Niewinne początki, opłakane skutki - historia Moniki
Monika urodziła się w 1979 roku z prawidłową masą ciała. Jako dziecko miałam dobry apetyt – wspomina. – Chętnie poznawałam nowe smaki. Życie pokazało, że to była równia pochyła, z roku na rok przybywało mi kilogramów. Pamiętam, że już we wczesnych latach szkolnych postrzegana byłam jako „duża”. Ja też widziałam, że różnię się od innych dziewczynek. Rodzice bardzo mnie wspierali. Zapisali mnie na tzw. gimnastykę korekcyjną, chodziliśmy do poradni dietetycznej, do lekarzy różnych specjalności. Nie wykryto u mnie żadnej choroby czy nieprawidłowości.
Gdy chodziłam do szkoły podstawowej, co roku odbywało się ważenie uczniów – opowiada. – Do gabinetu pielęgniarki wchodziło kilka dziewczynek i po kolei były ważone. Ja zawsze byłam tą, która waży najwięcej. Oczywiście nie uchodziło to uwadze moich koleżanek, zwłaszcza że pani pielęgniarka nie powstrzymywała się od kąśliwych komentarzy na mój temat. Niemiłym przeżyciem były też lekcje wychowania fizycznego i konieczność włożenia krótkich spodenek. To mnie bardzo krępowało. Koleżanki przyglądały się i czasem komentowały mój wygląd. Nie miałam też kondycji fizycznej, słabo skakałam i biegałam. Jedyną rzeczą, w której byłam lepsza od innych, był rzut piłką lekarską. Byłam po prostu silna, a rzut piłką nie wymagał sprawności fizycznej. Odstawałam od grupy, wiedziałam o tym i mocno to przeżywałam.
Niełatwy dla Moniki był również czas dorastania, zdarzało się bowiem, że była wykluczana z grona rówieśników. Pamiętam, jak jeszcze w szkole podstawowej ktoś wpadł na pomysł, aby zorganizować dyskotekę – opowiada Monika. – Wszyscy się cieszyli, ja również, bo zostałam zaproszona. Ale szybko się okazało, że zaproszenie to miało związek z tym, że dysponowałam najlepszym radiomagnetofonem, który trzeba było przynieść do szkoły. Moja dyskoteka ograniczyła się do obsługi sprzętu. Nietrudno się domyślić, że niemiło wspominam tę zabawę. Kiedy nieco później zaczęły się różne spotkania towarzyskie z chłopcami, pojawiały się pierwsze miłości, tajemne liściki, byłam trochę z boku. Dobrze wiedziałam, że nawet jeśli wpadnę w oko jakiemuś chłopakowi, będzie ukrywał swoje zainteresowanie, aby nie przypięto mu łatki, że – jak to się mówi – prowadza się z grubaską. Jako dziewczynkę najbardziej dotknęły mnie słowa jednego z kolegów, który przy wszystkich powiedział do mnie: jesteś piękna jak kwiat róży, tylko brzuszek masz za duży. Upokorzył mnie, dotknął na tyle głęboko, że do dziś pamiętam to zdarzenie.
Nieudane wizyty i sukces
W dorosłe życie Monika wkroczyła ze sporą nadwagą. Po podjęciu pracy zdecydowała się na odchudzanie pod okiem specjalisty w prywatnej klinice. Dietetyk nie zlecił żadnych badań, które dałyby choćby częściową odpowiedź na pytanie o przyczynę otyłości. Bez wahania wypisał tabletki na odchudzanie. Owszem, schudła trochę, ale gdy zrezygnowała z wizyt u dietetyka i odstawiła tabletki, masa ciała szybko wróciła do stanu wyjściowego. Trud poszedł na marne.
Kiedy ostatni raz zaczęłam się odchudzać, co należy rozumieć jako budowanie autorskiego programu pozbycia się nadmiaru kilogramów, zrozumiałam, że muszę skonsultować się z wieloma specjalistami, od fizjoterapeuty po psychologa, aby zrozumieć procesy, które u siebie zaobserwowałam – mówi. – Miałam bogate doświadczenie, jeśli chodzi o różne sposoby odchudzania, doświadczenia dotyczące najdziwniejszych diet, a więc miałam też konkretne pytania, na które szukałam odpowiedzi. Poznanie ich miało uchronić mnie przed efektem jo-jo, którego bardzo się obawiałam. I nie chodzi tu tylko o fizyczne, ponowne nabranie kilogramów, ale – jak to nazywam – o psychiczny efekt jo-jo, który oznacza kolejną porażkę. No i o oceny otoczenia: „widzisz, mówiłam, że będzie tak, jak zawsze”. Najtrudniejsze do zaakceptowania było właśnie poczucie braku skuteczności, sprawczości, przekonanie o kolejnej klęsce, bo kilogramy faktycznie wracały.
Odchudzanie się to życie na huśtawce emocjonalnej, która siłą swoich wahań potrafi nadszarpnąć wszystko, co jest ważne w dorosłym życiu, czyli poczucie własnej wartości, pewności siebie. Skoro kolejny raz się nie udało, to może nie byłam konsekwentna, dość cierpliwa, a może jestem za mało wytrwała, czyli nie potrafię realizować celów... To wszystko przekłada się na inne działania w życiu. Niepowodzenie w odchudzaniu może skutkować tym, że nie potrafimy znaleźć pracy, partnera, przyjaciół. Wszystkie łatki, które przyczepiamy sobie w trakcie nieefektywnego odchudzania, zaczynają się materializować. Dla przykładu – masz jakieś marzenie, ale go nie realizujesz, bo uwierzyłaś, że nie umiesz tego robić, że nie potrafisz dążyć do celu, skoro nie udało ci się nawet schudnąć.
Otyłość to często samotność
Jest takie powiedzenie, że nadmiar kilogramów odbiera przyjaciół. Jego prawdziwość potwierdza wiele osób, które zmagają się z nadwagą. Monika wypracowała w sobie postawę, którą można określić jako „będę fajna i sympatyczna”. Ale często jest i tak, że osoby otyłe wchodzą w rolę wesołka, który wszystkich rozbawi, chociaż wcale nie jest mu do śmiechu.
– Nie wiem, czy byłam śmieszna w swoich zachowaniach – mówi Monika. – Ale w szkole podstawowej i liceum nie miałam przyjaciół. Byli tylko koledzy i koleżanki. Zapraszano mnie na różne spotkania, bo „przygotuje coś fajnego do jedzenia”, bo „udekoruje salę”. Zawsze czułam się gorsza, a osoby, które rzekomo były ze mną blisko, nigdy nie pomagały mi poczuć się lepiej. Teraz, gdy sytuacja się zmieniła, jest wokół mnie więcej życzliwych osób. Ale mówiąc zupełnie szczerze, w myśl przysłowia „Czym skorupka za młodu nasiąknie...”, pozostał we mnie dystans do ludzi. To trudne do zrozumienia, ale kiedyś byłam oceniana, bo byłam otyła. Teraz też jestem oceniana, bo są osoby, które stoją z boku i liczą na to, że znów przytyję. To jak kamień u szyi.
Przełomowy moment
Do podjęcia ostatniej, tej zwycięskiej próby pozbycia się zbędnych kilogramów, zmobilizowała mnie moja przyjaciółka, której słowa, ze względu na okoliczności, w jakich zostały wypowiedziane, mną wstrząsnęły, ale też zmotywowały do działania. I jestem jej za to wdzięczna – mówi Monika, która to zdarzenie opisała na swojej stronie internetowej.
„Kilka lat temu, 31 grudnia wybrałam się z mężem w sylwestra na bal do Gdyni. Mieszka tam moja przyjaciółka, Justyna, z którą bardzo chciałam spotkać się po czteromiesięcznej przerwie. Ważyłam wtedy kilkanaście kilogramów więcej niż w dniu ostatniego spotkania z Justyną. Pomimo to chciałam – jak każda kobieta – pięknie wyglądać. Czułam tę szczególną atmosferę, miałam piękny makijaż, uszytą specjalnie na tę okazję suknię i starannie ułożoną fryzurę. Na początku wyśmienicie się bawiłam.
Po 24.00 razem z przyjaciółką poszłyśmy do pokoju hotelowego poprawić makijaż. Wtedy Justyna spojrzała na mnie i powiedziała: „Widzę, że znów przytyłaś”. To zdanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba – niespodziewanie i z tak dużą siłą, że mentalnie zostałam powalona na kolana. Na domiar złego Justyna zaczęła przypominać mi te wszystkie chwile, kiedy byłam chudsza. Dlaczego ona mi to robi? Dlaczego moja najlepsza przyjaciółka mówi mi to akurat dzisiaj? To były pytania, które nie dawały mi spokoju, a wypite wcześniej dwie lampki szampana sprawiały, że emocje oddziaływały ze zdwojoną siłą. I to był dla mnie koniec sylwestrowej zabawy. Wtedy zapadła we mnie ostateczna decyzja o zmianie. Byłam pewna jednego – muszę skończyć z dietami cud i znaleźć wreszcie skuteczny sposób na utratę wagi”.
Czas na nowe życie
Postanowione! Tak sobie powiedziałam po tamtym sylwestrze – mówi Monika. – Wiedziałam, że skoro różne diety cud nie dały trwałego rezultatu, muszę się zabrać do odchudzania inaczej, by sytuacja się nie powtórzyła. Wiedziałam też, że aby osiągnąć sukces, muszę zapytać samą siebie, na co się godzę, przystępując do jakiegoś programu odchudzania czy decydując się na konkretny sposób odchudzania. Kiedy dałam sobie prawo wyboru, poczułam ogromną ulgę. Inaczej mówiąc, pozwoliłam sobie na to, by nie podporządkowywać się wymaganiom żadnego programu, którego jakieś elementy nie będą mi odpowiadały. Znad mojej głowy zniknął bat, że muszę się dostosować do czegoś, co mnie zniechęca. Tak rozpoczęły się moje poszukiwania. Chciałam wiedzieć, co dzieje się w organizmie, gdy zaczynamy inaczej jeść. Co zrobić, by organizm zabrał się do likwidowania zbędnych kilogramów? Wiedziałam, że trzeba pobudzić metabolizm.
Ale jak to zrobić? Podobnych pytań było wiele. Odpowiedzi na nie szukałam u lekarzy, dietetyków, w książkach medycznych, na fachowych stronach internetowych. Zrobiłam też listę rzeczy, na które nie zgodzę się podczas odchudzania – dodaje Monika. – Postanowiłam, że nie wybiorę żadnej diety, która będzie polegała na liczeniu kalorii. Chciałam, by odchudzanie było praktyczne i nie wywróciło mojego życia do góry nogami. Pragnęłam, aby był to powolny proces, do którego się przyzwyczaję. Nie miałam zamiaru intensywnie ćwiczyć, brać leków odchudzających, chodzić głodna itd.
Po rozmowach z wieloma specjalistami wiedziałam, jak bardzo obciążone są moje stawy, w jak dużym stopniu mam otłuszczoną wątrobę. I tak, po nitce do kłębka, doszłam do wniosku, że odchudzanie należy zacząć od pobudzenia metabolizmu, ale by ten cel osiągnąć, trzeba najpierw oczyścić organizm, czyli zadbać o żołądek, a przede wszystkim o jelita. Ale jak to zrobić? Jelita lubią pokarmy gotowane, półpłynne, bo wtedy lepiej się oczyszczają i wchłaniają więcej składników odżywczych. Tak narodził się pomysł na zdrowe niskokaloryczne zupy, które dobrze nawadniają organizm. Nie zrezygnowałam z dodawania do nich makaronów czy śmietany. Każdego dietetyka to oburzy, ale ja lubię makaron i śmietanę, a obiecałam sobie, że nie wyrzeknę się tego, co mi smakuje.
Odchudzanie w ujęciu holistycznym
Od początku powtarzałam sobie, że w tym procesie ja będę najważniejsza. Analizowałam wszystko, co działo się z moim ciałem. Zaczęłam się o nie troszczyć inaczej niż wcześniej. Gdy zdecydowałam się na aktywność fizyczną, początkowo na trening przeznaczałam 5 minut. Dbałam też o relaks, sen i przebywanie na świeżym powietrzu, aby być w kontakcie z naturą. Słuchałam muzyki relaksacyjnej. To holistyczne podejście do swojego ciała i do odpoczynku spowodowało, że nie zwracałam uwagi tylko na to, co trafiało do mojego żołądka. Całościowo zaopiekowałam się sobą. Ważne było też dbanie o psychikę, by mieć motywację do utrzymania prawidłowej masy ciała.
Startowałam z poziomu 104 kilogramów – wyznaje Monika. – Moja masa ciała stopniowo malała, a zatrzymałam się na poziomie 60–65 kilogramów. W ciągu 10 miesięcy schudłam 40 kilogramów. Obecnie ważę 59.
Zupy, którymi Monika odżywiała się przez pierwsze cztery miesiące, były bardzo urozmaicone, zawierały warzywa, ale też makaron, ryż czy mięso. Każdego dnia Monika jadła od 4 do 6 porcji, dzięki czemu nigdy nie była głodna. Jadła, kiedy chciała i ile chciała. Przestrzegała zasady, by kolację spożywać najpóźniej 5 godzin przed snem. Odstąpiła zaś od tej, która nadal obowiązuje w wielu domach, a głosi, że „nic nie zostawia się na talerzu”.
Kiedy poczuję się nasycona, przestaję jeść – mówi. – Często zostawiam coś na talerzu i nie przejmuje się tym. Po pierwszym miesiącu odchudzania i jedzenia samych zup schudłam 7 kilogramów. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Byłam silnie zmotywowana. Tak bardzo doceniałam osiągnięte efekty, że w ogóle nie podjadałam. Stałam się strażniczką dobrego jedzenia i przeciwniczką słodyczy. Aby mnie nie kusiły, wspólnie ustaliliśmy, że znikną one z naszego domu. Zrezygnowaliśmy też z jedzenia fast foodów, zamawiania pizzy itd. Te wszystkie działania miały też związek z tym, że nie do końca sobie ufałam, że nie byłam pewna, czy wytrwam w swoim postanowieniu. Dlatego też przez pierwszy miesiąc nie chodziłam na spotkania ze znajomymi. Jednak postępy w odchudzaniu coraz bardziej mnie wzmacniały. Byłam gotowa zmierzyć się z rzeczywistością.
W czasie odchudzania Monika przyjęła zasadę, że najpierw je ona, a później rodzina. Ten wybieg miał chronić ją przed pobudzaniem apetytu i sprawdził się w praktyce. Mąż uwielbia zupy, więc chętnie jadł te, które gotowałam. Odżywianie zupami jest o wiele prostszym sposobem na pozbycie się nadmiarowych kilogramów niż wykorzystywanie innych metod. Można przygotować sobie kilka różnych zup na kilka dni i przechowywać je w lodówce. To nic trudnego. Proces odchudzania wymaga wiedzy nie tylko o tym, jak się odżywiać, ale także o tym, jakie są nasze potrzeby i jak powinniśmy o siebie zadbać.
Jeśli chcesz więcej wiedzieć o Monice Honory lub skorzystać z jej pomocy wejdź na stronę: https://monikahonory.pl/monika-honory/
Monika porównuje proces odchudzania do oczekiwania na narodziny dziecka, przygotowywania się do dnia, w którym pojawi się ono na świecie. Odchudzanie to taka ciążą, kiedy czekamy na narodziny nowych nas – mówi. – Musimy się na to przygotować. Trzeba pamiętać, że czas „odchudzenia” naszej psychiki trwa znacznie dłużej niż odchudzenie ciała. Głowa chudnie dłużej niż ciało. Nawet gdy pozbędziemy się 10 kilogramów, początkowo nadal będziemy postrzegać siebie jako osobę otyłą. Potrzebujemy czasu, aby inaczej spojrzeć na siebie. Sama łapałam się na tym, że wchodząc do sklepu, kierowałam się ku półkom z rozmiarem XXL, mimo że miałam już prawidłową masę ciała. Aby uwolnić się od tego przyzwyczajenia, prosiłam męża, by fotografował mnie w towarzystwie innych szczupłych kobiet. Dopiero gdy oglądałam zdjęcia, docierało do mnie, że nie wyróżniam się, że nie odstaję od innych pań. To pozwalało mi uwierzyć, że jestem szczupła. Zmieniał się mój sposób myślenia o sobie.
Otyłość uznano za chorobę ponad 50 lat temu. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wpisała ją na Międzynarodową Listę Chorób i Problemów Zdrowotnych. W Polsce lista ta obowiązuje od 1996 roku i ma ją w swoim biurku każdy lekarz, ponieważ stawiając pacjentowi diagnozę, musi wpisać do karty odpowiedni kod choroby.
Otyłość wśród Polaków jest powszechna i dotyczy wszystkich grup wiekowych, zarówno dzieci, młodzieży i młodych dorosłych, jak również seniorów. Uchodzi ona za jedną z groźniejszych chorób cywilizacyjnych XXI wieku. I słusznie, ponieważ nadmiar kilogramów jest poważnym czynnikiem ryzyka rozwoju około 200 poważnych schorzeń, co zostało dowiedzione naukowo. W nowej definicji otyłości podkreśla się fakt, że jest to choroba, która ma tendencje do remisji i zaostrzeń.
Otyłość skraca życie
Konsekwencją otyłości jest dysfunkcja bardzo wielu narządów oraz, mówiąc wprost, krótsze życie. Nie jest ważne, jakie doznania estetyczne nam towarzyszą, gdy patrzymy na osobę z nadmiarem kilogramów. Z medycznego punktu widzenia istotne jest to, że choroba otyłościowa może przyczyniać się do gorszej jakości życia i przedwczesnej śmierci w takim samym stopniu jak choroby nowotworowe i sercowo-naczyniowe, źle leczona cukrzyca czy przewlekła obturacyjna choroba płuc.
Statystyki przerażają
Alarmujące są wyniki badania stopnia otyłości i nadwagi u dzieci i młodzieży, które opracował Instytut Żywności i Żywienia. Od 9 do 18% przedszkolaków ma nadwagę lub jest otyła. Wśród trzylatków nadwagę lub otyłość stwierdza się u 9% chłopców i 12,6% dziewczynek, wśród sześciolatków proporcje te są jeszcze bardziej niepokojące – nadwagę lub otyłość ma 14,8% chłopców i 18% dziewczynek.
Polskie obserwacje potwierdza raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), z którego wynika, że w ciągu ostatnich 20 lat w naszym kraju trzykrotnie wzrosła liczba dzieci z nadwagą. W Europie otyłe jest co czwarte dziecko. W Polsce nadwagę ma obecnie aż 29% 11-latków i prawie tyle samo 14-latków. WHO objęło badaniami 207 tys. najmłodszych mieszkańców z 39 krajów Europy i Ameryki Północnej. Na tle innych państw Polska wypadła źle. W ogólnym zestawieniu polskie dzieci znalazły się w czołówce najbardziej otyłych na świecie. W skali globalnej mamy największy odsetek 11-latków z nadwagą, a wśród polskich 12-latków bez trudu można znaleźć dzieci, które ważą 100 lub więcej kilogramów.
Jakie są przyczyny otyłości?
Nikt nie kwestionuje tego, że do rozwoju otyłości może przyczyniać się wiele schorzeń i zaburzeń zdrowia. Wiadomo, że na przykład niedoczynność tarczycy łączy się z podwyższonym ryzykiem wystąpienia otyłości. Ale ogromna większość osób z otyłością po prostu je zbyt dużo w stosunku do potrzeb organizmu i nie wydatkuje pozyskanej w ten sposób energii. Osoby te są często przekonane, że jedzą tyle samo co ich rówieśnicy, którzy nie są otyli. Nie biorą jednak pod uwagę, że jedzą za dużo w stosunku do zapotrzebowania energetycznego organizmu. Oczywiście patogeneza otyłości może mieć złożone podłoże.
Przyczyną mogą być zaburzenia hormonalne, na przykład insulinoporność, czy nieprawidłowe funkcjonowanie osi mózgowo-jelitowej. Najczęściej jednak za nadwagę i otyłość odpowiadamy sami, ponieważ hołdujemy złym nawykom żywieniowym. W ciągu ostatnich dziesięcioleci zmieniły się one w zasadniczy sposób. Ponad dwukrotnie wzrosło spożycie tłuszczu. Jemy znacznie mniej węglowodanów złożonych, ale więcej cukru. Dawniej chętnie sięgaliśmy po żywność naturalną o dużej zawartości błonnika. Teraz dominuje żywność przetworzona. Coraz chętniej spożywamy półprodukty i mrożonki, które zawierają tzw. skondensowaną energię. Oznacza to, że w niewielkiej ilości pokarmu jest bardzo dużo kalorii. Poza tym jemy nieregularnie, często tylko jeden lub dwa bardzo obfite posiłki dziennie, żyjemy w stresie, nie dosypiamy i nie ruszamy się.
Niebezpieczne powikłania otyłości
Są niezbite dowody na to, że zwyrodnienia stawów kolanowych i biodrowych to przypadłość dopadająca często ludzi z nadmierną masą ciała, która wymaga kosztownego leczenia operacyjnego. Brak aktywności fizycznej, co jest charakterystyczne dla osób otyłych, powoduje zmiany zakrzepowo-zatorowe w naczyniach płucnych i obwodowych. Aż 70–80% ludzi otyłych ma nadciśnienie tętnicze, wielu z nich cierpi na migotanie przedsionków, co istotnie zwiększa ryzyko zawału i udaru.
Wiadomo nie od dziś, że otyłość jest czynnikiem ryzyka raka jelita grubego, raka piersi i raka jajnika. Poza tym otyłe kobiety często doświadczają zaburzeń cyklu miesiączkowego, mają przedłużone i nieregularne krwawienia, cierpią z powodu wypadania macicy. Częściej zapadają na raka trzonu macicy i jajników. Ciąża jest dla nich szczególnie trudnym okresem. Rzadko udaje się im urodzić dziecko siłami natury, a po cesarskim cięciu występują powikłania, których lekarz nie może wcześniej przewidzieć. Otyłość jest także ogromnym wyzwaniem dla anestezjologów, którzy muszą odpowiednio dobierać dawki leków znieczulających.
Otyłość nie jest defektem kosmetycznym. Jest ciężka chorobą, którą – jak wszystkie inne – należy leczyć. Jednego, cudownego środka na otyłość nie ma. Leczenie jest trudne, długie i wymaga zastosowania różnych metod dopasowanych indywidualnie do każdego chorego. Warto to wiedzieć, by zyskać motywację do ochrony przed rozwojem otyłości nie tylko siebie, lecz również naszych dzieci. Ta choroba, jak wiemy, często zaczyna się już w dzieciństwie