą nie wiedzieć, że dodatkowe obciążenie jest dla ciebie problemem.
Asertywna komunikacja ma formę koncentrującą się na faktach, a nie na emocjach, jest stonowana i konkretna. Należy przedstawiać fakty, powiedzieć np. „W zeszłym tygodniu pracowałam dziesięć godzin ekstra, w tym tygodniu piętnaście, tymczasem podpisując umowę o pracę, nie ustalaliśmy nadgodzin. Te dodatkowe godziny są dla mnie dużym obciążeniem. Chcę o tym porozmawiać. Jakie rozwiązanie może pan/pani zaproponować?”
AP: A jeśli szef powie, że na moje miejsce jest kolejka chętnych i jak mi się nie podoba, to mogę sobie iść?
AB: To czym prędzej stamtąd idź, bo masz przełożonych, którzy cię nie szanują. Oczywiście trzeba z czegoś żyć, więc decyzję trzeba podjąć na spokojnie, nie w emocjach. I postarać się zapobiegać takim nieprzyjemnym sytuacjom otwartą rozmową już na samym początku. Dlatego właśnie zaczynając pracę, trzeba zapytać, czy będą nadgodziny, w jakim kierunku kariera może się rozwijać, co jest akceptowalne w danej organizacji, a co nie.
Jeśli mimo ustaleń zasady są łamane, warto zastanowić się, czy jest jakikolwiek sens zostawać w tym miejscu. Czy ta praca szkodzi naszemu zdrowiu psychicznemu i fizycznemu, czy jakoś się opłaca? Czy wyjść poza przysłowiową strefę komfortu i poszukać innej pracy?

AP: Mówimy o wyznaczaniu i przekraczaniu granic. Czym są granice? Ja podzieliłabym je na fizyczne, emocjonalne i prawne. W kwestiach zawodowych granice są w dużej mierze wyznaczane przez prawo: nie wolno molestować pracowników ani stosować wobec nich mobbingu, nie wolno ich zmuszać do pracy w weekend wbrew ich woli ani do nieuczciwości. Jeśli takie granice są przekraczane, możemy zgłosić sprawę na policję i oddać sprawę do sądu. A jak w życiu prywatnym?
AB: Fakt, że posiadamy ciało, już jest granicą, bo ono ma początek i koniec i nikt nie powinien nas dotykać wbrew naszej woli. To dotyczy również miejsca, na którym siedzimy np. w kinie czy środkach transportu publicznego. Dobrym przykładem jest dziecko kopiące nasz fotel od tyłu w samolocie. Niestety rodzice często nie reagują w takich sytuacjach.
Osoba, która szanuje siebie, poprosi rodziców o zwrócenie dziecku uwagi. Powie to z szacunkiem, ale bardzo stanowczo. Gdy rodzice nie zareagują, zwróci się do stewardesy. Ona ma obowiązek doprowadzić do rozwiązania takiej sytuacji albo poprzez współpracę z rodzicami albo zaproponowanie dziecku jakiejś rozrywki.
Gorzej, gdy irytująca sytuacja ciągnie się miesiącami. Moja znajoma ma sąsiadów, którzy mają dwójkę dzieci w wieku przedszkolnym. Każdego dnia budzą się one o 6.30 i zaczynają biegać po mieszkaniu i głośno krzyczeć. I trwa to do 20.30. W dodatku ci ludzie nie mają dywanów, więc słychać każde tupnięcie nogą.
Ostatnio zamontowali w mieszkaniu huśtawkę dla dzieci, którą niechcący wbili się w szyb wentylacyjny, więc pół bloku słyszy zgrzytanie huśtawki. Sąsiedzi prosili kilkakrotnie o rozmontowanie huśtawki, na co usłyszeli, że tego nie zrobią, ale rodzice dopilnują, żeby huśtawka była używana tylko między 8 a 20. Sąsiedzi nie zgłaszajątego ani administratorowi budynku, ani straży miejskiej. Mówią, że są bezradni.
AP: Prawdziwy koszmar. Co byś im doradziła, gdy asertywna komunikacja ewidentnie nie działa?
AB: Sąsiedzi powinni stworzyć jeden zgodny front i podjąć działania. Wypadałoby wyjść z inicjatywąi poprosić o pomoc administratora lub odpowiednie służby. Kwestia asertywności jest połączona z odwagą, także w sytuacji, gdy musimy żyćwśród ludzi, którzy notorycznie obniżają komfort naszego życia, jak choćby ci sąsiedzi.
Może jest tak, że nie do końca zdają sobie sprawę ze skali problemu, jaki stworzyli swoim sąsiadom, a zgłaszając się o pomoc, uzyskają fachowe wsparcie. Niewykluczone, że ich dzieci mająproblemy emocjonalne i potrzebna jest im terapia, a może dynamika w rodzinie jest taka, że to rodzicom potrzebna jest terapia.
W Polsce są też ośrodki dla dzieci z niepełnosprawnościami psychicznymi, gdzie uczą się one żyć w społeczeństwie. Reagując na takie sytuacje, wyglądające na dość delikatne i emocjonalne, możemy tak naprawdę bardziej pomóc, a nie przeszkodzić.
AP: Mam wrażenie, że granice fizyczne są łamane od najmłodszych lat, często nieświadomie. Na przykład chłopcy ciągną dziewczynki za warkocze, bo w ten sposób pokazują, że dziewczynka się im podoba. A dziewczynki podświadomie wyczuwają, że ten bolesny zabieg jest formą okazania uznania. Jak uczyć dzieci asertywności od najmłodszych lat?
AB: Myślę, że znów wracamy do kwestii wzajemnego szacunku, czyli uczmy chłopców innego okazywania uczuć, a dziewczynki tego, że ciągnięcie za warkocz to nie powód do radości i że powinny mówić NIE, powiedzieć: „nie rób tego, bo mnie boli”. Do takiego wychowania potrzebni są świadomi rodzice, muszą wiedzieć, że tego typu zabawy są przekraczaniem granic. Nic, co sprawia ból, nie jest dobre. I właśnie z tego powodu nie wolno ciągnąć za włosy ani naruszać ciała innych osób.
AP: Ani wrzucać żaby za bluzkę, bo żabę boli, a dziewczynkę przeraża.
AB: To dość skrajny przykład, ale rozumiem, że chodziło ci o to, aby nie robić krzywdy, nawet gdy chce się okazać uznanie. Małe dzieci dopiero uczą się życia i panujących norm społecznych, dlatego warto wyjaśniać im sprawy z ich perspektywy, np. powiedzieć: „jak cię pociągnę za włosy, to będzie cię bolało. Czy chciałbyś, aby ona cię ciągnęła?”. Dziecko nie chce czuć bólu, więc oczywiście odpowie „nie” i w ten sposób łatwiej zrozumie, czemu dane zachowanie jest złe.

AP: I tu bardzo ważne jest nienaruszanie fizyczności dziecka przez dorosłych. W polskiej kulturze do znajomych rodziców dzieci mówią „ciociu, wujku” i często są przytulane lub brane na kolana. A jak dziecko się wykręca, to rodzice mu mówią, żeby przestało. To jest przekraczanie granic dziecka. Moja córka od maleńkości nie znosi być dotykana przez obcych, więc gdy przychodzili goście, zawsze mówiłam, by tylko podać jej rękę. Druga lubiła się przytulać do „cioć” i nie było z tym najmniejszego problemu. Powinniśmy obserwować nasze dzieci i pytać je, jakiego kontaktu sobie nie życzą.
AB: Czyli traktować dziecko z szacunkiem. Dzieci mają takie samo prawo odmawiania kontaktu fizycznego jak dorośli. Powiedzenie „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe” ma głęboki sen. Jest wyjściem do respektowania granic własnych i cudzych.
Myślę, że granice fizyczne i emocjonalne są ze sobą połączone, ponieważ naruszanie tych pierwszych powoduje uszczerbek na emocjach. Granice emocjonalne wyznaczamy na podstawie naszych wartości. Gdy ktoś atakuje nasze wierzenia lub próbuje zmusić do postępowania sprzecznego z naszymi przekonaniami, przekracza granice i wyrządza nam emocjonalną krzywdę.
Niestety wiele osób, zwłaszcza kobiet, ma wpojone wzorce kulturowe, które nakazują konkretne zachowania. Dziewczęta uczy się od najmłodszych lat opiekuńczości, przygotowuje do macierzyństwa, wmawia się im, że szczęście rodziny tworzy kobieta i zdejmuje z mężczyzn ten obowiązek. Tymczasem kobieta wcale nie musi chcieć być żoną i matką, może się realizować, budując własną firmę czy jeżdżąc po świecie.
Na moje zajęcia coachingowe przychodzi wiele osób, które chcą się wyrwać z narzuconych schematów, ale nie mają odwagi. Pomagam im odnaleźć te aktywności, które dają im najwięcej radości i zbudować życie, w którym będą spełnieni. Asertywność to nie tylko odmawianie ludziom i stawianie granic, ale także znalezienie własnej drogi przez życie i konsekwentne jej realizowanie.
AP: Zastanawiam się, jak osiągnąć poczucie spełnienia i realizować marzenia w małżeństwie. Wiele kobiet stawia swoje potrzeby na ostatnim miejscu, skupiając się na dzieciach i mężu. Wracają z biura i odpracowują drugi etat w domu. Na szczęście pokolenie millennialsów zmieniło relacje rodzinne i dzisiejsi trzydziestoparolatkowie są zaangażowanymi ojcami i dzielą obowiązki rodzinne z żonami, przynajmniej w miastach. Jak stworzyć swoją przestrzeń w związku, aby nie przekraczać granic partnera czy partnerki i aby nasze granice były szanowanie?
AB: Rozmawiać ze sobą jak najwięcej. Opowiadać o sobie i komunikować swoje potrzeby. I oczywiście dać tę samą szansę partnerowi czy partnerce. Przyjąć założenie, że on czy ona mają wobec nas dobre intencje. Każdy z nas jest inny, ma inne wartości, przekonania, na dodatek cały czas się zmieniamy. To, co było najważniejsze kilka lat temu, gdy np. dzieci były małe, wcale nie musi być najważniejsze teraz.
Wtedy głównym celem kobiety mogło być odchowanie maluchów, wczesne odbieranie ich z przedszkola. Dzisiaj kobieta może chcieć poświęcić więcej czasu na rozwój zawodowy i osobisty. Wtedy dobry partner tak zorganizuje swój czas, aby odbierać dzieci co drugi dzień albo zatrudnią opiekunkę, która je odbierze i pomoże odrobić lekcje.
Dla mnie sekretem dobrego związku jest otwarta komunikacja oparta na szacunku wobec drugiej osoby, kiedy dokładamy starań, aby mówić transparentnie, nie pozostawiając miejsca na domysły i spekulacje.
Mamy prawo mieć czas dla siebie, nasz partner także ma prawo do swojej przestrzeni. Porozmawiajmy o tym, co dla nas ważne i ustalmy, co możemy zrobić, aby wspólnie tworzyć związek oparty na wzajemnym zaufaniu, dawaniu sobie przestrzeni i wyznaczaniu granic, które potrafimy jasno precyzować i jednocześnie ich przestrzegać.

AP: Stawianie granic pomaga żyć w zgodzie ze sobą i otoczeniem. Niby logiczne, a jednak wiele osób potrzebuje lat, aby wyrobić w sobie asertywność. O jaką pomoc najczęściej proszą cię osoby zgłaszające się na sesje coachingowe? Jakie narzędzia im dajesz, aby umieli żyć wśród ludzi i współpracować z nimi w zgodzie ze sobą?
AB: Temat asertywności i stawiania granic jest bardzo często omawiany w czasie sesji coachingowych. Zwykle pracę indywidualną rozpoczynamy od uświadomienia sobie własnego systemu wartości oraz oczekiwań, jakie mamy wobec innych, filtrując rzeczywistość często tylko przez własną perspektywę.
Zwykle wybrzmiewa temat odwagi do mówienia o swoich potrzebach oraz empatii w kontekście nauczenia się patrzenia na własną osobę z perspektywy drugiego człowieka. Nie sposób zbudować partnerskich relacji z otoczeniem bez efektywnego komunikowania swoich poglądów, zasad i oczekiwań.
Nie mówię o narzucaniu własnego oglądu świata innym, ale o pokazaniu, co jest dla nas ważne, na co się zgodzimy, a na co nie. Co ciekawe, osoby, które rozpoczynają świadomą pracę nad wzmacnianiem swojej postawy asertywnej, w tym nad wyznaczaniem granic, mówią, że po jakimś czasie czują się bardziej szanowane i doceniane przez innych.
Poprawiają im się wzajemne relacje, jest mniej konfliktów, odczuwają więcej satysfakcji i zadowolenia z siebie i na dodatek mają poczucie większej sprawczości i skuteczności. Warto więc dać sobie szansę na lepszą jakość życia i odważnie wziąć los w swoje ręce. Życie jest piękne, jeżeli daję sobie prawo do przeżywania go w zgodzie ze sobą, dbając i szanując tak samo siebie, jak i innych ludzi.