Obalanie mitów i błędnych założeń medycyny alternatywnej

Dorastając w latach 70. ubiegłego wieku byłem świadkiem eksplozji popularności akupunktury, ziołolecznictwa i innych alternatywnych terapii. Ponieważ jestem chłopakiem z Kalifornii i pochodzę z nieco hipisowskiego środowiska, sam byłem przychylnie nastawiony do niektórych z tych terapii. Ale kiedy dostałem się na wydział weterynarii, zauważyłem, jak mało jest informacji na temat medycyny alternatywnej w ogólnym programie nauczania.

Artykuł na: 23-28 minut
Zdrowe zakupy

Medycyna alternatywna a naukowe standardy – głębokie różnice w podejściu

Zacząłem więc samodzielnie zagłę­biać się w literaturę naukową i byłem zaskoczony, jak niewiele znalazłem wiarygodnych dowodów na jej sku­teczność.

Odkryłem, że znaczna część medycyny alternatywnej opiera się na przekonaniu, że coś, co znane jest od dawna, musi automatycznie być prawdziwe i skuteczne, a my nie potrzebujemy niczego więcej niż naszych osobistych doświadczeń, aby to potwierdzić.

Kiedy rozpocząłem pracę zawodową, zacząłem badać poszczególne terapie alternatywne, aby móc kompetentnie odpowia­dać na pytania klientów: Co wiemy o homeopatii? Co wiemy o kurkumie?

Co wiemy o czymś, co jest aktualnie modne? Okazuje się, że nie jest to takie proste, nie wystarczy zapoznać się z literaturą, przewertować badania i powiedzieć działa lub nie działa.

Istnieją głębokie różnice filozoficzne w rozumieniu tego, w jaki sposób decydujemy, co działa, a co nie – które dowody są prawdziwe, a które nie. W rzeczywistości niektórzy zwo­lennicy medycyny alternatywnej obawiają się, że zastosowanie metod naukowych do oceny tych prak­tyk pozbawi je ich zasadniczego charakteru – w końcu mają być «alternatywne».

Po spędzeniu dużej ilości czasu na badaniach wielu alternatywnych terapii i stojących za nimi filozofii, oto mój jedyny ogólny wniosek: naj­lepszym sposobem na ustalenie, co jest skuteczne, a co nie, jest nauka.

W zakresie, w jakim praktyki alterna­tywne unikają walidacji naukowej, nie można ich uznać za prawidłową medycynę. Podobnie, jako wetery­narze, służymy naszym pacjentom i klientom najlepiej, gdy jesteśmy zaangażowani w naukowe podejście. Moja książka „Placebos for Pets?”, opu­blikowana w 2019 roku zawiera 10 lat przemyśleń i badań w tej dziedzinie. Oto ich esencja.

Ziołolecznictwo
Ziołolecznictwo, czyli stosowanie roślin leczniczych, jest jedną z najstarszych form medycyny. Jednym z ciekawych aspektów tej praktyki są adaptogeny – rośliny, które pomagają organizmowi adaptować się do stresu i normalizować jego funkcje. Przykładem adaptogenów są żeń-szeń, ashwagandha i rhodiola. Badania sugerują, że te rośliny mogą wspierać układ odpornościowy, poprawiać wydolność fizyczną i umysłową, a także pomagać w radzeniu sobie ze stresem, co czyni je popularnymi w terapii holistycznej

Skąd wiemy, co wiemy?

Jako profesjonaliści, którzy chcą pro­mować zdrowie i leczyć pacjentów, w jaki sposób decydujemy, czy coś działa? Jedną z metod podejmowania tej decyzji jest osobiste doświadcze­nie: „Wypróbowałem ten suplement i moje kolano poczuło się lepiej, więc teraz wiem, że działa i każdy powi­nien go stosować”.

Z drugiej strony mamy podejście naukowe, które mówi: „Wiemy, że nasze obserwacje i doświadczenia są wadliwe i obar­czone błędem. Dlatego potrzebujemy systematycznej metody, aby dowie­dzieć się, co działa. Po prostu metoda – spróbuj i zobacz – nie wystarczy”.

Jednym z zaskakujących wniosków z moich badań nad niekonwencjo­nalnymi terapiami jest to, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak „medycyna alternatywna”.

Używając tej etykiety, jej zwolennicy próbują stworzyć kategorię, która jest zwol­niona z rygorystycznych standardów naukowych, z którymi wszystko inne musi się mierzyć. Jak ujął to Tim Minchin, australijski muzyk i komik: „Medycyna alternatywna z definicji albo nie działa, albo udowodniono, że nie działa. Wiesz, jak nazywają medy­cynę alternatywną, która okazała się skuteczna? Medycyną”.

Quote icon

Niestety, anegdoty mają tę przeraża­jącą cechę, że są zarówno niewiary­godne, jak i niezwykle przekonujące. I to jest sedno tego, co sprawia, że terapie, które i tak są nieskuteczne lub nieudowodnione, stają się popularne.

Medycyna alternatywna jest w rze­czywistości kategorią ideologiczną. Chociaż wiele z jej praktyk jest wza­jemnie niezgodnych w teorii (na przy­kład podstawowe zasady homeopatii stwierdzają, że nie zadziała, jeśli dodasz do niej zioła, akupunkturę lub chiropraktykę), łączy je ideologiczna, a nawet polityczna idea, że historia i tradycja są wiarygodnymi dowo­dami, że indywidualne doświadczenie jest najważniejsze i nie potrzebujemy wymyślnych badań naukowych, aby powiedzieć nam, co działa, a co nie.

Jednocześnie obserwujemy niesa­mowitą, bezprecedensową poprawę zdrowia i długości życia u ludzi i zwierząt, odkąd zaczęliśmy stoso­wać wobec nich naukowe podejście. My, ludzie, przeszliśmy od umiera­nia, zanim zdążyliśmy dorosnąć lub, jeśli mieliśmy szczęście, dożyliśmy czterdziestki, do dzisiejszych czasów, w których często dożywa się późnej starości, ponieważ naukowo zrozu­mieliśmy zdrowie i choroby. Nauka działa lepiej niż opowieści.

Aromaterapia
Aromaterapia, czyli terapia zapachami, wykorzystuje olejki eteryczne z roślin w celu poprawy zdrowia i samopoczucia. Badania wykazały, że niektóre zapachy, takie jak lawenda, mogą pomóc w redukcji stresu i poprawie jakości snu. Olejki takie są często stosowane w masażach, kąpielach i jako elementy wdychane, co może wpływać na układ nerwowy i hormonalny.

Mit indywidualizacji terapii w medycynie alternatywnej

Jednym z powszechnych argumen­tów wysuwanych przez zwolenników medycyny alternatywnej jest to, że ich terapie nie mogą być badane przy użyciu metody naukowej, ponieważ są one z natury zaprojektowane tak, aby były zindywidualizowane dla pacjenta, podczas gdy nauka traktuje wszystkich pacjentów w ten sam sposób, a następnie porównuje wyniki.

Pogląd, że w medycynie alternatywnej indywidualizujemy terapie, a w medycynie opartej na nauce tego nie robimy, jest jednak jednym z największych mitów. Prawda jest taka, że każdy indywidualizuje tera­pię. 

Problem polega na tym, jak wziąć informacje o grupach i wykorzystać je do kierowania leczeniem? Nauka robi to poprzez kontrolowane badania obejmujące placebo, zaślepienie, ran­domizację i inne strategie, uwzględ­niające nieodłączne błędy popełniane przez nasz mózg podczas rozumowa­nia.

dziurawiec
Ziołolecznictwo może być skuteczne, ale nie jest wolne od ryzyka. Niektóre zioła mogą wchodzić w interakcje z lekami na receptę, co może prowadzić do poważnych skutków ubocznych. Na przykład, dziurawiec zwyczajny, popularnie stosowany na depresję, może osłabić działanie leków antykoncepcyjnych czy antydepresyjnych. Zawsze warto skonsultować się z lekarzem przed rozpoczęciem stosowania ziół, szczególnie jeśli pacjent przyjmuje inne leki.

W medycynie opartej na dowo­dach naukowych rolą klinicysty jest interpretacja przydatności i użytecz­ności dowodów naukowych dla kon­kretnego pacjenta w jego kontekście.

Terapeuci posługujący się medycyną alternatywną również wykorzystują informacje zebrane od grup ludzi do prowadzenia indywidualnej terapii. Jednak informacje, których używają, to tradycja, zebrane anegdoty i osobi­ste doświadczenia.

Akupunkturzysta decyduje, że SP6 jest właściwym punktem do zastosowania u zwie­rzęcia z określonym niedoborem ciepła, wiatru lub chi, ponieważ aku­punkturzyści leczyli zwierzęta przez wiele lat i właśnie to zauważyli. Jest to również przyjmowanie informacji od grup i stosowanie ich do jednostki, ale polegające na niekontrolowanych obserwacjach i przypadkowych infor­macjach, a nie na naukowo kontrolo­wanych informacjach.

Medycyna zachodnia vs. alternatywna – rzeczywistość czy błędne założenie?

Jest jeszcze coś, co często pojawia się w tych rozmowach: termin „medy­cyna zachodnia”. Musimy uciec od tego wyrażenia, które sugeruje, że nauka jest w jakiś sposób własnością kulturową Europy i Ameryki Północ­nej, a zatem mamy kulturowe uprze­dzenia na jej korzyść.

Istnieje kilka problemów z tym założeniem. Po pierwsze, znaczna część medycyny alternatywnej pochodzi z Zachodu. Homeopatia została wynaleziona w Niemczech, a chiropraktyka w Stanach Zjedno­czonych. Tak więc medycyna alterna­tywna nie jest mniej zachodnia niż cokolwiek innego, poza niektórymi specyficznymi tradycjami, takimi jak ajurweda i medycyna chińska.

Ponadto nauka działa wszędzie. Nie ma kraju na świecie, w którym medycyna naukowa nie byłaby naj­popularniejszą i najskuteczniejszą formą terapii, o ile ludzie mają do niej dostęp. Na Tajwanie, gdzie medycyna chińska jest częścią kultury, tylko około 25% populacji korzysta z zabie­gów medycyny chińskiej. Reszta to konwencjonalna medycyna naukowa.

„Medycyna zachodnia” to w zasadzie termin reklamowy, używany do insy­nuowania, że ludzie, którzy nie lubią alternatywnych terapii, są etnocen­tryczni. Użyjmy więc lepszego okre­ślenia. «Medycyna konwencjonalna», «oparta na nauce» i «oparta na dowo­dach» to bardziej trafne określenia.

Medycyna chińska
Medycyna chińska, będąca integralną częścią tradycyjnej medycyny w Chinach, obejmuje szeroki zakres praktyk, takich jak akupunktura, ziołolecznictwo, masaż tuina, qi gong (ćwiczenia oddechowe i energetyczne) oraz dietetykę.

Wzrost popularności medycyny „integracyjnej”

Mówiąc o etykietach, ostatnio przy­jęło się używać słowa „integracyjny”, aby odzwierciedlić otwartość na tera­pie historycznie uważane za alterna­tywne. Założenie jest takie, że każda terapia jest narzędziem, wybierasz odpowiednie narzędzie do pracy i nie zwracasz uwagi na to, skąd pochodzi, ponieważ jest to nieistotne.

Brzmi to świetnie – o ile używasz tego samego standardu dowodów dla wszystkich narzędzi w swoim zestawie narzędzi. Ale jeśli łączysz homeopatię z anty­biotykami, a antybiotyki są naukowo potwierdzone, a homeopatia nie, to mieszasz ze sobą rzeczy, które nie są równoważne pod względem ich legalności lub wartości. I nie sądzę, aby takie podejście przynosiło korzy­ści pacjentowi.

Jeden z moich ulubionych cytatów na ten temat pochodzi od Marka Crislipa, specjalisty chorób zakaźnych w medycynie ludzkiej. Powiedział on: „Jeśli zmieszasz szarlotkę z kro­wim łajnem, nie sprawisz, że krowie łajno będzie lepsze, sprawisz, że szarlotka będzie gorsza”.

Integracja terapii nie przynosi żadnych korzyści, chyba że wszystkie są równoważnie walidowane zgodnie z tymi samymi standardami.

Zatem „medycyna inte­gracyjna” była w dużej mierze narzę­dziem reklamowym. Kiedy w latach 70. nazywano ją „alternatywną”, naprawdę miała być czymś, co robiło się zamiast medycyny konwencjo­nalnej. Ale kiedy ludzie naprawdę chorują, chcą leku, który działa i zwy­kle wybierają medycynę opartą na nauce.

Następnie przeszliśmy na medycynę „komplementarną”, co oznaczało, że stosowaliśmy te terapie jako doda­tek do medycyny konwencjonalnej. Ale to sprawia, że czuje się ona jak obywatel drugiej kategorii, jakby nie była „prawdziwą” medycyną. Tak więc „integracyjna” stała się sposobem na powiedzenie, że wszystkie te terapie są równe, a mądra osoba miesza je ze sobą w razie potrzeby. Ale to pomija rzeczywiste różnice w dowodach.

Mimo że stosowałem akupunkturę w mojej własnej praktyce, nie nazwał­bym tego, co robię „integracyjnym”, ponieważ nie wysuwam roszczeń wykraczających poza to, co potwier­dzają dowody naukowe.

Przyjmuję to samo podejście oparte na dowodach do wszystkiego, co robię z pacjen­tami. A jeśli możesz mi udowodnić, że coś działa naukowo, to nie jest to „alternatywne” ani „integracyjne” w żadnym znaczącym sensie; to po prostu medycyna.

Akupunktura i ziołolecznictwo – naukowe spojrzenie na alternatywne terapie

Terapie alternatywne są bardzo zróżnicowane – od absolutnie niepo­twierdzonych do opartych na nauce. Z jednej strony homeopatia prawie na pewno nie ma nic do polecenia i nigdy nie sugerowałbym, aby była stosowana zamiast innych terapii. Jest bezużyteczna i bezwartościowa – mamy wystarczająco dużo dowodów, aby to definitywnie stwierdzić.

Ponadto rzeczy, które nazywamy „medycyną energetyczną” – reiki, dotyk terapeutyczny i tak dalej – są zasadniczo działaniami opartymi na wierze. Opierają się one na pewnej mistycznej sile, której nie można badać ani manipulować nią w żaden naukowy sposób i należy w nią wie­rzyć i wyczuwać ją intuicyjnie. Kiedy próbujesz zbadać tę siłę, nie możesz jej wykryć ani sprawić, by działała.

Nie mam nic przeciwko temu, że ludzie wierzą w takie rzeczy – nie jestem tu po to, by odbierać komukolwiek jego wiarę, ale nie sądzę, by była to solidna podstawa do praktykowania medy­cyny. To sposób na powiedzenie: „Oto coś specjalnego, czego nie możemy zbadać naukowo, więc musisz nam zaufać”. A ja tego nie kupuję.

Ale, jak wspomniałem powyżej, jestem certyfikowanym akupunk­turzystą. Wziąłem udział w kursie weterynaryjnej akupunktury medycz­nej u Nardy Robinson, na Uniwer­sytecie Stanowym Kolroado, ponie­waż podchodzi ona do tej metody leczenia w możliwie najbardziej naukowy sposób.

Odrzucamy wszyst­kie yin i yang, chi i mistyczne rzeczy i mówimy: „Wbijanie igieł w zwie­rzęta wyraźnie wywołuje efekty, które można zmierzyć fizjologicznie, więc czy te rzeczy są przewidywalne i korzystne?”.

Mówię klientom, że nadal nie jestem przekonany o jej przydatności, ale jeśli akupunktura jest wykonywana ostroż­nie przez kogoś, kto zna się na anato­mii, jest stosunkowo mało ryzykowna. I tak długo, jak nie jest używana jako substytut czegoś, co działa lepiej, z przyjemnością świadczę tę usługę.

Wolałbym raczej robić to sam, uczci­wie ujawniając informacje, niż wysyłać klientów do weterynarza medycyny chińskiej, który każe im odstawić nie­steroidowe przeciwzapalne leki prze­ciwbólowe, przejść na surową dietę i zrezygnować ze szczepionek – co w mojej ocenie jest szkodliwe.

Akupunktura
Akupunktura, praktykowana od tysięcy lat w Chinach, polega na wbijaniu cienkich igieł w określone punkty na ciele. Badania sugerują, że może ona być skuteczna w leczeniu przewlekłego bólu, np. bólu pleców. Niektórzy naukowcy uważają, że akupunktura może stymulować wydzielanie endorfin – naturalnych „leków przeciwbólowych” organizmu.

Ziołolecznictwo jest nawet bardziej obiecujące niż akupunktura, ponie­waż wyraźnie widać, że substancje chemiczne zawarte w roślinach dzia­łają w organizmie.

Wiele z naszych leków zawiera substancje roślinne, ale przebadano ich działanie naukowo. Problem polega na tym, że wiele osób praktykujących ziołolecznictwo opiera się na tradycyjnych schema­tach, takich jak medycyna chińska czy ajurweda, i niechętnie podchodzi do pełnego naukowego badania swoich terapii.

Myślę, że niektóre terapie ziołowe mogłyby okazać się niezwy­kle użyteczne, gdybyśmy porzucili mistyczne, tradycyjne schematy stojące za nimi lub przekonanie, że są one skuteczne tylko dlatego, że są stosowane od dawna i zamiast tego zbadali je naukowo.

Pułapki w medycynie weterynaryjnej

Jako lekarze weterynarii żyjemy w świecie ubogim w informacje. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie mamy tylu dowodów, ile byśmy chcieli, i nie mamy zasobów, aby opracować pożądane badania.

Nie­stety sprawia to, że jesteśmy podatni na przyjmowanie terapii, dla których nie mamy jeszcze uzasadnionych dowodów. Dotyczy to zarówno tera­pii konwencjonalnych, takich jak leczenie komórkami macierzystymi czy tramadolem (lek przeciwbólowy), jak i terapii alternatywnych.

Mamy monopol na praktykowanie medycyny weterynaryjnej. Częścią umowy, którą zawarliśmy ze spo­łeczeństwem, jest to, że będziemy leczyć w sposób oparty na nauce. Jest to zapisane w naszym kodeksie etycz­nym.

Myślę jednak, że zbyt wygodnie jest nam opierać się na doświadcze­niu i anegdocie, co prowadzi nas do zaufania nowym lub mało prawdopo­dobnym terapiom bez wystarczają­cych rzeczywistych dowodów.

Tramadol był powszechnie stoso­wany jako środek przeciwbólowy, dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że nie działa na psy. Ilu pacjentów nie uzyskało kontroli bólu, ponieważ nie czekaliśmy na dowody? To samo dotyczy większości terapii alternatyw­nych, a problem jest jeszcze większy, ponieważ tak wielu ich zwolenników aktywnie opiera się rygorystycznym testom naukowym.

Musimy włożyć pracę i zaangażować się w metody naukowe. Kilka osób podejmuje pewne wysiłki, aby to zrobić – dr Robinson w akupunkturze i Susan Wynn w ziołolecznictwie – ale wiele osób próbuje uzyskać pozory legitymacji naukowej bez wykony­wania pracy.

Uważam, że błędem jest pozwalanie na kontynuowanie tego procederu. Musimy dowiedzieć się, czy którakolwiek z tych terapii naprawdę działa i jest bezpieczna, i musimy zrezygnować z tych metod leczenia, które nie są w stanie odpo­wiednio udowodnić swojego bezpie­czeństwa i skuteczności.

zioła
Wiele terapii alternatywnych nie jest poddanych takim samym rygorystycznym testom jak konwencjonalne leki i procedury medyczne. Produkty takie jak suplementy diety, olejki eteryczne czy leki homeopatyczne często nie są standaryzowane, co oznacza, że ich skład i siła działania mogą się różnić w zależności od producenta. Może to prowadzić do zmiennych efektów terapeutycznych, a także zwiększać ryzyko skutków ubocznych.

Cel: więcej rozsądku

Medycyna alternatywna jest z natury kontrowersyjnym tematem i to jest niefortunne. Gdybyśmy skupili się na ważności idei i dowodach za i przeciw poszczególnym terapiom, rozmowa nie musiałaby być tak osobista i wroga, jak to często bywa. Ale przywiązujemy nasze ego i toż­samość do rodzaju medycyny, którą praktykujemy.

Jeśli spędziłeś 20 lat na robieniu czegoś i uzasadnieniem tego, dla­czego to robisz, jest twoje 20-letnie doświadczenie, to moje powiedzenie: „Dowody mówią, że to nie działa” jest osobistym atakiem na ciebie, twoje doświadczenie i twoje kompetencje – i to jest niefortunne. Najbardziej obrażają się ludzie, którzy czują, że unieważniam ich doświadczenie.

Moja odpowiedź jest taka, że nie unieważniam twojego doświadcze­nia ani twojego życia; unieważniam możliwość zastosowania twoich osobistych doświadczeń do ogólnej populacji oraz do ogólnego bezpie­czeństwa lub skuteczności terapii medycznych.

Jeśli chcesz aneg­dotycznych doświadczeń, mamy tysiące lat historii pokazującej, że anegdotyczne dowody nie działają, a nauka działa lepiej. Co ważniej­sze, mamy na to również dowody naukowe.

Medycyna chińska istnieje od naprawdę długiego czasu, a przez większość tego czasu nie dożywa­liśmy trzydziestki czy czterdziestki. Nigdy nie pozbyliśmy się ospy ani nie osiągnęliśmy niczego podobnego do tego, co zrobiliśmy od czasu poja­wienia się badań naukowych.

Istnieją dobre powody, by wierzyć, że nauka działa lepiej. Myślę, że to niefortunne, że dajemy się wciągnąć w osobiste i emocjonalne debaty, podczas gdy powinniśmy skupić się na spójnych, obiektywnych i naukowych testach proponowanych terapii, a nie na tym, co czujemy lub w co wierzymy.

LEK. WET. BRENNEN MCKENZIE autor książki „Placebos for Pets?: The Truth About Alternative Medicine in Animals.” i bloga SkeptVet.com. Praktykuje w Bay Area w Kalifornii (USA)
Bibliografia
  • Debunking the myths and misnomers of alternative medicine. Raport Bowmana, 25 kwietnia 2021 r.
  • Źródło: https://bowmanreport.com/blogs/all-articles/debunking­-myths-of-alternative-medicine
Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Nasze magazyny