Samuel Thomson: niezwykły zielarz

Wzbudzał uznanie, ale również mnóstwo kontrowersji. Jego metody musiały być jednak w większości przypadków skuteczne, skoro pomimo kilku spraw sądowych z powodu chybionych terapii zdołał zdobyć ogromne zaufanie pacjentów. Dodajmy, że Samuel Thomson (1769-1843) był samoukiem.

18 październik 2018
Artykuł na: 4-5 minut
Zdrowe zakupy

W początkach XIX w., gdy zaczynał medyczną karierę, sprawowanie opieki lekarskiej wiązało się z dużym ryzykiem. Brak higieny, nieznajomość zasad dezynfekcji rąk i narzędzi chirurgicznych oraz częste podawanie trucizn w celach leczniczych - to wszystko prowadziło do wysokiej śmiertelności pacjentów i osłabiało zaufanie chorych do lekarzy. Powszechnie szukano więc pomocy u osób bez wykształcenia medycznego i dyplomu, których metody terapeutyczne dawały dobre rezultaty.

19-letni Samuel, mieszkający wówczas w stanie New Hampshire (USA), doznał podczas rąbania drewna urazu kostki u nogi. Rana nie goiła się mimo pomocy udzielonej mu przez lekarza. Wówczas Thomson samodzielnie, dzięki wiedzy zdobytej w dzieciństwie od miejscowej zielarki, przygotował i zastosował miksturę z korzenia żywokostu i terpentyny.

Rośliny i ich terapeutyczna moc fascynowały go już wcześniej. W ramach chłopięcych eksperymentów odkrył przeczyszczające działanie lobelii, rośliny z rodziny dzwonkowatych, która stała się później jednym z głównych składników jego terapeutycznych mieszanek. Źródła podają, że szybko zaczął odnosić spektakularne sukcesy (m.in. wyleczył się z ciężkiej odry, a także uratował życie swojej żonie), które przyniosły mu rozgłos w lokalnej społeczności i spowodowały falę zgłoszeń pacjentów. Pomagał wtedy, gdy zawodziły znane wówczas metody konwencjonalnego leczenia. Nieustannie tworzył kolejne ziołowe mikstury, opierając się na wiedzy i doświadczeniu swoim oraz innych zielarzy.

Samuel Thomson

Z czasem opracował cały system leczenia zwany thomsoniańskim. Głosił, że każdy może leczyć się sam, korzystając z dostępnych roślin. Zdecydowanie krytykował ówczesną medycynę, przypisuje się mu nawet następujące słowa: "Wiele z tego, co jest dzisiaj nazywane lekarstwem, to śmiertelne trucizny, a gdyby ludzie wiedzieli, co podaje się im w ramach leczenia, absolutnie odmówiliby przyjęcia tych substancji". Oczywiście nie mogło się to podobać środowisku lekarskiemu. Krytykowano go za brak wykształcenia medycznego i nieznajomość anatomii. W 1809 r. doszło do procesu, w którym Samuel Thomson został oskarżony o spowodowanie śmierci jednego ze swoich pacjentów. Nowoczesna medycyna musiałaby jednak przyznać, że Thomson miał sporo racji. W jego czasach zachwycano się np. morfiną jako panaceum na kaszel, a powszechnie stosowanym środkiem przeczyszczającym był specyfik na bazie rtęci.

Tymczasem nasz bohater lekceważył te rozwiązania i np. kaszel leczył za pomocą łaźni parowych i ziół. Wydawał ponadto pisma ze wskazówkami terapeutycznymi, a za określoną kwotę każdy mógł nabyć od niego uprawnienia i specyfiki do leczenia własnej rodziny. Źródła podają, że około 1806 r. Thomson z powodzeniem zastosował swój system w leczeniu ofiar żółtej febry w Bostonie i Nowym Jorku. Ze strony oficjalnej medycyny spotykała go nie tylko krytyka, niektórzy lekarze mu sekundowali. Reformatorskie działania Thomsona wspierał m.in. wybitny lekarz Benjamin Waterhouse (1754-1846), współzałożyciel i profesor Harvard Medical School, zwolennik wprowadzenia szczepień ochronnych przeciwko ospie (sam ostro za to krytykowany przez kolegów po fachu).

Thomson podróżował po kraju, promując ziołolecznictwo, i zachęcał do tworzenia towarzystw botanicznych. Udało mu się nawet opatentować część leków, do których pilnie strzegł własnych praw. Z tego powodu zyskał opinię pieniacza zajętego ściganiem podróbek pigułek z lobelią. Niektórzy z jego uczniów założyli własne szkoły zielarskie lub zajęli się naukowym badaniem leczniczych właściwości roślin, przyczyniając się w ten sposób do rozwoju fitomedycyny. Kontrowersje, jakie zielarskie praktyki Samuela Thomsona wzbudzały ponad dwa wieki temu, mogą dziś dziwić, zwłaszcza że ówczesna oficjalna medycyna wykorzystywała metody o wiele bardziej ryzykowne. Dziś wielu wybitnych lekarzy zaleca swoim pacjentom zioła czy leki ziołopochodne i nawet nie nazywa się tego medycyną alternatywną.

Mirosław Usidus

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 6/2018
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny