Alexandra Andrews żyje na przekór przeciwnościom losu niemal od momentu narodzin. W wieku 4 lat zdiagnozowano u niej mukowiscydozę, z którą od tamtej pory walczy za pomocą metod alternatywnych - co uznano wówczas za co najmniej dziwne, a według niektórych nawet lekkomyślne.
Kiedy wydolność płuc spadła u niej do 32%, lekarze grozili, że nie przeżyje nawet roku, jeśli nie zacznie brać leków. Lecz nawet wtedy Alexandra zdecydowała się podreperować zdrowie za pomocą akupunktury, ziół i terapeutycznej diety. Dziś jej wydolność płuc sięga już 47% i wciąż rośnie.
- Chorzy na mukowiscydozę często nie dożywają 33 lat, a ja skończyłam już 37, więc najwyraźniej coś robię dobrze - opowiada.
Alexandra zawsze była waleczna. Jej siostra zmarła na mukowiscydozę w wieku 10 lat, gdy ona sama była sześciolatką. Postanowiła wtedy, że chce żyć normalnie, chociaż wedle oficjalnej medycyny dla osoby chorej było to absolutnie niemożliwe.
Być może miała nieco szczęścia, a może po prostu taka się urodziła, ale faktem jest, że obyła się bez jednego leku na mukowiscydozę aż do 24. r.ż. Do tamtej pory odnosiła sukcesy w sporcie - w wieku 16 lat została nawet mistrzynią judo w Wielkiej Brytanii. Sportowe sukcesy w dużej mierze zawdzięczała swojej matce, która gorliwie ją w tym wspierała.
Codzienna kuracja Alexandry
Akupunktura raz w tygodniu (ogranicza wydzielanie śluzu, zwiększa energię, pogłębia oddech, relaksuje)
Ziołolecznictwo
1. Mieszanka na płuca (nalewka alkoholowa)
Lobelia inflata
Inula helenium
Echinacea purpurea
Echinacea angustifolia
Hydrastis canadensis
Scutellaria baicalensis
Glycyrrhiza glabra
Thymus vulgaris
Baptisia tinctora
2. Mieszkanka uspokajająca (suszone zioła w kapsułkach)
Centella asiatica
Rosa
Passiflora incarnate
Cimicifuga racermosa
Medycyna chińska tabletki z pinelii trójlistkowej
Spatone (żelazo w płynie)
Witaminy A, C, D i E
Enzymy trawienne
Zwiększenie dawki kalorii do 3 tys. dziennie (dziś ok. 2,5 tys.)
Terapia osteopatyczna (na ból i napięcia w górnych partiach pleców)
Joga 4 razy w tygodniu lub częściej (bardzo istotna zarówno dla efektów natychmiastowych, jak i długotrwałych)
Medytacja
Czakramy z kolorami (medytacja)
Oczyszczanie emocjonalne
Oczyszczanie fizyczne hydrokolonoterapia, świeże soki, detoks
Żywienie Alexandra od 10 lat ściśle przestrzega tej diety:
Zero glutenu
Zero przetworów mlecznych
Zero bananów i pomarańczy
Zero cukru
Zero śmieciowego jedzenia
Dużo świeżych warzyw i ziaren (ryż, komosa ryżowa)
Kurczak i ryby
Dużo ziół i przypraw
Dania kuchni tajskiej
Pozytywne myślenie/afirmacje
Autorefleksoterapia
Akupunktura uszu
Wsparcie kochających przyjaciół i rodziny również odegrało kluczową rolę w powrocie Alexandry do zdrowia.
- Mieszkam sama, z dala od rodziny, lecz świadomość, że o mnie myśleli, bardzo dużo dla mnie znaczyła. Poza tym przyjaciele, którzy pomagali mi w domu przez pierwszych kilka miesięcy, dali mi ogromne wsparcie, gdy najbardziej go potrzebowałam - wspomina.
Choroba dała o sobie znać, gdy Alexandra skończyła 24 lata. Tamtego roku jej matka zmarła na raka jelit, a ona sama zaczęła cierpieć na klasyczne objawy mukowiscydozy, takie jak bóle w klatce piersiowej czy dolegliwości trawienne.
- Oprócz tego czułam się dobrze - wspomina. - Radziłam sobie z symptomami, unikając jedzenia, które je nasilało i zdrowo się odżywiając.
Objawy ze strony układu oddechowego przybrały jednak na sile. Pewnego dnia Alexandra zaczęła kaszleć krwią. Do szpitala odwiozła ją karetka, gdzie podłączono jej kroplówkę z antybiotykiem. Z początku musiała leczyć się w szpitalu raz na 3 miesiące, po pewnym czasie można było ograniczyć wizyty do jednej na pół roku. W końcu mogła kontrolować stan swoich płuc za pomocą antybiotyków doustnych oraz inhalatora.
Wydawało się, że Alexandra ma wszystkie objawy pod kontrolą, jednak leki sprawiały, że czuła się coraz bardziej osłabiona.
- Spałam po 17 godzin dziennie i byłam wiecznie poddenerwowana - opowiada. - Cały czas źle się czułam we własnej skórze, jakbym zamieniła się w jakąś obcą osobę.
Lekarze wzruszali tylko ramionami i mówili, że nic nie da się z tym zrobić, gdyż mukowiscydoza jest chorobą postępującą.
Nagle przyszłość wydała się Alexandrze ponura, a jeszcze kilka lat temu w ogóle nie przejmowała się swoją chorobą. Wyglądało na to, że musi wybrać życie w uzależnieniu od leków, w otępieniu i dyskomforcie bądź egzystencję wolną od medykamentów, ale obciążoną pełną gamą utrudniających funkcjonowanie objawów, jakie niesie ze sobą ta nieuleczalna choroba.
Istniała jednak jeszcze inna opcja. Alexandra od lat interesowała się metodami terapii alternatywnej, a nawet skrycie marzyła, by w przyszłości zostać naturopatą. Oczywiście plany te nie miały nic wspólnego z jej wyuczoną profesją, czyli projektowaniem wnętrz.
- Świat naturalny to moja prawdziwa pasja, skonsultowałam się więc z moim lekarzem, który zbył mnie jednak słowami, że medycyna alternatywna to bzdura i nie istnieją żadne dowody na jej skuteczność - wspomina Alexandra. - Powiedział też, że jeśli się tym zajmę, to wykażę się głupotą, bo mój stan natychmiast się pogorszy.
Jej ojciec również nie był pozytywnie nastawiony do tego pomysłu. Ostrzegł córkę, że zdając się na medycynę alternatywną, będzie ryzykować życiem. Alexandra nie dała się jednak zastraszyć, czuła bowiem, że medycyna niekonwencjonalna to jedyne, co może przywrócić jej dawne życie i trzymać przy tym na wodzy najpoważniejsze objawy.
- Wiedziałam, że muszę być dzielna, mimo że dla wielu osób z mojego otoczenia moje decyzje z pewnością były przerażające - opowiada.
Poświęciła się więc zgłębianiu licznych technik medycyny alternatywnej, takich jak terapia kolorami, masaż tajski czy refleksologia. Zajęła się też akupunkturą oraz swoją pierwszą pasją, ziołolecznictwem. Zorientowała się wówczas, że jej edukacja jest bardzo zdezorganizowana i w ten sposób wcale nie zbliża się do zrealizowania swego celu, jakim było zostanie naturopatą.
W 2005 r. zapisała się więc do College of Naturopathic Medicine w Londynie, gdzie podjęła studia nad ziołolecznictwem i naturopatią. Studiowała zaocznie, cały czas pracując na pełen etat, dlatego też ukończyła kurs dopiero po 5 latach. Sprawy nie ułatwiał fakt, że musiała dojeżdżać z rodzinnego Nottingham do Londynu 161 km co najmniej raz w miesiącu.
Przez te lata dowiedziała się wiele o prastarej tradycji wykorzystywania ziół jako lekarstw oraz nauczyła się stosować je w praktyce. Poznała też wielu nowych przyjaciół, którzy dodawali jej otuchy przez następne lata. Zyskała przy tym głębszą wiedzę na temat terapii energią oraz tradycyjnej medycyny chińskiej.
Alexandra ukończyła szkołę jako wykwalifikowany naturopata, a dziś prowadzi w Nottingham własną poradnię naturopatii.
Do niedawna Alexandra w pełni panowała nad swoimi objawami - aż do 2012 r., kiedy to niemal umarła. Podjęła się wówczas pracy w klinice odwykowej na malowniczej wyspie Bali. Jednak tylko sceneria okazała się sielankowa, sama praca była bowiem bardzo ciężka, zmiany wyjątkowo długie, a do tego zdarzało się, że musiała pracować po 17 dni bez przerwy.
Wyczerpana pracą, wzięła tydzień urlopu. Miało to jednak katastrofalne skutki, gdyż po kontakcie z końską sierścią przeszła bardzo silną reakcję alergiczną.
Reakcja ta przybrała postać ostrego ataku astmatycznego, który trwale uszkodził jej płuca. Dyżurni lekarze poinformowali ją, że wydolność płuc spadła do 32%.
- Gdyby to było nawet 2% mniej, natychmiast musieliby dokonać przeszczepu płuc - mówi Alexandra.
Jednak nawet w tej krytycznej sytuacji oznajmiła lekarzom, że będzie stosować wyłącznie terapię niekonwencjonalną. Ci ostrzegali ją, że jej stan błyskawicznie się pogorszy, a ona sama umrze w przeciągu roku, jeżeli nie zacznie brać leków.
Był to dla niej bardzo ciężki okres. Jej płuca doznały tak szerokich obrażeń, że nie była w stanie przejść o własnych siłach z sypialni do kuchni. Co gorsza, rozwinęła się u niej cukrzyca, Alexandra odmówiła jednak przyjmowania insuliny mimo iż jest to praktycznie jedyne lekarstwo dostępne dla diabetyków.
- Gdyby to wszystko przydarzyło mi się wcześniej, zanim zaczęłam stosować medycynę niekonwencjonalną, to kompletnie bym się załamała - wspomina Alexandra. - Lekarze realnie dali mi 6 miesięcy życia, ja natomiast wierzyłam w moc alternatywnej terapii. Wiedziałam, że z tego wyjdę.
To były ciężkie dni, ale przyjaciele bardzo ją wtedy wspierali. Ochoczo pomagali jej w sprzątaniu, zakupach i innych codziennych obowiązkach. Na niej samej po dziś dzień spoczywa jednak największa odpowiedzialność, a więc przestrzeganie rygorystycznej diety i stosowanie codziennej kuracji.
- To sposób na życie, który wymaga wielu poświęceń, ale sprawia przy tym dużo przyjemności, nie jest więc męczący - tłumaczy Alexandra. - To piękne życie, pełne światła i istnych cudów.
Do takich cudów należy na przykład jej ogródek, gdzie uprawia zioła i rośliny lecznicze, którymi potem sama się leczy, przygotowując z nich terapeutyczne mieszanki według tradycyjnych chińskich przepisów. Oprócz tego codziennie bierze witaminy i enzymy trawienne, poddaje się osteopatii, praktykuje jogę, pozytywne myślenie i medytację czakramów z kolorami oraz przestrzega zrównoważonej diety (pełna kuracja Alexandry opisana jest w ramce).
Co to jest mukowiscydoza?
Mukowiscydoza jest to nieuleczalna choroba genetyczna, dziedziczona po jednym lub obojgu rodziców. Obejmuje przede wszystkim płuca oraz przewód pokarmowy. Jest wynikiem skazy genetycznej, która wpływa na proces międzykomórkowego transportu soli mineralnych i wody. Jak opisuje to organizacja charytatywna Cystic Fibrosis Trust, "kanaliki, którymi transportowane są soki trawienne, zapychają się gęstym śluzem. W trzustce dochodzi do nagromadzenia enzymów, przez co rozwija się stan zapalny, a po pewnym czasie dochodzi do trwałych uszkodzeń tego narządu". Oddychanie i trawienie pokarmów zaczyna sprawiać trudności, aż w końcu staje się niemożliwe.
Gdy do tego dojdzie, stan chorych na mukowiscydozę pogarsza się do tego stopnia, że bywają nawet przykuci do wózka inwalidzkiego. Mimo pomocnych leków rozszerzających oskrzela, antybiotyków, sterydów oraz tabletek enzymatycznych, medycyna nadal nie zna lekarstwa na mukowiscydozę. Spodziewana długość życia pacjentów wynosi zatem ok. 41 lat, choć waha się to w zależności od indywidualnego przypadku.
- Gdy lekarze mówią ci, że umrzesz, to pewnie tak się stanie. Ale ja nie uwierzyłam w ich prawdy i nie mam zamiaru ich słuchać - podsumowuje.
Z punktu widzenia cynika alternatywna kuracja Alexandry zawiera w sobie wszystkie klasyczne elementy bzdurnego uzdrawiania, które przecież nie działa. A jednak kobieta z powodzeniem stosuje medycynę niekonwencjonalną do walki z nieuleczalną chorobą. Jej wydolność płuc sięga teraz niemal 50%, a już kilka miesięcy po fatalnym w skutkach ataku astmy była w stanie w próbie biegowej pokonać 590 metrów.
Lekarze mówili, że bez leków umrze. Alexandra jest jednak przekonana, że umarłaby, gdyby nie brała ziół.
Co ważniejsze, żyje teraz na własnych zasadach.
- Nie muszę być non-stop podłączona pod kroplówkę i nie chce mi się spać 17 godzin na dobę.
Jak sama przyznaje, lekarze są zdumieni jej przypadkiem i nie mogą zrozumieć, w jaki sposób jest w stanie do tego stopnia normalnie funkcjonować. A żyje jej się naprawdę dobrze.
- Efekty uboczne medycyny alternatywnej sprowadzają się do samych pozytywnych rzeczy: mogę swobodnie oddychać i z nadzieją patrzę w przyszłość.
Życie Alexandry odznacza ogromna odwaga. Ilu z nas po usłyszeniu, że zostało nam kilka miesięcy życia, odmówiłoby leków i skierowało swe nadzieje ku łagodniejszym metodom, które według niektórych w ogóle nie działają?
Historia Alexandry jest też inspiracją dla innych.
- Skoro ja za pomocą medycyny alternatywnej jestem w stanie kontrolować mukowiscydozę, to co leczenie takie mogłoby zdziałać w przypadku mniej groźnej choroby, takiej jak atopowe zapalenie skóry? - zastanawia się.
Alexandra opisuje swoje życie jako istny cud. I któż mógłby to zakwestionować?