Lista moich chorób była tak długa, że by je wszystkie zapamiętać, musiałem je spisać, bo połowa wyleciała mi z pamięci (nawet pomimo tego że ciągnęły się przez wiele lat). Cierpiałem na przykład na wrzody dwunastnicy, które nie reagowały na leczenie. Przeszedłem wszystkie możliwe terapie łącznie z psychoanalizą. 20 lat później wciąż miałem wrzody, co więcej, był to już ich inny rodzaj, który uszkadzał dwunastnicę w kolejnych miejscach. Pojawiło się niebezpieczeństwo perforacji i krwotoku oraz nawracające ataki zapalenia trzustki.
Miałem też zapalenie okrężnicy wraz z krwawiącym zapaleniem uchyłków jelit. To ostatnie było tak ciężkie, że kilka razy znalazłem się w szpitalu i robiono mi transfuzję krwi. Omal nie wykrwawiłem się na śmierć.
Oprócz tego cierpiałem na dotkliwe migreny, które również były oporne na leczenie. Konsultowałem się ze znanymi światowymi ekspertami, ale nic nie pomagało na bóle głowy, które rzekomo miały związek z wieloma alergiami.
Dokuczała mi też choroba Raynauda, polegająca na utrudnianiu dopływu krwi do kończyn, która spowodowała zagrażającą życiu gangrenę opuszków palców. Pogorszyło się krążenie w moich dłoniach i stopach, i cały czas było mi zimno. Na domiar złego miałem dnę moczanową.
Oczywiście byłem na odpowiedniej diecie, zawsze w samochodzie miałem lekarstwa i laskę, która była mi nieodzowna przy paraliżującym ataku dny. Woziłem ją przez wiele lat.
Zaawansowana hipoglikemia sprawiała, że nie mogłem jeść cukrów, słodyczy ani skrobi. Okresowo miałem też ataki pęcherzyka żółciowego i wiele problemów żołądkowo-jelitowych. Przez te wszystkie moje choroby istniało niewiele pokarmów, które mogłem spożywać. Gdy od czasu do czasu wybierałem się do restauracji, jedyną rzeczą jaką mogłem bezpiecznie zjeść, była sałata. Na przykład pestki z pomidorów pogarszały zapalenie uchyłków w takim stopniu, że lądowałem w szpitalu. Nie myślcie, że przez to byłem szczupły. Miałem ponad 20 kg nadwagi i znacznie podniesiony poziom cholesterolu.
Wszystkie z tych zaburzeń wskazywały na wysoki stres i napięcie centralnego układu nerwowego. W późniejszym czasie pojawiła się u mnie poważna niewydolność serca, wywołana niezdiagnozowaną nadczynnością tarczycy. Zalecano mi operację, ale odmówiłem. Rentgen klatki piersiowej ujawnił guz u szczytu płuca. Zrobiono jego biopsję, co wywołało niedodmę płuc i odmę opłucnową. Z badań wynikało, że ta zmiana była formą ptasiego zapalenia płuc, co ciekawe nieprzenoszonego na ludzi. Odmówiłem stosowania 5 antybiotyków, które miesięcznie kosztowałyby 10 tys. dolarów a były mało skuteczne. Zająłem się czymś innym – poddałem się operacji nawracającej przepukliny pachwinowej i przyszycia lewego kciuka, którego odciąłem sobie podczas prac stolarskich. Oba zabiegi zostały przeprowadzone bez znieczulenia i – o dziwo – się udały.
Na czym polega synergia ciała i umysłu?
W końcu dotarło do mnie, że na poziomie fizycznym nie dam sobie rady z tymi wszystkimi chorobami i dolegliwościami. Żeby zapoczątkować proces uzdrawiania, musiałem udać się na inny poziom – świadomości, a droga do niego wiodła poprzez zrozumienie na nowo związku między ciałem a umysłem.
Ciało jest nieświadome – ramię nie może doświadczyć faktu bycia ramieniem. Wrażeń z niego płynących doświadczamy dzięki umysłowi, który produkuje myśli, pochodzące z pola energii samej świadomości. Skontaktować się z nią możemy dzięki uważności – na to, co czujemy, myślimy, odbieramy zmysłami. Dotyczą też nas treści nieuświadomione, które są już poza uważnością.
Dzięki odniesieniu się do poziomu świadomości oraz jej wyrazu w umyśle, przenosimy się na lewel przyczyny choroby, z którego możemy ją uzdrowić. Zajmowanie się nią jako skutkiem jest bezowocne, co pokazuje moja historia.
Skoncentrowałem się zatem na tym, że ciało jest zobrazowaniem tego, co mam w umyśle. Jeśli chcemy się dowiedzieć, o czym stale myślimy, wystarczy przyjrzeć się temu, co się dzieje z naszym zdrowiem. Gdy przeanalizujemy nasze choroby, dowiemy się w co uwierzyliśmy. Poznamy nasz system przekonań, zgodnie z którym zaaranżowaliśmy nasze życie.
Mnóstwo zjawisk przejawiających się w ciele dorosłej osoby zostało przyjętych na bardzo wczesnym etapie życia. Wypowiedzi ważnych dla nas osób i ich sposób traktowania nas to część sugestywnego programowania, które zostaje uświadomione dopiero, gdy zaczynamy nad nim pracować. Tak dowiadujemy się, że jesteśmy podporządkowani temu, o czym myślimy i co odczuwamy.
Jak wygląda mapa świadomości wykorzytywana w leczeniu mentalnym?
Żeby sprecyzować i namierzyć program, według którego żyjemy a nie wiemy o tym, stworzyłem Mapę Świadomości. Obejmuje ona, wymieniając od energetycznie najniższych, poziomy: Wstydu, Winy, Apatii, Żalu, Strachu, Pożądania, Złości, Dumy, Odwagi, następnie – Neutralności, Ochoty, Akceptacji, Rozsądku, Miłości, Radości, Pokoju i wreszcie Oświecenia.
Mapa jest dowodem, że wszystkie negatywne emocje wspierają choroby, natomiast pozytywne uczucia zwykle je leczą. Gdy wzniesiemy się powyżej Odwagi, którą przekraczamy dzięki prawdomówności, stajemy się bezstronni, co otwiera przestrzeń, żeby zostać osobą pełną Ochoty, Akceptacji i Miłości. Na skali Mapy Świadomości Miłość pojawia się na poziomie 500, zaś Uzdrawianie – 540. Wyleczenie ciała powoduje miłość bezwarunkowa, która nie ocenia, wybacza i jest zestrojona ze zrozumieniem i współczuciem.
Najniżej położone są Wstyd (20) i Wina (30). Towarzyszy im nienawiść do siebie i wynikająca z niej autodestrukcja. Wizja świata związana z tym polem energii opiera się na grzechu i cierpieniu. To coś w rodzaju biernego samobójstwa, które może przyjąć formę uzależnień, nietroszczenia się o siebie, ryzykownych zachowań.
Emocje towarzyszące Apatii to: brak nadziei, rozpacz, melancholia i depresja, które są wynikiem utraty energii. Świat wydaje się beznadziejny, wartość życia zostaje podważona. Ogromna część z nas żyje w stanie apatii. Strach wykalibrowany na 100, chociaż nadal negatywny, posiada już więcej mocy. Dzięki niemu można uciec przed zagrożeniem, przestać użalać się nad przeszłością i zacząć działać na rzecz przyszłości. Gdy się boimy, doświadczamy jednak zmartwień, niepokoju a nawet paniki.
Wszystkie poziomy poniżej Odwagi mają negatywne pole energii pochodzące z tej samej myśli – że szczęście pochodzi z rzeczy zewnętrznych. Gdy nasze przetrwanie uzależniamy od czegoś, na co nie mamy wpływu, przynosi to stany bezsilności, poczucie bycia ofiarą i słabości, spowodowane projekcją źródła naszej mocy.
Depresję powoduje strach, że coś utraciliśmy, bo żal wiąże się ze stratą. Kiedy nakłonimy kogoś, żeby zmierzył się z tym lękiem i zajął się nim, można natychmiast pokonać depresję. Służą temu odpowiednie techniki.
Następnie na Mapie Świadomości mamy Pożądanie wykalibrowane na 125. Jest to w dalszym stopniu negatywne pole, którego na co dzień doświadcza się jako "chcenia", przeradzającego się w obsesje i czynności przymusowe. Proces, który wówczas zachodzi w świadomości, to uwięzienie, bo rządzi nami to, czego pragniemy. Pożądanie może napędzać nasze życie i może mieć pozytywny wymiar motywacji do osiągania sukcesów. Ale jednocześnie jest ono polem, które nieprzerwanie wytwarza kolejne potrzeby i pragnienia, a niemożność spełnienia ich prowadzi do frustracji i żalu.
Kolejny poziom, czyli Złość (150) można wykorzystać, by nadać moc naszym postanowieniom i zdeterminowaniu. Jednak złość, której doświadczamy na co dzień, zazwyczaj występuje w formie urazy. Na głębszym poziomie objawia się pretensjami a nawet nienawiścią. Proces, który zachodzi wtedy w świadomości, to poszerzanie, by przestraszyć rzekomego wroga. Tak jak kot puszy ogon, gdy atakuje, tak i my jesteśmy ciągle w stanie bojowym i często wówczas tyjemy.
Duma to już poziom 175 i większa ilość energii, ale cały czas jeszcze ma negatywny kierunek. Często wyraża się jako arogancja, pogarda, sarkazm. Kiedy jesteśmy dumni, oznacza to podatność na zranienie. Proces w świadomości to zadufanie, a główną wadą jest zaprzeczanie. Energia zostaje roztrwoniona na niekończącą się defensywę, bo duma oznacza przymus, żeby zawsze mieć rację i w każdej chwili móc się obronić. U jej źródeł tak naprawdę leży strach. Kiedy staniemy z nim twarzą w twarz, możemy się od dumy uwolnić. Te dwa stany wzajemnie siebie karmią.
Poziom odwagi ma lecznicze działanie
Przełom następuje na poziomie Odwagi (200), którą poznajemy po tym, że uczciwość bardziej cenimy niż krótkotrwałe korzyści. Nie jesteśmy już ofiarami, energia staje się pozytywna, a więc pole przestaje ściągać do siebie negatywności świata. Człowiek potrafi zmierzyć się z życiem, radzi sobie z przeciwnościami i zaczyna wreszcie działać właściwie. W świadomości zachodzi proces wzmocnienia, co pomaga w wychodzeniu z wszelkich chorób. Na tym etapie, kiedy nie boimy się mówić prawdy, uznajemy się za istotę, która podlega jedynie temu, o czym myśli, a na swoje myśli ma wpływ. Energie poniżej poziomu 200 wywołują choroby, od Odwagi zaczyna się sfera zdrowia.
Moja metoda uzdrawiania z choroby zakłada po kolei:
- uwolnienie się od oporu związanego z płynącymi z niej wrażeniami zmysłowymi,
- zaprzestanie nazywania choroby oraz nieużywanie żadnych słów z nią związanych.
Należy całkowicie przyjąć to, co odczuwamy a jednocześnie pozbyć się form myślowych i systemów wierzeń, i wybrać pole energii Miłości, które uzdrawia.
Czy leczenie mentalne jest skuteczne?
Wszystkie moje choroby uleczyłem dzięki uwalnianiu oporu w każdej sekundzie, unieważnieniu moich przekonań i całkowitemu poddaniu się sile wyższej niż ja sam. Moja intensywna wewnętrzna praca duchowa początkowo pogorszyła mój stan, ale później pomogła w cudownym uzdrowieniu.
Uświadomiłem sobie, że skoro mam tyle dolegliwości, jestem w szponach negatywnych energii. Wytwarzał je mój perfekcjonizm, brak tolerancji, samokrytycyzm. Z dzieciństwa wyniosłem pedantyczne podejście do moralności oraz strach przed popełnieniem grzechu czy błędu. Z poziomu Odwagi wzniosłem się na poziom Ochoty, aby wreszcie zaakceptować moją ludzką postać, pokochać ją i wybaczyć jej oraz przyznać, że jest rzeczą ludzką, by mieć niedoskonałe uczucia.
Zacząłem zgłębiać naturę świadomości. Zrozumiałem, że tak naprawdę jesteśmy niewinni i pełni zaufania, bo tacy się rodzimy. Destrukcyjne programy prowadzące do chorób przyswajamy podczas dorastania. Powrót do poczucia bezgrzeszności prowadzi do odczuwania współczucia.
Podjąłem decyzję, że będę wybaczający. To zmieniło moją percepcję – negatywne energie zostały zastąpione wyższymi, uwolniłem się od ochoty potępiania siebie i innych i doznałem wewnętrznej radości i wypełniła mnie akceptacja.
Stałem się wdzięczny również za moje choroby, bo przez nie ujawniło się coś, ci musi zostać wyleczone. Była to dla mnie oznaka postępu. Większość mistyków świata miało wiele chorób fizycznych.
Wszystkie moje schorzenia uleczyły się same dzięki uzdrowieniu moich form myślowych. Pozbyłem się krytykanctwa, użalania się nad sobą, zamartwiania, pretensji, pogardy, nienawiści – wszystkiego tego, co znajduje się na poziomie poniżej 200.
Cały czas nad tym pracowałem, usuwając systemy wierzeń właściwe dla hipoglikemii i dny moczanowej. Mówiłem: "Już w to nie wierzę. Nie jestem od tego zależny. Ta choroba jest tylko wynikiem systemu przekonań, a ja mam władzę, by go unieważnić. Nie dam się w to wciągnąć".
Jak działa leczenie mentalne?
Przyjąłem za pewnik, że podlegamy jedynie temu, w co wierzymy. Jeśli świadomie spożytkujemy możliwości umysłu, ta sama moc, która sprowadziła chorobę, uzdrowi nas. Gdy mówisz: "Mam migrenę", zatrzymujesz ją. Pozbywasz się jej, uświadamiając sobie: "Już mnie to nie dotyczy". Musimy po prostu uważnie obserwować wszystkie nasze myśli. Kiedy w umyśle pojawia się stwierdzenie "Jestem alergikiem", należy ją natychmiast zakwestionować i odwołać. Jedna obdarzona mocą myśl jest w stanie stworzyć coś na planie fizycznym.
Niektóre moje choroby zniknęły w ciągu kilku dni, innym wystarczyła godzina. Kolejnym potrzebne były miesiące, a nad hiperglikemią pracowałem 2 lata, podobnie jak w przypadku zablokowanej trąbki słuchowej.
Nie istnieją żadne stopnie trudności w leczeniu chorób. Oznacza to, że co świat uznaje za poważną chorobę, jest równie łatwe do wyleczenia jak drobne przypadłości.
Kiedy zacząłem uwalniać się od wszystkich negatywnych programów, metody leczenia które wcześniej nie dawały rezultatów, nagle zaczęły działać. Leki przeciwskurczowe, zobojętniające kwasy oraz przeciwalergiczne okazały się skuteczne. W końcu potrzeba ich zażywania zniknęła.
Gdy moje zdrowie się poprawiło, doszedłem do wniosku, że tak zwane zdrowe odżywianie to także system wierzeń. Porzuciłem diety niskocukrową i niskotłuszczową. Wcześniej wierzyłem, że maleńka ilość pasztetu z wątróbki na krakersie, wywoła atak bólu i tak się działo.
Pamiętam kiedy pewnego dnia usmażyłem dla mojej kotki całą patelnię nerek i wątróbki, dodałem też cebulę i trochę bekonu. Ale Kitty nie chciała tego jeść. Powąchała tylko i odeszła naburmuszona. A danie pachniało wspaniale!
Nagle zrozumiałem, że wszystkie moje dietetyczne ograniczenia to tylko jakiś szalony system wierzeń, który zagnieździł się w mojej głowie i powiedziałem sobie: "To zupełny absurd". Usiadłem i zjadłem całą patelnię kocich przysmaków. Nie dostałem ataku bólu ani wtedy, ani nigdy potem. Jesteśmy we władzy tylko tego, w co wierzymy – świadomie lub nie.
W artykule wykorzystano fragmenty książki "Przywracanie zdrowia" Davida R. Hawkinsa, wyd. Virgo.