Od trzech tygodni choruję. Zaczęło się od bólu gardła. Lekarz osłuchał mnie i przepisał środki przeciwzapalne oraz glimbax i syrop przeciwkaszlowy.
Trzy dni później, wiedziałam już, że mam zapalenie krtani, na które od innego lekarza otrzymałam środki wziewne stosowane przy POChP i – będące odpowiednikiem syropu – przeciwkaszlowego tabletki. Jednak z każdym dniem mój kaszel przesuwał się w dół i był coraz bardziej męczący, czasami budził mnie w nocy.
Gdy podczas oddychania w pozycji leżącej wydawałam mimowolnie odgłosy przypominające mruczącego kota, a mój katar i flegma miały żółty kolor, uznałam, że mam zapalenie oskrzeli i wybrałam się do lekarza po raz trzeci.
Tym razem pani doktor, gdy usłyszała mój kaszel, przeprowadziła serię testów wykluczających covid-19, grypę A i B, RSV, adenowirusa oraz Mycoplasma pneumoniae. Skoro wyniki wyszły negatywne, pani doktor powiedziała: „no cóż, wygląda na to, że ma pani krztusiec”.
– To niemożliwe – odpowiedziałam pewnie – byłam na niego szczepiona!
– A kiedy to było? – zapytała lekarka.
– W dzieciństwie – odparłam.
– No i tu właśnie leży pies pogrzebany, bo trzeba co 10 lat brać dawki przypominające – odpowiedziała.
Po wysłaniu na badania krwi w celu wykluczenia krztuśca (kokluszu). Na wszelki wypadek przepisała mi antybiotyk, który również zwalcza bakterię Bordetella pertussis, wywołującą tę chorobę.
Badanie jednak nie wykazało obecności krztuśca. Odetchnęłam z ulgą, bo w ciągu ostatniego czasu miałam kontakt z kilkorgiem dzieci, które właśnie przechodziły tę chorobę – nieznaną w czasach mojego dzieciństwa. Kiedy widziałam, jak kuliły się, czując nadchodzący atak kaszlu i jak potem wstrząsał ich drobnymi ciałkami, byłam przerażona.
Takich chorób zakaźnych, o których zdążyliśmy zapomnieć, a które teraz boleśnie nam o sobie przypominają, jest więcej: wróciły odra, błonica, świnka, różyczka i tężec.
Z raportu epidemiologicznego Państwowego Zakładu Higieny wynika, że od stycznia do września 2024 r. na błonicę zachorowały 2 osoby, na tężec 6, na odrę 260, na różyczkę 167, na świnkę 690 i aż 14 584 na krztusiec. Dla porównania w tym samym okresie w roku poprzednim koklusz przeszło 559 osób, a odrę 26. A mowa tylko o przypadkach potwierdzonych badaniami laboratoryjnymi. Co się stało, że choroby – które wydawało się, że wytępiliśmy z sukcesem – powracają? Naukowcy i lekarze są zdania, że u podłoża tego zjawiska leży kilka przyczyn.
Zmiany klimatu
Odrodzeniu się wielu chorób sprzyja globalne ocieplenie. Ekstremalne zjawiska pogodowe, ulewne deszcze i powodzie mogą doprowadzić do skażenia zasobów wodnych i wybuchu epidemii takich chorób jak cholera.
Poza tym wyższa temperatura wód sprawia, że wywołujące ją bakterie występują na obszarach, na których wcześniej by nie przetrwały. Dodatkowo podnoszący się poziom wód prawdopodobnie spowoduje przemieszczanie się całych społeczności do miast, gdzie choroby łatwiej się rozprzestrzeniają.
Oporność na leki
Odkrycie penicyliny pod koniec lat 20. XX w. sprawiło, że choroby, które kiedyś oznaczały pewną śmierć, stały się uleczalne. Znaleziono sposób na zapobieganie chorobom, ale wirusy i bakterie od wieków ćwiczyły swoje zdolności przetrwania i umieją się przystosowywać do nowych warunków.
Skuteczne leczenie doprowadziło do spadku wskaźników zachorowalności, jednakże w ostatnich latach na całym świecie pojawiła się lekooporna gruźlica. Przyczyny rozwoju oporności na leki są różne, kluczowym problemem jest to, jak i kiedy się je stosuje. Ponadto nieuzasadnione przyjmowanie antybiotyków może prowadzić do mutacji niektórych bakterii i ich uodpornienia na te środki.

Pandemia covid-19
Utrudniony dostęp do opieki medycznej w czasie jej trwania doprowadził do sytuacji, w której zamiast skupiać się na szczepieniach obowiązkowych u dzieci, kładziono nacisk na szczepienie ich przeciw SARS-CoV-2. Co może szokować, bowiem odra jest chorobą wysoce zakaźną – wielokrotnie bardziej zaraźliwą niż covid-19 – wywołaną paramyxowirusem obecnym w wydzielinie z noso-gardła, moczu, łzach i krwi chorego.
Przenoszona jest drogą kropelkową, dlatego szybko rozprzestrzenia się – zarazić się można poprzez bezpośredni kontakt z chorym. Tymczasem amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (Centers for Disease Control and Prevention, CDC) odnotowały, że w latach 2020-2022 anulowano podanie aż 61 mln dawek szczepionki MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce), ponieważ wizyty lekarskie stały się prawie niemożliwe.
Niektórzy prezentują również pogląd o zmęczeniu szczepionkami. Ludzie – w wyniku nieustannej kampanii mającej na celu zaszczepienie wszystkich przeciwko covid-19 – przestali zwracać uwagę na zachęty do szczepień. Ponadto fiasko skuteczności tych wakcyn (nie zapobiegały infekcjom ani nie powstrzymywały transmisji wirusa na innych) oraz ogromna liczba zdarzeń niepożądanych zachwiały wiarą w sens szczepień.
Migracje
Wraz z wybuchem wojny na Ukrainie napłynęło do nas ponad 2 mln uchodźców. Połowę uchodźców wojennych stanowią dzieci, które trafią do polskich przedszkoli i szkół. Tymczasem Ukraina jest jednym ze słabiej wyszczepionych krajów w Europie.
Mimo że szczepienia obowiązkowe dotyczą tam 10 chorób (krztusiec, błonica, tężec, odra, świnka, różyczka, polio, gruźlica, zakażenie wywołane Hib, wirusowe zapalenie wątroby typu B), w wielu przypadkach nie są one realizowane.
Jak podaje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH–PIB, stan zaszczepienia dzieci na Ukrainie jest zróżnicowany w zależności od grupy wiekowej i regionu kraju i waha się od ok. 60-99%. Zgodnie z danymi WHO w 2020 r. na Ukrainie zaszczepienie przeciw odrze wynosiło 81,9%, przeciw polio 84,2%, przeciw krztuścowi 81,3%.
Ukraina chciała poprawić te statystyki i od 1 lutego 2022 r. rozpoczęła krajową kampanię szczepień przeciwko polio, której celem było m.in. dotarcie do przynajmniej 140 tys. niezaszczepionych przeciw tej chorobie dzieci. Niestety skutecznie przeszkodził temu wybuch wojny.
Tymczasem nagła migracja do Polski ludności ukraińskiej sprawiła, że problem ich wyszczepialności stał się naszym problemem. Jeszcze przed wojną w 2018 r. na Ukrainie odnotowano ponad 35 tys. przypadków odry!
Co gorsza, pojawiła się tam choroba, która u nas już dawno popadała w zapomnienie – a mianowicie polio (w ostatnim kwartale 2021 r. było 20 przypadków). Odnotowano także przypadki krztuśca, który w Polsce przed wprowadzeniem masowych szczepień w 1960 r., był częstą przyczyną zgonów u dzieci poniżej 1. r.ż.

Już w 2022 r. lekarze przewidywali, że może to spowodować, iż w ciągu kilku miesięcy może pojawić się zagrożenie wystąpienia chorób zakaźnych takich jak odra, polio, krztusiec, czyli tych, które się najłatwiej przenoszą.
Upowszechnienie zagranicznych podróży również ułatwiło zarazkom migrację. Cóż z tego, że u nas nie ma polio, skoro może je przywieźć, ktoś, kto był na wyjeździe w Pakistanie lub Afganistanie, gdzie wirus ten występuje endemicznie. Jeżeli spotka on niezaszczepioną osobę, kłopot gotowy.
Zanikająca z czasem odporność
Większość dorosłych przechodziła w dzieciństwie szczepienia przeciw takim chorobom jak błonica, tężec czy krztusiec. Jednak nabyta odporność zmniejsza się z upływem czasu od podania ostatniej dawki szczepionki. Nasz układ immunologiczny, jeśli nie zostanie ponownie wystawiony na działanie patogenu albo szczepionki, może utracić zdolność do wytwarzania przeciwciał i tym samym nie zwalczyć infekcji. Dlatego wskazane są dawki przypominające.
Wiele chorób wirusowych wieku dziecięcego (np. ospa wietrzna, odra czy różyczka) u dorosłych ma znacznie cięższy przebieg niż u dzieci. W przypadku innych chorób (np. krztuśca) dorośli mogą łagodnie chorować lub jako bezobjawowi nosiciele narażać swoje dzieci i wnuki, które jeszcze nie wykształciły odpowiednich mechanizmów obronnych.
Uchylanie się od szczepień
Większość rodziców decyduje się szczepić dzieci, jednak rośnie też liczba tych, którzy opóźniają szczepienia lub całkowicie z nich rezygnują. W 2023 r. liczba odmów szczepień dzieci sięgnęła w Polsce 90 tys.
Tymczasem wysoki odsetek osób niezaszczepionych w danej społeczności zwiększa ryzyko infekcji. Dzięki odporności populacyjnej szczepienie chroni nie tylko osobę zaszczepioną, ale dodatkowo również najsłabszych, którzy nie mogą być zaszczepieni ze względu na przeciwwskazania.
Teoria falowa
Jej zwolennicy są zdania, że gdybyśmy chcieli opisać zakażenia na linii czasu, wykres przypominałby sinusoidę, gdyż epidemie pojawiają się, znikają i znów powracają, bez względu na to, co robimy. Wskazują przy tym na 2 kwestie:
- Pierwsza największa od lat epidemia odry w USA miała miejsce w 2019 r., kiedy wskaźnik wyszczepienia na tę chorobę sięgał niemal 95%, a więc tej granicy, która ma populacji gwarantować bezpieczeństwo.
- W 1984 r. w Polsce zdiagnozowano polio wywołane przez dziki typ wirusa. W tej chwili obserwuje się też, że maczugowiec błonicy (wywołujący błonicę nazywaną też dyfterytem) nabywa oporności na leki.
Zatem – jak pokazuje przykład USA – wszczepienie nie daje gwarancji sukcesu, a dodatkowo należy wziąć pod uwagę fakt, że wirusy mutują, a bakterie uodparniają się na działanie antybiotyków. Wskazuje to raczej na teorię falową: cokolwiek robimy, epidemie mogą się powtarzać, a uważane za wyeliminowane wirusy ponownie zaczynają nam zagrażać.
Z pewnością ich wirulencję można ograniczyć dzięki odpowiednim warunkom sanitarnym i higienie oraz zdrowej diecie i witaminom (odra to w gruncie rzeczy choroba wynikająca z niedoboru witaminy A), które wspierają silną odpowiedź immunologiczną, ale przypływy i odpływy z pewnością będą miały miejsce.
Choć na łamach naszego miesięcznika wielokrotnie ostrzegaliśmy przed przyjmowaniem szczepień przeciw covid-19 czy HPV, pokazując, jak poważne mogą nieść konsekwencję, to jednak stoję na stanowisku, że w przypadku „starych”, sprawdzonych, bo używanych od lat wakcyn, takich jak te przeciw gruźlicy, błonicy, krztuścowi, Hib i polio, warto i należy szczepić najmłodszych. Nie ma bowiem nic gorszego niż obserwowanie cierpienia własnego dziecka lub świadomość, że wskutek naszych zaniedbań stało się niepełnosprawne lub zmarło.
Autor: Marta Borek-Białecka