Czy tzw. zdrowa żywność jest naprawdę zdrowa? Okazuje się, że coraz częściej pełni tylko jedną funkcję - zmusza organizm do niepotrzebnej pracy.
Pozornie zdrowe produkty mogą wywoływać niekorzystne reakcje, a żeby im przeciwdziałać, organizm musi się niepotrzebnie wytężać. W efekcie nie starcza mu energii, by skupić się na swoim najważniejszym zadaniu: szybkiej i skutecznej regeneracji.
6 produktów przedstawionych w niniejszym artykule zbiera pochwały za swe rzekome właściwości zdrowotne i lecznicze, w rzeczywistości jednak znacznie rozsądniej byłoby ich unikać.
Jeżeli usuniemy z diety te niekorzystne pokarmy i zastąpimy je ich zdrowymi odpowiednikami, z pewnością przybędzie nam energii i witalności, a ubędzie kilogramów.
1. Produkty zbożowe nie są zdrowe dla naszego organizmu
Powszechnie przyjęte przekonanie, że należy spożywać jak najwięcej produktów pełnoziarnistych, nie zawsze okazuje się słuszne, albowiem bardzo wielu ludzi zmaga się z insulinoopornością bądź niewrażliwością na leptynę.
Nawet zboża uważane za zupełnie zdrowe składają się przecież z węglowodanów, które - nawet jeśli pochodzą z produktów pełnoziarnistych - powodują wzrost poziomu cukru we krwi i uwolnienie insuliny.
Insulina odgrywa bardzo istotną rolę: pomaga przetransportować cukier z krwiobiegu do wnętrza komórek, gdzie może on zostać zamieniony w energię.
Komórki mają jednak ograniczoną zdolność przyjmowania i przechowywania cukru. Jeśli regularnie spożywamy nadmierną ilość jedzenia bogatego w cukier i węglowodany, składnik ten stopniowo gromadzi się we krwi.
Gdy tak się dzieje, organizm produkuje jeszcze więcej insuliny, aby zmniejszyć zawartość cukru we krwi, gdyż w nadmiarze jest szkodliwy. Przy dostatecznie wysokim stężeniu może wręcz zagrażać życiu.
Nieustanne przyjmowanie pożywienia bogatego w cukry bądź węglowodany sprawia, że organizm wytwarza coraz więcej insuliny, przez co obecne na komórkach receptory insulinowe stają się coraz mniej wrażliwe na ten hormon.
W konsekwencji organizm musi wytwarzać jeszcze więcej insuliny, aby rzeczywiście obniżyć poziom cukru we krwi. To błędne koło może toczyć się przez całe lata, z tego powodu stanowi główną przyczynę powstawania insulinooporności, czyli obniżenia wrażliwości na insulinę.
Analogiczny proces zachodzi w przypadku leptyny, hormonu produkowanego przez tkankę tłuszczową, który pomaga regulować masę ciała oraz ilość przyjmowanego pożywienia.
Czy masz insulino- lub leptynooporność?
Najdokładniejszą odpowiedź na to pytanie uzyskasz, badając poziom insuliny we krwi.
Im niższy wskaźnik, tym lepiej. Wynik poniżej 3 oznacza, że nie występuje insulinooporność.
Tańszą i prostszą alternatywą badań klinicznych może być obserwacja własnych objawów.
Jeżeli dostrzegasz u siebie jeden lub więcej z poniższych symptomów, możesz cierpieć na przynajmniej częściową niewrażliwość na insulinę lub leptynę:
- Nadwaga – 10% powyżej właściwej wagi ciała
- Cukrzyca typu 2 lub wynik badania cukru we krwi na czczo powyżej 100
- Wysokie ciśnienie krwi
- Nieprawidłowy poziom cholesterolu
- Rak
- Zawał serca, dusznica bolesna, wylew lub przemijający atak niedokrwienny.
Niewrażliwość na insulinę bądź leptynę nie jest bezpośrednią przyczyną powyższych chorób, w niemal wszystkich przypadkach pełnią jednak istotną funkcję w ich powstawaniu.
Insulinooporność a choroby
Zaburzenia w przebiegu ścieżki sygnałowej insuliny i leptyny sprawiają, że cząsteczki „złego” cholesterolu LDL (odkładające się w tętnicach) stają się mniejsze i gęściej ułożone, przez co łatwiej przecisnąć im się między komórkami wyściełającymi ściany tętnic. Nawarstwiający się w ten sposób cholesterol ulega następnie utlenieniu, co z kolei przyczynia się do powstania stanu zapalnego.
Jak wykazały liczne badania, insulinooporność związana jest z rozwojem konkretnych odmian raka. Wykonane w 2009 r. zestawienie badań przeprowadzonych łącznie na 500 tys. ludzi dowiodło, że ryzyko wystąpienia choroby nowotworowej - oraz zgonów z tej przyczyny - rosło z każdą dodatkową jednostką glukozy we krwi.
U osób wykazujących oznaki insulino- lub leptynooporności spożywanie produktów zbożowych - a więc nawet organicznych, świeżo zmielonych produktów pełnoziarnistych - może prowadzić do otyłości i wielu chorób przewlekłych.
Związek między ziarnami a masą ciała wygląda następująco: insulina jest w gruncie rzeczy hormonem magazynującym, który w biegu ewolucji "nauczył się" odkładać nadmiar kalorii z węglowodanów w postaci tłuszczu na wypadek przyszłego głodu.
Im więcej insuliny organizm potrzebuje do przetwarzania węglowodanów zbożowych, tym więcej otrzymuje sygnałów, by odkładać tłuszcz.
Insulinooporność daje też ciału sygnał, by nie spalało zmagazynowanego tłuszczu, i właśnie dlatego tak trudno jest wykorzystać skumulowaną w nim energię.
Z tego powodu insulinooporność oraz niewrażliwość na leptynę sprawiają, że spożywanie węglowodanów zawartych w zbożach nie tylko tuczy, ale też nie pozwala zrzucić zbędnych kilogramów. Należy jednak pamiętać, że niewrażliwość na insulinę i leptynę dotyka również osoby szczupłe.
Powszechnie chwalone pokarmy w 100% pełnoziarniste, w tym pieczywo czy makarony, zawierają jeszcze jeden problematyczny składnik: gluten.
Nietolerancja glutenu może wywołać silne zmęczenie po posiłku, otępienie, zawroty głowy, dolegliwości przedmiesiączkowe, bóle stawów oraz bóle głowy.
A spaghetti story from ZoneCreative on Vimeo.
Problem z glutenem
Gluten to podstawowe białko znajdujące się w zbożach. Zawiera go pszenica, orkisz, jęczmień i żyto. Nadwrażliwość na gluten powoduje zwykle wzdęcia, wiatry, zaparcia lub biegunkę, a oprócz tego po posiłku może wystąpić nawet silne zmęczenie, otępienie, zawroty głowy, dolegliwości przedmiesiączkowe, ból stawów, wahania nastroju, problemy z koncentracją oraz migrenowe bóle głowy.
Pszenica, nawet ta pochodząca z organicznej uprawy, zawsze zawiera gliadynę oraz gluten. Gdy podczas procesu trawienia białka te rozpadają się na mniejsze proteiny, zyskują zdolność przenikania do krwiobiegu przez mikroskopijne otwory w ścianach przewodu pokarmowego. Jeżeli zaś występuje u nas nadwrażliwość na te białka - a nawet 75% populacji cierpi na niezdiagnozowane alergie pokarmowe - wówczas nasz organizm przypuści na nie atak, traktując je jako czynnik chorobotwórczy.
Tego typu ataki dają początek wielu toksycznym reakcjom, które z kolei wywołują odpowiedź ze strony układu immunologicznego.
Taki stan zaś może łatwo pobudzić lub nasilić inne dolegliwości w obrębie całego organizmu.
Jeżeli więc masz nadwagę lub niewrażliwość na insulinę bądź leptynę, całkowicie wyeliminuj z diety pszenicę.
Po odstawieniu glutenu czy innych uczulających produktów zazwyczaj odechciewa się słodyczy, nastrój się polepsza, kilogramów ubywa, a ogólny stan zdrowia znacznie się poprawia.
Gdy już osiągniesz właściwą wagę ciała i uwolnisz organizm od nadciśnienia, cukrzycy i wysokiego cholesterolu, wówczas możesz sporadycznie pozwolić sobie na zbożową przekąskę, cały czas bacząc, czy i w jakim stopniu organizm to toleruje. Na dobre zrezygnuj jednak z cukru i produktów przetwarzanych przemysłowo.
2. Czy naturalne słodziki szkodzą?
„Słodzone cukrami naturalnymi” i temu podobne frazy coraz częściej goszczą na etykietach opakowań spożywczych i butelek z napojami, sugerując, że ich zawartość jest zdrowsza niż produktów słodzonych cukrem rafinowanym.
Zwykły cukier stołowy składa się w rzeczywistości z dwóch cukrów prostych, glukozy i fruktozy, zmieszanych w równych proporcjach. Co ciekawe, badania dowodzą, że fruktoza w dużych ilościach, zwłaszcza przetwarzana przemysłowo, jest o wiele bardziej niebezpieczna dla zdrowia niż glukoza.
Badania kilkakrotnie wykazały, że fruktoza zwiększa łaknienie, podczas gdy glukoza nie ma takiego działania. Fruktoza zmniejsza przy tym stężenie leptyny (hormonu hamującego apetyt) oraz nie wpływa na stężenie greliny (hormonu głodu, którego stężenie maleje po posiłku).
Glukoza przynosi odwrotny efekt: zwiększa stężenie leptyny, a zmniejsza greliny. W praktyce oznacza to, że fruktoza daje ciału sygnał, że powinno dalej jeść i przyjmować więcej kalorii, aby odczuć sytość.
Glukoza jest potrzebna każdej komórce w naszym organizmie (podobnie jak dekstroza, pewna odmiana glukozy), zaś fruktoza metabolizowana jest tylko i wyłącznie w komórkach wątroby.
Jeżeli w organizmie znajduje się nadmiar fruktozy, musi on odkładać ją w postaci tkanki tłuszczowej wokół organów wewnętrznych, a obecność tkanki tej jest istotnym czynnikiem sprzyjającym chorobom serca.
Pod wieloma względami nadmierne spożywanie fruktozy prowadzi do podobnych powikłań, jak nadużywanie alkoholu: w obu przypadkach w wątrobie odkłada się niebezpieczna ilość tłuszczu.
U ludzi cierpiących na insulino- lub leptynooporność sytuacja staje się naprawdę poważna, gdyż bezustannie odczuwają oni głód, a ich narządy otoczone są tkanką tłuszczową.
Syrop z agawy, powszechnie uważany za zdrowy, zawiera więcej fruktozy niż jakakolwiek inna substancja słodząca dostępna na rynku - w zależności od poszczególnego producenta, zawartość ta wynosi 70-97%.
Dla porównania syrop glukozowo-fruktozowy, jeden z najbardziej niezdrowych słodzików, zawiera średnio 55% fruktozy.
Co więcej, dostępny w sklepach syrop z agawy to najczęściej nic innego, jak zsyntetyzowany w laboratorium, mocno zagęszczony syrop fruktozowy pozbawiony wszelkich składników odżywczych.
Fruktoza w dużej ilości znajduje się również w miodzie (ok. 53%), jednak w przeciwieństwie do syropu z agawy, występuje tu w czysto naturalnej formie.
Spożywany w rozsądnych ilościach miód może dać wiele korzyści zdrowotnych (1-2 łyżeczki dziennie - każda zawiera 4 g fruktozy), pod warunkiem że nie ma się osłabionej wrażliwości na insulinę bądź leptynę.
Surowego miodu wysokiej jakości nie znajdziesz jednak w pierwszym lepszym sklepie osiedlowym czy supermarkecie. Najlepiej rozejrzeć się za lokalnym pszczelarzem, pochodzić po sklepach ze zdrową żywnością lub kupić porządny miód przez internet.
Standardowo zaleca się spożywać ŁĄCZNIE nie więcej niż 25 g fruktozy dziennie, z czego większość powinna pochodzić z owoców.
Jeśli oprócz wody pijesz inne napoje i spożywasz jedzenie przetwarzane przemysłowo, wówczas warto obniżyć limit fruktozy spożywanej z owocami do 15 g dziennie, ponieważ z całą pewnością wprowadzasz do organizmu fruktozę "ukrytą" w tego typu produktach.
15 g fruktozy to 2 banany, 50 g rodzynek albo 2 duże daktyle. Pamiętaj, że typowa puszka coli (330 ml) zawiera 40 g cukru, z czego co najmniej połowa to fruktoza. Wypicie jednej puszki coli dziennie już oznacza przekroczenie dziennego limitu.
Bananas - Teaser from FutureDeluxe on Vimeo.
3. Soja nam szkodzi?
Ruch wegetariański oraz promujący zdrową żywność rozsławił tofu jako zdrową alternatywę dla mięsa, a mleko sojowe jako zamiennik mleka krowiego. Istnieją jednak cztery powody, dla których powinno się unikać spożywania niesfermentowanej soi:
Niemal cała soja uprawiana na terenie Stanów Zjednoczonych (91%) jest modyfikowana genetycznie.
Najczęstszą modyfikacją jest uodpornianie roślin na działanie toksycznego pestycydu Roundup, aby mogły być nim regularnie spryskiwane.
Soja niesfermentowana zawiera goitrogeny, które hamują czynność tarczycy, co może prowadzić do bardzo wielu problemów zdrowotnych, np. alergii pokarmowych, nadwagi, problemów trawiennych, niepokoju, bezsenności, wahań nastroju, bezpłodności i innych.
Soja niesfermentowana zawiera roślinną odmianę estrogenu, tzw. fitoestrogen, który przyczynia się do rozwoju raka piersi, kamicy nerkowej oraz kłopotów z pamięcią u ludzi starszych.
Soja niesfermentowana zawiera kwas fitowy, który utrudnia absorpcję minerałów w organizmie, co prowadzi do niedoborów.
Nie wierz we wszystko, co słyszysz
Pewna znana mi mieszkanka Nowego Jorku, pięćdziesięciokilkuletnia Donna, codziennie piła sojowe napoje proteinowe, ponieważ była przekonana, że są zdrowe.
Po 20 latach tego "zdrowotnego" nawyku Donna nabawiła się poważnego uszkodzenia tarczycy, przez co przybrała na wadze prawie 30 kg.
Gdy dowiedziała się, że to napój sojowy może stanowić problem, przestała go pić, a lekarz przepisał jej naturalne zamienniki hormonów tarczycy.
Poczuła się o wiele lepiej i w końcu była w stanie zrzucić zbędne kilogramy.
Dobra soja?
Produkty z soi fermentowanej to m.in.:
- Tempeh, twardy placek ze fermentowanych nasion sojowych o orzechowym smaku przypominającym grzyby
- Miso, słonawa pasta z fermentowanych nasion soi o konsystencji masła (typowy składnik zupy miso)
- Natto, sfermentowane nasiona soi o lepkiej konsystencji i ostrym, serowym smaku
- Sos sojowy, przyrządzany tradycyjnie z fermentowanych nasion sojowych, soli i enzymów.
Należy jednak zachować czujność, gdyż wiele odmian sosu sojowego dostępnych w sklepach wytwarzanych jest syntetycznie w procesach laboratoryjnych, przez co gotowy produkt zawiera dużą ilość pszenicy i, co za tym idzie, glutenu.
Zdrowy, pozbawiony glutenu sos sojowy to np. organiczny tamari. Nie zawiera pszenicy, a proces fermentacji zachodzi naturalnie.
Pamiętaj, by wybierać tylko produkty z soi fermentowanej i wystrzegać się tych, które poddane zostały modyfikacjom genetycznym.
Kiedy soja jest zdrowa
Japończycy żyją dłużej niż Amerykanie i rzadziej od nich zapadają na raka, ponieważ regularnie konsumują soję fermentowaną.
Proces fermentacji skutecznie eliminuje wiele problemów związanych z soją niesfermentowaną: redukuje zawartość kwasu fitowego i substancji przeciwodżywczych (czyli takich, które - poprzez reakcję ze składnikami pokarmowymi lub bezpośredni niekorzystny wpływ na organizm - obniżają wartość odżywczą surowców spożywczych) zawartych w nasionach soi, dzięki czemu aktywne czynniki rośliny mają szansę zadziałać w obrębie układu pokarmowego.
Ponadto fermentacja drastycznie obniża poziom fitoestrogenów oraz zwiększa zawartość białka w nasionach. Fermentowana soja jest też doskonałym źródłem witaminy K, która pełni istotną funkcję w zapobieganiu osteoporozie, chorobom układu krążenia i demencji.
Witamina K chroni też przed rakiem prostaty, płuc oraz wątroby, a oprócz tego działa w synergii z witaminą D, chroniąc kości przed osłabieniem.
Soja niesfermentowana zawiera goitrogeny, które hamują czynność tarczycy, co może prowadzić do bardzo wielu problemów zdrowotnych
Nattō from (más) Historias de un abstracto on Vimeo.
4. Czy oleje roślinne są zdrowe?
Olej kukurydziany, sojowy, rzepakowy, słonecznikowy czy olej z krokosza barwierskiego – teoretycznie działają dobrze na serce, jednak badania wykazały, że w rzeczywistości oleje te mogą zwiększać ryzyko wystąpienia chorób serca i nowotworów!
Nawet jeśli nie używasz ich w swojej kuchni do smażenia czy sałatek, najpewniej przyjmujesz je wraz z żywnością przetwarzaną przemysłowo, która jest nimi wręcz przepełniona. Co gorsza, procesy chemiczne i fizyczne, przez jakie przechodzą tego typu produkty, czynią zawarte w nich oleje jeszcze bardziej toksycznymi.
Tłuszcze nasycone nie są źródłem wszelkiego zła... Mogą być bardzo zdrowe i pożywne
Tłuszcze prozapalne
Wszelkie oleje pozyskiwane z nasion roślinnych stanowią zasobne źródło kwasów tłuszczowych omega-6, które wykazują działanie prozapalne i przyczyniają się do rozwoju niewrażliwości na insulinę i leptynę, co z kolei wpływa na nasz nastrój, zaburza proces uczenia się i regenerację komórkową. Większość mieszkańców krajów zachodnich je ich zdecydowanie za dużo, zaniedbując przy tym ich zdrowsze odpowiedniki, kwasy tłuszczowe omega-3.
Zarówno omega-3, jak i omega-6 to wielonienasycone kwasy tłuszczowe (WKT) niezbędne do zachowania zdrowia. Z chemicznego punktu widzenia WKT są wysoce niestabilne i podatne na uszkodzenia przez otoczenie. W organizmie stają się one integralną częścią błon komórkowych.
Jako że WKT są niestabilne, komórki również stają się delikatne i wrażliwe, z tendencją do ulegania procesom utlenienia. W skrócie, cegiełki budujące cały organizm po prostu ulegają uszkodzeniom.
Prowadzi to do bardzo wielu problemów zdrowotnych, w tym przewlekłego stanu zapalnego i miażdżycy. Z tego też powodu istotne jest, by ograniczyć spożycie kwasów tłuszczowych omega-6 i przyjmować je w odpowiednim stosunku do omega-3, to bowiem wpływa na zdolność regeneracji organizmu.
Kwasy tłuszczowe omega-3 znajdują się w oleju z kryla i rybim, w orzechach włoskich, wołowinie i mleku pochodzących od krów karmionych trawą oraz w niektórych nasionach, takich jak len, chia i konopie. Te kwasy tłuszczowe wzmacniają odpowiedź komórkową na insulinę, neuroprzekaźniki i inne sygnalizatory chemiczne, a poza tym obniżają ryzyko wystąpienia chorób serca, raka, udaru, alzheimera, artretyzmu i wielu chorób autoimmunologicznych.
Omega-3 wpływają korzystnie na nasze zdrowie przede wszystkim dlatego, że zmniejszają stan zapalny w całym organizmie, zwłaszcza w obrębie naczyń krwionośnych. Idealny stosunek omega-3 do omega-6 w diecie wynosi od 1:1 do 1:5, lecz typowa zachodnia dieta waha się raczej między 1:20 a 1:50.
Najprostszym sposobem zredukowania kwasów omega-6 w swojej diecie jest unikanie przetwarzanych przemysłowo olejów roślinnych.
Demonizowany tłuszcz
Tłuszcze nasycone wcale nie są źródłem wszelkiego zła. Z całą pewnością nie są odpowiedzialne za epidemie chorób cywilizacyjnych nękające głównie Europejczyków oraz Amerykanów.
Wręcz przeciwnie, są zdrowe, odżywcze, naturalne i bardzo nam potrzebne. Całe dekady badań naukowych nareszcie zdołały obalić mit o ich rzekomej szkodliwości.
Nasycone kwasy tłuszczowe składają się na co najmniej 50% błony komórkowej. Nadają komórkom niezbędnej sztywności i spójności.
Odgrywają też istotną rolę w utrzymaniu zdrowia kości. Obniżają zawartość we krwi lipoproteiny (a), substancji wyznaczającej skłonność do ulegania chorobom serca. Chronią wątrobę przed szkodliwym działaniem alkoholu i innych toksyn, np. paracetamolu i innych leków oraz wzmacniają układ immunologiczny. Tłuszcz nasycony jest też ważnym składnikiem diety pozwalającej osiągnąć i utrzymać prawidłową masę ciała.
5. Ryby morskie i hodowlane
Wiele lat temu trudno byłoby znaleźć jedzenie zdrowsze niż rybie mięso. Niestety wszechobecne zanieczyszczenia przemysłowe przyczyniły się skażenia większości owoców morza metalami ciężkimi, w tym rtęcią, a także innymi chemikaliami, np. dioksyną czy PCB.
Rtęć to potężna neurotoksyna, która ponadto uszkadza nerki oraz płuca. Ponad 75% przypadków naszego kontaktu z rtęcią ma miejsce właśnie podczas jedzenia ryb. Sam tuńczyk pacyficzny odpowiada za 40% przypadków. Większość rtęci pochodzi z odpadów powstałych w wyniku spalania paliw kopalnych (np. węgla), które wcześniej czy później trafiają do oceanu.
Fish! from Ryan Enn Hughes on Vimeo.
Większe gatunki ryb, takie jak tuńczyk albo miecznik, które żyją dłużej i ważą nawet kilkaset kilogramów, zawierają zazwyczaj najwięcej rtęci. Mniejsze ryby, np. sardynki, plasują się niżej w łańcuchu pokarmowym, przez co w o wiele mniejszym stopniu skażone są tym pierwiastkiem.
Nawet konserwatywna Agencja Ochrony Środowiska Stanów Zjednoczonych zaleca kobietom w ciąży unikać jedzenia ryb mocno skażonych rtęcią, a więc m.in. tuńczyka. Tak naprawdę do zalecenia tego powinni stosować się wszyscy, którym zależy na zachowaniu zdrowia.
Ryby hodowlane odznaczają się podobnym poziomem skażenia rtęcią i innymi chemikaliami. Poza tym nierzadko karmi się je soją w dużych ilościach, a soja ta najczęściej pochodzi z uprawy modyfikowanej genetycznie i pryskanej pestycydami - nie wspominając już o tym, że często same ryby hodowlane również bywają poddane modyfikacjom.
Tłuste ryby stanowią doskonałe źródło niezwykle zdrowych kwasów tłuszczowych omega-3, jednak nie jest to powód, by nastawiać się na konsumowanie dużych ilości hodowanego przemysłowo łososia. Znacznie lepiej będzie przyjmować omega-3 wraz z olejem z kryla, czyli najbezpieczniejszą i najtańszą alternatywą.
Podobnie jak omega-6, kwasy tłuszczowe omega-3 łatwo ulegają utlenieniu, tak na półce sklepowej, jak i już w naszym ciele. To z kolei może prowadzić do wystąpienia przewlekłego stanu zapalnego, któremu w zamyśle omega-3 ma przecież zapobiegać.
Olej z kryla (uzyskany z maleńkich żyjątek podobnych do krewetek) jest o tyle lepszy od oleju rybnego, że zawiera fosfolipidy, przeciwutleniacze (ponad 47 razy więcej niż w oleju rybnym) oraz kwasy omega-3 w wiązaniu chroniącym przed utlenieniem i zapewniającym efektywną absorpcję w organizmie.
Dlatego właśnie olej z kryla dostarcza nam znacznych ilości tych wyjątkowo zdrowych tłuszczów (EPA oraz DHA), bez ryzyka wystąpienia procesu utlenienia.
Ponadto prawdopodobieństwo skażenia rtęcią jest niezwykle małe: kryl to żyjątko na tyle drobne, że toksyny nie mają po prostu szansy odłożyć się w jego organizmie, a do tego żyje ono w nadzwyczaj czystych wodach Antarktydy.
Połów kryla to doskonale regulowana gałąź gospodarki, a jego zasoby wciąż są wysoce odnawialne. Na wszelki wypadek ustanowiono jednak specjalny limit połowu, aby nie dopuścić do drastycznego zmniejszenia populacji kryla.
6. Jaki jogurt wybrać?
Prawdziwy jogurt naturalny - czyli przyrządzany na bazie mleka od krów karmionych trawą, fermentowanego żywymi kulturami bakterii - stanowi doskonałe źródło probiotyków, tłuszczów nasyconych, witaminy D, wapnia oraz wielu innych cennych składników odżywczych. Jednak jogurt naturalny przetwarzany przemysłowo to nic więcej, jak tylko śmieciowe jedzenie o kremowej konsystencji, pozbawione wszelkich korzyści oprócz przyjemnego smaku.
Największy problem z jogurtem przemysłowym (zarówno wersją pełnotłustą, jak i light, odtłuszczoną, smakową, grecką czy naturalną) polega na tym, że przyrządza się go na bazie mleka od krów z chowu wielkoprzemysłowego, które nie mają dostępu do swego naturalnego pożywienia - trawy - a zamiast tego karmione są kukurydzą bądź soją. Znakomita większość kukurydzy i soi uprawianej w USA i podawanej krowom z hodowli przemysłowej podlega genetycznym modyfikacjom. Co więcej, kukurydza bogata jest w kwasy tłuszczowe omega-6, co oznacza, że jogurt wytwarzany z takiego mleka również zawiera dużo tego składnika.
Naturalnym pożywieniem krów jest trawa, dlatego karmienie ich soją oraz kukurydzą powoduje, że zapadają one na różne choroby trawienne. Oprócz tego panująca w hodowlach przemysłowych ciasnota oznacza, że praktycznie ciągle muszą stać w swoich własnych odchodach. W rezultacie krowy te dostają mieszankę antybiotyków "na wzmocnienie", które przedostają się do pitego przez nas później mleka.
Mleko organiczne od krów wypasanych na trawie zawiera znacznie więcej przeciwutleniaczy kluczowych dla zdrowia oczu - luteinę i zeaksantynę - oraz naturalnie występującego beta-karotenu (witaminy A) i tokoferolu (witamina E). Takie mleko stanowi też doskonałe źródło kwasów tłuszczowych omega-3.
Jednym z najniebezpieczniejszych związków chemicznych podawanych krowom przemysłowym jest tzw. krowi hormon wzrostu (rBGH). Jest to genetycznie modyfikowany hormon mający za zadanie zwiększyć produkcję mleka.
Zaczerpnięte z książki doktora Mercoli pt. Effortless Healing (Uzdrawianie bez wysiłku), Wydawnictwo Hay House, 2015
Badania wielokrotnie wykazały, że mleko od krów, którym podawano rBGH, odznacza się wyższym stężeniem substancji o nazwie insulinopodobny czynnik wzrostu (IGF-I). Gdy spożywamy mleko lub jogurt od krów, którym wstrzykiwano rBGH, wówczas IGF-I przedostaje się do naszego krwiobiegu, a to grozi zwiększonym ryzykiem rozwoju raka piersi, okrężnicy oraz prostaty.
Większość dostępnych na rynku jogurtów naturalnych to wersje nisko- lub beztłuszczowe, co odbiera im ich jedyne wartości odżywcze, jakie przyniosłoby spożywanie tłuszczów nasyconych.
Chemiczne dodatki
Aby uzyskać kremową konsystencję jogurtu, producenci wykorzystują dodatkowe związki chemiczne, w tym polidimetylosiloksan o właściwościach przeciwpieniących, którego stosowanie w produktach organicznych zostało (ponad 6 łyżeczek!) cukru na porcję, co oznacza, że nierzadko zawierają więcej cukru niż czekoladowy baton.
Wielbicielom słodszych odmian polecam słodzenie jogurtu stewią lub miodem organicznym.
Ponadto w jogurtach pełno jest substancji zagęszczających i stabilizujących, takich jak karagen, guma ksantanowa, genetycznie modyfikowana mąka kukurydziana, pektyna i żelatyna, sztuczne barwniki i polepszacze smaku.
Karagen sprawia największe problemy, ponieważ powoduje dolegliwości trawienne, np. biegunkę czy wzdęcia. Jogurty smakowe zawierają nawet 27 g (ponad 6 łyżeczek!) cukru na porcję, co oznacza, że nierzadko zawierają więcej cukru niż czekoladowy baton.
Rzadko zalecam spożywanie pasteryzowanych przetworów mlecznych, gdyż surowe mleko jest nieporównywalnie lepszym źródłem składników odżywczych. Jednak osoby jadające jogurt regularnie uczulam, żeby wybierały tylko i wyłącznie w pełni organiczny jogurt naturalny. Wielbicielom słodszych odmian polecam słodzenie jogurtu stewią lub miodem organicznym.
'YOGO' 3D Packshot from Entropy Studio on Vimeo.
Bibliografia
- Metabolism, 2005; 54: 264–70
- PLoS Med, 2009; 6: e1000201
- JAMA, 2013; 309: 63–70
- Environ Health Perspect, 1997; 105 suppl 3: 633–6; Cancer Res, 1998; 58: 3833–8
- J Agric Food Chem, 2001; 49: 4262–6
- Dement Geriatr Cogn Disord, 2008; 26: 50–7
- J Food Sci, 2008; 73: M15–20
- J Med Food, 2004 Winter; 7: 430–5
- J Bone Miner Metab, 2000; 18: 216–22
- Am J Clin Nutr, 1999; 69: 74–9
- Nutr Metab Cardiovasc Dis, 2009; 19: 504–10
- J Am Diet Assoc, 2008; 108: 2095–9
- Am J Clin Nutr, 2008; 87: 985–92
- Am J Clin Nutr, 2010; 91: 1348–58
- Altern Med Rev, 2003; 8: 303–18
- Circulation, 2002; 106: 2747–57
- Cancer Epidemiol Biomarkers Prev, 2010; 19: 1696–708
- JAMA, 2001; 285: 304–12; Eur J Epidemiol, 2012; 27: 895–901
- J Nutr Gerontol Geriatr, 2013; 32: 1–23; J Nutr Health Aging, 2008; 12: 382–6
- J Am Coll Nutr, 2007; 26: 39–48
- J Am Coll Nutr, 2002; 21: 495–505
- Open Heart, 2014; 1; doi: 10.1136/ openhrt-2013-000032
- Environ Health, 2013; 12: 2