Jak zmiana diety i eliminacja toksyn może pomóc w łagodzeniu objawów PMS?

Pozbycie się z organizmu zaburzającego pracę układu hormonalnego herbicydu oraz właściwe odżywianie rozwiązały problem wyniszczającego PMS pacjentki – opisuje dr Jenny Goodman.

Artykuł na: 6-9 minut
Zdrowe zakupy

33-letnia Helena od kilku lat cierpiała na zespół napięcia przedmiesiącz­kowego (premenstrual syndrome, PMS). Od około połowy cyklu (14. lub 15. dnia) zaczynała odczu­wać ból i obrzęk piersi oraz stawała się płaczliwa, drażliwa i zaniepoko­jona.

Do 27. lub 28. dnia, tuż przed wystąpieniem miesiączki, objawy nasilały się do tego stopnia, że kobie­ta nie mogła chodzić do pracy. Ciągle warczała i krzyczała na swojego partnera, a nawet miała myśli samo­bójcze. Dochodziła do siebie dzień lub dwa po wystąpieniu miesiączki, jednak w ciągu 2 tygodni cały ten koszmar zaczynał się od nowa.

Aby dotrzeć do sedna rzeczy, przej­rzałyśmy z Heleną jej dzienniczek dietetyczny. Potrzebowała w diecie dużo większej ilości warzyw, owoców oraz niektórych produktów pełno­ziarnistych, roślin strączkowych i orzechów, których zwykle w ogóle nie jadła. Trzeba było również znacz­nie zredukować spożycie cukru i ra­finowanych węglowodanów. Helena powiedziała, że próbowała wyelimi­nować słodkości z diety, ale w cią­gu ostatnich kilku dni cyklu było to niemożliwe. Zachcianki na cukier kompletnie ją wówczas przytłaczały.

Aby rozwiązać ten problem, zaleci­łam jej spożywanie tuż przed wystą­pieniem miesiączki mnóstwa białka i dobrych tłuszczów oraz niewiel­kich, ale częstych posiłków. Miało to przeciwdziałać hipoglikemii (ni­skiemu poziomowi glukozy we krwi), która sprawiała, że kobieta tak bardzo potrzebowała cukru w tym okresie miesiąca.

Kiedy kilka tygodni póź­niej, już po wprowadzeniu zmian w diecie, Helena przyszła na wizytę, zgłosiła lekkie, ok. 20-procentowe złagodzenie objawów. Szczególnie częste niewielkie posiłki w ostat­nich kilku dniach cyklu wyraźnie zredukowały jej ochotę na cukier. Nie było to jednak wystarczające.

Suplementacja na PMS

Wdrożyłam u niej kilka suplementów diety, kluczowych dla utrzymania zdrowego cyklu miesiączkowego i skutecznych w leczeniu PMS.

  • Magnez to środek zwiotczający mięśnie, który rozluźnia mięśnie gładkie macicy, jak również mięśnie szkieletowe, oraz poprawia jasność umysłu. Co najważniejsze, wspiera równowagę glikemii, co redukuje hipoglikemię, która jest ważną i czę­sto niepopoznawaną składową PMS.
  • Witamina B6 (pirydoksyna) to do­brze znany środek pomocny w przy­padku PMS, ale trzeba przyjmować ją ze wszystkimi innymi witaminami z grupy B, przepisałam więc Hele­nie zawierający je preparat złożony. Witaminy z grupy B współdziałają w poprawie równowagi glikemicz­nej i poziomu energii psychicznej. Co więcej, B6 to jedna z witamin, które można przedawkować – wy­sokie dawki powodują u niektórych osób nieprzyjemne mrowienie i inne objawy neurologiczne. Często jednak nie występują one, gdy przyjmuje się również wszystkie inne witaminy z grupy B w preparacie złożonym.
  • Witamina E jest niezbędna do wszystkich procesów związanych z układem rozrodczym – wspoma­ga płodność i menopauzę, a także zwalczanie objawów PMS. Znala­złam dla Heleny suplement diety zawierający wszystkie naturalnie jej występujące składniki (alfa-, beta-, gamma- i delta-tokoferol oraz alfa-, beta-, gamma- i delta-tokotrienol) – w przeciwieństwie do zwykłych dostępnych na rynku produktów, w których znajduje się tylko syn­tetyczny alfa-tokoferol. Witami­na E – podobnie jak te z grupy B – to w rzeczywistości kompleks, na któ­ry składa się łącznie 8 wzajemnie wspomagających się składowych. Tego rodzaju preparaty oferują marki Cytoplan i Life Extension.

Olej z wiesiołka, zawierający kwasy tłuszczowe omega-6, szybko znaczą­co wpływa na objawy PMS. Począt­kowo zaleciłam Helenie podwójną dawkę do codziennego przyjmo­wania. Jednak po kilku miesiącach byłyśmy w stanie ograniczyć się pod tym względem do drugiej połowy cyklu miesiączkowego i zrównowa­żyć to zażywaniem kwasów tłusz­czowych omega-3 (oleju rybiego) od 1. do 14. dnia cyklu. W celu zwiększenia ich wykorzystania le­piej jest oddzielnie stosować kwasy tłuszczowe omega-3 i -6. Odkryłam też, że te pierwsze podawane w dru­giej połowie cyklu mogą właściwie nasilić PMS. Poprosiłam również pacjentkę o zwiększenie spożycia pokarmów zasobnych w witami­nę E i dobrej jakości kwasy tłusz­czowe omega-6. Należały do nich awokado, orzechy, ziarna i jajka.

  Olej z wiesiołka

Brakujący element układanki

W ciągu 4 lub 5 miesięcy Helena ogłosiła 50-procentową reduk­cję objawów. Nie miała już myśli samobójczych pod koniec cyklu miesiączkowego, nie musiała brać wolnych dni w pracy, a sytuacja w jej związku poprawiała się. Jednak ko­bieta wciąż cierpiała. Był jakiś inny czynnik, którego nie wychwyciłam.

Włączyłam do terapii zioło o nazwie niepokalanek pospolity oraz – ponieważ Helena dorastała na (nieorganicznej) farmie – zleciłam badania na obecność pozostałości pestycydów w jej organizmie.

Po­ziom glifosatu, toksycznego środka chwastobójczego o znanym dzia­łaniu zaburzającym gospodarkę hormonalną (endokrynną), był nie­botycznie wysoki. Substancja ta znaj­duje się w herbicydzie Roundup, którym ojciec Heleny opryskiwał swoje uprawy, kiedy dorastała.

Glifosat
Glifosat ma paradoksalne dzia­łanie: wykazano, że w niektórych przypadkach ma wpływ estrogeno­wy, nasila oddziaływanie estroge­nów, a czasami antyestrogenowy – zapobiega konwersji testosteronu do estrogenów.

W przypadku Heleny pierwszy z wymienionych efektów był najwyraźniej dominujący. Kolej­nym dziwnym aspektem działania glifosatu i niektórych innych toksycz­nych związków chemicznych zabu­rzających gospodarkę hormonalną jest brak związku liniowego między dawką a wpływem.

Jak wykazano na niektórych zwierzętach laborato­ryjnych, mniejsze ilości mają jeszcze gorszy wpływ niż te duże [patrz książka dr Stephanie Seneff pt. „Toxic Legacy” („Toksyczne dziedzictwo”), Chelsea Green Publishing, 2021].

Trzeba było pozbyć się glifosatu z organizmu Heleny i powstrzymać jego dalsze wchłanianie. Oznaczało to, że kiedy udawała się z wizytą do domu, musiała upewniać się, że nie dojdzie tam do żadnych opry­sków. Musiała także przestrzegać ściśle organicznej diety. Pacjentka nie miała z tym problemu. Wró­ciła do domu i zamówiła dostawę organicznych warzyw. Program de­toksykacji był jednak trudniejszy.

Poprosiłam Helenę o codzienne przyjmowanie suplementu diety z glutationem, co miało wspomagać usuwanie glifosatu przez odtruwa­jące wątrobę enzymy. Zaleciłam jej również zażywanie bardzo wysokich dawek witaminy C oraz kąpiele z solą Epsom (ze względu na zawartość magnezu bezpośrednio pomocne również w przypadku objawów PMS) 4 razy w tygodniu.

Do jej odtruwającego programu dodałam regularne korzystanie z sauny, oka­zjonalne zabiegi z zakresu hydro­kolonoterapii i – co najważniejsze – poprosiłam ją o przygotowywanie przez większość poranków świeżego organicznego soku warzywnego.

Helena była chętna do współpra­cy, ale zajęta i mogła przestrzegać mojego planu tylko mniej więcej w połowie tak często, jak bym sobie tego życzyła. Niemniej jednak dzia­łał. Po prostu działo się to wolniej, niż gdyby mogła poświęcić na niego dużo czasu. Zamiast oczekiwanych przeze mnie 6 miesięcy ukończenie detoksykacji zajęło rok.

Po ponow­nym przebadaniu Heleny okazało się, że glifosat zniknął z jej organi­zmu. Była szczęśliwa i powiedziała, że pozbyła się również 95% objawów PMS. Zdradziła mi też, że odbyła z oj­cem rozmowę na temat przekształce­nia jego gospodarstwa w organiczne. Miejmy nadzieję, że jej posłuchał!

Od 20 lat dr Jenny Goodman spe­cjalizuje się w medycynie żywie­niowej i środowiskowej. Jest autorką książki pt. „Staying Alive in Toxic Times: A Seaso­nal Guide to Lifelong Health” („Jak przeżyć w toksycz­nych czasach – sezo­nowy przewodnik po zdrowiu na całe życie” (Yellow Kite, 2020). Szczególnie interesuje się opieką przedkoncepcyjną i pracą z dziećmi.

Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Nasze magazyny