Zatrucie pleśnią - przyczyny, objawy, leczenie

Pierwszym krokiem w leczeniu każdej choroby przewlekłej jest wygojenie jelit. Podjęcie działań wcześnie, gdy tylko problem staje się widoczny, może zapobiec trwałym uszkodzeniom organizmu, o czym zapewnia dr Jenny Goodman.

Artykuł na: 9-16 minut
Zdrowe zakupy

Wpływ pleśni na zdrowie?

Maggie (nie jest to jej praw­dziwe imię) miała 40 lat, kiedy zgłosiła się do mnie, ponieważ od 8 lat cierpiała na reumatoidalne zapalenie stawów. Ból dokuczał jej przez cały czas, o ile nie wzięła przepisanych leków.

Wpraw­dzie były one skuteczne, ale nie mogła znieść ich skutków ubocznych, szcze­gólnie zawrotów i bólów głowy, bólu brzucha oraz owrzodzeń jamy ustnej. Oscylowała więc między różnymi rodzajami bólu, czując się przy tym fatalnie. Wciąż bolało ją jednocześnie wiele stawów, lecz najbardziej doku­czały jej kciuki, palce i jedno biodro.

Maggie pracowała jako projektant­ka krajobrazu, lecz teraz nie była w stanie wykonywać zbyt wielu prac ogrodniczych. Od początku była ogrodniczką organiczną, a więc nie miała kontaktu z herbicydami, toteż mogłyśmy wykreślić je z listy podejrzanych. Reumatolog konsul­tujący Maggie zmierzył jej poziom czynnika reumatoidalnego, czyli kluczowego przeciwciała w reumato­idalnym zapaleniu stawów, i poziom ten okazał się niebotycznie wysoki.

Zapytałam ją, czy zdarzały się chwile, gdy bóle stawów uśmierzały się bądź nasilały. Nic nie przycho­dziło jej do głowy, ale jej partnerka Kate przypomniała sobie: „Zawsze pogarsza ci się, kiedy pada deszcz”.

– Wiem, że to brzmi głupio – przy­znała Maggie – ale jestem ledwie żywa pod koniec deszczowego dnia. Nie po przelotnym deszczyku, ale wtedy, kiedy leje przez cały dzień. To wyznanie nauczyło mnie 2 waż­nych rzeczy: po pierwsze, objawy wywoływane przez pleśń zawsze nasilają się przy deszczowej pogo­dzie.

Pleśń uwielbia wilgoć; wprost w niej rozkwita. Po drugie, na konsul­tację zawsze należy przyprowadzać ze sobą partnera/przyjaciela/rodzica/dorosłe dziecko; oni przypomną o tych faktach dotyczących naszego zdrowia, o których sami zapomnimy. Mogą także robić dla nas notatki.

Jak się okazało, Maggie miała często kontakt ze stertami kompostu, a jesie­nią spędzała dużo czasu, zamiatając mokre liście, co oznacza, że w obu tych sytuacjach miała kontakt z zewnętrz­nymi źródłami pleśni. Później Maggie przypomniała sobie, że wszystkie jej stawy najbardziej dokuczają jej jesienią – gdy stężenie pleśni jest najwyższe.

Podobno w jej łazience były też nie­wielkie plamy czarnej pleśni, co jest powszechnym zagrożeniem w pomiesz­czeniu, które stale jest wypełnione parą, szczególnie jeśli nie ma w nim otwartego okna, wentylatora wycią­gowego oraz źródła ciepła zimą. Zmierzyliśmy poziom mykotoksyn w organizmie Maggie za pomocą bada­nia moczu wysłanego do Great Plains Laboratory w Stanach Zjednoczonych (greatplainslaboratory.com). Test wy­kazał obecność w moczu Maggie wielu mykotoksyn, i to w wysokim stężeniu.

Pleśnie
Pleśnie wytwarzają toksyny zwane mykotoksynami, które mogą być równie szkodliwe, jak syntetyczne chemikalia.

Poleciłam jej, by całe zamiatanie liści i przewracanie kompostu powie­rzyła kolegom i by poprosiła kogoś o wyczyszczenie łazienki i usunięcie pleśni przy użyciu boraksu.

Badanie kału wykazało, że Maggie ma w swym mikrobiomie jelitowym paru niesympa­tycznych pasażerów, takich jak drożdże i bakterie Klebsiella i Pseudomonas. Wiadomo, że przerost bakterii Klebsiella w jelicie powiązany jest ze zesztywniającym zapaleniem stawów kręgosłupa – inną auto­immunologiczną chorobą stawów i tkanki łącznej – ale często wykry­wam też Klebsiellę w badaniach kału pacjentów z artretyzmem.

Kiedy nadeszły te wyniki, wy­pytałam Maggie ponownie o jej nawyki wypróżnień: podczas pierw­szej konsultacji powiedziała, że są w 100% prawidłowe, ale okazało się, że tak naprawdę przez większość czasu cierpiała na zaparcia. Uważała po prostu, że jest rzeczą normalną oddawać stolec tylko raz na 2-3 dni.

Zdrowienie zaczyna się w jelitach

Pierwszym lekarstwem był mój prze­pis na ciemnozieloną zupę, która jest ogromnie pomocna przy zaparciach. Jej przyrządzanie zaczyna się tak, jak każdej zupy warzywnej, od podsmaże­nia cebuli i czosnku na oleju kokoso­wym, oliwie z oliwek lub maśle.

Potem dodaje się ulubione warzywa – pory, cukinię, marchew – a na 2 min przed końcem gotowania należy dodać dużą ilość ciemnozielonych warzyw liścia­stych, takich jak szpinak, bok choy, rukola, pietruszka, rukiew wodna, sałata – wszystkie te liście surów­kowe są doskonałe także w zupie.

Boćwina, jarmuż i brokuły są nie­co twardsze niż pozostałe liście, więc można dodać je nie na 2, a na 10 min przed końcem gotowania lub też podgotować je na parze przez 5 min przed wrzuceniem do garnka.

Następnie, gdy zupa nieco ostygnie, należy zmiksować ją aż do uzyskania całkiem jednolitej konsystencji. Powinna mieć kolor ciemnozielony. Osoby cierpią­ce na zaparcia potrzebują często mniej sałatek, a więcej gotowanej zieleniny. Zupę można zamrozić w małych porcjach, by codziennie przed obiadem zjadać miseczkę.

W ten sposób uporałyśmy się z za­parciami Maggie, ale wciąż czekało nas poradzenie sobie z nieprzyja­znymi drobnoustrojami w jelitach i pleśni obecnymi nadal w jej or­ganizmie. Istnieje swego rodzaju porozumienie między drożdżami w jelicie i pleśnią w powietrzu – jedne i drugie są jednokomórkowymi grzy­bami. A więc, poza przekonywaniem Maggie, by unikała źródeł pleśni w atmosferze, zastosowałyśmy zioła do zwalczania grzybów w jej jelitach.

ekstrakt z pestek grejpfru­ta
Do najlepszych tego rodzaju środ­ków należą ekstrakt z pestek grejpfru­ta, bylica, orzech czarny, berberyna, gorzknik kanadyjski, oregano i kwas kaprylowy (z orzechów kokosowych). Tak się cudownie składa, że te zio­łowe leki zwalczają także nieprzy­jazne bakterie, a nie tylko grzyby.

Powtórne badanie kału po 6 mie­siącach pokazało, że bakterie zniknęły całkiem, a drożdże – pra­wie całkiem. Ponowne badanie moczu również wykazało znaczne obniżenie poziomu mykotoksyn.

Podawałam także Maggie rotacyjnie wiele różnych probiotyków, by uzyskać maksimum korzyści. Wykonała ona tyle detoksykacji, na ile pozwoliło jej zapra­cowane życie (miała 2 dzieci w wieku szkolnym), włączając w to hydroterapię jelita grubego, picie soków warzywnych i oczywiście kąpiele w soli Epsom, które przyniosły jej znaczną ulgę w bólu.

Stawy Maggie wykazywały znaczną poprawę, a jej poziom czynnika reu­matoidalnego obniżył się do wartości normalnej. Nie miałyśmy jednak cu­downego leku. Kciuki i palce prawie już nie bolały, inne stawy grożące bólem przestały jej dokuczać, a bio­dro było w stanie na tyle dobrym, że mogła obywać się bez leków.

Jednakże zniekształcenie architek­tury stawu biodrowego było trwałe. Któregoś dnia Maggie będzie wy­magała wymiany tego stawu, co jest genialną i niemal zawsze udaną operacją. Ale zapobieganie byłoby oczywiście lepsze niż leczenie.

– Tak bardzo żałuję, że nie zna­lazłam medycyny ekologicznej 8 lat temu – wyznała Maggie. Zaleciłam jej kilka naturalnych le­ków przeciwzapalnych, m.in. oleje rybne i olej z wiesiołka (przyjmo­wane w osobnych porach dnia dla uzyskania maksymalnych korzyści), witaminę D, kurkuminę/kurkumę i boswellię. Tę ostatnią można przyj­mować doustnie, ale także wcierać bezpośrednio w obolałe stawy w po­staci kadzidłowego olejku eterycz­nego. Ma fantastyczny zapach!

Nie wprowadziłam radykalnych zmian do diety Maggie poza dodaniem Ciemnozielonej zupy, ponieważ jej dieta już wcześniej była dobra, a co najważniejsze – bezcukrowa.

Rady­kalne zmiany żywieniowe mogą rze­czywiście pomóc niektórym osobom z artretyzmem, ale nie wszystkim. Gdy Maggie konsultowała się ze mną, mia­ła już za sobą próbę wyeliminowania na cały rok najczęstszych winowajców artretyzmu – mięsa, pszenicy, produk­tów mlecznych, cytrusów i pomidorów – lecz nie przyniosło to korzyści.

Niemniej jednak ten opis przypadku dobrze ilustruje kluczową kwestię: lecząc niemal każdy problem zdrowot­ny, poza – powiedzmy – złamaniem nogi, zawsze należy zacząć od jelit. Zdrowienie zaczyna się w jelitach.

Miałam szczęście, że Maggie nie przyjmowała opiatowych leków przeciwbólowych. Gdyby tak było, odstawienie ich uczyniłoby moje zadanie i jej podróż ku zdrowiu nieporównanie trudniejszymi.

Przez ostatnich 20 lat dr Jenny Good­man specjalizuje się w medycynie żywieniowej i środowiskowej. Jest doświadczonym mówcą i autorką książki pt. „Staying Alive in Toxic Times: A Seaso­nal Guide to Lifelong Health” („Jak przeżyć w toksycznych czasach – sezonowy przewod­nik po zdrowiu na całe życie” (Yellow Kite, 2020). Szczególnie interesuje się opieką przedkoncepcyjną i pracą z dziećmi.
Autor publikacji:
Wczytaj więcej
Nasze magazyny