33-letnia Helena od kilku lat cierpiała na zespół napięcia przedmiesiączkowego (premenstrual syndrome, PMS). Od około połowy cyklu (14. lub 15. dnia) zaczynała odczuwać ból i obrzęk piersi oraz stawała się płaczliwa, drażliwa i zaniepokojona.
Do 27. lub 28. dnia, tuż przed wystąpieniem miesiączki, objawy nasilały się do tego stopnia, że kobieta nie mogła chodzić do pracy. Ciągle warczała i krzyczała na swojego partnera, a nawet miała myśli samobójcze. Dochodziła do siebie dzień lub dwa po wystąpieniu miesiączki, jednak w ciągu 2 tygodni cały ten koszmar zaczynał się od nowa.
Aby dotrzeć do sedna rzeczy, przejrzałyśmy z Heleną jej dzienniczek dietetyczny. Potrzebowała w diecie dużo większej ilości warzyw, owoców oraz niektórych produktów pełnoziarnistych, roślin strączkowych i orzechów, których zwykle w ogóle nie jadła. Trzeba było również znacznie zredukować spożycie cukru i rafinowanych węglowodanów. Helena powiedziała, że próbowała wyeliminować słodkości z diety, ale w ciągu ostatnich kilku dni cyklu było to niemożliwe. Zachcianki na cukier kompletnie ją wówczas przytłaczały.
Aby rozwiązać ten problem, zaleciłam jej spożywanie tuż przed wystąpieniem miesiączki mnóstwa białka i dobrych tłuszczów oraz niewielkich, ale częstych posiłków. Miało to przeciwdziałać hipoglikemii (niskiemu poziomowi glukozy we krwi), która sprawiała, że kobieta tak bardzo potrzebowała cukru w tym okresie miesiąca.
Kiedy kilka tygodni później, już po wprowadzeniu zmian w diecie, Helena przyszła na wizytę, zgłosiła lekkie, ok. 20-procentowe złagodzenie objawów. Szczególnie częste niewielkie posiłki w ostatnich kilku dniach cyklu wyraźnie zredukowały jej ochotę na cukier. Nie było to jednak wystarczające.
Suplementacja na PMS
Wdrożyłam u niej kilka suplementów diety, kluczowych dla utrzymania zdrowego cyklu miesiączkowego i skutecznych w leczeniu PMS.
- Magnez to środek zwiotczający mięśnie, który rozluźnia mięśnie gładkie macicy, jak również mięśnie szkieletowe, oraz poprawia jasność umysłu. Co najważniejsze, wspiera równowagę glikemii, co redukuje hipoglikemię, która jest ważną i często niepopoznawaną składową PMS.
- Witamina B6 (pirydoksyna) to dobrze znany środek pomocny w przypadku PMS, ale trzeba przyjmować ją ze wszystkimi innymi witaminami z grupy B, przepisałam więc Helenie zawierający je preparat złożony. Witaminy z grupy B współdziałają w poprawie równowagi glikemicznej i poziomu energii psychicznej. Co więcej, B6 to jedna z witamin, które można przedawkować – wysokie dawki powodują u niektórych osób nieprzyjemne mrowienie i inne objawy neurologiczne. Często jednak nie występują one, gdy przyjmuje się również wszystkie inne witaminy z grupy B w preparacie złożonym.
- Witamina E jest niezbędna do wszystkich procesów związanych z układem rozrodczym – wspomaga płodność i menopauzę, a także zwalczanie objawów PMS. Znalazłam dla Heleny suplement diety zawierający wszystkie naturalnie jej występujące składniki (alfa-, beta-, gamma- i delta-tokoferol oraz alfa-, beta-, gamma- i delta-tokotrienol) – w przeciwieństwie do zwykłych dostępnych na rynku produktów, w których znajduje się tylko syntetyczny alfa-tokoferol. Witamina E – podobnie jak te z grupy B – to w rzeczywistości kompleks, na który składa się łącznie 8 wzajemnie wspomagających się składowych. Tego rodzaju preparaty oferują marki Cytoplan i Life Extension.
Olej z wiesiołka, zawierający kwasy tłuszczowe omega-6, szybko znacząco wpływa na objawy PMS. Początkowo zaleciłam Helenie podwójną dawkę do codziennego przyjmowania. Jednak po kilku miesiącach byłyśmy w stanie ograniczyć się pod tym względem do drugiej połowy cyklu miesiączkowego i zrównoważyć to zażywaniem kwasów tłuszczowych omega-3 (oleju rybiego) od 1. do 14. dnia cyklu. W celu zwiększenia ich wykorzystania lepiej jest oddzielnie stosować kwasy tłuszczowe omega-3 i -6. Odkryłam też, że te pierwsze podawane w drugiej połowie cyklu mogą właściwie nasilić PMS. Poprosiłam również pacjentkę o zwiększenie spożycia pokarmów zasobnych w witaminę E i dobrej jakości kwasy tłuszczowe omega-6. Należały do nich awokado, orzechy, ziarna i jajka.
Brakujący element układanki
W ciągu 4 lub 5 miesięcy Helena ogłosiła 50-procentową redukcję objawów. Nie miała już myśli samobójczych pod koniec cyklu miesiączkowego, nie musiała brać wolnych dni w pracy, a sytuacja w jej związku poprawiała się. Jednak kobieta wciąż cierpiała. Był jakiś inny czynnik, którego nie wychwyciłam.
Włączyłam do terapii zioło o nazwie niepokalanek pospolity oraz – ponieważ Helena dorastała na (nieorganicznej) farmie – zleciłam badania na obecność pozostałości pestycydów w jej organizmie.
Poziom glifosatu, toksycznego środka chwastobójczego o znanym działaniu zaburzającym gospodarkę hormonalną (endokrynną), był niebotycznie wysoki. Substancja ta znajduje się w herbicydzie Roundup, którym ojciec Heleny opryskiwał swoje uprawy, kiedy dorastała.
W przypadku Heleny pierwszy z wymienionych efektów był najwyraźniej dominujący. Kolejnym dziwnym aspektem działania glifosatu i niektórych innych toksycznych związków chemicznych zaburzających gospodarkę hormonalną jest brak związku liniowego między dawką a wpływem.
Jak wykazano na niektórych zwierzętach laboratoryjnych, mniejsze ilości mają jeszcze gorszy wpływ niż te duże [patrz książka dr Stephanie Seneff pt. „Toxic Legacy” („Toksyczne dziedzictwo”), Chelsea Green Publishing, 2021].
Trzeba było pozbyć się glifosatu z organizmu Heleny i powstrzymać jego dalsze wchłanianie. Oznaczało to, że kiedy udawała się z wizytą do domu, musiała upewniać się, że nie dojdzie tam do żadnych oprysków. Musiała także przestrzegać ściśle organicznej diety. Pacjentka nie miała z tym problemu. Wróciła do domu i zamówiła dostawę organicznych warzyw. Program detoksykacji był jednak trudniejszy.
Poprosiłam Helenę o codzienne przyjmowanie suplementu diety z glutationem, co miało wspomagać usuwanie glifosatu przez odtruwające wątrobę enzymy. Zaleciłam jej również zażywanie bardzo wysokich dawek witaminy C oraz kąpiele z solą Epsom (ze względu na zawartość magnezu bezpośrednio pomocne również w przypadku objawów PMS) 4 razy w tygodniu.
Do jej odtruwającego programu dodałam regularne korzystanie z sauny, okazjonalne zabiegi z zakresu hydrokolonoterapii i – co najważniejsze – poprosiłam ją o przygotowywanie przez większość poranków świeżego organicznego soku warzywnego.
Helena była chętna do współpracy, ale zajęta i mogła przestrzegać mojego planu tylko mniej więcej w połowie tak często, jak bym sobie tego życzyła. Niemniej jednak działał. Po prostu działo się to wolniej, niż gdyby mogła poświęcić na niego dużo czasu. Zamiast oczekiwanych przeze mnie 6 miesięcy ukończenie detoksykacji zajęło rok.
Po ponownym przebadaniu Heleny okazało się, że glifosat zniknął z jej organizmu. Była szczęśliwa i powiedziała, że pozbyła się również 95% objawów PMS. Zdradziła mi też, że odbyła z ojcem rozmowę na temat przekształcenia jego gospodarstwa w organiczne. Miejmy nadzieję, że jej posłuchał!
Od 20 lat dr Jenny Goodman specjalizuje się w medycynie żywieniowej i środowiskowej. Jest autorką książki pt. „Staying Alive in Toxic Times: A Seasonal Guide to Lifelong Health” („Jak przeżyć w toksycznych czasach – sezonowy przewodnik po zdrowiu na całe życie” (Yellow Kite, 2020). Szczególnie interesuje się opieką przedkoncepcyjną i pracą z dziećmi.