Powstanie mediów społecznościowych odmieniło nasze spojrzenie na kontakty międzyludzkie. I choć z jednej strony zbliżyło nas to do potencjalnie nieograniczonej liczby znajomych, to z drugiej odcina nas od rzeczywistości i kontaktu z prawdziwym człowiekiem. Siłą rzeczy tak głębokie zmiany kulturowe nie ominęły świata medycyny. Tylko czy zdrowie człowieka, a co za tym idzie także jego życie, to sprawy, w których możemy w pełni zaufać informacjom z sieci? Robienie zakupów przez internet to jedno, ale szukanie porad zdrowotnych i wcielanie ich w życie to już zupełnie inna sprawa. Tymczasem w mediach społecznościowych nieustannie powstają grupy zawiązywane przez chorych, których łączy wspólna diagnoza. Powstał, nazwijmy to, pacjent internetowy, bardziej skłonny do szukania pomocy w sieci niż w gabinecie lekarza.
Wydawać by się mogło, że wymiana doświadczeń, wsparcie osób, które na drodze do zdrowia są o kilka kroków przed nami, to nic złego. Rozmowa z osobą dzielącą nasze problemy jest przecież podstawą wielu terapii psychologicznych w szczególnie trudnych sytuacjach życiowych. Gdzie kryje się więc zagrożenie? Ufamy, przeświadczeni o szczerości ludzkich intencji, że każda osoba, zwłaszcza jeśli łączy nas z nią ta sama choroba, naprawdę chce nam pomóc. Nieznajomy z internetu staje się dla nas wzorem przechodzenia przez proces leczenia. Pokrzepiamy się myślą, że jeśli komuś udało się odzyskać zdrowie, to nasze zmagania również zakończą się sukcesem. Niekiedy ta wiara w wiedzę i doświadczenie innego chorego przybiera jednak patologiczne formy.
O zgrozo, większość wpisów internetowych zaczyna się od wklejenia swoich wyników badań laboratoryjnych, po czym następuje lawina komentarzy osób z podobnymi wynikami - post zalewają interpretacje dokonywane przez pacjentów. Pojawiają się pomysły na terapię i suplementację, niejednokrotnie przechodzące w kłótnie pomiędzy frakcjami wierzącymi w różne sposoby leczenia. Wiele komentarzy opatrzonych jest zdjęciami cudownych leków, które na pewno pomogą - stają się one niemal ulotką reklamową. Jednak najgorsze są teorie snute przez członków takich grup, którzy mienią się specjalistami, lepszymi od lekarzy, i dają sobie prawo do stawiania diagnozy. Dochodzi czasami do tego, że jeden chory zmienia innemu dawkowanie leków! A co najgorsze, ludzie w to wierzą i stają się królikami doświadczalnymi domorosłych medyków.
Wyjątkowo groźne zjawisko można zaobserwować na forach internetowych dla młodych mam, które nie mając jeszcze doświadczenia w opiece nad dziećmi, szukają wsparcia u innych matek. Bo na kim polegać, jeśli nie na kobiecie z większym doświadczeniem? Niezwykle często pojawiają się wpisy opatrzone zdjęciami maluchów. Na tych fotkach możemy znaleźć niemal wszystkie rodzaje wysypek, krostek, ran, odparzeń i wszelkich anomalii. O ile dodatkowe zasięgnięcie rady nie byłoby niczym złym, o tyle zatrważają pytania towarzyszące przedstawianym zdjęciom: co to jest? czy muszę iść do lekarza? Inne mamy zamiast ograniczyć się do komentarza, który podpowiada zdrowy rozsądek: skonsultuj się z pediatrą, popisują się swoją pseudonaukową wiedzą: u mojego dziecka to była ospa, u mojego pokrzywka, a w ogóle to lekarze się nie znają, namocz dziecko w rumianku itp.
Kolejne zagrożenie to nadużywanie suplementów. O ile dostęp do leków w Polsce został objęty szczelnym systemem zabezpieczeń, o tyle rynek produktów dietetycznych i suplementów może rozwijać się w zasadzie bez ograniczeń, zwłaszcza w internecie. Polecane na internetowych forach produkty, często niedostępne na naszym rynku, chory musi sprowadzić z zagranicy. I tak tysiące zmanipulowanych członków grupy, namówionych przez innych pacjentów, zamawia preparaty o wątpliwym składzie i podejrzanej jakości. Pacjenci przyjmują dziesiątki suplementów, łykają garściami witaminy i mikroelementy, niekiedy wzajemnie modyfikujące swoje działanie.
Chorzy szkodzą sobie, a winą za brak sukcesu w terapii obarczają "niedouczonych" lekarzy i przepisywane przez nich leki. Bo w jaki sposób witaminy czy mikroelementy mogłyby zaszkodzić? Niestety zarówno witaminy, jak i mikroelementy podawane w nieodpowiednich dawkach i bez kontroli lekarza są zagrożeniem dla zdrowia. Konsekwencje ich przedawkowania mogą być tragiczne w skutkach.
Nie wszystkie porady, jakie znajdujemy w odmętach internetu, są złe. Jest wiele rzetelnych portali wiedzy z zakresu zdrowia. Jednak media społecznościowe wydają się najgorszym wyborem, jeśli szukamy profesjonalnej porady. Nic nie zastąpi kontaktu pacjenta z lekarzem, a diagnoza przez internet z założenia jest obarczona olbrzymim błędem i nie jest dopuszczalna w medycynie. Wiele aspektów leczenia, nawet jeśli jest jeden złoty standard dla danej choroby, ustala się indywidualnie w zależności od naszego wieku, trybu życia i przebytych bądź współistniejących chorób. To może ocenić tylko lekarz podczas badania. Czasem nawet drobnostka wyłapana przez spostrzegawczego lekarza może zaważyć na powodzeniu terapii.
(km)