Historia Martyny
Martyna Cabanek ma dziś zaledwie 23 lata. Jest ambitną młodą kobietą, którą fascynuje życie i studiowanie gospodarki przestrzennej. Dwa lata temu z powodu powtarzającego się bólu brzucha podejrzewano u niej wrzody żołądka lub zapalenie błony śluzowej żołądka.
Zastosowane leczenie nie przynosiło żadnej ulgi. Chwilami ból był nie do zniesienia, co było przyczyną wielu wizyt na SOR. Doraźne leczenie nie poprawiało sytuacji, bo koncentrowano się głównie na pokonaniu bólu. Wreszcie dziewczyna dostała skierowanie na gastroskopię. Pierwsze badanie się nie udało, drugie ujawniło wrzody żołądka przy odźwierniku, który łączy żołądek z jelitem cienkim.
Przepisano mi leki, czyli inhibitory pompy protonowej – wspomina Martyna. – Kolejną wizytę wyznaczono mi za dwa miesiące. Niestety, leki nie pomagały. Zdecydowano zatem, że należy zwiększyć dawkę leków. Ale i to niczego nie zmieniło.
Ból nie ustępował. Do tego doszły wymioty i biegunka, które nie miały powiązania z jakimiś błędami dietetycznymi. Mijały kolejne miesiące, miesiące pełne bólu, zmagań z głodem i poczuciem pełności po zjedzeniu niewielkiej porcji jedzenia. Tak przyszło lato i termin następnej gastroskopii.
Podczas kolejnych gastroskopii pobierano wycinek do badania histopatologicznego, ale wcześniej, poza stwierdzeniem obecności wrzodów, nic niepokojącego nie znaleziono. Tym razem było inaczej.
Oczekiwanie na wynik badania było trudne – mówi Martyna. – Ale mogę chyba powiedzieć, że dopisało mi szczęście, ponieważ w laboratorium, gdzie badano mój wycinek, pracował bliski znajomy. Skojarzył nazwisko. Wynik wskazywał na obecność komórek nowotworowych. Powiadomił mnie o tym i podpowiedział, żeby jak najszybciej zgłosić się na kolejne badanie.
Informacja o niepokojącej diagnozie zastała Martynę w szpitalu, gdzie przebywała z powodu bardzo silnej biegunki, wymiotów i silnego bólu brzucha.– Czułam się jak wrak człowieka – wyznaje. – Byłam maksymalnie osłabiona i wyczerpana. Ale w szpitalu powiatowym, gdzie wtedy byłam, nie mogli mi pomóc. Opiekująca się mną lekarka wypisała mnie do domu.
Już następnego dnia trafiłam do szpitala we Wrocławiu, gdzie wykonano kolejną gastroskopię i pobrano większy wycinek, aby dokładnie przebadać, z jakim rodzajem raka mamy do czynienia i jak bardzo zaawansowana jest choroba. Ostateczna diagnoza brzmiała bardzo niepokojąco: złośliwy rak żołądka.
Martyna dość spokojnie przyjęła informacje o tym, że ma raka. Już wcześniej wiedziała, że w badaniu histopatologicznym znaleziono komórki nowotworowe. Jak przyznaje, informacja o tym, że to gruczolak, nie robiła wielkiego wrażenia.
Choroba była w drugim stopniu zaawansowania. Konieczne było znalezienie ośrodka, w którym mogłaby rozpocząć leczenie. Po sprawdzeniu wielu szczegółów wybrała Dolnośląskie Centrum Onkologii we Wrocławiu.
– Wszystko potoczyło się bardzo szybko – opowiada. – W ciągu tygodnia byłam już w szpitalu, gdzie opracowano plan leczenia. W piątek odbyło się konsylium, a w poniedziałek podano mi pierwszą chemię. Już po pierwszej wizycie wiedziałam, że czeka mnie całkowita resekcja żołądka.
Chemioterapię podawano mi w schemacie FLOT, co upraszczając problem, polega na podaniu czterech chemii przed operacją i czterech po zabiegu. 17 stycznia 2023 roku przeszłam operację usunięcia żołądka. W drugim cyklu chemioterapii przyjmowałam tabletki. Byłam w domu, więc łatwiej było znosić trud leczenia.
Nowotwór u Martyny umiejscowił się w trudnym operacyjnie miejscu. Lekarze nie mieli pewności, że wycięty margines zdrowej tkanki był wystarczająco duży. Mogło się zdarzyć, że jakieś komórki nowotworowe umknęły skalpelowi. Dlatego, dla bezpieczeństwa, zdecydowano, że należy zastosować jeszcze radioterapię.
– Obliczono, że muszę przyjąć 30 radioterapii – mówi Martyna. – To była bardzo ciężka kuracja, dużo gorsza od chemioterapii. Przewód pokarmowy miałam kompletnie zdemolowany.
Nie mogłam jeść, bo przełyk był poparzony. Ale najgorszy był zespół poposiłkowy (tzw. dumping syndrome), czyli szereg objawów ze strony układu sercowo-naczyniowego i pokarmowego, spowodowanych spożyciem posiłku. Przyczyną tego zespołu jest częściowe lub całkowite usunięcie żołądka.
Martyna bardzo schudła, ważyła zaledwie 40 kilogramów. Cierpiała z powodu bólu i niewiele mogła przełknąć. Lekarz zdecydował, że przy tak skrajnie niskiej wadze konieczny jest pobyt w szpitalu, w oddziale opieki paliatywnej, gdzie będzie dożywiana pozajelitowo i poddana leczeniu bólu.
W tym oddziale miałam spędzić ponad miesiąc – opowiada Martyna. – Ale już po tygodniu było wiadomo, że psychicznie nie przetrwam tak długo. To było traumatyczne przeżycie. Każdy chyba wie, jak wygląda oddział opieki paliatywnej.
Powiem tylko, że byłam jedyną osobą na oddziale, która mogła poruszać się samodzielnie. Wokół mocno starsi i cierpiący ludzie. Trudno było na to patrzeć. Ponieważ wysiadała mi psychika, przeniesiono mnie na inny oddział. Trafiłam do kliniki żywienia pozajelitowego, gdzie oceniono mój stan. Lekarze uznali, że mogę kontynuować leczenie w domu. Wraz z mamą przeszłyśmy miesięczne szkolenie z żywienia pozajelitowego.
Martyna wciąż mobilizowała wszystkie wewnętrzne siły, aby wrócić do dobrej formy. Chciała uwolnić się od żywienia pozajelitowego, więc starała się normalnie jeść. Udało się. Waga podskoczyła o ponad 3 kilogramy. Lekarka zdecydowała, że skoro jest postęp, można odstąpić od żywienia pozajelitowego. Tak jest do dziś. Małymi kroczkami Martyna wraca do dawnej wagi.
Zdrowie pod kontrolą
Co dwa miesiące Martyna chodzi na badania, które pozwalają monitorować jej stan zdrowia. Na razie nie ma powodów do niepokoju, ale trzeba zachować czujność. Nie musi stosować żadnej specjalnej diety.
– Mogę jeść wszystko, ale niektórych rzeczy świadomie unikam, bo niezbyt dobrze się po nich czuje – mówi. – Tak jest z jedzeniem smażonym czy bardzo pikantnym. Zaraz po usunięciu żołądka nie wierzyłam, że to będzie możliwe. Myślałam nawet, że długo będę musiała uczyć się nowego sposobu odżywiania. Stało się inaczej.
Unikam potraw ciężkostrawnych, nie jem fast foodów. To jednak nie problem, bo zawsze odżywiałam się zdrowo, lekko, domowo. Ale też dużo eksperymentuję z jedzeniem.
Próbuję nowych potraw, nawet wtedy, gdy wiem, że mogę tego pożałować. Wybieram takie rozwiązanie, aby nie narzucać sobie dodatkowych czy niepotrzebnych ograniczeń. Lubię jeść i sprawia mi to dużo przyjemności. Jestem młoda i nie chcę jeść stale zmiksowanych zupek. Nawet jeśli po jakimś jedzeniu dostanę biegunki, będę wiedziała, że to mi nie służy. Nie sięgnę po tę potrawę ponownie.
Do góry nogami
Śmieszny będzie ten, kto by twierdził, że poważna choroba nie zrobiła na nim wrażenia, nie odbiła się na psychice, zwłaszcza gdy była to choroba nowotworowa. To zawsze zostawia ślad. Stawia świat do góry nogami. Martyna mówi o tym wprost.
– Diagnoza sprawiła, że szybko musiałam dojrzeć – przyznaje szczerze. – Musiałam stać się bardziej samodzielna, dojrzała, podejmować ważne decyzje, z którymi przed chorobą miałam problem. Ale też jestem odważniejsza, bardziej zdecydowana i zdeterminowana.
Teraz więcej doświadczam, podejmuję nowe wyzwania. Poczułam, że mogę stracić życie, a przecież mamy tylko jedną szansę, aby je sensownie przeżyć. Nie zmarnować. Choroba pokazała mi także, że nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę, a byłam osobą, która musiała na wszystko mieć wszystko zaplanowane i poukładane. Musiałam przerwać studia i, powiem uczciwie, to było dla mnie trudniejsze doświadczenie niż usłyszenie, że mam raka.
Choroba sprawiła, że musiałam się wyprowadzić z Wrocławia i wrócić do domu, na wieś. To był czas izolacji. Jednym z powodów była znacznie obniżona odporność, a drugim to, że większość moich znajomych mieszka we Wrocławiu. Koncentrowałam się na leczeniu, które w naszych warunkach jest trudne, choćby z powodu długich kolejek i wielogodzinnego wyczekiwania pod gabinetami. Ale robiłam też fajne rzeczy.
Martyna była po pierwszych czterech chemioterapiach. Znalazła tanie bilety do Paryża, postanowiła zatem polecieć tam na sylwestra, razem ze swoim narzeczonym.
– Kupiłam bilety, nie wiedząc, czy lekarka zgodzi się na taki wypad – wspomina. – Zgodziła się. Oczywiście zabrałam ze sobą wszystkie dokumenty medyczne, aby w razie czego mieć je pod ręką, kupiłam ubezpieczenie i fru, poleciałam. Było wspaniale. Na dwa tygodnie przed operacją.
Chcę pomagać innym
– Na Instagramie założyłam konto, gdzie opowiadam o swojej chorobie – dodaje Martyna. – To była dobra decyzja, bo odkryłam, co chcę robić w życiu. Teraz wiem, że chcę pomagać ludziom młodym, którzy zmagają się z nowotworami przewodu pokarmowego. W moim otoczeniu młodzi ludzie coraz częściej chorują na raka i wiele wskazuje na to, że będzie ich przybywać.
– Ja też tak kiedyś żyłam. Zjadłam, to dobrze. Nie zjadłam, to zapominałam, że jestem głodna.
Może to zabrzmi dziwnie, ale na chorowanie dałam sobie rok – mówi Martyna. – Kiedy usłyszałam, że mam raka, nie załamałam się. Jest rak, trzeba go wyleczyć. Dziś wiem, że dobra kondycja psychiczna pozwala łatwiej znosić trudy choroby. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli człowiek się podda, to zginie, bo nie będzie chciał się leczyć.
Wróciłam na studia, ale mam inne podejście do tego wszystkiego, co mnie otacza. Już niczego nie robię na siłę. Daję sobie przestrzeń na odpoczynek, bo zdrowie stawiam na pierwszym miejscu. Jeśli czegoś nie zaliczę, nie rozdzieram szat. Będzie termin na poprawkę.
Może się wydawać, że wszystko dobrze się skończyło. Ale tak do końca nie jest. Teraz leczę się po leczeniu. Duża blizna spowodowała, że zaczęłam się garbić. Muszę to pokonać, więc chodzę na rehabilitację. Trauma spowodowana chorobą i wydarzeniami, które dotknęły moją rodzinę, śmierć taty, jest we mnie i dlatego chodzę do psychologa, aby przerobić, przepracować to, co się wydarzyło.
Staram się szukać pozytywnych stron, nawet w złych wydarzeniach, smutnych czy przykrych. Na Instagramie opowiadam o swoich doświadczeniach. Podkreślam, że nie jestem lekarzem, że każdy z nas choruje inaczej, że można mieć inne dolegliwości, inną metodą, być leczonym i inaczej przechodzić samo leczenie. W odpowiedzi od moich obserwatorów dowiaduję się, że daję nadzieję. Skoro ja uporałam się z chorobą nowotworową, to oni też dadzą radę. To buduje.
Jakie objawy raka żołądka?
W odniesieniu do raka żołądka często mówi się o niespecyficznych objawach choroby. Wśród wczesnych objawów tego nowotworu wymienia się bóle brzucha, nudności, wymioty, smoliste stolce, czyli objawy, które powinny zwrócić naszą uwagę i skłonić do szukania specjalistycznej pomocy.
Wśród innych objawów raka żołądka wymienia się krwawienia z przewodu pokarmowego, wymioty oraz wypróżnienia z domieszką krwi lub tzw. wymioty fusowate (treść przypomina fusy kawy), stolec w kolorze ciemnobrunatnym lub czarnym. Kolejne objawy to nieplanowana utrata wagi, niewyjaśniona gorączka oraz nocne, zlewne poty.
Rak żołądka może się rozwinąć u osoby, która przez lata zmaga się ze stanem zapalnym błony śluzowej żołądka lub która ma wrzody. Osoby cierpiące z tego powodu przyzwyczajają się do różnych dolegliwości ze strony górnego odcinka przewodu pokarmowego i lekceważą je.
Do szybkiego i prawidłowego zdiagnozowania raka żołądka konieczne jest wykonanie gastroskopii. Niestety dla wielu pacjentów jest to badanie trudne do zaakceptowania. Uważają, że jest ono bardzo nieprzyjemne i zbyt inwazyjne. Warto jednak wiedzieć, że coraz więcej ośrodków oferuje przeprowadzenie gastroskopii w płytkim znieczuleniu.
Jakie są czynniki ryzyka raka żołądka?
Lista winowajców, ale i naszych zaniedbań, jest długa. W onkologii jednym z czynników ryzyka jest wiek. Powszechnie się uważa, że nowotwory rozwijają się u osób starszych, ale prawda jest taka, że chorują coraz młodsi ludzie. Dzieje się tak, ponieważ na nas wszystkich coraz silniej oddziałują różnorodne czynniki środowiskowe.
Rak żołądka w wielu przypadkach rozwija się wskutek drażnienia śluzówki żołądka przez toksyczne substancje zawarte w jedzeniu. Dieta oparta na produktach, które znacznie zwiększają wytwarzanie kwasów żołądkowych sprzyja zapaleniu żołądka. To głównie produkty bogate w węglowodany w połączeniu z białkiem i tłuszczem.
Żywność wysoko przetworzona także zawiera wiele szkodliwych substancji. Prym wiodą nitrozoaminy, czyli związki chemiczne, które mogą powstawać w żywności w wyniku jej przetwarzania. Bywają obecne w wędlinach, przetworzonych rybach, kakao, piwie i innych alkoholach.
Nitrozoaminy mogą występować także w peklowanym mięsie, przetworach warzywnych, zbożach, produktach mlecznych oraz w żywności fermentowanej i marynowanej. Niektóre nitrozoaminy uszkadzają DNA, inne są rakotwórcze, czyli przyczyniają się do powstania nowotworu złośliwego.
Otyłość to także czynnik ryzyka rozwoju raka żołądka. Zaburzenia metabolizmu węglowodanów (cukrzyca i stan przedcukrzycowy), zaburzenia metabolizmu lipidów (wysoki poziom cholesterolu), otyłość, siedzący tryb życia, brak aktywności fizycznej (zwłaszcza typu „kardio”) sprzyjają nie tylko rozwojowi schorzeń sercowo-naczyniowych, ale także zwiększają ryzyko nowotworów.
Jeśli mamy nadwagę, układ odpornościowy, który naturalnie chroni nas przed chorobami nowotworowymi, musi obsłużyć każdy dodatkowy kilogram, co przekłada się na gorszą jego pracę i niemożność należytego zaopiekowania się każdą komórką. Koncentruje się na naprawie kolejnych zniszczeń wywołanych przez przewlekłe zapalenie, a to osłabia tę jego część, która odpowiada za niszczenie zalążków choroby nowotworowej.
I wreszcie winowajca, któremu stawia się najcięższe zarzuty – Helicobacter pylori. Odkrycie znaczenia tej bakterii w powstawaniu wrzodów żołądka i dwunastnicy oraz raka żołądka zostało uhonorowane w 2005 roku Nagrodą Nobla.
Ale to czynnik ryzyka, nad którym możemy panować. Leczenie infekcji Helicobacter pylori jest uciążliwe dla pacjenta, ale warto podjąć wysiłek, aby się od niej uwolnić. Skuteczne zlikwidowanie bakterii to nie tylko ulga w codziennych dolegliwościach, ale przede wszystkim istotne obniżenie ryzyka choroby nowotworowej.
Jak leczy się raka żołądka?
Pacjent, u którego podejrzewa się raka żołądka, powinien trafić pod opiekę zespołu interdyscyplinarnego, czyli grupy specjalistów z różnych dziedzin medycyny, którzy opracują najskuteczniejszą dla niego terapię. Leczenie raka żołądka zależy od rodzaju nowotworu, wieku pacjenta, chorób współistniejących a także – co może być zaskoczeniem – od preferencji chorego.
Wielkie nadzieje chorych i lekarzy budzi rozwój immunoterapii i terapii celowanych. We wrześniu 2023 roku na listę leków refundowanych wszedł nowy lek – niwolumab.
To lek, który blokuje pewną reakcję biochemiczną, która umożliwia nowotworowi wymknięcie się spod kontroli układu immunologicznego. Niwolumab podaje się chorym w skojarzeniu z chemioterapią. Warto dodać, że immunoterapia jest skuteczna w mniej więcej połowie różnych raków żołądka, a o jej zastosowaniu decydują onkolodzy.