Korzenie tej kosmicznej metody uzdrawiania sięgają 80 lat wstecz. Mówiono o niej wtedy technologia Rife'a, na cześć dr. Royala Raymonda Rife’a, jednego z największych ekspertów w dziedzinie leczenia elektromagnetycznego. Sceptycy lekceważąco określali ją "technologią czarnej skrzynki", bo Rife początkowo używał prostego, czarnego pudełka, w którym ukryty był generator częstotliwości elektrycznej z licznikami i tarczami pomiarowymi.
Od tego czasu technologia ta uległa wielu przeobrażeniom, nie zmieniły się jednak jej podstawowe założenia. Badacz elektroniki Jimmie Holman, stojący na czele mieszczącej się w Dallas w Teksasie firmy Pulses Technologies, produkuje dziś generatory częstotliwości elektrycznej wytwarzające sygnały elektryczne, które - jego zdaniem - mogą dostroić się do częstotliwości komórkowej każdej bakterii, wirusa czy patogenu. W ten sposób blokują możliwość wywoływania chorób. Takie częstotliwości, właściwe dla każdej grupy patogenów, nazywane są "oscylatorami śmiertelnego tempa" (mortal oscillatory rates, MORs).
Tętniąca elektrownia
Była lekarka, a obecnie doktor naturopatii Julia Schulenburg, dyrektor Centrum Medycyny Holistycznej w Dallas w Teksasie, w codziennej pracy z pacjentami często używa sprzętu Pulsed Technologies. Choć na mocy teksańskiego prawa jako naturopata nie może leczyć ani stawiać diagnoz, wielu z jej pacjentów odczuło poprawę swojego stanu po terapii EM w przypadku szeregu schorzeń, takich jak:
• bezsenność, ból i alergie
• schorzenia zakaźne, infekcje i rany
• niedrożność gruczołu limfatycznego
• usuwanie z organizmu śladów toksyn, chemikaliów, pestycydów, metali ciężkich, itp.
• ogólne osłabienie organów
• zakłócenia komunikacji międzykomórkowej, blokady czakr, energii chi
• stres biologiczny
• dodatkowo terapia była pomocna przy poprawie wchłaniania leków homeopatycznych
Julia Schulenberg pomogła w ten sposób wielu pacjentom z rozmaitymi przypadłościami.
Bezsenność: "Miałam pacjenta cierpiącego na bezsenność. Przyjmował lek nasenny Lexapro. Po siedmiu kolejnych sesjach P3+ (nazwa jednego z urządzeń Holmana) zasypiał już bez leków."
Borelioza: "Trafiła do mnie kobieta po czterdziestce, która po 10 latach leczenia wciąż nie była w stanie prowadzić normalnego życia ani pracować. Nie tolerowała już antybiotyków, szkodziły jej nawet terapie ziołowe i suplementy; miała po nich mdłości. Po pięciu tygodniach terapii łączonej, na którą składały się zabiegi dwoma urządzeniami Holmana (PPLED i P3+), była w stanie przyjmować suplementy i zioła. Ataki boreliozy więcej się nie pojawiły. Korzystając z terapii sprzętem opartym na częstotliwości prądu i przyjmowania suplementów, w ciągu roku była w stanie wrócić do normalnego życia".
Bóle stawów: "Jeden z pacjentów, mężczyzna po sześćdziesiątce, miał tak sztywne stawy dłoni, że nie był w stanie zacisnąć jej w pięść ani niczego pewnie chwycić. W czasie chodzenia bolały go też obie stopy i ramiona. Nie mógł podnieść rąk ponad głowę bez odczuwania bólu. Miał też dolegliwości innych stawów. Po dwóch miesiącach terapii sprzętem PFG2Z i suplementacji mógł niemal bezboleśnie podnieść ręce, wrócić do zwykłego trybu życia i zaciskać dłonie w pięści".
Mechanizm działania ma polegać na przesyłaniu sygnałów elektrycznych w głąb ciała za pomocą elektrod. Ponieważ sygnał jest dostrajany do unikalnej częstotliwości patogenów, nie uszkadza pozostałych komórek. Jedyny znany dotychczas skutek uboczny to rzadko występująca reakcja toksyczna pojawiająca się, gdy patogeny są neutralizowane, a ciało usuwa osłabione komórki z organów i tkanek.
Dla wielu ta metoda brzmi jak science-fiction. Trudno się temu dziwić, bo przemysł medyczny i uniwersytety na całym świecie postrzegają organizm ludzki jako mechanizm przede wszystkim biochemiczny. Jednak nie od dziś wiemy, że wszystkie żywe istoty emitują nie tylko energię elektryczną, ale też fotonową i kwantową. Badacze udowodnili, że wewnątrzustrojowe pola elektryczne oparte na prądzie stałym biorą udział w licznych procesach zachodzących w organizmie.
W latach 60. wielu naukowców, w tym ortopeda Robert O. Becker (profesor w Upstate Medical Centre na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku, Syracuse, a także dyrektor chirurgii ortopedycznej w Veterans Administration Hospital w Syracuse), eksperymentowało z wykorzystywaniem prądów elektrycznych do leczenia złamanych kości i ran.
Ostatnio zaczęły pojawiać się kolejne dowody na to, że pole elektryczne reguluje i wpływa na prawidłowy przebieg procesów komórkowych, m.in. takich jak embriogeneza. Stwierdzono również, że oscylatory niskich częstotliwości mogą odgrywać rolę w synchronizacji neuronów mózgowych, regulacji cyklu dobowego organizmu oraz reakcjach biochemicznych związanych z napięciem. Naturalne pole elektryczne ciała (tzw. biopole) może nawet brać udział w procesie samoleczenia.
- Trzeba zdawać sobie sprawę, że wszystkie reakcje chemiczne odbywają się również na poziomie elektrycznym - tłumaczy dr Steve Haltiwanger, niezależny badacz i patolog, a także specjalista medycyny środowiskowej, neurologii ortomolekularnej i psychiatrii biologicznej. - Materię można badać zarówno na poziomie fal, jak i cząsteczek. Komórki ciała da się porównać do radia kryształkowego. Ściany komórkowe gromadzą potencjał elektryczny i transportują energię, a białka pełnią rolę półprzewodników. Ciało wykazuje właściwości elektroniczne nawet na najgłębszym poziomie: jest skupiskiem pól energetycznych - dodaje dr Haltiwanger.
Naukowcy, z niemieckim fizykiem Fritzem Albertem Poppem na czele, niejednokrotnie udowadniali, że wszystkie organizmy żywe, łącznie z ludźmi, emitują słabe promienie świetlne. Te mikroskopijne biofotony (cząsteczki świetlne) udaje się uchwycić zarówno na powierzchni ciała, jak i poszczególnych komórek. Uważane są one, wraz z kwantami, za kluczowe czynniki komunikacji międzykomórkowej, a także wzrostu i podziału komórek.
Haltiwanger wyjaśnia, że organizmy żywe i ich komórki składają się z molekuł o właściwościach ciekłych kryształów, dzięki czemu mają elektryczną właściwość rezonowania na określonych częstotliwościach, podobnie jak anteny. Gdy do komórek trafiają właściwe częstotliwości, molekuły te na zasadzie rezonansu przyswajają energię, a wraz z nią informacje.
Receptory komórkowe mogą być aktywowane za pomocą sygnałów chemicznych (leków, ziół, suplementów diety) lub poprzez pole elektromagnetyczne (EMF) o określonej amplitudzie i częstotliwości w procesie zwanym sprzężeniem układu elektrycznego.
Zdaniem Haltiwangera, sygnały elektryczne mogą wpływać na patogeny, a określone częstotliwości mogą również wspomagać funkcje lecznicze ciała poprzez wzmacnianie przewodnictwa ścian komórek, a także wspierać ogólne procesy komórkowe. Tu warto na chwilę przerwać i powrócić do Jimmiego Holmana, współzałożyciela Pulsed Technologies.
Mistrz gry na nerwach
Na początku lat 90. Holman padł ofiarą dwóch wypadków samochodowych, których sprawcami byli nieubezpieczeni, pijani kierowcy. Kariera tego 25-letniego badacza elektroniki została nagle przerwana. Czekał go niemal rok codziennej rehabilitacji za pomocą zabiegów medycyny konwencjonalnej. Nie zmniejszyło to jednak koszmarnego bólu i ogólnego osłabienia, które towarzyszyły mu przez cały czas od chwili wypadku. Spać mógł tylko na podłodze lub wyprostowany na krześle. Chodził wyłącznie o lasce, a lekarze twierdzili, że i tak ma sporo szczęścia, bo mogło być znacznie gorzej.
Chwilową ulgę przynosiła terapia przezskórnego pobudzania nerwów (TENS), wykorzystująca elektrody transmitujące prąd elektryczny o niskiej częstotliwości, przykładane w pobliżu uszkodzonego miejsca. Jednak zanim udało mu się wrócić z przychodni do domu, ból nasilał się i Holman musiał sięgać po silne leki. - W tym czasie albo byłem ciągle u lekarza, albo siedziałem nieprzytomny w domu - mówi Holman. - Nie mogłem zebrać myśli. Nie mogłem pracować. I choć nigdy nie rozważałem samobójstwa, wtedy pomyślałem: w ten sposób nie warto dalej żyć.
Zaintrygowały go jednak krótkotrwałe efekty, które dawała terapia TENS. Postanowił dowiedzieć się, na jakiej zasadzie działa to urządzenie. Ale jego lekarz nie miał pojęcia.
Rozczarowany możliwościami leczenia konwencjonalnego i poszukujący jakiejkolwiek ulgi, Holman zwrócił się w stronę medycyny alternatywnej. Chciał nie tylko, choć na chwilę, pozbyć się bólu, ale też faktycznie wyzdrowieć. Pierwsze kroki skierował do gabinetu miejscowej lekarki, zajmującej się kręgarstwem. Podobnie jak jego poprzedni lekarz obok innych metod, ona też wykorzystywała TENS. Pewnego dnia postanowił zadać jej to samo pytanie o zasady działania urządzenia. - Bez wahania wyjaśniła, że urządzenie emitowało elektroniczny "szum", który zakłócał sygnały informujące o bólu, wysyłane w stronę mózgu - opowiada Holman. - Jej zdaniem metoda ta nie leczyła, a jedynie wyciszała ból.
Holman wcześniej pracował przy tworzeniu rządowych systemów inwigilacyjnych nadających na nietypowych częstotliwościach i superkomputerów dla władz różnego szczebla. Rozpracowanie urządzenia wykorzystywanego w terapii TENS było więc dla niego dziecinnie proste. W kilka dni stworzył własny egzemplarz, wykorzystując walające się po domu części. Dodał kilka ulepszeń, takich jak program pozwalający wybierać zakres sygnałów o wysokiej częstotliwości. Po kilku dniach stosowania swojego ulepszonego modelu odczuł pierwsze efekty. Najpierw ból znacznie się zmniejszył. Następnie poczuł coś jeszcze - jego ciało zdrowiało.
W ten sposób zaczęła się jego dwudziestoletnia przygoda z leczeniem energią elektryczną. Zdaniem Holmana ta unikalna technologia może mieć tak szerokie zastosowanie, że naukowiec porównuje swoje odkrycie do badania kosmosu.
Ciernista droga
Dziś pojawia się coraz więcej dowodów naukowych na skuteczność urządzeń wymyślonych przez Holmana i Holtiwangera. Opublikowano wiele wyników badań, według których żywe komórki mają elektryczne właściwości: niektóre biomolekuły działające jak nadprzewodniki mogą brać udział we wzroście komórek nerwowych.
Istnieją także badania wskazujące, że krótkie, silne impulsy pola magnetycznego o minimalnej amplitudzie wykorzystywane w medycynie działają szybko, są wydajne i często pozwalają uniknąć interwencji chirurgicznej. Dodatkowym argumentem za wykorzystywaniem częstotliwości elektrycznej w medycynie są liczne świadectwa pacjentów i lekarzy. Mimo to środowisko naukowe wciąż jest niechętne badaniu potencjalnych korzyści, jakie mogą przynieść opisywane tu odkrycia, a lekarze wykazują zadziwiającą niechęć do badania możliwości, jakie niesie leczenie elektromagnetyczne (EM).
Technologia "czarnej skrzynki" u zwolenników medycyny konwencjonalnej budzi jeszcze większy popłoch niż większość terapii uzupełniających i alternatywnych. Wstrzymanie prac nad maszyną do terapii EM, prowadzonych na zlecenie francuskiego rządu przez inżyniera elektryka Antoine’a Priora w latach 60. i 70., to jeden z bardziej wymownych przykładów.
Do wiadomości mózgu
Jak twierdzi dr Steve Haltiwanger, zanim porzucił praktykę lekarską na rzecz prowadzenia badań, osiągał zadowalające efekty, stosując instrumenty wykorzystujące częstotliwości elektryczne u pacjentów z artretyzmem. Dodatkowo zalecał im przyjmowanie substancji odżywczych.
Jak tłumaczy powodzenie tej terapii? - Produkując sygnał zmniejszający stan zapalny, przekształca się osłabione komórki w zdrowe - wyjaśnia. Podaje też inny przykład: pacjentki ze stwardnieniem rozsianym, u której zaobserwowano "niezwykłe zmiany neurologiczne".
- Jej stan był bardzo ciężki. Nie mogła podnieść stopy z podłogi na dłużej niż sekundę. Po sześciu dniach terapii była w stanie ustać na jednej stopie bez pomocy przez 120 sekund. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużych zmian u pacjenta z tą chorobą - mówi.
Badania Antoine’a Priora zostały przerwane pod naciskiem onkologów, gdy we Francji zmienił się rząd. To tym dziwniejsze, że wykorzystanie wielokrotnych sygnałów EM zaowocowało "ostateczną, całkowitą remisją śmiertelnych guzów i infekcji u setek zwierząt doświadczalnych". Inżynier badający energię nuklearną i wielki zwolennik leczenia za pomocą energii Thomas Baerden pisał wtedy: "fizycy i biolodzy nie są w stanie nawet wyobrazić sobie, jaki mechanizm stoi za tym działaniem leczniczym".
Ale nie tylko sceptycyzm środowisk naukowych, brak odpowiednich funduszy i fakt, że metoda stanowiła konkurencję dla przemysłu farmaceutycznego sprawiły, że do dziś nie jest ona powszechnie znana. Za taki stan rzeczy można winić też "przejęcie" tej metody przez entuzjastów medycyny alternatywnej, bez większego doświadczenia w dziedzinie wykorzystywania pola elektrycznego w celach leczniczych. Zaczęli sprzedawać wynalazki, co prawda oparte na odkryciach Rife'a, ale często mało skuteczne. Urządzenia te bazowały na falach słyszalnych o częstotliwościach nie przekraczających często 15 tys. Hz. A jak podkreśla Holman, większość patogenów operuje na częstotliwościach przewyższających 300 tys. Hz.
Jak to możliwe, że część z tych urządzeń mimo wszystko daje pewne rezultaty? Najpopularniejsza teoria mówi o dodatkowo przez nie produkowanych falach kwadratowych. Takie fale "skaczą" od jednej ustawionej częstotliwości do drugiej, na każdej przebywając przez równy odcinek czasu, co na wykresie wygląda jak "ząbkowane" blanki średniowiecznego zamku. W ten sposób co jakiś czas automatycznie dostrajają się do częstotliwości sto, a czasem i tysiąc razy wyższej niż ta domyślnie ustawiona.
Brzmi skomplikowanie? Inaczej można to wyjaśnić na przykładzie muzyki. Gdy wybierzemy środkowe C na dowolnym instrumencie strunowym, wyższe i niższe C będą jednocześnie wibrować, dając współbrzmiący pogłos. Podobne zjawisko zachodzi w przypadku fali kwantowej. Nawet jeśli urządzenie ledwo dyszy przy częstotliwości 7 tys. Hz, jednocześnie aktywuje pozostałe częstotliwości (70 tys., 700 tys. Hz i tak dalej).
Zdaniem Holmana problem leży w tym, że wyższe częstotliwości zmniejszają się w postępie geometrycznym. Badacz twierdzi, że rozłożył na części pierwsze i przebadał każde urządzenie oparte na odkryciu Rife'a, jakie pojawiło się na rynku przez ostatnie dwadzieścia lat. Niektóre "wynalazki", których częstotliwość ma dochodzić do 15 tys. Hz, w rzeczywistości ledwo osiągają 8 tys. Hz. Urządzenia, które faktycznie operują wyższymi rejestrami, często wykorzystują modulowaną falę nośną zamiast czystego sygnału na danej częstotliwości.
Urządzenia dostępne na rynku najczęściej nie trzymają deklarowanej częstotliwości. Konsument, o ile nie podłączy maszyny do oscyloskopu (wykorzystywanego do testowania w laboratorium fal sygnałów elektrycznych), nie ma jak się tego dowiedzieć. W dodatku niektóre ze sklepowych urządzeń są w stanie dostroić się do częstotliwości, która wzmacnia patogeny, co upodabnia je do bakterii uodpornionych na antybiotyki.
Holman, który ze wspólnikiem - programistą Paulem Dorneanu - założył Pulsed Electronics, twierdzi, że urządzenia, które produkują dziś w laboratoriach w Teksasie i Rumunii, są w stanie emitować czysty sygnał o mocy do miliona herców, 980 tys. impulsów na sekundę, dostrajający się do żądanej częstotliwości z dokładnością do jednej tysięcznej (więcej na www.pulsedtech.com).
Nowe możliwości
Jeszcze istotniejszy niż kwestia uszkadzania patogenów jest korzystny wpływ, który technologia EM może mieć na całe ciało i jego zdolności do regeneracji.
Jeśli tylko pozwolimy jej działać, nasz organizm uruchomi niezwykłe właściwości, wspomagające rekonwalescencję. Zdrowe komórki wytwarzają napięcie 85-100 µV, co jest niezwykłym wynikiem, zważywszy na ich wielkość. Jednak dzisiejszy, pełen toksyn i stresu styl życia sprawia, że komórkom wielu z nas brak energii. Zdaniem Heltiwangera, komórki chorego człowieka mogą wytwarzać potencjał nawet 50 µV, a komórki rakowe przenoszą ładunek dający potencjał 8-15 µV.
- Potencjał elektryczny ściany komórkowej zależy od różnicy w ilości jonów wewnątrz i na zewnątrz komórki. W ten sposób na powierzchni komórki tworzy się elektrochemiczne pole. Potencjał ściany komórkowej pomaga natomiast kontrolować przepuszczalność błony komórkowej na rozmaite substancje i uruchamia procesy zachodzące w komórce, np. produkcję energii czy syntezę makromolekuł, takich jak białka, kwasy tłuszczowe czy nukleinowe.
Wszystkie komórki potrzebują energii do prawidłowego funkcjonowania: pobierania substancji odżywczych,przekazywania informacji, naprawy mitochondrialnej czy produkcji adenozynotrójfosforanu (ATP) w celach metabolicznych. Pionierzy bioelektryczności twierdzą, że odpowiednio dostrojone fale mogą wspomóc i odżywić komórki. Metoda pomaga też dostarczyć do nich suplementy i leki na poziomie komórkowym.
- Technologia ta dostraja ciało, pozwalając komórkom efektywnie wykonywać swoją pracę - tłumaczy dr Michael Payne, dyrektor gabinetu medycyny funkcjonalnej, endokrynologii wzmacniającej i bioterapii w Richmond w stanie Wirginia. - Fale elektryczne dodają ciału energii, przez co są możliwe lepsza absorpcja i lepsze działanie dowolnych leków.
Kolejne interesujące zastosowanie to emulacja molekularna czy kopiowanie, szczególnie molekuł sygnalizujących, które biorą udział w naprawie tkanek i ochronie chromosomów przed niszczeniem związanym z wiekiem.
Koniec autyzmu?
Najbardziej niezwykłe dane dotyczące stosowania pola impulsów elektromagnetycznych (EM) pochodzą od dr. Michaela Payne’a z Richmond w Wirginii. Jego pacjentem był autystyczny chłopiec w stanie ciężkim. Rodzice dziecka przez 2 lata 2 razy w tygodniu przywozili go na leczenie do gabinetu Payne’a.
- Zastosowałem serię częstotliwości na odnowę mózgu i jelit pod kątem mikrobiomów, serię na zespół nieszczelnego jelita, a także na rozwój funkcji poznawczych. Dodałem też serię dopasowaną pod kątem występowania pasożytów - dodaje. Chłopiec, słowo po słowie, zaczął mówić. Po stu pięćdziesięciu seriach nie stwierdzono już u niego autyzmu.
- Sam do dziś jestem w szoku - mówi Payne o możliwościach wiążących się z wykorzystaną przez niego wówczas technologią.
Nadzieja na przyszłość?
Jeśli wierzyć specjalistom, którzy już wykorzystują tę technikę do leczenia, możliwości jej zastosowania są właściwie nieograniczone. Wydaje się, że w czasach, gdy co chwilę pojawiają się kolejne superbakterie oporne na przyjmowane przez nas w nadmiarze antybiotyki, medycyna wreszcie może być krok przed nimi.
W 2012 r. na konferencji w Kopenhadze dr Margaret Chan, przewodnicząca Światowej Organizacji Zdrowia, ogłosiła, że gwałtownie rosnąca liczba bakterii opornych na antybiotyki może "przynieść koniec znanej nam dotychczas medycyny".
W 2013 r. w wywiadzie dla programu telewizyjnego "Frontline" dr Arjun Srinivasan, dyrektor amerykańskiego Towarzystwa Kontroli i Prewencji Chorób, stwierdził otwarcie, że żyjemy w erze postantybiotykowej. - Zdarzają się dziś pacjenci, których nie jesteśmy w stanie wyleczyć, choć jeszcze pięć lat temu było to możliwe - mówił.
Większość ludzi takie doniesienia przyjmuje ze strachem. Jednak dla rosnącej liczby naukowców, takich jak Holtiwanger, Holman czy Payne, to dobre wiadomości. Pogarszające się wyniki współczesnej medycyny, a także choroby czy zgony często wywołane nie brakiem leczenia, ale właśnie nieskutecznymi i szkodliwymi działaniami lekarzy sprawiają, że coraz więcej pacjentów rozgląda się za alternatywą.
- Chyba każdemu z nas ktoś bliski umarł na raka - mówi Holman. - Ludzie zaczynają w takich sytuacjach szukać głębiej. Często znajdują wtedy skuteczną, alternatywną metodę leczenia. To otwiera im oczy.
Jego marzenie? By niezależne laboratoria wreszcie zgodziły się przetestować urządzenia stworzone na podstawie technologii Rife'a i potwierdzić to, co od dawna wiedzą już stosujący je w pracy lekarze. Być może właśnie obserwujemy narodziny medycyny przyszłości?
Cate Montana
Cate Montana to autorka, redaktorka i niezależna dziennikarka zajmująca się głównie zdrowiem i nauką.
Redakcja polskiego wydania O czym lekarze Ci nie powiedzą, publikując artykuł zastrzega, że prezentowane osiągnięcia terapeutyczne, jak i podawane interpretacje nie mają oparcia w badaniach wykonanych z zachowaniem reguł metodologii naukowej.
Bibliografia
- Dev Dyn, 2000; 217: 299–308
- Bioelectromagnetics, 1998; 19: 92–7; J Cell Biochem, 1993; 51: 394–403; Blank M. ‘Evidence for Stress Response (Stress Proteins)’, in BioInitiative Working Group, BioInitiative 2012, Section 7, 2007
- J Altern Complement Med, 2004; 10: 59–68
- Res Adv Photochem Photobiol, 2000; 1: 31–41
- MIT Technology Review, May 22, 2012; http://goo.gl/F8mD0T
- Beal J. ‘Biosystem Liquid Crystals’. Poster presentation at the 1996 Annual Review of Research on Biological Effects of Electric & Magnetic Fields, San Antonio, Texas, November 17–21, 1996
- Trends Biochem Sci, 1989; 14: 89–92
- Biophys J, 2010; 99: 163–74
- Cope FW. ‘A review of the applications of solid state physics concepts to biological systems’, in Keyzer H, Gutmann F, eds. Bioelectrochemistry. Springer US, 1980: 297–329
- Frontier Perspectives, 1998; 7: 16–23
- Eur J Surg Suppl, 1994; 574: 83–6
- Explore, 1995; 6 (1): 66–76; 6 (2): 50–62
- Reilly JP et al. Applied Bioelectricity: From Electrical Stimulation to Electropathology. Springer, 1998