Czy ubrania ze sklepu są czyste? Potwory na wieszaku

Często wydaje nam się, że świeżo kupionych ubrań nie trzeba prać. To błąd! Siedzą na nich wirusy, bakterie, pasożyty oraz zarodniki grzybów, które mogą szkodzić zdrowiu. A to jeszcze nie wszystko...

16 styczeń 2017
Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Pamiętacie ten odcinek serialu Doktor House pt. "Trucizna", w którym dwóch chłopców dostaje zapaści? Choć mieszkają w różnych miejscach, mają identyczne objawy - drgawki i postępującą niewydolność wątroby. Łączy ich jedynie fakt, że tuż przed zachorowaniem obaj założyli nowe jeansy. Zespół dr. House’a podejrzewa, że młodzieńcy zatruli się właśnie przez nie. Okazuje się, iż spodnie przewożono w tym samym samochodzie co pestycydy.

Oczywiście przypadek pokazany w serialu jest bardzo drastyczny, jednak warto skorzystać z przesłania filmu i... prać świeżo zakupione ubrania. Choć są nowe, to jednak nie wiemy, jak przebiegał proces ich produkcji, jak były przechowywane, transportowane ani kto mierzył je przed nami.

Ukryta trucizna

Luksus też może zaszkodzić

Z raportu Toxic Threads: The Big Fashion Stitch-Up Greenpeace wynika, że szkodliwe chemikalia znajdują się także w produktach takich firm jak Dolce & Gabbana, Giorgio Armani, Versace, Hermes, Christian Dior, Louis Vuitton i Marc Jacobs. 12 z 27 przebadanych artykułów zawiera pozostałości etoksylatów nonylfenolu (NPE), które rozkładają się na substancje wywołujące zaburzenia hormonalne.

W 5 próbkach znaleziono per- i polifluoreny (PFC), 5 kolejnych artykułów zawierało ftalaty, a 3 - antymon używany w produkcji tkanin poliestrowych, podobnie toksyczny jak arsen. Pierwiastek ten może powodować zapalenie skóry, podrażnienie układu oddechowego, a także ma właściwości rakotwórcze.

Część firm zapewniła, że ich produkty nie tylko spełniają międzynarodowe standardy bezpieczeństwa, lecz nawet zawierają tych szkodliwych substancji mniej niż przewidują normy. Niektóre, jak np. Armani, zobowiązały się do eliminacji do 2020 r. wszystkich chemikaliów, które mogą być szkodliwe dla środowiska.

Organizacja ekologiczna Greenpeace od 2011 r. prowadzi kampanię mającą na celu eliminację niebezpiecznych związków chemicznych z ubrań1. Dwa lata temu Greenpeace poddało specjalistycznym badaniom ponad 80 produktów 12 różnych marek i w artykułach każdej z nich stwierdzono szkodliwe chemikalia. Znajdowały się one w ubraniach dziecięcych, m.in. takich producentów jak Disney, Burberry i Adidas. Wśród marek wymienionych przez organizację były także American Apparel, C&A i Gap.

Badane artykuły zostały wyprodukowane w 12 regionach świata. Jedna trzecia z nich pochodziła z Chin2. Dane z raportu Greenpeace wskazują, że wiele ubrań znacznie przekroczyło dopuszczalne normy zawartości substancji toksycznych!

Do produkcji odzieży stosuje się cały arsenał chemiczny - pierwiastki niezbędne do wyrobu sztucznych włókien, barwniki, konserwanty, środki impregnujące, a nawet grzybobójcze. Zakładamy jednak, że produkt, który trafia do naszych rąk, nie zawiera już szkodliwych substancji. Jak się okazuje, to dość naiwne założenie. Jak pokazują raporty Greenpeace, toksycznymi chemikaliami zanieczyszczona jest nie tylko odzież z sieciówek, ale także luksusowych marek, takich Dolce & Gabbana czy Dior (patrz ramka pt. "Luksus też może zaszkodzić").

Wśród chemikaliów znalezionych w ubraniach były per- i polifluoreny (PFC) używane w celu nadania tkaninom właściwości hydrofobicznych, a szkodliwe dla układu rozrodczego. Nonylofenol etoksylany (NPEs), zakłócający pracę hormonów, stwierdzono w 50 z 82 analizowanych produktów.

Wszystkie badane przez Greenpeace marki miały co najmniej jeden artykuł zawierający NPEs. Najwięcej, bo powyżej 1000 mg/kg, zawierały go ubrania C&A, Disney i American Apparel. Tuż za nimi plasowało się Burberry (780 mg/kg w jednym produkcie).

Z kolei ftalany stwierdzono w 33 z 35 próbek mających nadruki. Dwie spośród nich miały znacznie wyższe stężenia w porównaniu z innymi. Był to podkoszulek z Primarku oraz dziecięce body z American Apparel. Stężenie ftalanów znalezionych w tych strojach zgodnie z przepisami UE byłoby niedopuszczalne w zabawkach i produktach pielęgnacyjnych dla dzieci, niestety jednak te regulacje prawne nie mają odnoszą się do odzieży. Substancje te negatywnie wpływają na układ rozrodczy u mężczyzn, redukując ilość wytwarzanej spermy. Mogą też przyczyniać się do powstawania nowotworów3.

Zdaniem prof. Donalda Belsito, dermatologa z Columbia University Medical Centre w Nowym Jorku, winnych jest jeszcze więcej. Podrażnienia skóry może powodować formaldehyd, którego dodaje się do tkanin dla zapewnienia trwałości kolorów, odporności na działanie pleśni i grzybów oraz by zapobiec mięciu ubrań. Jako kolejną przyczynę reakcji alergicznych wskazuje on barwniki azowe. Jeśli dostaną się one do organizmu, mogą być rozłożone - w jelicie, wątrobie i prawdopodobnie przez bakterie bytujące na skórze - do pierwotnych aromatycznych amin, które mają działanie rakotwórcze4.

W innym eksperymencie Giovanna Luongo, doktorantka na Uniwersytecie Sztokholmskim, zbadała 60 ubiorów z międzynarodowych sieci handlowych. Znalazła w nich tysiące związków, spośród których wstępnie zidentyfikowała ok. 100, w tym kilka zwiększających ryzyko wystąpienia alergii, zaburzeń hormonalnych - nawet zachorowania na raka5.

Dobrzy i źli

Greenpeace od lat walczy o to, aby proces produkcji ubrań nie zanieczyszczał środowiska i nie szkodził zdrowiu, a ubrania były produkowane z odnawialnych źródeł.

Od 2011 r. Greenpeace co roku publikuje"The Detox Catwalk Report", w którym przedstawia wyniki testów przeprowadzonych na odzieży znanych firm, sieciówek oraz luksusowych domów mody. W projekcie zdecydowało się wziąć udział 76 marek.

W czołówce firm aktywnie dbających o nasze zdrowie znalazły się H&M, Benetton oraz Inditex (właściciel m.in. Zara, Stradivariusa, Bershka, Oysho).

Za nimi w grupie "Evolution mode" znalazły się marki, które starają się poprawić, jednak nadal mogą używać szkodliwych substancji, to m.in. C&A, Mango, G Star, Adidas, Primark, Puma, Levi’s.

Na czarnej liście Greenpeace znalazły się m.in.: Nike, Esprit, Armani, Bestseller, Diesel, D&G, GAP, Hermes, LVMH Group/Christian Dior Couture, Metersbonwe, PVH, VAncl i Versace.

Luongo odnotowała największe stężenie chinoliny i właśnie amin aromatycznych w poliestrze. Natomiast w ubraniach z bawełny, nawet tej organicznej, wykryła duże stężenia benzotiazolu - cieczy stosowanej do syntezy barwników cyjanowych oraz jako środka przeciwgrzybiczego przy impregnacji obuwia. Związek ten jest wchłaniany przez skórę, jak pokazały badania na zwierzętach może uszkadzać system nerwowy i wątrobę. Może też działać drażniąco na błony śluzowe oczu i górnych dróg oddechowych oraz na skórę. Na podstawie wyników badań na zwierzętach można przypuszczać, że benzotiazol wykazuje działanie embriotoksyczne6.

W Sztokholmie po testach ubrania wyprano i poddano następnej analizie. Okazało się, że część niebezpiecznych dla zdrowia związków udało się wypłukać, natomiast inne pozostały w tkaninie.

W Unii Europejskiej, Japonii oraz w USA przepisy jasno określają ilość substancji chemicznych, jakie mogą zostać użyte w produkcji odzieży. Limity w tym zakresie przekraczają kraje, w których nie zostało to uregulowane, np. Chiny, Tajwan, Tajlandia czy Pakistan. A właśnie stamtąd bardzo często pochodzą kupowane przez nas ubrania.

Zresztą nawet w przypadku odzieży, na której oznaczony jest kraj pochodzenia, warto zdawać sobie sprawę, że wiele materiałów zostaje wyprodukowanych w jednym państwie, farbowanych w innym, a ubrania z nich są szyte jeszcze gdzie indziej. A w każdym z nich przepisy dotyczące dopuszczalnych poziomów zużycia środków chemicznych mogą się bardzo różnić. Jak wykazały testy w Nowej Zelandii np. poziom formaldehydu w ubraniach wyprodukowanych w Chinach 900 razy przekraczał limit uznany za bezpieczny przez Światową Organizację Zdrowia (WHO)7.

Związek ten używany jest powszechnie w produkcji odzieży, bowiem utrzymuje on kolor i kształt materiału pomimo rozciągania, prania, płukania. Wiąże się z włóknami tkanin, przez co trudno się go pozbyć. Uwalnia się pod wpływem ciepła naszego ciała oraz potu. Formaldehyd ma udowodnione działanie rakotwórcze.

Profesor Donald Belsito zwraca uwagę również na to, że wilgotność może wpływać na bezpieczeństwo ubrań. Wiele fabryk pakuje na czas transportu świeżo uszyte rzeczy wraz z saszetkami zawierającymi środki do pochłaniania wilgoci oraz grzybobójcze. Jednak w krajach, w których wilgotność jest wysoka, pochłaniacze wilgoci mogą nie wystarczyć, by powstrzymać rozwój pleśni. Zdarza się więc, że producenci stosują fumaran dimetylu, który jest przyczyną poważnych reakcji alergicznych na skórze8.

Przyczajony nieprzyjaciel

To nie wszystko. Na ubraniach czyhają także niebezpieczne żyjątka. Warto mieć to na uwadze, gdy w przedświątecznym szale mierzymy kolejne ciuszki i przerzucamy sterty odzieży.

Kilka lat temu na wydziale mikrobiologii Uniwersytetu w Nowym Jorku zbadano, jakie substancje oraz mikroby znajdują się na wiszących na sklepowych wieszakach ubraniach. Na bluzkach i t-shirtach wykryto ślady wydzielin z dróg oddechowych, bakterie bytujące na skórze, a także te kałowe9! Zdaniem pracowników Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej mogą to być bakterie Salmonelli, Escherichii coli, larwy pasożytów, wszy, a nawet zarodniki grzybów10.

Jak się chronić?

Najlepiej nie przymierzać ubrań na gołe ciało, a po przyniesieniu ich do domu wyprać w 60°C lub przeprasować. Jeśli to niemożliwe, warto przed założeniem zanieść ubranie do pralni chemicznej.

Sprawdzaj na metkach, czy zostały użyte środki konserwujące. Wybieraj ubrania z bawełny, juty, jedwabiu, lnu, konopi z upraw ekologicznych. Zakup odzieży zrobionej z naturalnych włókien ma znaczenie zwłaszcza w przypadku bielizny, skarpetek oraz piżam. Warto też zrezygnować z nieprzewiewnych, ciasnych ubrań. Gdy się w nich pocimy, następuje uwalnianie toksycznych substancji do skóry.

Co możesz przynieść z przymierzalni?

Owsiki to pasożyty przewodu pokarmowego wywołujące owsicę. Mogą występować na garderobie zwłaszcza w okolicach krocza, np. na spodniach. Zakażenie nimi objawia się bólami brzucha, zapaleniem skóry, wysypką, swędzeniem w okolicach odbytu, a u dzieci nocnym zgrzytaniem zębami.

Wesz ludzka potrafi przetrwać na kołnierzach płaszczy i czapkach. Jej bytowanie na głowie powoduje swędzenie. Może też przenosić choroby zakaźne.

Tasiemiec żywi się resztkami pokarmów z ludzkiego jelita, wywołując przy tym osłabienie, bóle brzucha, nudności. Można się nim zarazić m.in. poprzez kontakt z odchodami zakażonej osoby, w których były jego larwy. Na ubraniach może występować w okolicach krocza lub nogawek spodni.

Świerzbowiec ludzki to roztocze pasożytujące na naskórku (samice drążą w nim nory, gdzie składają jaja), co powoduje uporczywy świąd. Najczęściej występuje na bocznych powierzchniach palców, w okolicach brodawek sutkowych, pośladków, pępka i narządów płciowych. Jeśli ubranie mierzyła przed Tobą zakażona osoba, może występować na każdej części garderoby!

Grzyby - do zakażenia nimi najczęściej dochodzi, gdy na gołą stopę mierzysz obuwie. Objawy to świąd, łuszczenie się skóry, miejscowe zaczerwienie.

Bibliografia

  1. https://goo.gl/meHDdF, Greenpeace, Dirty laundry
  2. https://goo.gl/Mexgpt, Toxic Threads: The Big Fashion Stitch-Up, Greenpeace
  3. https://goo.gl/KB0Z8Y
  4. https://goo.gl/8kvSgy
  5. Giovanna Luongo and Rozanna Avagyan Environ Sci Pollut Res DOI 10.1007/s11356-015- 5405-7
  6. Ferrario J.B., DeLeon I.R., Tracy R.E. (1985) Evidence for toxic anthropogenic chemicals in human thrombogenic coronary plaques. Arch. Environ. Contam. Toxicol. 14, 529-534
  7. https://goo.gl/06MLNO
  8. https://goo.gl/jJaIOI
  9. Tierno PM Jr. The Secret Life of Germs: Observations and Lessons from a Microbe Hunter. New York; 2001.
  10. https://goo.gl/kcwWgi
Wczytaj więcej
Nasze magazyny