Wpływ pleśni na zdrowie?
Maggie (nie jest to jej prawdziwe imię) miała 40 lat, kiedy zgłosiła się do mnie, ponieważ od 8 lat cierpiała na reumatoidalne zapalenie stawów. Ból dokuczał jej przez cały czas, o ile nie wzięła przepisanych leków.
Wprawdzie były one skuteczne, ale nie mogła znieść ich skutków ubocznych, szczególnie zawrotów i bólów głowy, bólu brzucha oraz owrzodzeń jamy ustnej. Oscylowała więc między różnymi rodzajami bólu, czując się przy tym fatalnie. Wciąż bolało ją jednocześnie wiele stawów, lecz najbardziej dokuczały jej kciuki, palce i jedno biodro.
Maggie pracowała jako projektantka krajobrazu, lecz teraz nie była w stanie wykonywać zbyt wielu prac ogrodniczych. Od początku była ogrodniczką organiczną, a więc nie miała kontaktu z herbicydami, toteż mogłyśmy wykreślić je z listy podejrzanych. Reumatolog konsultujący Maggie zmierzył jej poziom czynnika reumatoidalnego, czyli kluczowego przeciwciała w reumatoidalnym zapaleniu stawów, i poziom ten okazał się niebotycznie wysoki.
Zapytałam ją, czy zdarzały się chwile, gdy bóle stawów uśmierzały się bądź nasilały. Nic nie przychodziło jej do głowy, ale jej partnerka Kate przypomniała sobie: „Zawsze pogarsza ci się, kiedy pada deszcz”.
– Wiem, że to brzmi głupio – przyznała Maggie – ale jestem ledwie żywa pod koniec deszczowego dnia. Nie po przelotnym deszczyku, ale wtedy, kiedy leje przez cały dzień. To wyznanie nauczyło mnie 2 ważnych rzeczy: po pierwsze, objawy wywoływane przez pleśń zawsze nasilają się przy deszczowej pogodzie.
Pleśń uwielbia wilgoć; wprost w niej rozkwita. Po drugie, na konsultację zawsze należy przyprowadzać ze sobą partnera/przyjaciela/rodzica/dorosłe dziecko; oni przypomną o tych faktach dotyczących naszego zdrowia, o których sami zapomnimy. Mogą także robić dla nas notatki.
Jak się okazało, Maggie miała często kontakt ze stertami kompostu, a jesienią spędzała dużo czasu, zamiatając mokre liście, co oznacza, że w obu tych sytuacjach miała kontakt z zewnętrznymi źródłami pleśni. Później Maggie przypomniała sobie, że wszystkie jej stawy najbardziej dokuczają jej jesienią – gdy stężenie pleśni jest najwyższe.
Podobno w jej łazience były też niewielkie plamy czarnej pleśni, co jest powszechnym zagrożeniem w pomieszczeniu, które stale jest wypełnione parą, szczególnie jeśli nie ma w nim otwartego okna, wentylatora wyciągowego oraz źródła ciepła zimą. Zmierzyliśmy poziom mykotoksyn w organizmie Maggie za pomocą badania moczu wysłanego do Great Plains Laboratory w Stanach Zjednoczonych (greatplainslaboratory.com). Test wykazał obecność w moczu Maggie wielu mykotoksyn, i to w wysokim stężeniu.
Poleciłam jej, by całe zamiatanie liści i przewracanie kompostu powierzyła kolegom i by poprosiła kogoś o wyczyszczenie łazienki i usunięcie pleśni przy użyciu boraksu.
Badanie kału wykazało, że Maggie ma w swym mikrobiomie jelitowym paru niesympatycznych pasażerów, takich jak drożdże i bakterie Klebsiella i Pseudomonas. Wiadomo, że przerost bakterii Klebsiella w jelicie powiązany jest ze zesztywniającym zapaleniem stawów kręgosłupa – inną autoimmunologiczną chorobą stawów i tkanki łącznej – ale często wykrywam też Klebsiellę w badaniach kału pacjentów z artretyzmem.
Kiedy nadeszły te wyniki, wypytałam Maggie ponownie o jej nawyki wypróżnień: podczas pierwszej konsultacji powiedziała, że są w 100% prawidłowe, ale okazało się, że tak naprawdę przez większość czasu cierpiała na zaparcia. Uważała po prostu, że jest rzeczą normalną oddawać stolec tylko raz na 2-3 dni.
Zdrowienie zaczyna się w jelitach
Pierwszym lekarstwem był mój przepis na ciemnozieloną zupę, która jest ogromnie pomocna przy zaparciach. Jej przyrządzanie zaczyna się tak, jak każdej zupy warzywnej, od podsmażenia cebuli i czosnku na oleju kokosowym, oliwie z oliwek lub maśle.
Potem dodaje się ulubione warzywa – pory, cukinię, marchew – a na 2 min przed końcem gotowania należy dodać dużą ilość ciemnozielonych warzyw liściastych, takich jak szpinak, bok choy, rukola, pietruszka, rukiew wodna, sałata – wszystkie te liście surówkowe są doskonałe także w zupie.
Boćwina, jarmuż i brokuły są nieco twardsze niż pozostałe liście, więc można dodać je nie na 2, a na 10 min przed końcem gotowania lub też podgotować je na parze przez 5 min przed wrzuceniem do garnka.
Następnie, gdy zupa nieco ostygnie, należy zmiksować ją aż do uzyskania całkiem jednolitej konsystencji. Powinna mieć kolor ciemnozielony. Osoby cierpiące na zaparcia potrzebują często mniej sałatek, a więcej gotowanej zieleniny. Zupę można zamrozić w małych porcjach, by codziennie przed obiadem zjadać miseczkę.
W ten sposób uporałyśmy się z zaparciami Maggie, ale wciąż czekało nas poradzenie sobie z nieprzyjaznymi drobnoustrojami w jelitach i pleśni obecnymi nadal w jej organizmie. Istnieje swego rodzaju porozumienie między drożdżami w jelicie i pleśnią w powietrzu – jedne i drugie są jednokomórkowymi grzybami. A więc, poza przekonywaniem Maggie, by unikała źródeł pleśni w atmosferze, zastosowałyśmy zioła do zwalczania grzybów w jej jelitach.
Powtórne badanie kału po 6 miesiącach pokazało, że bakterie zniknęły całkiem, a drożdże – prawie całkiem. Ponowne badanie moczu również wykazało znaczne obniżenie poziomu mykotoksyn.
Podawałam także Maggie rotacyjnie wiele różnych probiotyków, by uzyskać maksimum korzyści. Wykonała ona tyle detoksykacji, na ile pozwoliło jej zapracowane życie (miała 2 dzieci w wieku szkolnym), włączając w to hydroterapię jelita grubego, picie soków warzywnych i oczywiście kąpiele w soli Epsom, które przyniosły jej znaczną ulgę w bólu.
Stawy Maggie wykazywały znaczną poprawę, a jej poziom czynnika reumatoidalnego obniżył się do wartości normalnej. Nie miałyśmy jednak cudownego leku. Kciuki i palce prawie już nie bolały, inne stawy grożące bólem przestały jej dokuczać, a biodro było w stanie na tyle dobrym, że mogła obywać się bez leków.
Jednakże zniekształcenie architektury stawu biodrowego było trwałe. Któregoś dnia Maggie będzie wymagała wymiany tego stawu, co jest genialną i niemal zawsze udaną operacją. Ale zapobieganie byłoby oczywiście lepsze niż leczenie.
– Tak bardzo żałuję, że nie znalazłam medycyny ekologicznej 8 lat temu – wyznała Maggie. Zaleciłam jej kilka naturalnych leków przeciwzapalnych, m.in. oleje rybne i olej z wiesiołka (przyjmowane w osobnych porach dnia dla uzyskania maksymalnych korzyści), witaminę D, kurkuminę/kurkumę i boswellię. Tę ostatnią można przyjmować doustnie, ale także wcierać bezpośrednio w obolałe stawy w postaci kadzidłowego olejku eterycznego. Ma fantastyczny zapach!
Nie wprowadziłam radykalnych zmian do diety Maggie poza dodaniem Ciemnozielonej zupy, ponieważ jej dieta już wcześniej była dobra, a co najważniejsze – bezcukrowa.
Radykalne zmiany żywieniowe mogą rzeczywiście pomóc niektórym osobom z artretyzmem, ale nie wszystkim. Gdy Maggie konsultowała się ze mną, miała już za sobą próbę wyeliminowania na cały rok najczęstszych winowajców artretyzmu – mięsa, pszenicy, produktów mlecznych, cytrusów i pomidorów – lecz nie przyniosło to korzyści.
Niemniej jednak ten opis przypadku dobrze ilustruje kluczową kwestię: lecząc niemal każdy problem zdrowotny, poza – powiedzmy – złamaniem nogi, zawsze należy zacząć od jelit. Zdrowienie zaczyna się w jelitach.
Miałam szczęście, że Maggie nie przyjmowała opiatowych leków przeciwbólowych. Gdyby tak było, odstawienie ich uczyniłoby moje zadanie i jej podróż ku zdrowiu nieporównanie trudniejszymi.