Medycyna alternatywna a naukowe standardy – głębokie różnice w podejściu
Zacząłem więc samodzielnie zagłębiać się w literaturę naukową i byłem zaskoczony, jak niewiele znalazłem wiarygodnych dowodów na jej skuteczność.
Odkryłem, że znaczna część medycyny alternatywnej opiera się na przekonaniu, że coś, co znane jest od dawna, musi automatycznie być prawdziwe i skuteczne, a my nie potrzebujemy niczego więcej niż naszych osobistych doświadczeń, aby to potwierdzić.
Kiedy rozpocząłem pracę zawodową, zacząłem badać poszczególne terapie alternatywne, aby móc kompetentnie odpowiadać na pytania klientów: Co wiemy o homeopatii? Co wiemy o kurkumie?
Co wiemy o czymś, co jest aktualnie modne? Okazuje się, że nie jest to takie proste, nie wystarczy zapoznać się z literaturą, przewertować badania i powiedzieć działa lub nie działa.
Istnieją głębokie różnice filozoficzne w rozumieniu tego, w jaki sposób decydujemy, co działa, a co nie – które dowody są prawdziwe, a które nie. W rzeczywistości niektórzy zwolennicy medycyny alternatywnej obawiają się, że zastosowanie metod naukowych do oceny tych praktyk pozbawi je ich zasadniczego charakteru – w końcu mają być «alternatywne».
Po spędzeniu dużej ilości czasu na badaniach wielu alternatywnych terapii i stojących za nimi filozofii, oto mój jedyny ogólny wniosek: najlepszym sposobem na ustalenie, co jest skuteczne, a co nie, jest nauka.
W zakresie, w jakim praktyki alternatywne unikają walidacji naukowej, nie można ich uznać za prawidłową medycynę. Podobnie, jako weterynarze, służymy naszym pacjentom i klientom najlepiej, gdy jesteśmy zaangażowani w naukowe podejście. Moja książka „Placebos for Pets?”, opublikowana w 2019 roku zawiera 10 lat przemyśleń i badań w tej dziedzinie. Oto ich esencja.
Skąd wiemy, co wiemy?
Jako profesjonaliści, którzy chcą promować zdrowie i leczyć pacjentów, w jaki sposób decydujemy, czy coś działa? Jedną z metod podejmowania tej decyzji jest osobiste doświadczenie: „Wypróbowałem ten suplement i moje kolano poczuło się lepiej, więc teraz wiem, że działa i każdy powinien go stosować”.
Z drugiej strony mamy podejście naukowe, które mówi: „Wiemy, że nasze obserwacje i doświadczenia są wadliwe i obarczone błędem. Dlatego potrzebujemy systematycznej metody, aby dowiedzieć się, co działa. Po prostu metoda – spróbuj i zobacz – nie wystarczy”.
Jednym z zaskakujących wniosków z moich badań nad niekonwencjonalnymi terapiami jest to, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak „medycyna alternatywna”.
Używając tej etykiety, jej zwolennicy próbują stworzyć kategorię, która jest zwolniona z rygorystycznych standardów naukowych, z którymi wszystko inne musi się mierzyć. Jak ujął to Tim Minchin, australijski muzyk i komik: „Medycyna alternatywna z definicji albo nie działa, albo udowodniono, że nie działa. Wiesz, jak nazywają medycynę alternatywną, która okazała się skuteczna? Medycyną”.
Niestety, anegdoty mają tę przerażającą cechę, że są zarówno niewiarygodne, jak i niezwykle przekonujące. I to jest sedno tego, co sprawia, że terapie, które i tak są nieskuteczne lub nieudowodnione, stają się popularne.
Medycyna alternatywna jest w rzeczywistości kategorią ideologiczną. Chociaż wiele z jej praktyk jest wzajemnie niezgodnych w teorii (na przykład podstawowe zasady homeopatii stwierdzają, że nie zadziała, jeśli dodasz do niej zioła, akupunkturę lub chiropraktykę), łączy je ideologiczna, a nawet polityczna idea, że historia i tradycja są wiarygodnymi dowodami, że indywidualne doświadczenie jest najważniejsze i nie potrzebujemy wymyślnych badań naukowych, aby powiedzieć nam, co działa, a co nie.
Jednocześnie obserwujemy niesamowitą, bezprecedensową poprawę zdrowia i długości życia u ludzi i zwierząt, odkąd zaczęliśmy stosować wobec nich naukowe podejście. My, ludzie, przeszliśmy od umierania, zanim zdążyliśmy dorosnąć lub, jeśli mieliśmy szczęście, dożyliśmy czterdziestki, do dzisiejszych czasów, w których często dożywa się późnej starości, ponieważ naukowo zrozumieliśmy zdrowie i choroby. Nauka działa lepiej niż opowieści.
Mit indywidualizacji terapii w medycynie alternatywnej
Jednym z powszechnych argumentów wysuwanych przez zwolenników medycyny alternatywnej jest to, że ich terapie nie mogą być badane przy użyciu metody naukowej, ponieważ są one z natury zaprojektowane tak, aby były zindywidualizowane dla pacjenta, podczas gdy nauka traktuje wszystkich pacjentów w ten sam sposób, a następnie porównuje wyniki.
Pogląd, że w medycynie alternatywnej indywidualizujemy terapie, a w medycynie opartej na nauce tego nie robimy, jest jednak jednym z największych mitów. Prawda jest taka, że każdy indywidualizuje terapię.
Problem polega na tym, jak wziąć informacje o grupach i wykorzystać je do kierowania leczeniem? Nauka robi to poprzez kontrolowane badania obejmujące placebo, zaślepienie, randomizację i inne strategie, uwzględniające nieodłączne błędy popełniane przez nasz mózg podczas rozumowania.
W medycynie opartej na dowodach naukowych rolą klinicysty jest interpretacja przydatności i użyteczności dowodów naukowych dla konkretnego pacjenta w jego kontekście.
Terapeuci posługujący się medycyną alternatywną również wykorzystują informacje zebrane od grup ludzi do prowadzenia indywidualnej terapii. Jednak informacje, których używają, to tradycja, zebrane anegdoty i osobiste doświadczenia.
Akupunkturzysta decyduje, że SP6 jest właściwym punktem do zastosowania u zwierzęcia z określonym niedoborem ciepła, wiatru lub chi, ponieważ akupunkturzyści leczyli zwierzęta przez wiele lat i właśnie to zauważyli. Jest to również przyjmowanie informacji od grup i stosowanie ich do jednostki, ale polegające na niekontrolowanych obserwacjach i przypadkowych informacjach, a nie na naukowo kontrolowanych informacjach.
Medycyna zachodnia vs. alternatywna – rzeczywistość czy błędne założenie?
Jest jeszcze coś, co często pojawia się w tych rozmowach: termin „medycyna zachodnia”. Musimy uciec od tego wyrażenia, które sugeruje, że nauka jest w jakiś sposób własnością kulturową Europy i Ameryki Północnej, a zatem mamy kulturowe uprzedzenia na jej korzyść.
Istnieje kilka problemów z tym założeniem. Po pierwsze, znaczna część medycyny alternatywnej pochodzi z Zachodu. Homeopatia została wynaleziona w Niemczech, a chiropraktyka w Stanach Zjednoczonych. Tak więc medycyna alternatywna nie jest mniej zachodnia niż cokolwiek innego, poza niektórymi specyficznymi tradycjami, takimi jak ajurweda i medycyna chińska.
Ponadto nauka działa wszędzie. Nie ma kraju na świecie, w którym medycyna naukowa nie byłaby najpopularniejszą i najskuteczniejszą formą terapii, o ile ludzie mają do niej dostęp. Na Tajwanie, gdzie medycyna chińska jest częścią kultury, tylko około 25% populacji korzysta z zabiegów medycyny chińskiej. Reszta to konwencjonalna medycyna naukowa.
„Medycyna zachodnia” to w zasadzie termin reklamowy, używany do insynuowania, że ludzie, którzy nie lubią alternatywnych terapii, są etnocentryczni. Użyjmy więc lepszego określenia. «Medycyna konwencjonalna», «oparta na nauce» i «oparta na dowodach» to bardziej trafne określenia.
Wzrost popularności medycyny „integracyjnej”
Mówiąc o etykietach, ostatnio przyjęło się używać słowa „integracyjny”, aby odzwierciedlić otwartość na terapie historycznie uważane za alternatywne. Założenie jest takie, że każda terapia jest narzędziem, wybierasz odpowiednie narzędzie do pracy i nie zwracasz uwagi na to, skąd pochodzi, ponieważ jest to nieistotne.
Brzmi to świetnie – o ile używasz tego samego standardu dowodów dla wszystkich narzędzi w swoim zestawie narzędzi. Ale jeśli łączysz homeopatię z antybiotykami, a antybiotyki są naukowo potwierdzone, a homeopatia nie, to mieszasz ze sobą rzeczy, które nie są równoważne pod względem ich legalności lub wartości. I nie sądzę, aby takie podejście przynosiło korzyści pacjentowi.
Jeden z moich ulubionych cytatów na ten temat pochodzi od Marka Crislipa, specjalisty chorób zakaźnych w medycynie ludzkiej. Powiedział on: „Jeśli zmieszasz szarlotkę z krowim łajnem, nie sprawisz, że krowie łajno będzie lepsze, sprawisz, że szarlotka będzie gorsza”.
Integracja terapii nie przynosi żadnych korzyści, chyba że wszystkie są równoważnie walidowane zgodnie z tymi samymi standardami.
Zatem „medycyna integracyjna” była w dużej mierze narzędziem reklamowym. Kiedy w latach 70. nazywano ją „alternatywną”, naprawdę miała być czymś, co robiło się zamiast medycyny konwencjonalnej. Ale kiedy ludzie naprawdę chorują, chcą leku, który działa i zwykle wybierają medycynę opartą na nauce.
Następnie przeszliśmy na medycynę „komplementarną”, co oznaczało, że stosowaliśmy te terapie jako dodatek do medycyny konwencjonalnej. Ale to sprawia, że czuje się ona jak obywatel drugiej kategorii, jakby nie była „prawdziwą” medycyną. Tak więc „integracyjna” stała się sposobem na powiedzenie, że wszystkie te terapie są równe, a mądra osoba miesza je ze sobą w razie potrzeby. Ale to pomija rzeczywiste różnice w dowodach.
Mimo że stosowałem akupunkturę w mojej własnej praktyce, nie nazwałbym tego, co robię „integracyjnym”, ponieważ nie wysuwam roszczeń wykraczających poza to, co potwierdzają dowody naukowe.
Przyjmuję to samo podejście oparte na dowodach do wszystkiego, co robię z pacjentami. A jeśli możesz mi udowodnić, że coś działa naukowo, to nie jest to „alternatywne” ani „integracyjne” w żadnym znaczącym sensie; to po prostu medycyna.
Akupunktura i ziołolecznictwo – naukowe spojrzenie na alternatywne terapie
Terapie alternatywne są bardzo zróżnicowane – od absolutnie niepotwierdzonych do opartych na nauce. Z jednej strony homeopatia prawie na pewno nie ma nic do polecenia i nigdy nie sugerowałbym, aby była stosowana zamiast innych terapii. Jest bezużyteczna i bezwartościowa – mamy wystarczająco dużo dowodów, aby to definitywnie stwierdzić.
Ponadto rzeczy, które nazywamy „medycyną energetyczną” – reiki, dotyk terapeutyczny i tak dalej – są zasadniczo działaniami opartymi na wierze. Opierają się one na pewnej mistycznej sile, której nie można badać ani manipulować nią w żaden naukowy sposób i należy w nią wierzyć i wyczuwać ją intuicyjnie. Kiedy próbujesz zbadać tę siłę, nie możesz jej wykryć ani sprawić, by działała.
Nie mam nic przeciwko temu, że ludzie wierzą w takie rzeczy – nie jestem tu po to, by odbierać komukolwiek jego wiarę, ale nie sądzę, by była to solidna podstawa do praktykowania medycyny. To sposób na powiedzenie: „Oto coś specjalnego, czego nie możemy zbadać naukowo, więc musisz nam zaufać”. A ja tego nie kupuję.
Ale, jak wspomniałem powyżej, jestem certyfikowanym akupunkturzystą. Wziąłem udział w kursie weterynaryjnej akupunktury medycznej u Nardy Robinson, na Uniwersytecie Stanowym Kolroado, ponieważ podchodzi ona do tej metody leczenia w możliwie najbardziej naukowy sposób.
Odrzucamy wszystkie yin i yang, chi i mistyczne rzeczy i mówimy: „Wbijanie igieł w zwierzęta wyraźnie wywołuje efekty, które można zmierzyć fizjologicznie, więc czy te rzeczy są przewidywalne i korzystne?”.
Mówię klientom, że nadal nie jestem przekonany o jej przydatności, ale jeśli akupunktura jest wykonywana ostrożnie przez kogoś, kto zna się na anatomii, jest stosunkowo mało ryzykowna. I tak długo, jak nie jest używana jako substytut czegoś, co działa lepiej, z przyjemnością świadczę tę usługę.
Wolałbym raczej robić to sam, uczciwie ujawniając informacje, niż wysyłać klientów do weterynarza medycyny chińskiej, który każe im odstawić niesteroidowe przeciwzapalne leki przeciwbólowe, przejść na surową dietę i zrezygnować ze szczepionek – co w mojej ocenie jest szkodliwe.
Ziołolecznictwo jest nawet bardziej obiecujące niż akupunktura, ponieważ wyraźnie widać, że substancje chemiczne zawarte w roślinach działają w organizmie.
Wiele z naszych leków zawiera substancje roślinne, ale przebadano ich działanie naukowo. Problem polega na tym, że wiele osób praktykujących ziołolecznictwo opiera się na tradycyjnych schematach, takich jak medycyna chińska czy ajurweda, i niechętnie podchodzi do pełnego naukowego badania swoich terapii.
Myślę, że niektóre terapie ziołowe mogłyby okazać się niezwykle użyteczne, gdybyśmy porzucili mistyczne, tradycyjne schematy stojące za nimi lub przekonanie, że są one skuteczne tylko dlatego, że są stosowane od dawna i zamiast tego zbadali je naukowo.
Pułapki w medycynie weterynaryjnej
Jako lekarze weterynarii żyjemy w świecie ubogim w informacje. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie mamy tylu dowodów, ile byśmy chcieli, i nie mamy zasobów, aby opracować pożądane badania.
Niestety sprawia to, że jesteśmy podatni na przyjmowanie terapii, dla których nie mamy jeszcze uzasadnionych dowodów. Dotyczy to zarówno terapii konwencjonalnych, takich jak leczenie komórkami macierzystymi czy tramadolem (lek przeciwbólowy), jak i terapii alternatywnych.
Mamy monopol na praktykowanie medycyny weterynaryjnej. Częścią umowy, którą zawarliśmy ze społeczeństwem, jest to, że będziemy leczyć w sposób oparty na nauce. Jest to zapisane w naszym kodeksie etycznym.
Myślę jednak, że zbyt wygodnie jest nam opierać się na doświadczeniu i anegdocie, co prowadzi nas do zaufania nowym lub mało prawdopodobnym terapiom bez wystarczających rzeczywistych dowodów.
Tramadol był powszechnie stosowany jako środek przeciwbólowy, dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że nie działa na psy. Ilu pacjentów nie uzyskało kontroli bólu, ponieważ nie czekaliśmy na dowody? To samo dotyczy większości terapii alternatywnych, a problem jest jeszcze większy, ponieważ tak wielu ich zwolenników aktywnie opiera się rygorystycznym testom naukowym.
Musimy włożyć pracę i zaangażować się w metody naukowe. Kilka osób podejmuje pewne wysiłki, aby to zrobić – dr Robinson w akupunkturze i Susan Wynn w ziołolecznictwie – ale wiele osób próbuje uzyskać pozory legitymacji naukowej bez wykonywania pracy.
Uważam, że błędem jest pozwalanie na kontynuowanie tego procederu. Musimy dowiedzieć się, czy którakolwiek z tych terapii naprawdę działa i jest bezpieczna, i musimy zrezygnować z tych metod leczenia, które nie są w stanie odpowiednio udowodnić swojego bezpieczeństwa i skuteczności.
Cel: więcej rozsądku
Medycyna alternatywna jest z natury kontrowersyjnym tematem i to jest niefortunne. Gdybyśmy skupili się na ważności idei i dowodach za i przeciw poszczególnym terapiom, rozmowa nie musiałaby być tak osobista i wroga, jak to często bywa. Ale przywiązujemy nasze ego i tożsamość do rodzaju medycyny, którą praktykujemy.
Jeśli spędziłeś 20 lat na robieniu czegoś i uzasadnieniem tego, dlaczego to robisz, jest twoje 20-letnie doświadczenie, to moje powiedzenie: „Dowody mówią, że to nie działa” jest osobistym atakiem na ciebie, twoje doświadczenie i twoje kompetencje – i to jest niefortunne. Najbardziej obrażają się ludzie, którzy czują, że unieważniam ich doświadczenie.
Moja odpowiedź jest taka, że nie unieważniam twojego doświadczenia ani twojego życia; unieważniam możliwość zastosowania twoich osobistych doświadczeń do ogólnej populacji oraz do ogólnego bezpieczeństwa lub skuteczności terapii medycznych.
Jeśli chcesz anegdotycznych doświadczeń, mamy tysiące lat historii pokazującej, że anegdotyczne dowody nie działają, a nauka działa lepiej. Co ważniejsze, mamy na to również dowody naukowe.
Medycyna chińska istnieje od naprawdę długiego czasu, a przez większość tego czasu nie dożywaliśmy trzydziestki czy czterdziestki. Nigdy nie pozbyliśmy się ospy ani nie osiągnęliśmy niczego podobnego do tego, co zrobiliśmy od czasu pojawienia się badań naukowych.
Istnieją dobre powody, by wierzyć, że nauka działa lepiej. Myślę, że to niefortunne, że dajemy się wciągnąć w osobiste i emocjonalne debaty, podczas gdy powinniśmy skupić się na spójnych, obiektywnych i naukowych testach proponowanych terapii, a nie na tym, co czujemy lub w co wierzymy.
- Debunking the myths and misnomers of alternative medicine. Raport Bowmana, 25 kwietnia 2021 r.
- Źródło: https://bowmanreport.com/blogs/all-articles/debunking-myths-of-alternative-medicine