Ból chroni nas i zapobiega zrobieniu sobie krzywdy. Jest świetnym nauczycielem, którego lekcje pamiętamy do końca życia. Wystarczy, że raz poczujemy go w określonych okolicznościach, a już zawsze będziemy unikać podobnych sytuacji. Zginęlibyśmy bez bólu.
Wiem, że te słowa brzmią dziwnie, ale ból naprawdę jest potrzebny - inaczej nie mielibyśmy jego receptorów. Dlatego współczuję osobom z genetycznymi wadami uniemożliwiającymi odczuwanie bólu. Współczuję też pacjentom, którzy są skazani na chroniczny ból. Okazuje się, że nawet ból fantomowy, czyli odczuwany mimo braku jakiejkolwiek przyczyny, wywołuje poważne zmiany w organizmie pacjenta. Jak donosi "New Scientist" (26 Nov. 2016), każdy rok przewlekłego bólu sprawia, że w tym czasie mózg chorego kurczy się tyle samo co mózg zdrowej osoby w ciągu 10-20 lat. To przerażająca wiadomość. Jaka jest więc przyczyna chronicznego bólu?
Naukowcy twierdzą, że to zaburzenia w prawidłowym funkcjonowaniu układu nerwowego. Mózg lub rdzeń kręgowy odbierają sygnały z receptorów bólu, chociaż nie ma podstaw do ich powstawania. W efekcie pacjent decyduje się na leki przeciwbólowe - coraz silniejsze, ponieważ organizm przyzwyczaja się do nich i wpada w uzależnienie. Podobno w samych tylko Stanach Zjednoczonych w 2012 r. lekarze wydali 259 mln recept na opioidy - więcej niż jedną na każdego dorosłego mieszkańca. Ale czy osoby cierpiące na chroniczny ból spotykają się ze zrozumieniem ze strony lekarza? Jak wytłumaczyć to, że cierpię, skoro nie widać, bym się uderzyła lub coś sobie złamała, a badania kontrolne wskazują na idealny stan zdrowia?
Dotyczy to np. chorób reumatycznych: nie widać po pacjencie, że choruje, a przecież w niektóre dni nie może się ruszyć z łóżka. Istnieją dowody naukowe na to, że chroniczny ból uszkadza szarą istotę w mózgu. A zatem tomografia komputerowa lub rezonans magnetyczny mogłyby wyjaśnić, czy mamy do czynienia z poważnym przypadkiem bólu idiopatycznego, czy może z pacjentem hipochondrykiem. Z drugiej strony, hipochondrykowi chodziłoby właśnie o wykonanie takich badań - wszak cel uświęca środki, a celem jest zwrócenie na siebie uwagi. Na pewno byłoby to pomocne w rozpoznawaniu narkomanów i lekomanów: brak zmian w mózgu dowodzi braku chronicznego bólu. Ale to nie rozwiązuje problemu samego chronicznego bólu u pacjentów, którzy naprawdę z jego powodu cierpią.
Przewlekły ból to schorzenie autoimmunologiczne. U osób, które go doświadczają, obserwuje się coś w rodzaju letargu, rozdrażnienie i depresję. A przecież choroby autoimmunologiczne wiążą się również ze stanami zapalnymi. W przypadku przewlekłego bólu są to zmiany w komórkach glejowych (wraz z neuronami tworzących układ nerwowy). Glej odpowiada za połączenia między neuronami i ich prawidłową komunikację. Skoro to właśnie ta tkanka jest odpowiedzialna za chorobę, to powinny pomóc leki hamujące aktywność komórek glejowych.
Ponadto naukowcy zajmujący się układem nerwowym uważają, że chroniczny ból łączy się z cierpieniem emocjonalnym, a nie fizycznym. Twierdzą, że być może kiedyś istniały podstawy do jego odczuwania, tyle tylko, że już ich nie ma, ale organizm nie przyjął tego do wiadomości, więc nadal cierpimy. Jest to niezwykle szkodliwe - udowodniono, że zmiany w hipokampie i ciele migdałowatym (normalne w bólu przewlekłym) mogą rozszerzać się na inne obszary mózgu.
Pojawił się jeszcze jeden pomysł na łagodzenie objawów przewlekłego bólu - technika mindfulness. Okazała się już pomocna w leczeniu fibromialgii i bólów krzyża związanych np. z zapaleniem korzonków nerwowych.
Kiedyś lekarz (w trakcie diagnozowania innego schorzenia) powiedział mi: "Jak pani widzi, istnieje wiele możliwości terapii. Świadczy to o tym, że żadna nie jest w stu procentach skuteczna". Ale przecież lepiej robić cokolwiek, niż bezczynnie czekać nie wiadomo na co, zwłaszcza jeśli zagrożony jest nasz mózg. Dlatego pacjenci z przewlekłym bólem powinni wypróbować technikę mindfulness, a naukowcy - przyłożyć się do znalezienia lekarstwa.
(no)