Naturopatia - czy to zawsze pomaga?

Zdrowie to najcenniejsze, co mamy. By dbać o nie najlepiej, jak się da, warto poznać różne punkty widzenia - nawet te, z którymi w pierwszym odruchu w ogóle się nie zgadzamy. Amerykańska naturopatka Britt Marie Hermes po nieudanych kuracjach stała się krytykiem naturopatii i medycyny alternatywnej. Robi to z wielką pasją – oto próbka tekstu z jej popularnego bloga. 

Artykuł na: 23-28 minut
Zdrowe zakupy

Latem, przed rozpoczęciem studiów na Uniwersytecie Bastyr spotkałam naturopatkę, która niedawno ukończyła tę uczelnię i była podekscytowana spotkaniem kogoś, kto miał zamiar wyruszyć w swoją własną naturopatyczną podróż. „Jedna z trzech rzeczy przydarzy ci się podczas pobytu w Bastyr” – zażartowała. „Albo zajdziesz w ciążę, albo zostaniesz lesbijką, albo zostaniesz weganką”.

Okazało się, że to znany żart wśród studentów, ponieważ środowisko uniwersyteckie sprzyjało ekspery­mentom. I to prawda, wykonywaliśmy eksperymenty medyczne na własnym organizmie i na sobie nawzajem, aby nauczyć się takich metod leczniczych, jak terapia dożylna, chiropraktyka i hydroterapia okrężnicy, ekspery­mentowaliśmy także w naszym życiu osobistym. Mój eksperyment w Bastyr dotyczył sposobu odżywiania. Przynio­słam światu dietę Deegan: naturopa­tyczne perpetuum mobile psycholo­gicznego cierpienia, które gwarantuje, że stracisz trochę masy ciała, staniesz się anemiczny i wpadniesz w gniew.

 Eksperymenty w grupie studenckiej

Studenci pierwszego roku naturopatii na Uniwersytecie Bastyr biorą udział w kursach z historii i filozofii naturo­patycznej. W semestrze wiosennym uczniowie mają za zadanie ukończyć projekt o nazwie „Kultywowanie warunków zdrowia i dobrego samopo­czucia”. Wraz z kolegą z grupy mieli­śmy zatem zidentyfikować konkretne zachowanie lub nawyk związany ze zdrowiem, który naszym zdaniem można zmienić w taki sposób, by przyczyniał się do odzyskania zdrowia. Mieliśmy dokonać pozytywnej zmiany zdrowotnej w swoim życiu, takiej jak rozpoczęcie medytacji lub jogi, lub ograniczenie niezdrowych nawyków, takich jak palenie, picie alkoholu itp. Mój projekt zdrowotny polegał na przyjrzeniu się sposobowi odżywiania. Wcześniej eksperymentowałam już z dietą, aby przy jej pomocy kontro­lować łuszczycę, a teraz, skoro byłam studentką naturopatii, pomyślałam, że powinnam skupić się na zastosowaniu tej pozornie tylko unikalnej terapii. W tamtym czasie borykałam się także z zaawansowanym trądzikiem.

łuszczyca
Na łuszczycę choruje około 3% populacji. Równie często występuje wśród kobiet jak i mężczyzn. Zwykle choroba rozpoczyna się u młodych dorosłych, jednak w istocie może się ona ujawnić w dowolnym wieku, również w dzieciństwie i u osób starszych.

Studenci pierwszego roku naturopatii byli zobowiązani do szukania opieki naturopatycznej w klinice dydaktycznej Uniwersytetu Bastyr (Bastyr Center for Natural Health, BCNH). Uważałam te wizyty za doskonałą okazję do rozwią­zania swoich problemów skórnych przy pomocy lekarza o specjalności, którą sama miałam posiąść. Moja naturo­patka była bardzo miłą rezydentką, praktykującą w BCNH. Pierwsza wizyta była dość standardowa, jak na wizytę u naturopaty: lekarka sprawdziła para­metry życiowe, a następnie skupiłyśmy się na mojej historii leczenia i medycz­nej historii rodziny, moich dolegliwo­ściach i lekach, które przyjmowałam.

Spędziliśmy także dużo czasu rozma­wiając o diecie, zwłaszcza o zastosowa­niu pokarmów jako lekarstwa. Zako­chałam się w koncepcji pożywienia, postrzeganego jako lekarstwo. Później jako praktykująca naturo­patka, często stosowałam tę terapię u pacjentów. Zaprojektowałam nawet cały program detoksykacji naturopa­tycznej oparty na koncepcji, że pokarm może być trucizną lub lekarstwem, co jest naprawdę interesujące teraz gdy patrzę na inne programy detoksyka­cji.

Łatwo było mi uwierzyć, że dieta może powodować trądzik, z uwagi na moje doświadczenie ze szkoły śred­niej i studiów w kontrolowaniu w ten sposób przebiegu łuszczycy. Naprawdę nie wiem, czy ograniczenie przetworzo­nej żywności w diecie poprawiło stan mojej skóry, ale wtedy wierzyłam, że tak. W rezultacie doszłam do wniosku, że praktycznie każdy pokarm może odgrywać patologiczną rolę w prze­biegu każdej choroby. Innymi słowy, moje postrzeganie przyczyny i skutku zostało ustawione tak, aby pozytywnie oceniać zmiany w diecie jako przyczyny widocznych zmian w stanie zdrowia.

Kiedy opiekująca się mną naturopatka zasugerowała poważne ograniczenia dietetyczne, przyjęłam je całym sercem i w ten sposób wyhodowałam swojego własnego żywieniowego potwora. Miałam unikać wszelkiego nabiału, jeść więcej białka i wyeliminować rafinowane cukry. Ostrzegano mnie o wysokiej zawartości cukru w mleku konopnym i ukrytym cukrze w przy­prawach takich jak keczup. Zostałam odesłana do domu z licznymi materia­łami na temat zdrowego odżywiania, uważnego jedzenia i unikania cukru. Posłusznie przestrzegałam zaleceń, bez narzekania – chciałam być dobrym pacjentem naturopatycznym!

Podczas wizyty kontrolnej kilka tygodni później, naturopatka zauważyła, że straciłam kilka kilogramów. Pamiętam jej żywiołowe komplementy doty­czące tego, jak dobrze przestrzegałam ograniczeń, że aż przy okazji schudłam. Pamiętam, że stałam na wadze i czu­łam, że wykonuję dobrą robotę! Do dziś pamiętam ten jej komentarz na temat mojej masy ciała. Nie miałam nadwagi i nie próbowałam schudnąć. Zastana­wiam się, czy po prostu źle się wyraziła, jak robią to niedoświadczeni klinicyści, czy chciała, żebym schudła i żebym lepiej kontrolowała masę ciała. Odebra­łam jej słowa, jako komplement, „Dobra robota, tracisz te zbędne kilogramy!”.

Nieudana dieta Deegan

W ciągu następnych miesięcy zaczęłam tworzyć sama dla siebie narrację wokół restrykcyjnej diety, którą stosowałam, po to, aby była ona społecznie i kli­nicznie akceptowalna. Wykorzystałam w tym celu idee przyświecające detok­sykacji i diecie eliminacyjnej i coraz głębiej zanurzałam się w zagadnienia naturopatyczne. Stwarzając pozory zdrowego odżywiania sprawiłam, że mój zgubny stosunek do diety został społecznie zaakceptowany przez rówie­śników. Prawdziwym celem mojego planu diety naturopatycznej stała się jak największa utrata masy ciała. Zanim nadeszła wiosna, byłam już całkowicie zanurzona w tym naturopatycznym chaosie dietetycznym. Stworzyłam dietę Deegana, która była właściwie niemożliwa do opisania, ponieważ jej zasady stale ewoluowały. Aktywnie szukałam kolejnych porad dotyczących diety naturopatycznej, ale stan mojej skóry nie ulegał poprawie. To była tylko kwestia siły woli. Czyż nie tak?

jedzenie
Stworzona przez Britt Marie Hermes Dieta Deegana wykluczała spożywanie produktów mlecznych, cukru, czerwonego mięsa, drobiu, większości ziaren i większości warzyw psiankowatych.

Mając to na uwadze, postanowiłam również wyeliminować wszystkie formy cukru, w tym miód, syrop z agawy, fruktozę, dekstrozę, maltodekstrynę i pochodne cukrów. Wpadłam na ten pomysł po wysłuchaniu naturopatki, opisującej trądzik jako „cukrzycę skóry”. Teoria ta głosiła, że trądzik jest mani­festacją rozregulowania metabolizmu glukozy. Oczywiście w grę wchodził tu stan zapalny. Tak więc większość prozapalnych pokarmów musiałam odstawić.

Dieta Deegana wyklucza następujące potrawy:

  • wszystkie produkty mleczne, w tym jogurt, ser i mleko 
  • wszelki cukier, w tym miód i syrop z agawy,
  • czerwone mięso i drób,
  • większość ziaren (dozwolona jest komosa ryżowa i brązowy ryż)
  • większość prozapalnych warzyw psiankowatych, w tym białe ziem­niaki, paprykę i bakłażana

Od czasu do czasu nadal jadłam pomi­dory, jajka i ryby. Czasami robiłam wyjątki dla pokarmów postrzeganych jako działające przeciwzapalnie, takich jak jagnięcina. Jak możesz sobie wyobrazić, jadłam dużą ilość soi, owoców, orzechów i warzyw, ale mimo to często byłam bardzo głodna. Pozostałam na tej ścisłej bezcukrowej diecie przez około trzy lata, a potem kontynuowałam ją w łagodniejszej wersji przez wiele lat. Unikałam przy­praw i sosów sałatkowych z niezna­nymi składnikami, niejednoznacznie oznaczonych napojów, pozwalałem sobie tylko na bezcukrowe batony cze­koladowe i lody kokosowe. Całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy. Zdarzały się oczywiście wyjątki, ale takie okazje były rzadkie. Z biegiem czasu moi przyjaciele i rówieśnicy zaczęli kom­plementować moje poświęcenie dla zdrowia. Cały czas traciłam na wadze, ale jednocześnie trądzik cały czas nasilał się. Zaczęliśmy nawet żarto­bliwie odnosić się do mojej przyszłej książki, The Deegan Diet i wszystkich wynikających z niej „korzyści zdro­wotnych”, które do tej pory objęły niedokrwistość z powodu niedoboru żelaza, zaostrzający się trądzik i utratę masy ciała.

 Leczenie naturopatyczne, czyli wszystko, co wpadnie w ręce

Prób wyleczenia się nie zakończy­łam na zmianie diety. Brałam także enzymy trawienne, w tym pepsynę i bromelainę między posiłkami, aby wspomagać rozkładanie białek, które uciekły z nieszczelnego przewodu pokarmowego. Nie pamiętam, czy zdiagnozowano u mnie nieszczelne jelita, czy też wywnioskowałam, że dotyczy mnie ten problem jedy­nie w oparciu o wiedzę zdobytą na uczelni i w wyniku tego, w jaki sposób postrzegałam powiązania, pomiędzy moimi dolegliwościami a sposobem żywienia. Ważne jest, aby pamiętać, że nieszczelne jelito nie jest prawdziwym stanem medycznym. Szkoły naturo­patyczne uczą, że związane jest to ze zwiększoną przepuszczalnością jelit, powodującej ucieczkę antygenów pokarmowych do krwioobiegu, co można wykryć przy pomocy testów alergicznych, określających poziom przeciwciał IgG.

Bezwzględnie przestrzegałam przyj­mowania łyżki oleju z wątroby dor­sza dziennie i wielu suplementów probiotycznych. Od czasu do czasu dodawałam do tego zestawu różne przeciwutleniacze, takie jak witamina E i selen, a także ostropest plamisty, aby pomóc mojej wątrobie w detoksykacji, mniszek lekarski, aby wzmocnić nerki i wiele innych. Spożywałam odżywki białkowe, które zawierały zioła i skład­niki odżywcze, wskazane w 1 i 2 fazie detoksykacji. Ukończyłam wiele diet detoksykacyjnych, które obejmowały post wodny, spożywanie jedynie wyciskanych soków, kilkudniową monodietę opartą na komosie ryżowej, hydroterapię okrężnicy, różnorodne zabiegi hydroterapii i kąpiele torfowe. Miałam wykonane wlewy dożylne, aby pomóc w detoksykacji i dostarczeniu mojemu organizmowi składników odżywczych, które, jak sądziłam, nie mogę wchłonąć z pokarmu z powodu nieszczelności jelita. Podejrzewaną nierównowagę hormonalną leczyłam za pomocą innego zestawu suplemen­tów i ziół, a celem terapii było usunięcie z mojego organizmu nadmiaru estro­genu. Unikałam plastiku, mikrofal, para­benów, laurylosiarczanu sodu i innych czynników, uważanych za toksyczne.

Czytałam książki o związku pomiędzy grupa krwi i dietą i zastanawiałam się, czy powinnam przestać jeść awokado, ponieważ mam grupę krwi O Rh+(do­datnią), a to wykluczało spożywanie właśnie między innymi tych owoców. Tak, to prawda! Czytałam o znacze­niu detoksykacji wątroby i zrobiłam wszystko, co mogłam w tym zakresie, w tym okłady z oleju rycynowego, które umieszczałam na brzuchu – miało to pomóc wątrobie związać i wyeliminować toksyny. Na trądzik stosowałam miejscowo siarę bydlęcą, złuszczałam skórę za pomocą suchych szczotek, a czasami stosowałam zapisane mi w przeszłości pochodne witaminy A. Byłam zdesperowana i chciałam spróbować wszystkiego, z wyjątkiem prawdziwego leczenia. Wierzyłam, że każde niepowodzenie w naturalnym leczeniu nie wynika z nieskuteczności metody, ale z tego, że ja ją nieprawidłowo zastosowa­łam – może gluten w piwie, które pozwoliłam sobie wypić zeszłej nocy, spowodował moje wymioty? A może powinnam wykluczyć z diety jajka? Może moje jelita były tak nieszczelne, że na osiągnięcie korzyści z leczenia potrzeba miesięcy lub lat? Wątpliwo­ściami tymi dzieliłam się z moją natu­ropatką w BCNH, omawiałam je z nią i rozważałyśmy rozsądne wyjaśnienia, dlaczego pomimo podjętych działań trądzik nie zmniejszał się.

Na co wpływa połączenie skóra-jelito?

Moja naturopatka lubiła rozwodzić się nad związkiem pomiędzy skórą i jeli­tami. O jego istnieniu dowiedziałam się na uczelni. Uproszczona wersja tej teorii brzmi tak – trądzik jest przejawem problemów trawiennych, zwykle niesz­czelności jelit. W rzeczywistości to dieta Deegana powodowała objawy suge­rujące zespół jelita drażliwego (IBS). Cierpiałam naprzemiennie na zaparcia i biegunki, towarzyszył mi niemal stały ból brzucha, cierpiałam na wzdęcia i gazy. Pojawienie się objawów IBS, w oczach naturopatki, jedynie potwier­dziło jej teorie na temat mojej skóry. Pytała mnie: „Jak się mają twoje jelita?”, a ja wyszczegól­niałam każdy objaw, w tym wszelkie wzdęcia, bóle, zaparcia i wszystko, co wydawało mi się istotne. Jej odpo­wiedź wydawało się zawsze brzmiała następujące: „Hmmm... ma to sens, biorąc pod uwagę związek skóra-jelito”.

kobieta stojąca przed lustrem
Na czym polega połączenie oś jelito - skóra? Procesy zachodzące w jelitach mogą wpływać na stan naszej skóry i odwrotnie - choroby skórne oddziałują na funkcjonowanie jelit.

Zalecała mi nowe suplementy i zioła, dobrane w zależności od tego, co w danej chwili myślała o moich niesz­czelnych trzewiach. Zostałam również poddana testom na alergię pokarmową (oznaczenie poziomu przeciwciał IgG), aby upewnić się, że nie spożywam pokarmu, który można by zidentyfiko­wać, jako pierwotną przyczynę trądziku. Możesz sobie wyobrazić zaskoczenie wszystkich, gdy wyniki pokazały, że nie mam alergii pokarmowych zależ­nych od IgG. Żadnych. Nawet łagodnej lub umiarkowanej reakcji z IgG. Byłam przekonana, że wyniki były fałszywie negatywne i z tym większą determi­nacją stosowałam dietę Deegana. Na tym etapie nie pozostawało już dosłownie nic, co jeszcze można by było usunąć z mojej diety.

Rezygnacja z naturalnych form leczenia

Dopiero gdy praktycznie wyczerpałam wszystkie możliwości leczenia natu­ropatycznego (odbyłam nawet wizytę u homeopaty!), zdecydowałam się szukać prawdziwej opieki medycznej. Szybko ustalono, że cierpię na nadmiar testosteronu i dihydrotestosteronu. Lekarz wyjaśnił, że te androgeny wiążą się z receptorami w skórze, co powo­duje powstawanie trądziku torbielowa­tego. Również brak jedzenia nie poma­gał skórze. Przepisano mi niską dawkę spironolaktonu, po którym stan mojej cery szybko się poprawił.

To, co uderza mnie w mojej własnej historii, to sposób, w jaki jako pacjentka naturopa­tyczna, dałam się wciągnąć w wir nieprzerwa­nych, nie­skutecznych terapii. Co więcej, te spo­soby leczenia nie tylko zawiodły, ale także wywołału objawy IBS i stały się powodem silnego stresu w moim życiu osobistym – a wszystko to w imię idei postrzegania pożywienia, jako lekar­stwa. Jestem zażenowana wieloma aspektami mojej historii i zaskoczona brakiem krytycznego myślenia w cza­sie, gdy byłam pacjentką. Jako z natury ciekawa osoba, jestem rozczarowana samą sobą i tym, że nigdy nie spraw­dziłam prawdziwości tych wszystkich naturopatycznych teorii, które stano­wiły podstawę mojej terapii, zwłaszcza, że były one całkowicie niespójne. Opierały się one jedynie na ideologii bez żadnych dowodów klinicznych. Najbardziej jestem zaskoczona tym, że w ogóle spróbowałam homeopa­tii, zanim poddałam się i poszłam do dermatologa.

Program żywieniowy naturopaty

Nawet przez krytyków, naturopaci są szanowani za ich wiedzę w zakresie żywienia. W Bastyr studenci otrzy­mują dużą dawkę edukacji z zakresu żywienia, w ramach programu studiów. Kiedy studiowałam, studenci naturopatii mieli 143 godziny edukacji z zakresu żywienia, a jeszcze więcej w tym zakresie dowiadywali się na zajęciach z nauk klinicznych, gdzie dieta jest stosowana jako element terapii chorób.

Jednak ten program żywieniowy opakowany został w pseudonaukę, co utrudnia rozróżnienie, co jest praw­dziwe, a co fałszywe. Na przykład, naturopaci często wydają zalecenia dietetyczne na podstawie zastoso­wanych testów kinezjologicznych, niezatwierdzonych badań krwi lub naciąganych wyjaśnień medycz­nych. Powszechnie przepisywaną, ale niesprawdzoną, teorią dotyczącą diety naturopatycznej, jest eliminacja roślin psiankowatych (to m.in. pomi­dor, papryka, ziemniak, bakłażan, czereśnie, agrest), w celu zmniejszenia objawów chorób zapalnych, zwłaszcza zapalenia stawów.

Jednym z takich fałszywych testów, które często sama stosowałam w praktyce, był test alergii pokarmowej zależnej od IgG. Jako pierwszy krok w leczeniu wielu scho­rzeń, takich jak astma, niepłodność lub migreny, zlecałam panel alergii pokar­mowych IgG-zależnych, a następnie omawiałam wyniki z pacjentami w kontekście planu leczenia dietą eliminacyjną. Czasami zalecałam rów­nież suplementy, takie jak probiotyki i l-glutamina, aby «wyleczyć jelita».

Jak stwierdził Scott Gavura w swoim poście z 2012 roku, umieszczonym na stronie ScienceBasedMedicine.org, odnosząc się do testów nietolerancji pokarmowych IgG-zależnych: Co mówi nauka? Konsensus naukowy pozwolił na wysnucie wniosku, że testy te nie mają wartości klinicznej, nie są walidowane, a co najważniejsze, nie powinny być wykonywane.” Naturopatyczni pedagodzy ignorują jednak konsensus naukowy i uczą swoich studentów, aby mimo to korzy­stali z tego testu i na jego podstawie wydawali zalecenia kliniczne w zakre­sie dozwolonym przez prawo stanowe. Co więcej, szkolenie kliniczne nie jest wystarczające, aby rezydent naturo­patii rozpoznał oczywiste zaburzenia odżywiania.

Szkodliwość porad dotyczących diety naturopatycznej

Jestem również zaskoczona tym, że nikt, łącznie ze mną, w tamtym czasie, nie rozpoznał u mnie zaburzeń odży­wiania lub przynajmniej otwarcie ze mną o tym nie rozmawiał.
W najszczuplejszym momencie ważyłam zaledwie 52 kilogramy, przy wzroście 168 cm. Ostrożnie brnęłam dalej, upewniając się, że nie spadnę poniżej tej liczby, która z jakiegoś nie­wytłumaczalnego powodu stanowiła dla mnie granicę, pomiędzy byciem wystarczająco chudą a zbyt chudą. Jednak istniały rażąco negatywne skutki zdrowotne tak niskiej masy ciała, których żaden naturopata, którego odwiedziłam, nie dostrzegł. Przestałam owulować. Wypadały mi włosy. Byłam humorzasta, przygnębiona i anemiczna. Często miałam hipoglikemię. Cierpia­łam na okropne bóle brzucha, wzdęcia i gazy. Również objawy trądziku uległy zaostrzeniu. Są to wszystkie typowe objawy, jakie obserwuje się u młodych kobiet z jadłowstrętem psychicznym. Niestety, błędnie zinterpretowałam powyższe objawy jako zespół niesz­czelnego jelita, a nie wynik zaburzeń odżywiania.

Co gorsza, moi naturopaci utwierdzali mnie w tym błędnym myśleniu. Rozmawialiśmy jedynie o tym, jak bardzo byłam wyraźnie uzależniona od cukru, przez co najważ­niejsze wydawało się to, że go całkowi­cie wyeliminowałam. Rozmawialiśmy również o tym, jak pewne reakcje na pokarmy objawiają się w postaci reakcji psychicznych i emocjonalnych, takich jak drażliwość i depresja. Omawiałam to z moimi kolegami z grupy studenckiej. Z perspektywy czasu wiem, że byłam po prostu zła i niedożywiona. Nie sądzę jednak, aby to porady dotyczące diety naturopatycznej spowodowały u mnie zaburzenia odżywiania. Myślę, że te zalecenia dotyczące diety wyzwo­liły jedynie uśpione predyspozycje do nieuporządkowanego jedzenia, głównie poprzez sugestie kliniczne, prowadzące do zdarzeń, które nie mają związku przyczynowego. W tym sensie nie sądzę, że jestem jedyna.

kobieta stojąca przed lodówką
Ortoreksja psychiczna to zaburzenie na tle psychicznym objawiające się nadmierną obsesją na punkcie zdrowego odżywiania.

Samooszukiwanie się jest powszechne. Dzięki poradom dietetycznym opar­tym na naturopatii zaczęłam wierzyć, że dowolne dwa zdarzenia mogą być powiązane przyczynowo. Strach przed wybuchem lub jakiekolwiek skutki uboczne wywołane przez pokarmy stały się u mnie tak silne, że miałam obsesję na punkcie żywności, którą postrzegałam jako zdrową. Ta fraza niezdrowa obsesja na punkcie jedzenia tylko zdrowej żywności została ukuta przez Stephena Bratmana. W swojej książce Healthfood Junkie opisuje on własne obsesje na punkcie zdrowego odżywiania i nową, trzecią kategorię nieuporządkowanego jedze­nia zwaną ortoreksją psychiczną (łac. orthorexia nervosa, czyli patologiczna fiksacja na wyszukiwaniu, kupowaniu, przygotowaniu i spożywaniu zdrowej żywności – przyp. tłum.). Moje nieupo­rządkowane odżywianie obejmowało naturopatyczną triadę anoreksji, bulimii i ortoreksji, zwaną dietą Deegana. 

Autor publikacji:
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W
Holistic Health 5/2023
Holistic Health
Kup teraz
Wczytaj więcej
Nasze magazyny