Niedoczynność tarczycy i demencja - jak są ze sobą powiązane?
Jo, lat 45, pierwszy raz zgłosiła się do mnie w 2012 roku. Potrzebowała konsultacji w trzech kwestiach. Po pierwsze, zarówno jej matka, jak i babka w okolicach 50 roku życia zachorowały na demencję. Jo chciała dowiedzieć się, co może zrobić, by jej uniknąć. Drugim problemem było przemęczenie. Po trzecie, zmagała się z otyłością. Ta ostatnia dolegliwość była na tyle poważna, że w 2007 roku zdecydowała się na operację bypassu żołądka.
Z badań krwi jasno wynikało, że Jo cierpi na niedoczynność tarczycy. Poziom tyroksyny (T4) wynosił 7,5 pmol/l. Przedział normy podawany przez moje laboratorium to 12–22 pmol/l.
Zaskakującym jest natomiast fakt, że niektóre publiczne laboratoria podają przedział normy w granicach 7–14 pmol/l, co tłumaczy, dlaczego lekarz pierwszego kontaktu, nie chciał jej przepisać leków na tarczycę. Zaleciłam jej zatem przyjmowanie tyroksyny, której dawkę stopniowo zwiększałyśmy. Wyniki badań nie wykazały jednak znacznej poprawy.
Co prawda, odkąd zaczęła przyjmować tyroksynę poziom T4 podniósł się do 17 pmol/l, ale TSH (hormon tyreotropowy, pobudzający wydzielanie hormonów przez tarczycę, wydzielany przez przysadkę) było nadal wysokie, na poziomie 4,27 mlU/l (norma to 0.27–4,2 mlU/l). Lekarz prowadzący Jo uznał, że wyniki mieszczą się w normie i stwierdził, że problem "istnieje jedynie w jej głowie".
Kobieta była pewna, że cierpi na niedoczynność tarczycy (objawami choroby jest m.in. zgłaszane przez Jo przewlekłe zmęczenie i problemy z utrzymaniem prawidłowej masy ciała – przyp. tłum.) postanowiła jednak skonsultować się z dr Skinnerem, wirusologiem i krajowym konsultantem przy Uniwersytecie w Birmingham.
Często trafiali do niego pacjenci z objawami powirusowego zespołu chronicznego zmęczenia. Dr Skinner wyleczył już setki pacjentów, stosował w tym celu hormonalną terapię tarczycy, trzymając się prostej zasady: leczy się pacjentów, a nie wyniki badań.
Z takim podejściem do choroby nie zgadza się wielu konwencjonalnych endokrynologów, przez co dr Skinner był nieustannie prześladowany przez General Medical Council (GMC) – ech, skądś to znam (GMC to organ publiczny, prowadzący rejestr lekarzy i kontrolujący ich pracę w imię dobra pacjentów, można go porównać do naszej Izby Lekarskiej)
Dr Skinner zalecił Jo przyjmowanie ekstraktu ze świńskiej tarczycy (ang. natural dessicated thyroid, NDT), w dawce 3,5 granulki (210 mg), co również nie przyniosło żadnych efektów, przestawił ją zatem na terapię wyłącznie czystą trijodotyroniną (T3, aktywna forma hormonu tarczycy – przyp. tłum.), stopniowo zwiększając dawkę do 180 μg – to terapia wysokodawkowa, dawka podstawowa to 20-40 μg. Wraz ze zwiększaniem dawki T3, Jo zaczęła wreszcie widzieć poprawę wyników badań. Nigdy nie wystąpiły u niej objawy przedawkowania hormonów tarczycy (jako położna umiała doskonale monitorować sytuację).
Jej waga zaczęła powoli spadać, zauważyła również zwiększenie poziomu energii i poprawę w kwestii zamglenia umysłu (ang. „foggy brain”, nazywany również mgłą umysłową).
Na pewno mieliśmy tu do czynienia z blokowaniem receptorów hormonów tarczycy, ale co mogło być tego przyczyną? Podejrzewam, że było to związane z wystąpieniem zespołu metabolicznego, który może wskazywać na początki cukrzycy.
Obserwujemy epidemię przypadków cukrzycy typu 2, przy której należałoby spodziewać się niskich poziomów insuliny, tymczasem nie, jej poziom był w normie lub wręcz zawyżony. Ta przypadłość nazywana jest insulinoopornością. Jestem przekonana, że to, co blokowało receptory insulinowe, blokowało i te tarczycy.
Co zwiększa ryzyko demencji?
Dr Skinner niestety zmarł i wtedy Jo trafiła do mnie. Musiałyśmy zmierzyć się również z kwestią demencji. Jednymi z głównych przyczyn demencji są niedobór witaminy B12 oraz zespół metaboliczny, dlatego należało działać dwutorowo.
Wielu z moich pacjentów z zespołem przewlekłego zmęczenia (ang. chroni fatigue syndrome, CFS lub myalgic encephalomyelitis, ME) zareagowało pozytywnie na zastrzyki z witaminą B12.
W wyniku przebytej operacji bypassu żołądka, która zaburza zdolność wchłaniania witaminy B12, Jo miała jej znaczący niedobór, zatem co trzy miesiące otrzymywała witaminę B12 w zastrzyku.
Kobieta cierpiała na jatrogenną (będącą powikłaniem po wcześniejszej terapii) niedokrwistość złośliwą (niedokrwistość Addisona–Biermera, związana z zaburzeniami wchłaniania witaminy B12). Trzymiesięczny odstęp między jedną dawką zastrzyków, a drugą, to było jednak zdecydowanie za długo.
Większość pacjentów zauważa natychmiastową poprawę zaraz po zastrzyku, ale efekt ten trwa bardzo krótko. W przypadku Jo było podobnie. Postanowiła zatem sama aplikować sobie zastrzyki – jedna dawka tygodniowo nie wystarczała, czuła spadek sił już po paru dniach. Przejście na jeden zastrzyk na dzień przyniosło oczekiwane efekty – przestało doskwierać jej zmęczenie zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Drugą z najczęstszych przyczyn demencji jest zespół metaboliczny. Opowiedziałam Jo o programie ReCODE Bredesena (opracowany przez dr Dale’a Bredesena indywidualny protokół diagnozowania i postępowania w zaburzeniach poznawczych oraz otępieniu – przyp. tłum.).
Pierwsza grupa pacjentów, u których zastosowano metodę tego kalifornijskiego neurologa, składała się z 10 osób. Wprowadzono u nich dietę ketogeniczną – która zasila organizm, dostarczając mu tłuszczów i błonnika, w przeciwieństwie do typowej zachodniej diety, idealnego fundamentu dla zespołu metabolicznego, pełnej cukrów i skrobi.
Dziewięcioro z dziesięciu pacjentów zdołało zatrzymać postęp choroby, a sześcioro z nich wróciło do czynnej pracy zawodowej. Jedyna osoba, która nie zdołała wrócić do zdrowia, nie potrafiła trzymać się zaleceń diety. Jeśli mielibyśmy do czynienia z badaniem nowego leku, pisałyby o tym sukcesie już wszystkie gazety na świecie.
Stosowanie diety ketogenicznej jest bardzo pomocne w leczeniu wielu chorób neurologicznych, wśród których najlepiej udokumentowane są przypadki pacjentów cierpiących na padaczkę. Magazyn New Scientist doniósł ostatnio o przypadku młodego mężczyzny, który stosując dietę ketogeniczną wyleczył guza mózgu.
Po podzieleniu się tą garścią informacji z Jo, dotarłyśmy do punktu zwrotnego. Jo szybko zrozumiała argumenty przemawiające za skutecznością stosowania diety keto i nim się obejrzałam, role się odwróciły i to ona zaczęła zasypywać mnie informacjami.
Z ewolucyjnego punktu widzenia, to właśnie tłuszcze i błonnik są właściwym paliwem dla naszego organizmu. Jo przemieniła się z niedźwiedzia w letargu (zimnego, powolnego i ospałego) w szczupłą zbieraczko-łowczynię (ciepłą, aktywną i kreatywną). Już nie raz przekonałam się, że dieta paleo-ketegoniczna jest punktem wyjścia do leczenia właściwe każdej dolegliwości.
Jak dieta i odpowiednia suplementacja może pomóc odzyskać energię?
Te trzy mechanizmy działania: poprawienie pracy tarczycy, dieta keto oraz wysokodawkowa terapia zastrzykami witaminy B12, sprawiły, że Jo przeszła metamorfozę. W najtrudniejszym momencie ważyła 120 kg.
Teraz jej waga to 61 kg. Odzyskała energię, poświęca dużo czasu pracy zawodowej, a w wolnych chwilach, razem z partnerem, wskakuje na swojego Harleya. Regularnie wykonujemy badania możliwości poznawczych i nic nie wskazuje na to, żeby ulegały pogorszeniu. Jak ja to mówię, ma umysł jak żyleta!
Jo wyciągnęła z założeń diety ketogenicznej logiczne wnioski i aktualnie jedynym jej posiłkiem jest najlepszej jakości, ekologiczny gruby plaster antrykotu z charakterystycznym tłuszczem wewnątrz.
Kobieta zjada od 800 g do 1 kg mięsa dziennie. Nic więcej, żadnych warzyw ani błonnika. Nigdy nie dopada jej głód. Biorąc pod uwagę jej dietę i suplementy, które przyjmowała, zastanowiła mnie jednak kwestia jodu.
Osoby, które nie uzupełniają dodatkowo jodu, zazwyczaj mają jego niedobór. „Sprawdźmy to” – powiedziała Jo. Spodziewałam się niedoboru, tymczasem jej wyniki mnie zadziwiły. Poziom jodu był w normie. I tak pacjentka nauczyła mnie jeszcze jednej prawdy o zdrowiu...
Kolejna rzecz, która dała mi do myślenia to fakt, że Jo podkreślała, że jej jelita i układ pokarmowy, mimo diety pozbawionej błonnika, działały bez zarzutu. Rdzenni Amerykanie z Wielkich Równin, Inuici, a w Afryce Masajowie i plemiona Samburu, wszyscy żyją na diecie wolnej od błonnika, a mimo to nie cierpią na problemy z trawieniem i nie dotyka ich wiele ze współczesnych chorób.
„Kurczę, Myhill, weź się do roboty”, pomyślałam, chyba czas zacząć studia nad błonnikiem... Najnowsze wieści, stan na dzień druku tej książki (kwiecień 2020) – Jo nadal je wyłącznie antrykot, 800 g najlepszego mięsa, jakie udaje jej się zdobyć, dziennie.
Pierwszy przypadek Alzheimera - jak jeden neurolog zmienił historię medycyny?
Z czasów studiów medycznych w latach 70. pamiętam, jak podekscytowany był pewien neurolog, którego poradnię odwiedziliśmy. Szczęściarze z was, powiedział, za chwilę zobaczycie niezwykły, jedyny w swoim rodzaju przypadek pacjenta.
Po tych słowach do ambulatorium wkroczyli Alf i jego żona Wera, lat 78. Lekarz zaczął rozmawiać z Werą. Wszystko zdawało się być w porządku. Powtarzał swoje pytania, a ona odpowiadała tak, jakby nigdy wcześniej jej ich nie zadano.
Najwyraźniej jej pamięć krótkotrwała nie funkcjonowała. Kiedy ją o to zapytał, odpowiedziała po chwili zastanowienia: „ Och, poszłam bardzo późno spać. Byłam na przyjęciu i chyba jestem jeszcze lekko niedysponowana.”
Jej mąż Alf jedynie przewrócił oczami i wbił wzrok w pustą przestrzeń. Nie pofatygował się by zaprzeczyć czy skorygować jej wypowiedź. Najwyraźniej Wera znów konfabulowała, wymyśliła historię, aby wyjaśnić braki w pamięci i logice (konfabulacja pochodzi od łacińskiego słowa fabula – opowieść).
Poza tą osobliwą wymianą zdań, Wera zdawała się zupełnie zdrową osobą w pełni sił. Nasz neurolog, poza terapią wspomagającą, nie miał jej nic do zaoferowania, ponieważ pogłębianie się schorzenia Wery (bez terapii żywieniowej) było nieuniknione.
Po tym jak para wyszła z poradni, zapytał nas o diagnozę. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, co to mogło być. Nie mieliśmy doświadczenia, a i medycyna w tamtych latach nie słyszała jeszcze o schorzeniu, manifestującym się takimi objawami.
Spojrzał na nas z wyższością i powiedział: „Myślę, że jest to przypadek demencji, prawdopodobnie spowodowany chorobą Alzheimera. Zapamiętajcie tę nazwę. Jeśli uda się wam to zapamiętać do egzaminów końcowych, to zrobicie wrażenie na egzaminatorach”. Wszyscy wracaliśmy tego dnia do domu powtarzając w myślach słowo „Alzheimer”, żeby utkwiło nam w pamięci.
Alois Alzheimer (żyjący w latach 1864-1915) był niemieckim psychiatrą i neuropatologiem. Podczas pracy w Azylu we Frankfurcie w 1901 roku poznał pacjentkę o imieniu Auguste Deter, której przypadek szczególnie go zaciekawił.
Ta 51-letnia pacjentka miała dziwne objawy behawioralne, w tym utratę pamięci krótkotrwałej. Jeśli o coś ją pytano, często odpowiadała: „Ich hab mich verloren”, czyli zgubiłam się.
Po śmierci Auguste, Alois zbadał jej mózg i stwierdził w nim obecność blaszek beta-amyloidu oraz splątków neurofibrylarnych w komórkach nerwowych. Auguste stała się tym samym pierwszą osobą, u której zdiagnozowano chorobę Alzheimera.
Od tej odosobnionej diagnozy z roku 1901 roku, dziś doszliśmy do sytuacji, gdzie Alzheimer jest najczęstszą przyczyną śmierci w zachodnim świecie i nazwę tej choroby znają już wszyscy.
Co mogło to spowodować? Musi istnieć wyjaśnienie środowiskowe – istotnie, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że choroba ta jest w 5% genetyczna, w 95% środowiskowa. Oczywiście lekarze, tacy jak ja, doskonale wiedzą, co ją powoduje, ponieważ od dziesięcioleci zadajemy właściwe pytanie: „Dlaczego?”. Dzięki temu, że znamy przyczynę, wiemy też w jaki sposób leczyć i zapobiegać.
Jednym z tych szukających odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” jest wspomniany dr Dale Bredesen, amerykański neurolog z Mary Easton Centre for Alzheimer’s Disease Research, wydziału Neurologii, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Rozpoznał on szereg różnych czynników wywołujących chorobę Alzheimera.
Przeprowadził także badanie z udziałem 10 pacjentów, w wieku od 55 do 75 lat, z których każdy otrzymał indywidualnie dobraną terapię. Obecnie chorobę Alzheimera nazywa się coraz częściej „cukrzycą typu 3”.
I faktycznie, posiadanie cukrzycy typu 2 jest głównym czynnikiem ryzyka zachorowania na Alzheimera – tak więc, najtrudniejszym, ale być może najważniejszym, aspektem planu leczenia Bredesena, była dieta ketogeniczna, tak jak w przypadku cukrzycy typu 2.
Wszystkie pokarmy musiały być spożywane w ciągu 12-godzinnego okna czasowego, co oznaczało zakaz jedzenia na trzy godziny przed snem. Takie rozwiązanie, wraz ze stosowaniem melatoniny, korzystnie wpływa na jakości snu.
Właśnie takie postępowanie i suplementacja stanowiły podstawę jego metody leczenia. Pokrywa się to z innymi badaniami, które wykazały, że właśnie podczas snu mózg się „samooczyszcza”, za pomocą układu limfatycznego – prawdopodobnie dochodzi wtedy także do usuwania amyloidu z mózgu. Udowodniono również, że słaba jakość i niewystarczająca ilość godzin snu są również głównymi czynnikami ryzyka demencji.
Ze względu na to, że zachodnie diety są ubogie w mikroelementy, pacjenci dr Bredesena otrzymywali podstawowy zestaw witamin, minerałów i niezbędnych kwasów tłuszczowych, jak również zestaw wzmacniający status antyoksydacyjny i wspomagający pracę mitochondriów.
Wszyscy z nich poświęcali 30-60 minut dziennie, przez od czterech do sześciu dni w tygodniu, na ćwiczenia fizyczne. Mieli zapewnioną terapię redukującą stres w postaci zajęć jogi, medytacji lub muzykoterapii, był też zachęcani do regularnego gimnastykowania umysłu. Pacjenci z wysokim poziomem homocysteiny otrzymywali witaminy, aby obniżyć jej poziom.
Również osoby z niedoczynnością tarczycy lub nadnerczy poddawane były leczeniu, a u osób z objawami zatrucia metalami ciężkimi stosowano terapię chelatacyjną.
Jak już wiemy, osiągnięte przez Bredesena wyniki były wręcz imponujące. Sześciu pacjentów, którym wcześniej zaburzenia poznawcze znacząco utrudniały pracę zawodową, było w stanie wrócić do swoich dawnych zajęć lub kontynuować pracę bez żadnych przeszkód. Kolejnych trzech pacjentów wykazało znaczną poprawę pamięci i funkcji poznawczych.
Tylko u jednej pacjentki stan się pogorszył, być może dlatego, że był on już bardzo zaawansowany w momencie przystąpienia do programu, cierpiała na szybko postępującą demencję, a skany mózgu wykazywały obecność dużej ilości amyloidu oraz nie była w stanie trzymać się ściśle zaleceń.
Rzadko stykam się z osobami z demencją, ale moi pacjenci z CFS/ME cierpią na wyraźne zaburzenia funkcji poznawczych. Również u nich obserwuję osłabienie pamięci krótkotrwałej, niezdolność do wielozadaniowości i tendencję do odwlekania wymagających intelektualnie zadań. Schemat terapii jest zasadniczo niezmienny.
Jeden z moich pacjentów mierzył swoje postępy w powrocie do zdrowia na podstawie czasu, jakiego potrzebował do rozwiązania krzyżówki w gazecie – udało mu się wrócić do dawnego czasu, czyli trzydziestu minut (aczkolwiek w trzech oddzielnych sesjach).
Mój kolega, Craig, w celu uczczenia powrotu do pełni sił poznawczych, poświecił letnie wakacje na rozwiązanie wszystkich wersji testów egzaminu wstępnego z matematyki Uniwersytetu Oksfordzkiego z lat 1962 – 2011. A należy pamiętać, że w najtrudniejszych momentach choroby, nie był w stanie nawet policzyć do dziesięciu.
Publikujemy wykłady dr Sarah Myhill, opracowane na podstawie wydanej w 2020 roku książki „Ecological Medicine”, którą ta wybitna przedstawicielka medycyny ekologicznej napisała wraz z Craigiem Robinsonem, swoim przyjacielem i bliskim współpracownikiem. Lekturę tych wykładów polecamy osobom, które chciałyby poznać skuteczne metody radzenia sobie z problemami zdrowotnymi, opracowane przez dr Myhill